[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemniej nasza liczebność może wydać się komuś podejrzana, toteż ustaliliśmy, że do czasu zakończenia operacji za sześć dni, nikt nie będzie opuszczał terenu willi.Jedyny wyjątek, to dwa kursy dziennie do ambasad: amerykańskiej i rosyjskiej.– Hawke ponownie wskazał głową Gordika.– To oczywiste, że Rosjanie chcą utrzymywać tajny kontakt z Moskwą, a my z Waszyngtonem.Fakt, że używamy tu wspólnego systemu łączności, oznacza, iż w pewnym sensie czytamy nawzajem swoją korespondencję.– Uśmiechnął się ironicznie.– Nie, żebyśmy mieli przed sobą jakieś sekrety.Ty, Peter, nie będziesz chyba miał nic przeciwko temu, by komunikować się z Londynem za pośrednictwem naszej ambasady.Szczerze mówiąc, im mniejszy ruch między tym miejscem a ambasadami, tym lepiej.– Nie ma problemu, Morton.– Gemmel nie protestował.– Nie sądzę, abyśmy prowadzili specjalnie ożywioną korespondencję.– Świetnie.– Hawke energicznie zatarł ręce.– A teraz sprawy bardziej przyziemne.Przed centrum łączności znajduje się tablica ogłoszeń, na której będzie wywieszone zawiadomienie o godzinach posiłków.Postarajmy się być punktualni.Dysponujemy amerykańskimi kucharzami wojskowymi, którzy zrobią, co będzie w ich mocy, aby urozmaicić jadłospis, uwzględniając przy tym gusty naszych rosyjskich przyjaciół.– Hawke uśmiechnął się.– Z tego, co wiem, towarzysz kapral Brady potrafi gotować kiepski, bo kiepski, ale barszcz.Będę wdzięczny, jeśli poza uzasadnionymi wyjątkami, oczywiście z wyłączeniem służb łączności, wszyscy zechcą udawać się na spoczynek przed północą.Ustalono także, iż alkohol będzie przechowywany i podawany wyłącznie w pokoju rekreacyjnym.Czy są jakieś pytania?– Tylko jedno – odezwał się Gordik.– Czy przygotowania do startu promu kosmicznego przebiegają w sposób zadowalający?– Absolutnie – z przekonaniem oświadczył Hawke.– Jak wiadomo, nie jest to dziś nic nadzwyczajnego i nie przewidujemy żadnych trudności.Tak czy inaczej, będzie pan o wszystkim informowany na bieżąco.– Jakie nowiny z Taif? – spytał Gemmel.– Zebrała się tam już całkiem spora grupa zwolenników Abu Kadira.On sam i Hadżi Mastan przybyli wczoraj, jak zwykle, z niewielką gromadką uczniów, ale nasi agenci donoszą, że dziś rano na przedmieściach miasta zgromadziło się dwa do trzech tysięcy pielgrzymów.W najbliższych dniach ich liczba prawdopodobnie wzrośnie.Tak się składa, że właśnie odbywają się w Taif doroczne targi hodowców wielbłądów i wielu handlarzy zechce pewnie przyłączyć się do pielgrzymki Abu Kadira.Coś jeszcze? – Hawke obiegł wzrokiem pokój, a ponieważ więcej pytających nie było, skłonił się i pomaszerował w kierunku ośrodka łączności.– Cholera, czuję się jak uczniak – warknął Boyd.Gemmel zaśmiał się.– To tylko taka poza.O ile znam tego faceta, prawdopodobnie jest bardzo podekscytowany i usilnie stara się to ukryć.Jeśli ta sprawa wypali, zdobędzie wyjątkową i niepodważalną pozycję w Waszyngtonie.– Czyli ma powody do zadowolenia – ironicznie zauważył Boyd.– Ale my zupełnie nie mamy się z czego cieszyć.Mam wrażenie, że jesteśmy tu ledwie tolerowani.To trochę nie w porządku, Peter.Było nie było, w początkowej fazie odwaliliśmy najwięcej roboty.– To było nieuniknione – odparł Gemmel i klepnął asystenta po ramieniu.– Nie martw się, Alan, tak czy inaczej coś na tym skorzystamy.– Mam nadzieję, że się nie mylisz – ponuro mruknął Boyd i spojrzał na zegarek.– A teraz idę łyknąć coś przed obiadem – oświadczył i odszedł w stronę baru.Na stole leżały trzy przedmioty ułożone w trójkąt: pistolet, zakrzywiony sztylet w srebrnej pochwie i Koran.Pistoletem był rosyjski tokariew i mężczyzna siedzący u szczytu stołu zdobył go na agencie KGB, którego zabił dwa lata wcześniej w Damaszku.Mężczyzna ów nazywał się Sami Zahabi i był przywódcą miejscowej komórki Bractwa Muzułmańskiego, tajnego związku założonego w 1930 roku przez Hassana al-Bannę w Egipcie.Organizacja ta postawiła sobie za cel oczyszczenie struktur władzy w państwach islamskich z elementów świeckich i przeciwdziałanie odstępstwom od prawa koranicznego w praktyce politycznej.Członkowie związku posuwali się nawet do mordowania czołowych polityków, jeśli ci nie przestrzegali zasad islamu.Pięcioosobowa komórka Bractwa miała swoją siedzibę w dużym domu wznoszącym się na terenie ammańskiego suku.Należał on do bogatego kupca, członka związku od trzydziestu lat.Zahabi był dziś w optymistycznym nastroju, co nie zdarzało mu się często.Przez ostatnie trzy lata działał w Syrii, organizując demonstracje i skrytobójstwa, które niemal doprowadziły do upadku rządu.Dopiero krwawe represje pozwoliły władzom zapobiec wybuchowi powstania.Ponad tysiąc Braci zostało aresztowanych i uwięzionych w syryjskich więzieniach.Dwustu czterdziestu z nich skazano na karę śmierci.Schronienie i aktywną pomoc zaoferowała Bractwu Jordania, pozostająca w napiętych stosunkach z Syrią.Zahabi cudem uniknął aresztowania i przybył do Ammanu z zamiarem krótkiego odpoczynku.Zaczął od przejęcia dowództwa miejscowej komórki, bo chociaż nie planował żadnych akcji wymierzonych w rząd jordański, nigdy nie ustawał w wypatrywaniu okazji do szkodzenia Syryjczykom i wspierającym ich Rosjanom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl