[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ona nie żyje.— Czy wie pan, w jaki sposób zmarła? — spytałem.Czułem słabość i zbierało mi się na mdłości, przede wszystkim musiałem się jednak dowiedzieć.Doktor Jarvis wyciągnął sztywne, białe prześcieradło, którym następnie przykrył ciało.— Została wystraszona — odparł.— Wygląda na to, że coś ją przestraszyło na śmierć.— Tutaj? Pan chyba żartuje.Lekarz odwrócił się ze złością.— O tym, co się tutaj dzieje, wiem nie więcej od pana! — wykrzyknął.Był bardzo zdenerwowany.— Niech pan sam zobaczy! Są tu wszystkie objawy śmierci z powodu histerycznego spazmu! To się często zdarza! Nawet ludzie, których się wiesza, umierają niejednokrotnie ze strachu, zanim jeszcze ich kark zostanie złamany!Podszedłem do okna i postukałem w ramę.Było zamknięte.Podobnie jak i okno po drugiej stronie pokoju.A więc tędy nie można było uciec.Doktor Jarvis przysiadł nerwowo, przypatrując się prowadzonym przeze mnie oględzinom.Nic nie zostało stłuczone ani przesunięte.Nigdzie nie było widocznych śladów.— Nie rozumiem tego — powiedział już spokojniejszym głosem.— Po prostu nie rozumiem.— Czego pan nie rozumie?— Panie Erskine, jeśli umiera pan ze strachu, to coś powinno pana przestraszyć.Co mogło przestraszyć Marjorie w tym pomieszczeniu?Jeszcze raz rozejrzałem się dookoła.Właśnie nadeszli profesor Qualt i Anna.Stanąłem do nich plecami, podczas gdy doktor Jarvis powiedział im, co zaszło.Byłem zbyt wstrząśnięty, zbyt zdenerwowany, aby w tej chwili z kimkolwiek rozmawiać.Opowiadano mi o śmierci Maxa, na własne oczy widziałem przerażoną Marjorie.Kilka razy w życiu sam miałem niezłego stracha.Ale teraz zobaczyłem, co dżinn potrafi naprawdę.Byłem już pewien, absolutnie pewien, że cokolwiek kryło się w dzbanie, ponosiło bezpośrednią odpowiedzialność za wszystkie ostatnie zdarzenia.Musieliśmy jakoś dostać się do Winter Sails i pozbyć tego — bez względu na grożące niebezpieczeństwo.Nie chciałem śmierci panny Johnson czy Anny.Nie chciałem, by zginął profesor Qualt lub doktor Jarvis.A przede wszystkim nie chciałem umierać ja sam.W każdym razie nie w ten sposób.Nie z rozszerzonymi przez strach oczami i ustami otwartymi do krzyku, któremu obłędne przerażenie nie pozwoliło się nawet wydobyć.— Co się stało? — zapytał profesor Qualt.— Czy coś pan zauważył?Potrząsnąłem głową.— Nie, ale jestem pewien, że coś słyszałem.— Coś pan słyszał? — zdziwił się doktor Jarvis.— A co takiego?— No cóż… — zacząłem powoli.— Zna pan to uczucie, gdy leży się nocą w łóżku, a do pokoju jakimś cudem wlatuje wielka ćma i zaczyna krążyć wokół lampy? Tłucze się o abażur, a my czekamy z lękiem, kiedy dotknie naszej twarzy.Właśnie coś takiego słyszałem.Tamto coś wydawało taki sam odgłos.Doktor Jarvis podszedł do telefonu, zagryzając wargi, i podniósł słuchawkę.— Co zamierza pan zrobić? — spytałem.— Wezwę policję, a co pan myśli? Nie możemy dopuścić, aby tego typu historie się powtarzały.— I naprawdę pan myśli, że policja nam uwierzy? A jeśli nawet przypadkiem tak się stanie, to sądzi pan, że zdoła cokolwiek zaradzić? Niech pan da spokój, doktorze, bądźmy rozsądni.Doktor Jands wskazał na ciało Marjorie.