[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co chcesz przez to powiedzieć? Im bliżej Doliny Guemist się jest, tym trudniejsze staje się używanie magii.Kiedy dotrzemy do Bramy Zmierci, będzie to już w ogóle niemożliwe. Dlaczego? Nie wiem. A jesteś pewien, że to prawda, a nie tylko zwykła plotka? Jestem pewien.Byłem na szczycie wodospadu wraz z Zeriką.Walczyłemz jakimiś lokalnymi bandytami, dając jej czas na zejście.Gdybym mógł użyć ma-gii, zrobiłbym to. Bandytami? spytałem słabo. Tak. Urocze. Jak dotąd żadnych nie zauważyłem. Zlicznie.Jeżeli się pojawią, może cię poznają i zostawią nas w spokoju. %7ładen z tamtych na pewno się nie pojawi. Rozumiem. Obecnie jest ich znacznie mniej niż w okresie Bezkrólewia, a więc nie masię czym martwić.Wtedy były dzikie czasy. Tęsknisz za nimi?Wzruszył ramionami, ale przyznał: Czasami.Nagle Loiosh, który wrócił, gdy tylko przestałem mieć skłonności do spada-nia, wlazł mi pod pelerynę.Zaskoczony rozejrzałem się uważnie, ale nie zauwa-żyłem niczego specjalnego.Jedyne co się zmieniło to to, że na niebie pojawiło sięparę jheregów, ale krążyły daleko. Co się stało, Loiosh? Widziałeś je? Kogo? Jheregi! Widziałem.O co chodzi, stary? Nie widziałeś, co widzisz, jak nie wiesz! Popatrz jeszcze raz.Popatrzyłem jeszcze raz, ale nic specjalnego nie dostrzegłem.Dopóki jedennie wylądował na skale nad naszymi głowami. Jasne z modrym! One są większe ode mnie! Właśnie! potwierdził z satysfakcją Loiosh. Nie wierzę! I piękna ona jest dodał Loiosh z rozmarzeniem. Teraz masz okazję obejrzeć ją z bliska. Ani mi się śni! Wyłaz!99 W żadnym wypadku!Wzruszyłem ramionami, wstałem powoli i dałem znak Morrolanowi, że je-stem gotów.* * *Po kilku godzinach wspinaczki teren wyrównał się.Widok był wspaniały, aleLoiosh go nie podziwiał.Jedynie od czasu do czasu wystawiał łeb spod pelery-ny, rozglądał się i natychmiast go chował.I wzdychał ofiara jedna.Olbrzymiasamica najwyrazniej równocześnie pociągała go i wprawiała w przerażenie.Toostatnie mogłem zrozumieć, bo gdy parę razy przeleciała blisko, też mi się nie-przyjemnie zrobiło.Przy tej wielkości stężenie jadu musiało być takie, że nawetja nie miałbym szans.W ten sposób dotarliśmy do szerokiego strumienia o szybkim nurcie i skiero-waliśmy się w dół jego biegu.* * *Strumień po paru godzinach marszu był już całkiem sporą rzeczką, a wieczo-rem, gdy rozbiliśmy obóz, całkiem dużą rzeką. Ta rzeka ma jakąś nazwę? spytałem Morrolana. Krwawa. Tak też myślałem mruknąłem ponuro.I poszedłem spać.* * *Rano, po jakiejś godzinie marszu, dotarliśmy do wodospadu zwanego BramąZmierci.Rozdział dziesiątyPewnie mógłbym wymyślić jakieś zaklęcie, gdybym miał czas, ale nigdy niebyło to moją najmocniejszą stroną, a teraz na dodatek nie miałem do tego głowy.Loiosh użyczył mi siły, którą przelałem w czar, wzmacniając więz.Rytm stał sięsilniejszy, a świeca rozbłysła jasnym płomieniem.Zacząłem się bać.Skoncentrowałem się na tym i płomień świecy zmienił się w deszcz iskier, któ-ry eksplodował w sferę połyskującej nicości.Sprowadziłem ją tak, by otoczyłapłomień świecy, tworząc kulistą tęczę.Nie musiałem prosić Loiosha, by zajął sięutrzymaniem jej na miejscu chciałem, by to zrobił, więc zrobił.Przestałem oddychać, zmrużyłem oczy i poczułem odprężenie.Wiedziałem, żeto minie, ale mogłem je wykorzystywać, jak długo istniało.Teraz musiałem stwo-rzyć drogę między zródłem i punktem przeznaczenia, wzdłuż