[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślał o Anionie.Co skłoniło go do podjęcia takiego ryzyka? Sprawiał wrażenie zadowolonego.Na pewno było w tym coś więcej niż chęć przeżycia przygody.Czy miała na to jakiś wpływ religia? Wątpliwe.Nagle usłyszał cichy głos Ani.– Mirku, nie śpisz?– Nie.– Co.co się stanie z Albinem i Sylwią?– Nie pytaj, Aniu.i lepiej nie myśl o tym.Milczała przez chwilę, po czym powiedziała ze smutkiem:– To byli tacy mili starsi ludzie.– Tak – przyznał Ścibor – ale musieli popełnić jakiś błąd.albo ktoś inny go popełnił.Tym razem nam się udało.Ale jeśli coś takiego się powtórzy, to możemy nie mieć już tyle szczęścia.Znów zapadła cisza, którą przerwała Ania.– Pamiętasz, we Florencji powiedziałeś, że jeśli nie będę mogła za tobą nadążyć, to mnie zostawisz?– Tak.– Dlaczego mnie nie zostawiłeś?– Przecież wiesz dlaczego.– Nieprawda.Tych milicjantów zabiłeś bez wahania.Dlaczego mnie nie zastrzeliłeś? Byłam ci tylko ciężarem.Zapadła długa cisza.W końcu Ania upomniała się o odpowiedź: – Mirku?Usłyszała jego westchnienie: – Nie wiem.Przekręcił się, zwinął poduszkę i spróbował jakoś wygodniej się ułożyć w wąskim łóżku.Kiedy niósł ją na plecach potykając się na nierównym terenie, sam zadawał sobie to pytanie.Teraz odpowiedź powoli obejmowała go ciepłym, ale przerażającym uściskiem.Znów usłyszał głos Ani:– Mirku, nie zakochuj się we mnie.Nigdy nie będę mogła cię pokochać.nigdy.Jestem zakonnicą.i pozostanę nią na zawsze.Nie odpowiedział.Usłyszała tylko, że znów poprawił poduszkę, po czym zapadła grobowa cisza.16Pułkownik Oleg Zamiatin przyjmował naganę Czebrikowa wyprężony na baczność.Rzadko zdarzało się, żeby Czebrikow beształ starszego oficera w obecności młodszych rangą.Ale był tak wściekły, że nie mógł się opanować.Trzej majorzy ze spuszczonymi oczami siedzieli przy biurkach.– Prawie dwie godziny! – wrzeszczał Czebrikow prosto w twarz Zamiatina.Był czerwony z gniewu.– Potrzebowali dwóch cholernych godzin, żeby ustawić kordon.To pieprzone czeskie wojsko nie potrafiło złapać ptaszka w klatce! – odwrócił się z odrazą i spojrzał na mapę.– Przecież mogłeś ściągnąć do tej wsi setkę milicjantów z Brna i to w niecałą godzinę.Ale nie, ty musiałeś użyć wojska i czekać, aż ten twój cholerny koleżka Szołochow przyjedzie z Pragi.– Człowiek, którego szukamy, jest świetnie wyszkolony i bardzo niebezpieczny, towarzyszu dyrektorze – odważył się wtrącić Zamiatin.– I co z tego? – wybuchnął Czebrikow.– Nic by się nie stało, gdyby zabił paru czeskich milicjantów.Zresztą mógłby nawet wybić cały batalion, jeśli w tej akcji sam również by zginął.– Wyciągnął palec w stronę Zamiatina.– Gdybyś wydał właściwe rozkazy, to znaleźliby ten samochód godzinę wcześniej, a oni jeszcze siedzieliby w restauracji.Zamiatin nic nie powiedział, ale mocno odczuł niesprawiedliwość tych słów.Gdyby wysłał do wsi mniejszy oddział, a Ścibor ostrzeliwując się zdołałby uciec, to i tak teraz spadałyby na niego gromy, może nawet gorsze.Czebrikow znów spojrzał na mapę.