[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wracaj tutaj! wrzasnął, wyciągając do niej rękę.Odwróciła się, wyczekała naspokojny moment i puściła się biegiem. Musisz wziąć ster polecił stanowczym tonem. Wypatrzyć ich to jedno, teraztrzeba ich wciągnąć na pokład.Muszę spuścić dinghy.Trzymaj kurs i obserwuj świateł-ko na morzu.Lani przejęła koło sterowe.Cady wślizgnął się pod pokład, włączył światła i nie zwle-kając ani sekundy wrócił, popędził na pokład dziobowy do dinghy.Jedną ręką zacząłodwiązywać ponton, a drugą odkręcił odpowietrznik przy jednej komorze.Powietrzezaczęło z sykiem uchodzić.Kiedy komora była do połowy opróżniona, zakręcił mocnoodpowietrznik.Następnie otworzył luk dziobowy, wysunął zwój mocnej liny i przywią-zał ją do linki cumowej przy łodzi.Zmagając się z wiatrem, spuścił dinghy za burtę zawietrzną.Trzymając mocno ko-niec liny w dłoni dotarł na rufę, przeciągnął linę przez kluzę, a następnie okręcił wokółkabestanu grotmasztu.Dinghy podskakiwała na falach dwadzieścia metrów za rufą. Dobra mruknął, stając za Lani. Ja zajmę się sterem, a ty, jak ci powiem, uru-chomisz kabestan.Gdzie jest światełko?155Ucieszył się widząc, że migocze nie dalej jak pięćdziesiąt metrów przed dziobem, tużprzy linii prawej burty.Wiedział już, co musi zrobić; była tylko jedna szansa i nie mógłjej zmarnować.Zwiększył obroty silnika i skręcił sterem.Minie ich wolno od nawietrz-nej i zgasi silnik: dinghy i przywiązana do niej lina podryfują w stronę Kirsty i Rame-sha.Muszą dotrzeć do pontonu i wdrapać się do środka.Ułatwił im zadanie, spuszcza-jąc do połowy powietrze z jednej komory. Lani, przynieś mi dużą latarkę, jest w schowku w saloniku poprosił.W chwi-lę pózniej dojrzał dwie głowy: czarnowłosą czuprynę i blond włosy.Uczucie ulgi mąci-ła teraz świadomość, że oboje mogą być w stanie krańcowego wyczerpania i najgorszedopiero się zaczyna.Skupił się na obserwacji fal pilnując, by wiatr nie zniósł go z kursu.Zwiatło zniknę-ło pod dziobem, lecz po chwili pojawiło się z boku jachtu.Niosła ich ta sama fala.Zga-sił momentalnie silnik i krzyknął: Ramesh, lina od strony rufy! Musicie ją złapać i dostać się na łódz.Wchodzcie odprawej strony.Kiedy go mijali, Ramesh pomachał do niego.Cady włączył wsteczny bieg i ruszyłodrobinę do tyłu.Chwycił latarkę i nakierował na dowiązaną linę.Po dwóch kolejnychfalach spostrzegł, że światło jest już blisko liny.Zaraz potem lina napięte się.Wydałokrzyk radości i polecił Lani: Wybieraj linę, tylko powoli!Zaczęła kręcić korbą kabestanu.Dinghy zbliżała się wolno do światła i dwóch uno-szących się na wodzie głów.Z ulgą zauważył, że wiatr słabnie.Aódz i błyskające światłozeszły się ze sobą. Mam nadzieję, że zostało mu jeszcze dość siły mruknął.Tak też było.Ramesh wciągnął bezwładne ciało Kirsty przez prawą burtę i sam wgra-molił się do środka. Dobrze, Lani, teraz kręć.Tylko pomału i równo.To jeszcze nie koniec trudności.Kiedy będą blisko, rzucę im dwie liny sztormowe i kamizelkę ratunkową dla bezpie-czeństwa.Może sam będę musiał do nich zejść, żeby pomóc im dostać się na pokład.Lani pokręciła głową. Niezbyt mądry pomysł.Nie wolno ci opuszczać jachtu.Gdyby coś się działo, niewiedziałabym, co robić.Ja do nich zejdę z linami i kamizelką.Nie próbuj się sprzeczać,wiesz, że