[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By używać magii właściwie, musicie być adeptami odwiecz-nej sztuki czarowania.Uniosła się jakaś ręka.Wykładowca był gotowy, zanim padło pytanie. Nie, nie! Nie jest ważne miejsce aranżacji i sekwencja zwykłych literek.To znacznie wznioślejsze, o wiele bardziej holistyczne.Dla adepta prawdziwego czarowania najważniejsza jest głęboka i gruntowna wiedza o tempie, ustawieniuakapitów, odmianie przysłówków i parametrach infiltracji wątków pobocznych.W innym wypadku możecie równie dobrze wziąć księgę, przeżuć ją na małekawałeczki i czekać na właściwą aranżację.Pamięć Vhintza, czując się zastanawiająco niezręcznie, wstała i wyślizgnęłasię z sali.108* * * Jesteś pewien, że powiedział pierwsza w lewo ? wyszeptał Beczka. Tak, nie słyszałeś? Zdaje mi się, że tak powiedział, ale nie wydaje mi się, żeby miał rację.Trochę tu ciemno.Beczka rozejrzał się nerwowo i zbliżył do przyjaciela.Niewielka grupkaszczurów obserwowała z bezczelnym znudzeniem, jak chłopcy wchodzą w wą-ską boczną uliczkę.Chodnik, jeśli tą szumną nazwą określić można pasmo nie-równej ziemi, pełniące niewdzięczną funkcję zajmowania przestrzeni pomiędzydwoma rzędami walących się budynków, połyskiwał w przyćmionym świetle uli-cy.Beczce zdawało się bardzo dziwne, że połyskuje, skoro nie padało od tygodni,i w ogóle byłby zaskoczony, gdyby deszczowi udało się tu dostać. Powiedział, jak daleko na pierwszej w lewo? Nie, i oby już niedaleko, bo zawracam i.Uważaj!Nad ulicą otworzyło się okno, w którym ukazała się postać dzierżąca spo-re wiadro.Beczka zauważył to zbyt pózno.Nie przerywając rozmowy z kimśw środku, postać gestem znamionującym znudzenie spełnianiem irytujących pracdomowych odwróciła wiadro do góry dnem.Beczka ruszył się zbyt pózno.Kiedykaskada aromatycznych oraz nieco mniej aromatycznych domowych odpadkówzaszczyciła Beczkę niechcianym i okropnie mokrym chluśnięciem, Firkin odwró-cił się i mocno skulił.Okno zamknęło się, a incydent na dole pozostał niezauwa-żony.Beczka stał, połyskując podobnie jak chodnik.Długa obierka z ziemniaka,ozdobiona kawałkami marchewki, oplotła mu czoło.Chłopiec z obrzydzeniempotrząsnął głową, oprócz tej usuwając z siebie także kilka innych obierek. Kochaniutki, patrz, gdzie stawiasz nóżęta, zwłaszcza w takiej okolicy.Wysoka kobieta wynurzyła się z mrocznego cienia niewidocznej bramy, stanęław jaśniejszym cieniu bocznej uliczki i spojrzała współczująco na ociekającegoBeczkę. Tu mieszkają zwierzęta, kochaniutki.Zwierzęta, niech mnie, jeśli niemam racji.Jakby dla podkreślenia ostatnich słów, duży szczur przemknął cichutkowskroś ulicy, omijając szerokim łukiem ostry czubek buta kobiety. Wy nietutejsi, co? zapytała, gdy Beczka usiłował doprowadzić się dojakiego takiego porządku. Nie odparł Firkin. Skąd wiesz? Najsamprzód, lepiej byście wodzili oczkami, co się wokół dzieje, a pozatym nigdy przedtem nie widziałam was, kochaniutkie przystojniaczki, w moimrewirze, a ja znam wszystkich w moim rewirze.Taka praca. Uśmiechnęła sięciut złośliwie w stronę Beczki.109 Tyłki w troki, pomyślimy nad wyczyszczeniem cię, kochaniutki powie-działa i nie czekając na odpowiedz, znikła w cieniu.Beczka popatrzył pytająco na Firkina, który w odpowiedzi wzruszył ramiona-mi. No dalej, słodziutcy.Nie wiem jak wy, ale ja jestem kobieta pracująca.Chłopcy wkroczyli w