— Jeśli według pana śmierć tej kobiety miała cokolwiek wspólnego z rozsądkiem, to może pan sobie być tak rozsądnym, jak się panu podoba.Dla mnie jest to zjawisko ponadnaturalne.I dlatego właśnie chcę zawiadomić policję.Podszedł do nas profesor Qualt i łagodnie wyjął słuchawkę z dłoni zdenerwowanego lekarza.— Kogo chce pan wezwać? — zapytał głębokim, pewnym głosem.— Brygadę Antyduchową?Dochodziła dziesiąta, gdy postanowiliśmy wrócić do Winter Sails.Na dworze było ciemno.Gęsty, welwetowy mrok spowijał nas ze wszystkich stron niczym wnętrze futerału skrzypiec.Księżyc jeszcze nie wzeszedł i wokół panowała dziwna, dusząca cisza.W milczeniu wsiedliśmy do samochodu.Uruchomiłem silnik.Sącząca się z deski rozdzielczej zielona poświata nadawała naszym twarzom zdecydowanie niezdrowy wygląd.— Myślicie, że zrobiliśmy dobrze zostawiając doktora Jarvisa samego? — zapytała Anna.— Dlaczego nie? — powiedział profesor Qualt, wychylając się z tylnego siedzenia.— Jest wystarczająco dorosły, żeby potrafił się sam o siebie zatroszczyć.— No tak — przyznała Anna.— Ale jeśli zadzwoni na policję?Włączyłem reflektory, rozejrzałem się dokoła i zwolniłem hamulec.— Obiecał, że tego nie zrobi — przypomniałem.— A doktor Jarvis należy do tych staroświeckich dżentelmenów, którzy dotrzymują słowa.Nie przejmuj się.Jechałem szybko rozświetlonym tunelem, który wycinały w miękkiej ciemności reflektory wozu.Przed nami przemykały ćmy i błyszczące chrząszcze.Z ulicy doktora Jarvisa wyjechałem na drogę główną i skierowałem się ku Winter Sails.Na szosie było pusto, nacisnąłem więc gaz, utrzymując na całej trasie prędkość w granicach sześćdziesięciu mil na godzinę.Gdy dojeżdżaliśmy do Winter Sails, z morza wynurzył się właśnie sierp Księżyca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.— Ona nie żyje.— Czy wie pan, w jaki sposób zmarła? — spytałem.Czułem słabość i zbierało mi się na mdłości, przede wszystkim musiałem się jednak dowiedzieć.Doktor Jarvis wyciągnął sztywne, białe prześcieradło, którym następnie przykrył ciało.— Została wystraszona — odparł.— Wygląda na to, że coś ją przestraszyło na śmierć.— Tutaj? Pan chyba żartuje.Lekarz odwrócił się ze złością.— O tym, co się tutaj dzieje, wiem nie więcej od pana! — wykrzyknął.Był bardzo zdenerwowany.— Niech pan sam zobaczy! Są tu wszystkie objawy śmierci z powodu histerycznego spazmu! To się często zdarza! Nawet ludzie, których się wiesza, umierają niejednokrotnie ze strachu, zanim jeszcze ich kark zostanie złamany!Podszedłem do okna i postukałem w ramę.Było zamknięte.Podobnie jak i okno po drugiej stronie pokoju.A więc tędy nie można było uciec.Doktor Jarvis przysiadł nerwowo, przypatrując się prowadzonym przeze mnie oględzinom.Nic nie zostało stłuczone ani przesunięte.Nigdzie nie było widocznych śladów.— Nie rozumiem tego — powiedział już spokojniejszym głosem.— Po prostu nie rozumiem.— Czego pan nie rozumie?— Panie Erskine, jeśli umiera pan ze strachu, to coś powinno pana przestraszyć.Co mogło przestraszyć Marjorie w tym pomieszczeniu?Jeszcze raz rozejrzałem się dookoła.Właśnie nadeszli profesor Qualt i Anna.Stanąłem do nich plecami, podczas gdy doktor Jarvis powiedział im, co zaszło.Byłem zbyt wstrząśnięty, zbyt zdenerwowany, aby w tej chwili z kimkolwiek rozmawiać.Opowiadano mi o śmierci Maxa, na własne oczy widziałem przerażoną Marjorie.Kilka razy w życiu sam miałem niezłego stracha.Ale