[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy mijaliśmy Cycerona, nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.Widok jego miny wart był fortunę.Meto po raz pierwszy przedstawił mnie Cezarowi parę lat temu.Przy następnych okazjach nie oczekiwałem wcale, że będzie mnie pamiętał, ale zawsze tak było.Pamięć Cezara jest jak sieć rybacka; żaden fakt ani osoba, która raz w nią wpadnie, już się z niej nie wydostaną.Gabinet wodza mieścił się w przestronnym pokoju z wysokimi oknami, otwartymi na oścież, aby wpuścić poranne słońce.Jedną ze ścian zajmowała ogromna mapa sporządzona ze zszytych owczych skór, na których różnobarwnymi farbami zaznaczono tereny rozmaitych galijskich plemion, z obrazkami przedstawiającymi ich miasta i twierdze.Zaciekawiło mnie to; zacząłem się zastanawiać, jakim też miejscem może być Lutecja czy Alezja? Albo też Cenabum[3], które z jakiegoś powodu zaznaczone było czerwonym kółkiem? Czy Brytania rzeczywiście jest tak wielką wyspą, jak ją tu przedstawiono? Meto bywał we wszystkich tych miejscach, nawet w Brytanii, gdzie barbarzyńcy malują ciała na niebiesko.Nauczył się mowy Biturygów i Helwetów, podczas gdy ja ledwo potrafię wymówić nazwy tych plemion.W młodości też wiele podróżowałem, ale na Wschód; w Galii nie byłem nigdy.Meto wszedł w świat i w życie zupełnie mi nieznane.Znalazł się pod wpływem człowieka, którego siła osobowości mnie także wprawiała w podziw.Gajusz Juliusz Cezar był wyjątkiem wśród współczesnych mu ludzi.Jego błyskotliwy intelekt i fizyczny wigor był dostrzegalny już na pierwszy rzut oka i po pierwszych kilku zamienionych z nim słowach.Nigdy nie prowadziłem żadnych bliskich interesów z Cezarem, jak mi się to trafiało z innymi wielkimi ludźmi mej epoki, z Krassusem i Katyliną, a ostatnio i z Pompejuszem, ale widać było od razu, że i on szczodrze jest obdarzony tą samą cechą, która dominowała u tamtych: uporczywym dążeniem do władzy i do tego, co ogólnie przyjęto nazywać wielkością.Przy tym wszystkim jednak Cezar w odróżnieniu od tamtych wydawał się przystępny.Nie był tak przerażająco zdeterminowany jak Krassus ani nieuchwytnie uwodzicielski jak Katylina, czy też równie onieśmielający jak Pompejusz.Wydawał się czymś więcej niż zwykłym śmiertelnikiem, a zarazem kimś, kogo łatwo zranić, człowiekiem, który potrafi natchnąć swych podwładnych niemal boską inspiracją, a zarazem wywoływać w nich odruchy opiekuńcze.No, przynajmniej w swej próżności był jak najbardziej ludzki; wcześnie zaczął łysieć (był teraz przed pięćdziesiątką), ale według Metona wciąż miał na tym punkcie pewien kompleks.Kiedy weszliśmy do gabinetu, dyktował coś sekretarzowi, ale na widok Metona wstał i rozwarł ramiona.Objął go ciepło i pocałował w usta.– No, Metonie, a więc jednak mnie nie opuścisz! – powiedział.– Nie wyjadę do Rzymu, jeśli o to ci chodzi.Mój ojciec i brat są cali i zdrowi, jak sam widzisz.– Ach, Gordianus! I.Eko.– Cezar zawahał się ledwie na mgnienie oka.– Wy trzej jesteście tak do siebie niepodobni.To mnie zawsze trochę zbijało z tropu, kiedy was razem widywałem, ale przecież synowie zostali wybrani i adoptowani przez ojca, więc są doń podobni duchem, a nie ciałem.A więc to był fałszywy alarm, ta pogłoska o waszym porwaniu?– Wcale nie fałszywy – odrzekł Meto.– Udało się im uciec z niewoli dopiero parę dni temu i to zaledwie o kilka mil stąd.– To musi być niezła historia.Nie puszczę was, dopóki mi wszystkiego nie opowiecie.– Ale przecież musisz być bardzo zajęty, Cezarze – powiedziałem, wspomniawszy czekającego w atrium Cycerona.– Nieszczególnie.Za kilka dni wyruszam do Galii, ale przygotowania się toczą bez mojego udziału.Wypełniam czas dyktowaniem nowego rozdziału moich pamiętników, o tej drobnej potyczce z Eburonami.musisz ją dobrze pamiętać, Metonie.– Sięgnął dłonią do policzka młodzieńca, który odwzajemnił mu uśmiech.Ta chwila wydawała mi się niepokojąco intymna, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że Cezar musnął palcami niewielką bliznę na twarzy Metona.– Mój ojciec i brat zostali napadnięci na Via Appia – wyjaśnił Meto.– Na zlecenie Pompejusza prowadzili śledztwo w sprawie śmierci Publiusza Klodiusza.