której da się nagiąćrzeczywistość.Nóż zaczął silniej dygotać, jakby mówił, żeby od niego zacząć.Nie miałemnic przeciwko temu.Spojrzałem na nóż i przeniosłem wzrok na runę.Potem wy-ciągnąłem prawą dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym i narysowałem naziemi linię.A potem jeszcze raz.I jeszcze.I jeszcze.Za każdym razem od noża do runy.Po chwili połączyła je linia ognia.Czułem, że postępuję słusznie.Uniosłem głowę krajobraz falował, jakbyotaczało mnie coś nierzeczywistego, gotowego lada chwila zamknąć się wokółmnie i zniknąć.Wraz ze mną.Byłoby to przerażające.Gdybym do tego dopuścił.Wodospad Brama Zmierci ma konkretne położenie geograficzne, a więc taksamo rzecz się ma ze Zcieżkami Umarłych.Tyle że nie do końca.Sam tego niepotrafię wyjaśnić.Sprawa wygląda tak: gdzieś w Popielnych Górach znajduje sięna sporej wysokości wąwóz zwany Doliną Greymist.Przepływa przez nią Krwa-wa Rzeka, która w pewnym momencie opada z pewnej wysokości wodospademzwanym Bramą Zmierci.Relacje co do jego wysokości pochodzą od żywych tru-101pów, które powróciły ze Zcieżek Umarłych, i są całkowicie niezgodne od pięć-dziesięciu stóp do tysiąca.Sam go widziałem i pokonałem, a i tak nadal nie wiem,jak jest wysoki.Do tej doliny dostarczane są ciała ważnych lub bogatych Dragaerian.Tychostatnich jedynie wówczas, jeśli wyrazili takie życzenie i poczynili stosowneprzygotowania.Zostają umieszczone w rzece i z punktu widzenia żywych koń-czy to sprawę.Ciekawostkę stanowi fakt, iż legendarnego zabójcę znanego jako Mario okre-śla się powszechnie Mario Greymist od nazwy doliny, a to z uwagi na liczbęofiar, które wysłał na tamten świat (obojętne jak by się on nazywał) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Co chcesz przez to powiedzieć? Im bliżej Doliny Guemist się jest, tym trudniejsze staje się używanie magii.Kiedy dotrzemy do Bramy Zmierci, będzie to już w ogóle niemożliwe. Dlaczego? Nie wiem. A jesteś pewien, że to prawda, a nie tylko zwykła plotka? Jestem pewien.Byłem na szczycie wodospadu wraz z Zeriką.Walczyłemz jakimiś lokalnymi bandytami, dając jej czas na zejście.Gdybym mógł użyć ma-gii, zrobiłbym to. Bandytami? spytałem słabo. Tak. Urocze. Jak dotąd żadnych nie zauważyłem. Zlicznie.Jeżeli się pojawią, może cię poznają i zostawią nas w spokoju. %7ładen z tamtych na pewno się nie pojawi. Rozumiem. Obecnie jest ich znacznie mniej niż w okresie Bezkrólewia, a więc nie masię czym martwić.Wtedy były dzikie czasy. Tęsknisz za nimi?Wzruszył ramionami, ale przyznał: Czasami.Nagle Loiosh, który wrócił, gdy tylko przestałem mieć skłonności do spada-nia, wlazł mi pod pelerynę.Zaskoczony rozejrzałem się uważnie, ale nie zauwa-żyłem niczego specjalnego.Jedyne co się zmieniło to to, że na niebie pojawiło sięparę jheregów, ale krążyły daleko. Co się stało, Loiosh? Widziałeś je? Kogo? Jheregi! Widziałem.O co chodzi, stary? Nie widziałeś, co widzisz, jak nie wiesz! Popatrz jeszcze raz.Popatrzyłem jeszcze raz, ale nic specjalnego nie dostrzegłem.Dopóki jedennie wylądował na skale nad naszymi głowami. Jasne z modrym! One są większe ode mnie! Właśnie! potwierdził z satysfakcją Loiosh. Nie wierzę! I piękna ona jest dodał Loiosh z rozmarzeniem. Teraz masz okazję obejrzeć ją z bliska. Ani mi się śni! Wyłaz!99 W żadnym wypadku!Wzruszyłem ramionami, wstałem powoli i dałem znak Morrolanowi, że je-stem gotów.