mam rację.Nie sprzeczał się: miała rację.Lani wyczekała na odpowiedni moment.Kiedy Manasa podniosła się na fali, sko-czyła przytwierdzona liną sztormową dzierżąc dwie dodatkowe liny i kamizelkę ratun-kową.Wylądowała obok Ramesha, który trzymał w ramionach ledwie przytomną Kir-sty.156Cady odetchnął spokojniej, gdy cała trójka była już przepasana linami.Wiatr niecozelżał, morze się uspokajało.Ustawił Manasę lekko pod wiatr, przywiązał koło sterowe i przyciągnął łódz ra-tunkową od strony zawietrznej.Ramesh i Lani trzymali Kirsty między sobą.Kiedy łódzwzbiła się na fali, podnieśli Kirsty jak mogli najwyżej, a Cady wychyliwszy się chwycił jąpod ramiona i jednym ruchem przerzucił na pokład.Potem przyszła kolej na Lani i wreszcie na Ramesha.Biedak trząsł się cały pod wpły-wem doznanej ulgi i szoku.* * *W dwie godziny pózniej Cady i Ramesh siedzieli w kabinie popijając kawę.Jachtszedł na lekkim ożaglowaniu przy stałym wietrze o sile pięciu stopni w skali Beaufor-ta. Mieliśmy cholerne szczęście mruknął Cady. Przy takiej pogodzie w dziewię-ciu przypadkach na dziesięć akcja ratunkowa kończy się fiaskiem.Ramesh skinął tylko głową.Wydawał się zbyt zmęczony, by rozmawiać, ale nie zgo-dził się wcześniej zejść pod pokład. Dokonałeś niesamowitej rzeczy rzekł z uznaniem Cady. Zdawałeś sobiechyba sprawę, że masz znikome szansę?Ramesh podniósł głowę. Tak, ale co miałem robić? Jestem kapitanem i odpowiadam za ludzi na jachcie.W jego głosie nie było udawanej skromności.Mówił szczerze to, co myślał.Tymcza-sem Lani wyszła spod pokładu i zwróciła się cło Ramesha: Kirsty chce z tobą mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Wracaj tutaj! wrzasnął, wyciągając do niej rękę.Odwróciła się, wyczekała naspokojny moment i puściła się biegiem. Musisz wziąć ster polecił stanowczym tonem. Wypatrzyć ich to jedno, teraztrzeba ich wciągnąć na pokład.Muszę spuścić dinghy.Trzymaj kurs i obserwuj świateł-ko na morzu.Lani przejęła koło sterowe.Cady wślizgnął się pod pokład, włączył światła i nie zwle-kając ani sekundy wrócił, popędził na pokład dziobowy do dinghy.Jedną ręką zacząłodwiązywać ponton, a drugą odkręcił odpowietrznik przy jednej komorze.Powietrzezaczęło z sykiem uchodzić.Kiedy komora była do połowy opróżniona, zakręcił mocnoodpowietrznik.Następnie otworzył luk dziobowy, wysunął zwój mocnej liny i przywią-zał ją do linki cumowej przy łodzi.Zmagając się z wiatrem, spuścił dinghy za burtę zawietrzną.Trzymając mocno ko-niec liny w dłoni dotarł na rufę, przeciągnął linę przez kluzę, a następnie okręcił wokółkabestanu grotmasztu.Dinghy podskakiwała na falach dwadzieścia metrów za rufą. Dobra mruknął, stając za Lani. Ja zajmę się sterem, a ty, jak ci powiem, uru-chomisz kabestan.Gdzie jest światełko?155Ucieszył się widząc, że migocze nie dalej jak pięćdziesiąt metrów przed dziobem, tużprzy linii prawej burty.Wiedział już, co musi zrobić; była tylko jedna szansa i nie mógłjej zmarnować.Zwiększył obroty silnika i skręcił sterem.Minie ich wolno od nawietrz-nej i zgasi silnik: dinghy i przywiązana do niej lina podryfują w stronę Kirsty i Rame-sha.Muszą dotrzeć do pontonu i wdrapać się do środka.Ułatwił im zadanie, spuszcza-jąc do połowy powietrze z jednej komory. Lani, przynieś mi dużą latarkę, jest w