– Doprawdy? A to ciekawe! I co też odkryłeś, Gordianusie?Spojrzałem na Metona, zafrasowany tym nagłym odkryciem moich osobistych interesów przed Cezarem.Nie miałem jednak przed swoim synem tajemnic, a on najwyraźniej nie miał ich przed swym wodzem.Wzruszyłem więc ramionami i rzekłem:– Mogę zaledwie potwierdzić to, co wszyscy w Rzymie chyba już wiedzą: że Klodiusz zginął z rąk niewolników Milona po jakiejś sprzeczce na gościńcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Kiedy mijaliśmy Cycerona, nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu.Widok jego miny wart był fortunę.Meto po raz pierwszy przedstawił mnie Cezarowi parę lat temu.Przy następnych okazjach nie oczekiwałem wcale, że będzie mnie pamiętał, ale zawsze tak było.Pamięć Cezara jest jak sieć rybacka; żaden fakt ani osoba, która raz w nią wpadnie, już się z niej nie wydostaną.Gabinet wodza mieścił się w przestronnym pokoju z wysokimi oknami, otwartymi na oścież, aby wpuścić poranne słońce.Jedną ze ścian zajmowała ogromna mapa sporządzona ze zszytych owczych skór, na których różnobarwnymi farbami zaznaczono tereny rozmaitych galijskich plemion, z obrazkami przedstawiającymi ich miasta i twierdze.Zaciekawiło mnie to; zacząłem się zastanawiać, jakim też miejscem może być Lutecja czy Alezja? Albo też Cenabum[3], które z jakiegoś powodu zaznaczone było czerwonym kółkiem? Czy Brytania rzeczywiście jest tak wielką wyspą, jak ją tu przedstawiono? Meto bywał we wszystkich tych miejscach, nawet w Brytanii, gdzie barbarzyńcy malują ciała na niebiesko.Nauczył się mowy Biturygów i Helwetów, podczas gdy ja ledwo potrafię wymówić nazwy tych plemion.W młodości też wiele podróżowałem, ale na Wschód; w Galii nie byłem nigdy.Meto wszedł w świat i w życie zupełnie mi nieznane.Znalazł się pod wpływem człowieka, którego siła osobowości mnie także wprawiała w podziw.Gajusz Juliusz Cezar był wyjątkiem wśród współczesnych mu ludzi.Jego błyskotliwy intelekt i fizyczny wigor był dostrzegalny już na pierwszy rzut oka i po pierwszych kilku zamienionych z nim słowach.Nigdy nie prowadziłem żadnych bliskich interesów z Cezarem, jak mi się to trafiało z innymi wielkimi ludźmi mej epoki, z Krassusem i Katyliną, a ostatnio i z Pompejuszem, ale widać było od razu, że i on szczodrze jest obdarzony tą samą cechą, która dominowała u tamtych: uporczywym dążeniem do władzy i do tego, co ogólnie przyjęto nazywać wielkością.Przy tym wszystkim jednak Cezar w odróżnieniu od tamtych wydawał się przystępny.Nie był tak przerażająco zdeterminowany jak Krassus ani nieuchwytnie uwodzicielski jak Katylina, czy też równie onieśmielający jak Pompejusz.Wydawał się czymś więcej niż zwykłym śmiertelnikiem, a zarazem kimś, kogo łatwo zranić, człowiekiem, który potrafi natchnąć swych podwładnych niemal boską inspiracją, a zarazem wywoływać w nich odruchy opiekuńcze.No, przynajmniej w swej próżności był jak najbardziej ludzki; wcześnie zaczął łysieć (był teraz przed pięćdziesiątką), ale według Metona wciąż miał na tym punkcie pewien kompleks.Kiedy weszliśmy do gabinetu, dyktował coś sekretarzowi, ale na widok Metona wstał i rozwarł ramiona.Objął go ciepło i pocałował w usta.– No, Metonie, a więc jednak mnie nie opuścisz! – powiedział.– Nie wyjadę do Rzymu, jeśli o to ci chodzi.Mój ojciec i brat są cali i zdrowi, jak sam widzisz.– Ach, Gordianus! I.Eko.– Cezar zawahał się ledwie na mgnienie oka.– Wy trzej jesteście tak do siebie niepodobni.To mnie zawsze trochę zbijało z tropu, kiedy was razem widywałem, ale przecież synowie zostali wybrani i adoptowani przez ojca, więc są doń podobni duchem, a nie ciałem.A więc to był fałszywy alarm, ta pogłoska o waszym porwaniu?– Wcale nie fałszywy – odrzekł Meto.– Udało się im uciec z niewoli dopiero parę dni temu i to zaledwie o kilka mil stąd.– To musi być niezła historia.Nie puszczę was, dopóki mi wszystkiego nie opowiecie.– Ale przecież musisz być bardzo zajęty, Cezarze – powiedziałem, wspomniawszy czekającego w atrium Cycerona.– Nieszczególnie.Za kilka dni wyruszam do Galii, ale przygotowania się toczą bez mojego udziału.Wypełniam czas dyktowaniem nowego rozdziału moich pamiętników, o tej drobnej potyczce z Eburonami.musisz ją dobrze pamiętać, Metonie.– Sięgnął dłonią do policzka młodzieńca, który odwzajemnił mu uśmiech.Ta chwila wydawała mi się niepokojąco intymna, dopóki nie zdałem sobie sprawy, że Cezar musnął palcami niewielką bliznę na twarzy Metona.– Mój ojciec i brat zostali napadnięci na Via Appia – wyjaśnił Meto.– Na zlecenie Pompejusza prowadzili śledztwo w sprawie śmierci Publiusza Klodiusza.– Doprawdy? A to ciekawe! I co też odkryłeś, Gordianusie?Spojrzałem na Metona, zafrasowany tym nagłym odkryciem moich osobistych interesów przed Cezarem.Nie miałem jednak przed swoim synem tajemnic, a on najwyraźniej nie miał ich przed swym wodzem.Wzruszyłem więc ramionami i rzekłem:– Mogę zaledwie potwierdzić to, co wszyscy w Rzymie chyba już wiedzą: że Klodiusz zginął z rąk niewolników Milona po jakiejś sprzeczce na gościńcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]