* * *Po kilku godzinach wspinaczki teren wyrównał się.Widok był wspaniały, aleLoiosh go nie podziwiał.Jedynie od czasu do czasu wystawiał łeb spod pelery-ny, rozglądał się i natychmiast go chował.I wzdychał ofiara jedna.Olbrzymiasamica najwyrazniej równocześnie pociągała go i wprawiała w przerażenie.Toostatnie mogłem zrozumieć, bo gdy parę razy przeleciała blisko, też mi się nie-przyjemnie zrobiło.Przy tej wielkości stężenie jadu musiało być takie, że nawetja nie miałbym szans.W ten sposób dotarliśmy do szerokiego strumienia o szybkim nurcie i skiero-waliśmy się w dół jego biegu.* * *Strumień po paru godzinach marszu był już całkiem sporą rzeczką, a wieczo-rem, gdy rozbiliśmy obóz, całkiem dużą rzeką. Ta rzeka ma jakąś nazwę? spytałem Morrolana. Krwawa. Tak też myślałem mruknąłem ponuro.I poszedłem spać.* * *Rano, po jakiejś godzinie marszu, dotarliśmy do wodospadu zwanego BramąZmierci.Rozdział dziesiątyPewnie mógłbym wymyślić jakieś zaklęcie, gdybym miał czas, ale nigdy niebyło to moją najmocniejszą stroną, a teraz na dodatek nie miałem do tego głowy.Loiosh użyczył mi siły, którą przelałem w czar, wzmacniając więz.Rytm stał sięsilniejszy, a świeca rozbłysła jasnym płomieniem.Zacząłem się bać.Skoncentrowałem się na tym i płomień świecy zmienił się w deszcz iskier, któ-ry eksplodował w sferę połyskującej nicości.Sprowadziłem ją tak, by otoczyłapłomień świecy, tworząc kulistą tęczę.Nie musiałem prosić Loiosha, by zajął sięutrzymaniem jej na miejscu chciałem, by to zrobił, więc zrobił.Przestałem oddychać, zmrużyłem oczy i poczułem odprężenie.Wiedziałem, żeto minie, ale mogłem je wykorzystywać, jak długo istniało.Teraz musiałem stwo-rzyć drogę między zródłem i punktem przeznaczenia, wzdłuż której da się nagiąćrzeczywistość.Nóż zaczął silniej dygotać, jakby mówił, żeby od niego zacząć.Nie miałemnic przeciwko temu.Spojrzałem na nóż i przeniosłem wzrok na runę.Potem wy-ciągnąłem prawą dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym i narysowałem naziemi linię.A potem jeszcze raz.I jeszcze.I jeszcze.Za każdym razem od noża do runy.Po chwili połączyła je linia ognia.Czułem, że postępuję słusznie.Uniosłem głowę krajobraz falował, jakbyotaczało mnie coś nierzeczywistego, gotowego lada chwila zamknąć się wokółmnie i zniknąć.Wraz ze mną.Byłoby to przerażające.Gdybym do tego dopuścił.Wodospad Brama Zmierci ma konkretne położenie geograficzne, a więc taksamo rzecz się ma ze Zcieżkami Umarłych.Tyle że nie do końca.Sam tego niepotrafię wyjaśnić.Sprawa wygląda tak: gdzieś w Popielnych Górach znajduje sięna sporej wysokości wąwóz zwany Doliną Greymist.Przepływa przez nią Krwa-wa Rzeka, która w pewnym momencie opada z pewnej wysokości wodospademzwanym Bramą Zmierci.Relacje co do jego wysokości pochodzą od żywych tru-101pów, które powróciły ze Zcieżek Umarłych, i są całkowicie niezgodne od pięć-dziesięciu stóp do tysiąca.Sam go widziałem i pokonałem, a i tak nadal nie wiem,jak jest wysoki.Do tej doliny dostarczane są ciała ważnych lub bogatych Dragaerian.Tychostatnich jedynie wówczas, jeśli wyrazili takie życzenie i poczynili stosowneprzygotowania.Zostają umieszczone w rzece i z punktu widzenia żywych koń-czy to sprawę.Ciekawostkę stanowi fakt, iż legendarnego zabójcę znanego jako Mario okre-śla się powszechnie Mario Greymist od nazwy doliny, a to z uwagi na liczbęofiar, które wysłał na tamten świat (obojętne jak by się on nazywał) [ Pobierz całość w formacie PDF ]