[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie odbywała się jedna z tych uroczystości.O godzinie czwartej nad ranem każdy normalny dwunastolatek powinien leżećotulony kołderką i śnić o prowadzeniu szeregów rozmodlonych krzyżowców doostatecznej bitwy z heretykami albo.o skakaniu z drzew na bandy złoczyńców,ratowaniu porwanej księżniczki i otrzymywaniu zasłużonej nagrody.W każdymrazie Xedoc wiedział na pewno, że nie powinien klęczeć w zatęchłym westybu-lu, potrząsać dzwonkami i obserwować starych klechów, którzy wlepiali wzrokw półkę pełną kusej nocnej bielizny.W porządku, może i właśnie na ten dzieńprzypadała trzecia rocznica Powtórnego Poświęcenia Błogosławionych Inekspry-mabli świętej Mykoły i ktoś musiał dzwonić i kadzić.Tylko że.dlaczego zawszeon? Kiedy będzie mógł przystąpić do interesujących części szkolenia, takich jak Strategiczne aspekty krucjat , Taktyka walki w katakumbach czy Kościelnyprzemysł zbrojeniowy ? Albo chociaż Egzorcyzmy w teorii i praktyce ?Jego Zwiątobliwość Papa Jerz XXXIII jęknął po raz kolejny, tym razem nawidok sprzączek pewnej wyjątkowo gustownej halki ze Zwiątyni św.Leklerkaz Makrokeszu.Xedoc posłusznie potrząsnął dzwonkami, marszcząc przy tym czo-ło jeszcze bardziej niż poprzednio.Na zewnątrz zaczynało robić się jasno.Nagle dał się słyszeć pisk sandałów hamujących na posadzce, uderzenie dłonio marmur i zza filara wypadł szaleńczo dyszący mnich. On wrócił! krzyknął.yrenice Xedoca rozszerzyły się w zainteresowaniu.Nie wiedział co prawda,kto wrócił i dlaczego nawyki turystyczne tego kogoś miałyby być dla Papy ważne,ale i tak zapowiadało się ekscytująco.Na pewno bardziej ekscytująco niż poprzed-nie trzy i pół godziny.Co więcej, nikt nigdy nie przeszkadzał Papie, jeśli nie byłato sprawa najwyższej wagi.Papa Jerz oderwał wzrok od wyjątkowo twarzowej haleczki z różowej saty-ny i spojrzał na Pasterra, kleryka z kliniki.Xedoc ot tak, na wszelki wypadek,potrząsnął dzwoneczkami. Ocalony poinformował mnich, po czym, ujrzawszy wyraz twarzy Papy,80pospieszył z wyjaśnieniami: Mieliśmy informować w razie.Jego Zwiątobliwość mruknął coś pod nosem, ponuro zgarnął swoje fioletoweszaty i wstał przy akompaniamencie trzeszczenia stawów.Po raz ostatni rzuciłtęsknie okiem na stos falbankowej bielizny i odwrócił się, kiwnął na naburmu-szonych członków gabinetu, a następnie bez pośpiechu skierował się do wyjścia,głośno wycierając przy tym nos.Za nim ruszył mnisi posłaniec oraz z trudempowstrzymujący wzbierające w nim sztormowe fale ciekawości Xedoc.Zmagający się z artretyzmem, obwieszony akrami bieżącymi fioletowego je-dwabiu kościsty Papa Jerz pokonał wiele jardów korytarzy, każdy z kroków uła-twiając sobie uderzeniem okutej laski o zimne kamienie posadzki.W końcu za-trzymał się, otworzył drzwi i ruszył ciasnym przejściem.Przemykający za mni-chem Xedoc czuł wzrastające w nim podniecenie.Nigdy wcześniej nie był w tejczęści Nawtykanu.Gdzieś z przodu dobiegł go dzwięk otwierania kolejnych drzwii tuż za Papą i mnichem wkroczył do rozległego pomieszczenia z dwudziestomaczy trzydziestoma hamakami rozpiętymi między kolumnami.Hamak znajdującysię w przeciwległym końcu sali z trzech stron otoczony był bladoniebieskim pa-rawanem.Tam właśnie skierował swe kroki Papa Jerz i po chwili zniknął za przepierze-niem.Xedoc rzucił się przed siebie i wsunął pod zasłonę. Au! mruknął Papa, patrząc na ciało leżące na hamaku. Czoło wyglądafatalnie powiedział, spoglądając na krzyżujące się szwy zbierające skórę naczubku głowy delikwenta. Tylko bez osobistych wycieczek upomniał przełożonego Pasterr. To straszne.Czym dostał? Nie mam pojęcia.Ale przez jakiś czas obejdzie się bez fryzjera. Niech licho porwie tych heretyków! Czy ich niewybaczalne zepsucie niezna granic? Najpierw owce, a teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Właśnie odbywała się jedna z tych uroczystości.O godzinie czwartej nad ranem każdy normalny dwunastolatek powinien leżećotulony kołderką i śnić o prowadzeniu szeregów rozmodlonych krzyżowców doostatecznej bitwy z heretykami albo.o skakaniu z drzew na bandy złoczyńców,ratowaniu porwanej księżniczki i otrzymywaniu zasłużonej nagrody.W każdymrazie Xedoc wiedział na pewno, że nie powinien klęczeć w zatęchłym westybu-lu, potrząsać dzwonkami i obserwować starych klechów, którzy wlepiali wzrokw półkę pełną kusej nocnej bielizny.W porządku, może i właśnie na ten dzieńprzypadała trzecia rocznica Powtórnego Poświęcenia Błogosławionych Inekspry-mabli świętej Mykoły i ktoś musiał dzwonić i kadzić.Tylko że.dlaczego zawszeon? Kiedy będzie mógł przystąpić do interesujących części szkolenia, takich jak Strategiczne aspekty krucjat , Taktyka walki w katakumbach czy Kościelnyprzemysł zbrojeniowy ? Albo chociaż Egzorcyzmy w teorii i praktyce ?Jego Zwiątobliwość Papa Jerz XXXIII jęknął po raz kolejny, tym razem nawidok sprzączek pewnej wyjątkowo gustownej halki ze Zwiątyni św.Leklerkaz Makrokeszu.Xedoc posłusznie potrząsnął dzwonkami, marszcząc przy tym czo-ło jeszcze bardziej niż poprzednio.Na zewnątrz zaczynało robić się jasno.Nagle dał się słyszeć pisk sandałów hamujących na posadzce, uderzenie dłonio marmur i zza filara wypadł szaleńczo dyszący mnich. On wrócił! krzyknął.yrenice Xedoca rozszerzyły się w zainteresowaniu.Nie wiedział co prawda,kto wrócił i dlaczego nawyki turystyczne tego kogoś miałyby być dla Papy ważne,ale i tak zapowiadało się ekscytująco.Na pewno bardziej ekscytująco niż poprzed-nie trzy i pół godziny.Co więcej, nikt nigdy nie przeszkadzał Papie, jeśli nie byłato sprawa najwyższej wagi.Papa Jerz oderwał wzrok od wyjątkowo twarzowej haleczki z różowej saty-ny i spojrzał na Pasterra, kleryka z kliniki.Xedoc ot tak, na wszelki wypadek,potrząsnął dzwoneczkami. Ocalony poinformował mnich, po czym, ujrzawszy wyraz twarzy Papy,80pospieszył z wyjaśnieniami: Mieliśmy informować w razie.Jego Zwiątobliwość mruknął coś pod nosem, ponuro zgarnął swoje fioletoweszaty i wstał przy akompaniamencie trzeszczenia stawów.Po raz ostatni rzuciłtęsknie okiem na stos falbankowej bielizny i odwrócił się, kiwnął na naburmu-szonych członków gabinetu, a następnie bez pośpiechu skierował się do wyjścia,głośno wycierając przy tym nos.Za nim ruszył mnisi posłaniec oraz z trudempowstrzymujący wzbierające w nim sztormowe fale ciekawości Xedoc.Zmagający się z artretyzmem, obwieszony akrami bieżącymi fioletowego je-dwabiu kościsty Papa Jerz pokonał wiele jardów korytarzy, każdy z kroków uła-twiając sobie uderzeniem okutej laski o zimne kamienie posadzki.W końcu za-trzymał się, otworzył drzwi i ruszył ciasnym przejściem.Przemykający za mni-chem Xedoc czuł wzrastające w nim podniecenie.Nigdy wcześniej nie był w tejczęści Nawtykanu.Gdzieś z przodu dobiegł go dzwięk otwierania kolejnych drzwii tuż za Papą i mnichem wkroczył do rozległego pomieszczenia z dwudziestomaczy trzydziestoma hamakami rozpiętymi między kolumnami.Hamak znajdującysię w przeciwległym końcu sali z trzech stron otoczony był bladoniebieskim pa-rawanem.Tam właśnie skierował swe kroki Papa Jerz i po chwili zniknął za przepierze-niem.Xedoc rzucił się przed siebie i wsunął pod zasłonę. Au! mruknął Papa, patrząc na ciało leżące na hamaku. Czoło wyglądafatalnie powiedział, spoglądając na krzyżujące się szwy zbierające skórę naczubku głowy delikwenta. Tylko bez osobistych wycieczek upomniał przełożonego Pasterr. To straszne.Czym dostał? Nie mam pojęcia.Ale przez jakiś czas obejdzie się bez fryzjera. Niech licho porwie tych heretyków! Czy ich niewybaczalne zepsucie niezna granic? Najpierw owce, a teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]