– A więc co zamierzasz zrobić? – zapytałZamiatin odetchnął trochę swobodniej.Podszedł do mapy i zatoczył na niej koło.– Cała milicja i wojsko, łącznie z naszymi oddziałami, przeszukują ten teren.Jednocześnie polska granica jest praktycznie zamknięta stąd – wskazał palcem punkt zbiegu granic polskiej, czeskiej i niemieckiej– aż dotąd – przesunął palec w miejsce, gdzie Polska stykała się z ZSRR.– Jesteś skończonym durniem – z odrazą podsumował Czebrikow.– A może ci się zdaje, że Bekonowy Ksiądz nim jest? W obecnej sytuacji on nie przerzuci tędy swojego człowieka.– Podszedł do mapy i wskazał pewien obszar.– Z całą pewnością Ścibor i ta kobieta ukrywają się gdzieś tutaj.I pozostaną tu jakieś dwa, trzy dni.Raczej nie dłużej, bo, zdaje się, mają określony czas na wykonanie zadania.– Ach tak? – Zamiatin usłyszał o tym pierwszy raz.– Tak.Nie mamy pewności, ale towarzysz Andropow uważa, że Ścibor zamierza dotrzeć do Moskwy przed dziesiątym przyszłego miesiąca.– A czy wiadomo dlaczego, towarzyszu dyrektorze?– Owszem, ale to poufne.– Czebrikow przyglądał się mapie.– O, nie.Bekonowy Ksiądz przemyśli sprawę dokładniej, niż ci się wydaje.Skieruje swojego człowieka inną drogą, taką, której najmniej się spodziewamy.– Przesunął palec trochę na północ na granicę wschodnioniemiecką.– Mogę się założyć, że przemyci Ścibora do NRD, a stamtąd do Polski.– Machnął ręką, jakby odpędzał jakąś myśl.– Możecie zapomnieć o polsko-czeskiej granicy, pułkowniku.Zgrupujcie swoje siły tutaj.i możecie już nie szukać pary.Ta kobieta była tylko maską [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Myślał o Anionie.Co skłoniło go do podjęcia takiego ryzyka? Sprawiał wrażenie zadowolonego.Na pewno było w tym coś więcej niż chęć przeżycia przygody.Czy miała na to jakiś wpływ religia? Wątpliwe.Nagle usłyszał cichy głos Ani.– Mirku, nie śpisz?– Nie.– Co.co się stanie z Albinem i Sylwią?– Nie pytaj, Aniu.i lepiej nie myśl o tym.Milczała przez chwilę, po czym powiedziała ze smutkiem:– To byli tacy mili starsi ludzie.– Tak – przyznał Ścibor – ale musieli popełnić jakiś błąd.albo ktoś inny go popełnił.Tym razem nam się udało.Ale jeśli coś takiego się powtórzy, to możemy nie mieć już tyle szczęścia.Znów zapadła cisza, którą przerwała Ania.– Pamiętasz, we Florencji powiedziałeś, że jeśli nie będę mogła za tobą nadążyć, to mnie zostawisz?– Tak.– Dlaczego mnie nie zostawiłeś?– Przecież wiesz dlaczego.– Nieprawda.Tych milicjantów zabiłeś bez wahania.Dlaczego mnie nie zastrzeliłeś? Byłam ci tylko ciężarem.Zapadła długa cisza.W końcu Ania upomniała się o odpowiedź: – Mirku?Usłyszała jego westchnienie: – Nie wiem.Przekręcił się, zwinął poduszkę i spróbował jakoś wygodniej się ułożyć w wąskim łóżku.Kiedy niósł ją na plecach potykając się na nierównym terenie, sam zadawał sobie to pytanie.Teraz odpowiedź powoli obejmowała go ciepłym, ale przerażającym uściskiem.Znów usłyszał głos Ani:– Mirku, nie zakochuj się we mnie.Nigdy nie będę mogła cię pokochać.nigdy.Jestem zakonnicą.i pozostanę nią na zawsze.Nie odpowiedział.Usłyszała tylko, że znów poprawił poduszkę, po czym zapadła grobowa cisza.16Pułkownik Oleg Zamiatin przyjmował naganę Czebrikowa wyprężony na baczność.Rzadko zdarzało się, żeby Czebrikow beształ starszego oficera w obecności młodszych rangą.Ale był tak wściekły, że nie mógł się opanować.Trzej majorzy ze spuszczonymi oczami siedzieli przy biurkach.