[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Częściowo tego dowodziPlaton w Państwie, które mój brat dał mi do czytania.Ten steward próbował mnie jednakzabić i gdybym nie zrobił tego, co zrobiłem, toby mu się udało.Nie miałem zamiarupozbawić go życia.To on zaczął walkę, nie ja.Crowe skinął głową.- Zgoda.- A jaka jest dobra odpowiedz?- Nie ma dobrej odpowiedzi, chłopcze; w każdym razie ja jej nie znam.To dylemat:społeczeństwo funkcjonuje, ponieważ ludzie przestrzegają zasad i nie mordują się nawzajem,ale jeśli ktoś postanawia zlekceważyć te zasady, co powinieneś zrobić? Pozwolić, by uszło imto płazem, czy walczyć z nimi tą samą bronią? Jeśli wybierzesz pierwszą drogę, przejmąwładzę nad społeczeństwem, ponieważ zawsze są gotowi walczyć bardziej zajadle i mniejuczciwie niż ty.Ale jeśli wybierzesz drugą drogę, jak zapobiegniesz temu, żeby nie stać siętakim jak oni? - Potrząsnął głową.- Ostatecznie, jedyna rada, jaką mogę ci dać, brzmi: jeślidojdziesz do takiego etapu, że ludzkie życie przestanie się dla ciebie liczyć, zaszedłeś zadaleko.Dopóki śmierć cię obchodzi, dopóki rozumiesz, że to wyjście ostateczne, a nienajlepsze, to znaczy, że może wciąż jeszcze jesteś po właściwej stronie. - Czy sądzi pan, że Mycroft wiedział, że wydarzy się coś takiego? - zapytał Sherlock.-Czy to dlatego dał mi tę książkę?- Nie - odparł Crowe.- Ale twój brat jest mądrym człowiekiem.Myślę, żeprzewidział, że w którymś momencie zaczniesz zadawać sobie te pytania, i wolał zadbać o to,byś miał narzędzia, które pozwolą ci na nie odpowiedzieć. ROZDZIAA 4:Przespał się trochę, chociaż było dopiero popołudnie: snem niespokojnym, pełnymobrazów związanego i bezradnego Mattyego, płaczącego w ciemności i zastanawiającego się,gdzie podziewają się jego przyjaciele.Kiedy Sherlock się obudził, policzki miał mokre od łezi potrzebował dłuższej chwili, żeby przypomnieć sobie, gdzie jest i co się stało.Bolały go mięśnie, w płucach go paliło, czuł też siniaki na szyi, tam gdzie dusił goGrivens.Próbował znalezć w sobie choćby odrobinę przerażenia w związku z tym, co zrobił,ale nie było w nim tak silnych uczuć.%7łal, owszem.%7łałował, że zginął człowiek, ale nicwięcej.Leżąc i myśląc o Grivensie, żeby na razie nie martwić się o Mattyego, Sherlock zacząłsię zastanawiać nad opalizującym błękitnym tatuażem na nadgarstku mężczyzny, bo to dziękiniemu zorientował się, że jest obserwowany.Jeśli w ogóle kiedykolwiek myślał o tatuażach,to tylko jako o rodzaju ozdoby, ale najwyrazniej chodziło w nich o coś więcej.Były znakiemrozpoznawczym, sposobem identyfikacji.W tym przypadku dzięki tatuażowi rozpoznałczłowieka, który obserwował go z polecenia uciekających przed nimi Amerykanów.A sądzącz tego, co powiedział steward, można rozpoznać tatuażystę po stylu, tak jak można rozpoznaćobraz Vermeera czy Rubensa.Albo Verneta, pomyślał Sherlock, przypominając sobie obrazyw hallu dworu Holmesów.W głowie pojawił mu się pomysł encyklopedii tatuaży, którapodawałaby również miejsca, gdzie zostały wykonane, i nazwiska ich autorów.Czy cośtakiego byłoby w ogóle możliwe?Po chwili uznał, że leżąc w łóżku, nic nie zdziała.Wstał i wyszedł z kajuty.Słońce świeciło mocno na pokład SS  Scotia.Wszędzie dookoła rozciągała się równalinia horyzontu.Wyglądało to tak, jakby znajdowali się pod odwróconą miską z błękitnejporcelany.Nie dało się dostrzec, że posuwają się naprzód, nawet morskie ptaki zawisały bezruchu w powietrzu.Po kilku minutach Sherlock zdał sobie sprawę, że od jakiegoś czasu słyszy, jak ktośgra na skrzypcach.Rufus Stone? Prawdopodobnie - szanse, że na pokładzie jest dwóchskrzypków, były niewielkie.Pomyślał też, że chyba już potrafi rozpoznać pewne elementystylu Stone a - ozdobniki, które dodawał na końcu wybranych fraz, i sposób, w jaki palce jegolewej dłoni zmagały się niekiedy ze skomplikowanymi arpeggio.Poszedł poszukać Rufusa i znalazł muzyka na jego zwykłym miejscu niedaleko dziobustatku.Tym razem wokół niego było pusto.Może wszyscy się znudzili. - Już się bałem, że postanowiłeś porzucić nasze lekcje, tak jak człowiek porzuca starąchusteczkę! - zawołał Stone, wciąż grając.- Byłem.bardzo zajęty - odparł Sherlock.- Ale jestem.- W takim razie zacznijmy.- Rufus przestał grać i opuścił skrzypce.- Może chcesz ocoś zapytać, zanim sprawdzimy, czy pamiętasz jeszcze, co mówiłem ci wcześniej na tematpostawy?Sherlock zastanowił się.- Jaki jest pana ulubiony utwór? - zapytał.- Czy ten Brucha, który grał pan dziś rano?Rufus zamyślił się na chwilę.- Nie - przyznał w końcu.- Mam, można powiedzieć, słabość do dzieł HenrykaWieniawskiego.Napisał kilka koncertów skrzypcowych, z których najbardziej lubię drugi, wdmoll.A poza tym jest jeszcze niesławna sonata gmoll Giuseppe Tartiniego.To prawdziwysprawdzian umiejętności skrzypka.- Niesławna? - zapytał Sherlock.- Jest znana jako sonata Z diabelskim trylem.Tartini twierdził, że przyśnił mu siędiabeł grający na skrzypcach.Kiedy się obudził, spróbował zapisać to, co grał czart.Melodiajest tak szatańsko trudna, że zdaniem pewnych krytyków Tartini musiał zaprzedać duszędiabłu w zamian za zręczność, która pozwoliłaby mu ją wykonać.- Co za bzdury.- Oczywiście.Ale to niezła historia, a ludzie chętniej będą cię słuchać, jeśli sądzą, żew utworze, który masz zamiar zaprezentować, jest coś niesamowitego albo dziwacznego.-Wręczył skrzypce Sherlockowi.- Przekonajmy się, ile zapamiętałeś z poprzedniej lekcji.Przez resztę popołudnia Sherlock pod krytycznym okiem Rufusa Stonea trzymałskrzypce i próbował po kolei różnych sposobów wydobywania z instrumentu dzwięków zapomocą smyczka, nie przejmując się tym, czy będą właściwe, czy nie.Chodziło tylko otechnikę, którą miał opanować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl