[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z dolnejczęści nosa maszyny poszła seria i przy stopach Abdullaha eksplodował równymściegiem pył.Mułła zatrzymał się jak wryty, balansując komicznie ciałem i rę-koma, aby się nie przewrócić, potem zawrócił na pięcie i pobiegł z powrotemwymachując rękoma i wrzeszcząc do swoich, żeby wracali.Gdy dobiegli do do-mu, druga ostrzegawcza seria z karabinu maszynowego uniemożliwiła im wejściedo środka i po chwili cała rodzina kierowała się już w dół stoku, ku wiosce.Poprzez zagłuszający wszystko ryk silników przebijały się co jakiś czas poje-dyncze wystrzały, ale żołnierze oddawali je chyba w powietrze, żeby zastraszyćwieśniaków.Wchodzili do domów i wywlekali z nich mieszkańców w nocnychkoszulach i bieliznie.Hind, który zawrócił mułłę z rodziną, zaczął teraz krążyćnisko nad wioską, jakby szukając innych uciekinierów. Co oni chcą zrobić? spytała Jane roztrzęsionym głosem. Nie wiem. Czy to odwet? Bron Boże. To co? nie ustępowała.Ellis miał już na końcu języka: skąd, do cholery, mam wiedzieć?, ale zamiasttego powiedział: Może to kolejna próba pojmania Masuda. Ale on przecież nigdy nie zostaje w pobliżu pola bitwy. Może mają nadzieję, że zaniechał środków ostrożności albo zwlekał z odej-ściem, lub też że został ranny. Prawdę mówiąc Ellis nie wiedział, o co tuchodziło, ale obawiał się masakry w stylu My Lai.Wieśniaków spędzano na dziedziniec meczetu.%7łołnierze traktowali ich obce-sowo, ale nie brutalnie. Fara! krzyknęła nagle Jane.204 Co się stało? Co ona robi?Ellis spojrzał na dach chaty Jane.Fara klęczała przy maleńkim materacykuChantal i Ellis widział wystającą z niego małą różową główkę.Chantal chybawciąż spała.Fara nakarmiła ją pewnie w nocy z butelki, ale chociaż Chantal jesz-cze nie zgłodniała, huk helikopterów mógł ją obudzić.Ellis miał nadzieję, że jed-nak śpi.Ujrzał, jak Fara kładzie obok główki Chantal poduszkę, a potem naciąga natwarzyczkę dziecka prześcieradło. Ukrywa ją wyszeptała Jane. Poduszka podtrzymuje w górze prze-ścieradło, żeby miała czym oddychać. Bystra dziewczyna. %7łe też mnie tam nie ma.Fara miętosiła prześcieradło, a potem narzuciła byle jak drugie na ciałko Chan-tal.Zwlekała jeszcze przez chwilę, oceniając efekt swoich zabiegów.Z dalekadziecko wyglądało zupełnie jak porzucony w pośpiechu stos pościeli.Wrażenieto zadowoliło chyba Farę, bo dziewczyna zbliżyła się do krawędzi dachu i zeszłapo schodkach na podwórko. Zostawia ją jęknęła Jane. Chantal jest tak bezpieczna, jak to możliwe w tych okolicznościach. Wiem, wiem!Farę pognano wraz z innymi do meczetu.Wchodziła tam jako jedna z ostat-nich. Wszystkie dzieci są ze swoimi matkami zauważyła Jane. Wydaje misię, że Fara powinna zabrać Chantal ze sobą. Nie powiedział Ellis. Zaczekaj.Zobaczysz. Wciąż nie wiedział,co się dalej stanie, ale jeśli to miała być masakra, Chantal była najbezpieczniejszatam, gdzie się znajdowała.Gdy uznano, że wszyscy już znalezli się w murach meczetu, żołnierze znowuprzystąpili do przeszukiwania wioski, wbiegając i wybiegając z chat i strzelającod czasu do czasu w powietrze.Nie cierpią na brak amunicji, pomyślał Ellis.Helikopter, który pozostał w powietrzu, przeczesywał na małej wysokości obrzeżawioski zataczając coraz szersze kręgi, jakby czegoś szukał.Jeden z żołnierzy wszedł na podwórko chaty Jane.Ellis poczuł, jak Jane sztywnieje. Wszystko będzie dobrze szepnął jej do ucha.%7łołnierz zniknął w chacie.Ellis z Jane nie odrywali wzroku od drzwi. Pokilku sekundach wyszedł stamtąd i szybko wbiegł na górę po schodkach. Boże, ocal ją wyszeptała Jane.%7łołnierz stanął na dachu, zerknął na kupę zmiętej pościeli, rozejrzał się dooko-ła po dachach pobliskich chat i znowu zainteresował się dachem Jane.Najbliżej205miał do materaca Fary: Chantal leżała na swoim zaraz za nim.%7łołnierz szturchnąłmaterac Fary czubkiem buta.Nagle odwrócił się i zbiegł na dół.Ellis wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na Jane.Była przerazliwie blada. A mówiłem, że dobrze się skończy powiedział.Zaczęła dygotać.Ellis spojrzał teraz na meczet.Widział tylko część dziedzińca za murem.Wy-glądało na to, że wieśniacy siedzą na ziemi w rzędach, ale panował tam jakiś ruch,jakieś chodzenie tam i z powrotem.Usiłował odgadnąć, co się dzieje.Czyżby wy-pytywali ich o Masuda i miejsce jego pobytu? Było tam tylko trzech ludzi, którzymogli coś wiedzieć, trzech partyzantów z Bandy, którzy nie odeszli wczoraj z Ma-sudem w góry: Shahazi Gul, ten z blizną; Alishan Karim, brat mułły Abdullaha;i Sher Kador, pasterz kóz.Shahazi i Alishan mieli po czterdzieści kilka lat i łatwomogli odgrywać rolę zalęknionych starców.Sher Kador był zaledwie czternasto-letnim wyrostkiem.Wszyscy trzej mogli się zapierać, że nic nie wiedzą o Masu-dzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Z dolnejczęści nosa maszyny poszła seria i przy stopach Abdullaha eksplodował równymściegiem pył.Mułła zatrzymał się jak wryty, balansując komicznie ciałem i rę-koma, aby się nie przewrócić, potem zawrócił na pięcie i pobiegł z powrotemwymachując rękoma i wrzeszcząc do swoich, żeby wracali.Gdy dobiegli do do-mu, druga ostrzegawcza seria z karabinu maszynowego uniemożliwiła im wejściedo środka i po chwili cała rodzina kierowała się już w dół stoku, ku wiosce.Poprzez zagłuszający wszystko ryk silników przebijały się co jakiś czas poje-dyncze wystrzały, ale żołnierze oddawali je chyba w powietrze, żeby zastraszyćwieśniaków.Wchodzili do domów i wywlekali z nich mieszkańców w nocnychkoszulach i bieliznie.Hind, który zawrócił mułłę z rodziną, zaczął teraz krążyćnisko nad wioską, jakby szukając innych uciekinierów. Co oni chcą zrobić? spytała Jane roztrzęsionym głosem. Nie wiem. Czy to odwet? Bron Boże. To co? nie ustępowała.Ellis miał już na końcu języka: skąd, do cholery, mam wiedzieć?, ale zamiasttego powiedział: Może to kolejna próba pojmania Masuda. Ale on przecież nigdy nie zostaje w pobliżu pola bitwy. Może mają nadzieję, że zaniechał środków ostrożności albo zwlekał z odej-ściem, lub też że został ranny. Prawdę mówiąc Ellis nie wiedział, o co tuchodziło, ale obawiał się masakry w stylu My Lai.Wieśniaków spędzano na dziedziniec meczetu.