– Prawie dwie godziny! – wrzeszczał Czebrikow prosto w twarz Zamiatina.Był czerwony z gniewu.– Potrzebowali dwóch cholernych godzin, żeby ustawić kordon.To pieprzone czeskie wojsko nie potrafiło złapać ptaszka w klatce! – odwrócił się z odrazą i spojrzał na mapę.– Przecież mogłeś ściągnąć do tej wsi setkę milicjantów z Brna i to w niecałą godzinę.Ale nie, ty musiałeś użyć wojska i czekać, aż ten twój cholerny koleżka Szołochow przyjedzie z Pragi.– Człowiek, którego szukamy, jest świetnie wyszkolony i bardzo niebezpieczny, towarzyszu dyrektorze – odważył się wtrącić Zamiatin.– I co z tego? – wybuchnął Czebrikow.– Nic by się nie stało, gdyby zabił paru czeskich milicjantów.Zresztą mógłby nawet wybić cały batalion, jeśli w tej akcji sam również by zginął.– Wyciągnął palec w stronę Zamiatina.– Gdybyś wydał właściwe rozkazy, to znaleźliby ten samochód godzinę wcześniej, a oni jeszcze siedzieliby w restauracji.Zamiatin nic nie powiedział, ale mocno odczuł niesprawiedliwość tych słów.Gdyby wysłał do wsi mniejszy oddział, a Ścibor ostrzeliwując się zdołałby uciec, to i tak teraz spadałyby na niego gromy, może nawet gorsze.Czebrikow znów spojrzał na mapę.– A więc co zamierzasz zrobić? – zapytałZamiatin odetchnął trochę swobodniej.Podszedł do mapy i zatoczył na niej koło.– Cała milicja i wojsko, łącznie z naszymi oddziałami, przeszukują ten teren.Jednocześnie polska granica jest praktycznie zamknięta stąd – wskazał palcem punkt zbiegu granic polskiej, czeskiej i niemieckiej– aż dotąd – przesunął palec w miejsce, gdzie Polska stykała się z ZSRR.– Jesteś skończonym durniem – z odrazą podsumował Czebrikow.– A może ci się zdaje, że Bekonowy Ksiądz nim jest? W obecnej sytuacji on nie przerzuci tędy swojego człowieka.– Podszedł do mapy i wskazał pewien obszar.– Z całą pewnością Ścibor i ta kobieta ukrywają się gdzieś tutaj.I pozostaną tu jakieś dwa, trzy dni.Raczej nie dłużej, bo, zdaje się, mają określony czas na wykonanie zadania.– Ach tak? – Zamiatin usłyszał o tym pierwszy raz.– Tak.Nie mamy pewności, ale towarzysz Andropow uważa, że Ścibor zamierza dotrzeć do Moskwy przed dziesiątym przyszłego miesiąca.– A czy wiadomo dlaczego, towarzyszu dyrektorze?– Owszem, ale to poufne.– Czebrikow przyglądał się mapie.– O, nie.Bekonowy Ksiądz przemyśli sprawę dokładniej, niż ci się wydaje.Skieruje swojego człowieka inną drogą, taką, której najmniej się spodziewamy.– Przesunął palec trochę na północ na granicę wschodnioniemiecką.– Mogę się założyć, że przemyci Ścibora do NRD, a stamtąd do Polski.– Machnął ręką, jakby odpędzał jakąś myśl.– Możecie zapomnieć o polsko-czeskiej granicy, pułkowniku.Zgrupujcie swoje siły tutaj.i możecie już nie szukać pary.Ta kobieta była tylko maską [ Pobierz całość w formacie PDF ]