schowku w saloniku poprosił.W chwi-lę pózniej dojrzał dwie głowy: czarnowłosą czuprynę i blond włosy.Uczucie ulgi mąci-ła teraz świadomość, że oboje mogą być w stanie krańcowego wyczerpania i najgorszedopiero się zaczyna.Skupił się na obserwacji fal pilnując, by wiatr nie zniósł go z kursu.Zwiatło zniknę-ło pod dziobem, lecz po chwili pojawiło się z boku jachtu.Niosła ich ta sama fala.Zga-sił momentalnie silnik i krzyknął: Ramesh, lina od strony rufy! Musicie ją złapać i dostać się na łódz.Wchodzcie odprawej strony.Kiedy go mijali, Ramesh pomachał do niego.Cady włączył wsteczny bieg i ruszyłodrobinę do tyłu.Chwycił latarkę i nakierował na dowiązaną linę.Po dwóch kolejnychfalach spostrzegł, że światło jest już blisko liny.Zaraz potem lina napięte się.Wydałokrzyk radości i polecił Lani: Wybieraj linę, tylko powoli!Zaczęła kręcić korbą kabestanu.Dinghy zbliżała się wolno do światła i dwóch uno-szących się na wodzie głów.Z ulgą zauważył, że wiatr słabnie.Aódz i błyskające światłozeszły się ze sobą. Mam nadzieję, że zostało mu jeszcze dość siły mruknął.Tak też było.Ramesh wciągnął bezwładne ciało Kirsty przez prawą burtę i sam wgra-molił się do środka. Dobrze, Lani, teraz kręć.Tylko pomału i równo.To jeszcze nie koniec trudności.Kiedy będą blisko, rzucę im dwie liny sztormowe i kamizelkę ratunkową dla bezpie-czeństwa.Może sam będę musiał do nich zejść, żeby pomóc im dostać się na pokład.Lani pokręciła głową. Niezbyt mądry pomysł.Nie wolno ci opuszczać jachtu.Gdyby coś się działo, niewiedziałabym, co robić.Ja do nich zejdę z linami i kamizelką.Nie próbuj się sprzeczać,wiesz, że mam rację.Nie sprzeczał się: miała rację.Lani wyczekała na odpowiedni moment.Kiedy Manasa podniosła się na fali, sko-czyła przytwierdzona liną sztormową dzierżąc dwie dodatkowe liny i kamizelkę ratun-kową.Wylądowała obok Ramesha, który trzymał w ramionach ledwie przytomną Kir-sty.156Cady odetchnął spokojniej, gdy cała trójka była już przepasana linami.Wiatr niecozelżał, morze się uspokajało.Ustawił Manasę lekko pod wiatr, przywiązał koło sterowe i przyciągnął łódz ra-tunkową od strony zawietrznej.Ramesh i Lani trzymali Kirsty między sobą.Kiedy łódzwzbiła się na fali, podnieśli Kirsty jak mogli najwyżej, a Cady wychyliwszy się chwycił jąpod ramiona i jednym ruchem przerzucił na pokład.Potem przyszła kolej na Lani i wreszcie na Ramesha.Biedak trząsł się cały pod wpły-wem doznanej ulgi i szoku.* * *W dwie godziny pózniej Cady i Ramesh siedzieli w kabinie popijając kawę.Jachtszedł na lekkim ożaglowaniu przy stałym wietrze o sile pięciu stopni w skali Beaufor-ta. Mieliśmy cholerne szczęście mruknął Cady. Przy takiej pogodzie w dziewię-ciu przypadkach na dziesięć akcja ratunkowa kończy się fiaskiem.Ramesh skinął tylko głową.Wydawał się zbyt zmęczony, by rozmawiać, ale nie zgo-dził się wcześniej zejść pod pokład. Dokonałeś niesamowitej rzeczy rzekł z uznaniem Cady. Zdawałeś sobiechyba sprawę, że masz znikome szansę?Ramesh podniósł głowę. Tak, ale co miałem robić? Jestem kapitanem i odpowiadam za ludzi na jachcie.W jego głosie nie było udawanej skromności.Mówił szczerze to, co myślał.Tymcza-sem Lani wyszła spod pokładu i zwróciła się cło Ramesha: Kirsty chce z tobą mówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]