cień, idąc za nią wąskimi zaułkami, przechodząc przezdziury w ogrodzeniach, okrążając mroczne i obskurne bloki mieszkalne, aż wresz-cie ich przewodniczka zatrzymała się, po czym przeszła przez osobliwie różowedrzwi.Nieufnie, ale nie mając lepszego pomysłu, chłopcy weszli za nią.Podłogawydała im się dziwnie chybotliwa, więc Firkin spojrzał pod nogi na kudłaty, ró-żowy dywan.Z bocznych drzwi wysunął się długi, zgrabny palec, zapraszając ichdo środka.Powitał ich dzwięk bieżącej gorącej wody i dziwny, lecz sympatyczny aromatświeżych olejków i balsamów ziołowych.Kobieta zakręciła kurki i zwróciła siędo Beczki: W porząsiu, kochaniutki.Możemy zaczynać? Ruchami znamionującymiwprawę jęła rozpinać guziki przy jego kurtce. Ciuteczkę zaśmierdłeś, kochaniutki, ale bez zgrzytu, za chwilunię znówbędziesz pachniał jak różyczka.A ty, przystojniaczku, uderzaj w następne drzwi,Barabara czeka zwróciła się do Firkina, gdy w pokoju pojawiła się kolejnawysoka, niezwykle skąpo odziana kobieta, posyłając w stronę chłopca szerokiuśmiech.Brud z ostatnich kilku dni, przyćmione czerwone światła oraz wyraz zakłopo-tania na twarzy Beczki ukryły fakt, że był zdecydowanie za młody na zaintereso-wania tego typu.Zapach olejków i wyczerpanie sprawiły, że niemal nie zauważył,jak szybko i fachowo został rozebrany.Maisy uśmiechała się do niego słodko,zdejmując ostatnie części jego garderoby i pomagając mu wejść do gorącej, bul-goczącej kąpieli. Zostań sobie tutaj, a ja wyszoruję ubranka.Pełna obsługa, słodziutki!Potrząsnęła stosem szmat, sprawdzając, czy w kieszeniach nie zostały jakieśdrobne, po czym wyszła, opuszczając pokój i relaksującego się Beczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.By używać magii właściwie, musicie być adeptami odwiecz-nej sztuki czarowania.Uniosła się jakaś ręka.Wykładowca był gotowy, zanim padło pytanie. Nie, nie! Nie jest ważne miejsce aranżacji i sekwencja zwykłych literek.To znacznie wznioślejsze, o wiele bardziej holistyczne.Dla adepta prawdziwego czarowania najważniejsza jest głęboka i gruntowna wiedza o tempie, ustawieniuakapitów, odmianie przysłówków i parametrach infiltracji wątków pobocznych.W innym wypadku możecie równie dobrze wziąć księgę, przeżuć ją na małekawałeczki i czekać na właściwą aranżację.Pamięć Vhintza, czując się zastanawiająco niezręcznie, wstała i wyślizgnęłasię z sali.108* * * Jesteś pewien, że powiedział pierwsza w lewo ? wyszeptał Beczka. Tak, nie słyszałeś? Zdaje mi się, że tak powiedział, ale nie wydaje mi się, żeby miał rację.Trochę tu ciemno.Beczka rozejrzał się nerwowo i zbliżył do przyjaciela.Niewielka grupkaszczurów obserwowała z bezczelnym znudzeniem, jak chłopcy wchodzą w wą-ską boczną uliczkę.Chodnik, jeśli tą szumną nazwą określić można pasmo nie-równej ziemi, pełniące niewdzięczną funkcję zajmowania przestrzeni pomiędzydwoma rzędami walących się budynków, połyskiwał w przyćmionym świetle uli-cy.Beczce zdawało się bardzo dziwne, że połyskuje, skoro nie padało od tygodni,i w ogóle byłby zaskoczony, gdyby deszczowi udało się tu dostać. Powiedział, jak daleko na pierwszej w lewo? Nie, i oby już niedaleko, bo zawracam i.Uważaj!Nad ulicą otworzyło się okno, w którym ukazała się postać dzierżąca spo-re wiadro.Beczka zauważył to zbyt pózno.Nie przerywając rozmowy z kimśw środku, postać gestem znamionującym znudzenie spełnianiem irytujących pracdomowych odwróciła wiadro do góry dnem.Beczka ruszył się zbyt pózno.Kiedykaskada aromatycznych oraz nieco mniej aromatycznych domowych odpadkówzaszczyciła Beczkę niechcianym i okropnie mokrym chluśnięciem, Firkin odwró-cił się i mocno skulił.Okno zamknęło się, a incydent na dole pozostał niezauwa-żony.Beczka stał, połyskując podobnie jak chodnik.Długa obierka z ziemniaka,ozdobiona kawałkami marchewki, oplotła mu czoło.Chłopiec z obrzydzeniempotrząsnął głową, oprócz tej usuwając z siebie także kilka innych obierek. Kochaniutki, patrz, gdzie stawiasz nóżęta, zwłaszcza w takiej okolicy.Wysoka kobieta wynurzyła się z mrocznego cienia niewidocznej bramy, stanęław jaśniejszym cieniu bocznej uliczki i spojrzała współczująco na ociekającegoBeczkę. Tu mieszkają zwierzęta, kochaniutki.Zwierzęta, niech mnie, jeśli niemam racji.Jakby dla podkreślenia ostatnich słów, duży szczur przemknął cichutkowskroś ulicy, omijając szerokim łukiem ostry czubek buta kobiety. Wy nietutejsi, co? zapytała, gdy Beczka usiłował doprowadzić się dojakiego takiego porządku. Nie odparł Firkin. Skąd wiesz? Najsamprzód, lepiej byście wodzili oczkami, co się wokół dzieje, a pozatym nigdy przedtem nie widziałam was, kochaniutkie przystojniaczki, w moimrewirze, a ja znam wszystkich w moim rewirze.Taka praca. Uśmiechnęła sięciut złośliwie w stronę Beczki.109 Tyłki w troki, pomyślimy nad wyczyszczeniem cię, kochaniutki powie-działa i nie czekając na odpowiedz, znikła w cieniu.Beczka popatrzył pytająco na Firkina, który w odpowiedzi wzruszył ramiona-mi. No dalej, słodziutcy.Nie wiem jak wy, ale ja jestem kobieta pracująca.Chłopcy wkroczyli w cień, idąc za nią wąskimi zaułkami, przechodząc przezdziury w ogrodzeniach, okrążając mroczne i obskurne bloki mieszkalne, aż wresz-cie ich przewodniczka zatrzymała się, po czym przeszła przez osobliwie różowedrzwi.Nieufnie, ale nie mając lepszego pomysłu, chłopcy weszli za nią.Podłogawydała im się dziwnie chybotliwa, więc Firkin spojrzał pod nogi na kudłaty, ró-żowy dywan.Z bocznych drzwi wysunął się długi, zgrabny palec, zapraszając ichdo środka.Powitał ich dzwięk bieżącej gorącej wody i dziwny, lecz sympatyczny aromatświeżych olejków i balsamów ziołowych.Kobieta zakręciła kurki i zwróciła siędo Beczki: W porząsiu, kochaniutki.Możemy zaczynać? Ruchami znamionującymiwprawę jęła rozpinać guziki przy jego kurtce. Ciuteczkę zaśmierdłeś, kochaniutki, ale bez zgrzytu, za chwilunię znówbędziesz pachniał jak różyczka.A ty, przystojniaczku, uderzaj w następne drzwi,Barabara czeka zwróciła się do Firkina, gdy w pokoju pojawiła się kolejnawysoka, niezwykle skąpo odziana kobieta, posyłając w stronę chłopca szerokiuśmiech.Brud z ostatnich kilku dni, przyćmione czerwone światła oraz wyraz zakłopo-tania na twarzy Beczki ukryły fakt, że był zdecydowanie za młody na zaintereso-wania tego typu.Zapach olejków i wyczerpanie sprawiły, że niemal nie zauważył,jak szybko i fachowo został rozebrany.Maisy uśmiechała się do niego słodko,zdejmując ostatnie części jego garderoby i pomagając mu wejść do gorącej, bul-goczącej kąpieli. Zostań sobie tutaj, a ja wyszoruję ubranka.Pełna obsługa, słodziutki!Potrząsnęła stosem szmat, sprawdzając, czy w kieszeniach nie zostały jakieśdrobne, po czym wyszła, opuszczając pokój i relaksującego się Beczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]