%7łołnierze traktowali ich obce-sowo, ale nie brutalnie. Fara! krzyknęła nagle Jane.204 Co się stało? Co ona robi?Ellis spojrzał na dach chaty Jane.Fara klęczała przy maleńkim materacykuChantal i Ellis widział wystającą z niego małą różową główkę.Chantal chybawciąż spała.Fara nakarmiła ją pewnie w nocy z butelki, ale chociaż Chantal jesz-cze nie zgłodniała, huk helikopterów mógł ją obudzić.Ellis miał nadzieję, że jed-nak śpi.Ujrzał, jak Fara kładzie obok główki Chantal poduszkę, a potem naciąga natwarzyczkę dziecka prześcieradło. Ukrywa ją wyszeptała Jane. Poduszka podtrzymuje w górze prze-ścieradło, żeby miała czym oddychać. Bystra dziewczyna. %7łe też mnie tam nie ma.Fara miętosiła prześcieradło, a potem narzuciła byle jak drugie na ciałko Chan-tal.Zwlekała jeszcze przez chwilę, oceniając efekt swoich zabiegów.Z dalekadziecko wyglądało zupełnie jak porzucony w pośpiechu stos pościeli.Wrażenieto zadowoliło chyba Farę, bo dziewczyna zbliżyła się do krawędzi dachu i zeszłapo schodkach na podwórko. Zostawia ją jęknęła Jane. Chantal jest tak bezpieczna, jak to możliwe w tych okolicznościach. Wiem, wiem!Farę pognano wraz z innymi do meczetu.Wchodziła tam jako jedna z ostat-nich. Wszystkie dzieci są ze swoimi matkami zauważyła Jane. Wydaje misię, że Fara powinna zabrać Chantal ze sobą. Nie powiedział Ellis. Zaczekaj.Zobaczysz. Wciąż nie wiedział,co się dalej stanie, ale jeśli to miała być masakra, Chantal była najbezpieczniejszatam, gdzie się znajdowała.Gdy uznano, że wszyscy już znalezli się w murach meczetu, żołnierze znowuprzystąpili do przeszukiwania wioski, wbiegając i wybiegając z chat i strzelającod czasu do czasu w powietrze.Nie cierpią na brak amunicji, pomyślał Ellis.Helikopter, który pozostał w powietrzu, przeczesywał na małej wysokości obrzeżawioski zataczając coraz szersze kręgi, jakby czegoś szukał.Jeden z żołnierzy wszedł na podwórko chaty Jane.Ellis poczuł, jak Jane sztywnieje. Wszystko będzie dobrze szepnął jej do ucha.%7łołnierz zniknął w chacie.Ellis z Jane nie odrywali wzroku od drzwi. Pokilku sekundach wyszedł stamtąd i szybko wbiegł na górę po schodkach. Boże, ocal ją wyszeptała Jane.%7łołnierz stanął na dachu, zerknął na kupę zmiętej pościeli, rozejrzał się dooko-ła po dachach pobliskich chat i znowu zainteresował się dachem Jane.Najbliżej205miał do materaca Fary: Chantal leżała na swoim zaraz za nim.%7łołnierz szturchnąłmaterac Fary czubkiem buta.Nagle odwrócił się i zbiegł na dół.Ellis wypuścił powietrze z płuc i spojrzał na Jane.Była przerazliwie blada. A mówiłem, że dobrze się skończy powiedział.Zaczęła dygotać.Ellis spojrzał teraz na meczet.Widział tylko część dziedzińca za murem.Wy-glądało na to, że wieśniacy siedzą na ziemi w rzędach, ale panował tam jakiś ruch,jakieś chodzenie tam i z powrotem.Usiłował odgadnąć, co się dzieje.Czyżby wy-pytywali ich o Masuda i miejsce jego pobytu? Było tam tylko trzech ludzi, którzymogli coś wiedzieć, trzech partyzantów z Bandy, którzy nie odeszli wczoraj z Ma-sudem w góry: Shahazi Gul, ten z blizną; Alishan Karim, brat mułły Abdullaha;i Sher Kador, pasterz kóz.Shahazi i Alishan mieli po czterdzieści kilka lat i łatwomogli odgrywać rolę zalęknionych starców.Sher Kador był zaledwie czternasto-letnim wyrostkiem.Wszyscy trzej mogli się zapierać, że nic nie wiedzą o Masu-dzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]