teraz zobaczyłem, co dżinn potrafi naprawdę.Byłem już pewien, absolutnie pewien, że cokolwiek kryło się w dzbanie, ponosiło bezpośrednią odpowiedzialność za wszystkie ostatnie zdarzenia.Musieliśmy jakoś dostać się do Winter Sails i pozbyć tego — bez względu na grożące niebezpieczeństwo.Nie chciałem śmierci panny Johnson czy Anny.Nie chciałem, by zginął profesor Qualt lub doktor Jarvis.A przede wszystkim nie chciałem umierać ja sam.W każdym razie nie w ten sposób.Nie z rozszerzonymi przez strach oczami i ustami otwartymi do krzyku, któremu obłędne przerażenie nie pozwoliło się nawet wydobyć.— Co się stało? — zapytał profesor Qualt.— Czy coś pan zauważył?Potrząsnąłem głową.— Nie, ale jestem pewien, że coś słyszałem.— Coś pan słyszał? — zdziwił się doktor Jarvis.— A co takiego?— No cóż… — zacząłem powoli.— Zna pan to uczucie, gdy leży się nocą w łóżku, a do pokoju jakimś cudem wlatuje wielka ćma i zaczyna krążyć wokół lampy? Tłucze się o abażur, a my czekamy z lękiem, kiedy dotknie naszej twarzy.Właśnie coś takiego słyszałem.Tamto coś wydawało taki sam odgłos.Doktor Jarvis podszedł do telefonu, zagryzając wargi, i podniósł słuchawkę.— Co zamierza pan zrobić? — spytałem.— Wezwę policję, a co pan myśli? Nie możemy dopuścić, aby tego typu historie się powtarzały.— I naprawdę pan myśli, że policja nam uwierzy? A jeśli nawet przypadkiem tak się stanie, to sądzi pan, że zdoła cokolwiek zaradzić? Niech pan da spokój, doktorze, bądźmy rozsądni.Doktor Jands wskazał na ciało Marjorie.— Jeśli według pana śmierć tej kobiety miała cokolwiek wspólnego z rozsądkiem, to może pan sobie być tak rozsądnym, jak się panu podoba.Dla mnie jest to zjawisko ponadnaturalne.I dlatego właśnie chcę zawiadomić policję.Podszedł do nas profesor Qualt i łagodnie wyjął słuchawkę z dłoni zdenerwowanego lekarza.— Kogo chce pan wezwać? — zapytał głębokim, pewnym głosem.— Brygadę Antyduchową?Dochodziła dziesiąta, gdy postanowiliśmy wrócić do Winter Sails.Na dworze było ciemno.Gęsty, welwetowy mrok spowijał nas ze wszystkich stron niczym wnętrze futerału skrzypiec.Księżyc jeszcze nie wzeszedł i wokół panowała dziwna, dusząca cisza.W milczeniu wsiedliśmy do samochodu.Uruchomiłem silnik.Sącząca się z deski rozdzielczej zielona poświata nadawała naszym twarzom zdecydowanie niezdrowy wygląd.— Myślicie, że zrobiliśmy dobrze zostawiając doktora Jarvisa samego? — zapytała Anna.— Dlaczego nie? — powiedział profesor Qualt, wychylając się z tylnego siedzenia.— Jest wystarczająco dorosły, żeby potrafił się sam o siebie zatroszczyć.— No tak — przyznała Anna.— Ale jeśli zadzwoni na policję?Włączyłem reflektory, rozejrzałem się dokoła i zwolniłem hamulec.— Obiecał, że tego nie zrobi — przypomniałem.— A doktor Jarvis należy do tych staroświeckich dżentelmenów, którzy dotrzymują słowa.Nie przejmuj się.Jechałem szybko rozświetlonym tunelem, który wycinały w miękkiej ciemności reflektory wozu.Przed nami przemykały ćmy i błyszczące chrząszcze.Z ulicy doktora Jarvisa wyjechałem na drogę główną i skierowałem się ku Winter Sails.Na szosie było pusto, nacisnąłem więc gaz, utrzymując na całej trasie prędkość w granicach sześćdziesięciu mil na godzinę.Gdy dojeżdżaliśmy do Winter Sails, z morza wynurzył się właśnie sierp Księżyca [ Pobierz całość w formacie PDF ]