[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobrze.Więc waszym pierwszym zadaniem będzie wywalenie stąd byłego Muskuła.Nie chcę być za blisko, kiedy się ocknie.Wykonali polecenie z entuzjazmem, z własnej inicjatywy dodając osiłkowi kilka kopniaków.- Dziękuję, James, jestem ci wdzięczny za interwencję - powiedział Hetman.- Pomyślałem sobie, że prędzej czy później będziesz musiał zmierzyć się z nim.Lepiej prędzej, więc odwróciłem jego uwagę.Rozpoczął się nasz awans społeczny, bo już przekroczyłeś najniższą kategorię niewolników.A co to jest, do stu par satelitów?!Spojrzałem w kierunku, który wskazywał, i wytrzeszczyłem oczy tak samo jak on.Była to jakaś maszyna, to oczywiste.Powoli zbliżała się do nas, brzęcząc, klekocząc i buchając dymem.Maszynista ustawił ją tyłem do furmanki, a jego pomocnik zeskoczył i połączył oba pojazdy.Poczuliśmy szarpnięcie i powoli ruszyliśmy.- Patrz uważnie, Jim, i pamiętaj - powiedział Hetman.- Oto przykład prymitywnej techniki, dawno już zapomnianej i zagubionej w otchłani czasu.Ten wehikuł jest napędzany parą.To jest, jako żywo, pojazd parowy.Mam wrażenie, że będzie mi się to podobać.Nie podzielałem jego entuzjazmu dla tej neolitycznej maszyny.Myślałem o zdetronizowanym zbirze i o tym, co się stanie, gdy mnie dorwie.Uznałem, że muszę lepiej poznać obowiązujące tu zasady.Przedostałem się do pozostałych niewolników, ale zanim rozpocząłem rozmowę, przetoczyliśmy się po moście i przez wielką bramę w wysokim murze.Kierowca naszego wozu parowego zahamował i zawołał:- Rozładować to!W moim nowym wcieleniu, jako Muskuł, nadzorowałem tylko wyładunek, prawie nie pomagając innym.Właśnie zleciała na ziemię ostatnia paka, gdy jeden z niewolników szepnął:- Idzie przez bramę, za tobą!Szybko odwróciłem się.Miał rację.Szedł tam były Muskuł, podrapany i zakrwawiony, z siną od gniewu twarzą.Z rykiem ruszył do ataku.20A ja zacząłem od tego, że rzuciłem się do ucieczki.Mój prześladowca ruszył za mną w szaleńczym pościgu.Nie zrobiłem tego ze strachu, ale żeby mieć wystarczająco dużo miejsca.Gdy tylko oddaliłem się od furmanki, odwróciłem się i podstawiłem zbirowi nogę, a on jak długi rozciągnął się na ziemi.To wzbudziło głośny śmiech widzów.Gdy się podnosił, rozejrzałem się prędko.Wokół nas stali uzbrojeni strażnicy, niewolnicy oraz odziany na czerwono sam Capo Docci.Zaczął świtać mi pewien pomysł, ale zanim ukształtował się ostatecznie, musiałem zacząć działać, żeby ocalić życie.Zbir szybko się uczył.Tym razem nie rzucił się na mnie jak wściekły.Podchodził powoli z szeroko rozpostartymi ramionami i rozcapierzonymi palcami.Gdyby zdołał mnie chwycić, nie wydostałbym się żywy z jego czułego uścisku.Cofałem się powoli, odwróciłem się, by stanąć twarzą do Capo Docci, po czym odsunąłem się i szybko postąpiłem do przodu.Oburącz złapałem wyciągniętą rękę napastnika, pociągnąłem i jednocześnie upadłem do tyłu.Byłem wystarczająco ciężki, by przerzucić go nad sobą i znów rozłożyć na ziemi.Poderwałem się na nogi mając już gotowy plan.Zrobię pokaz!- To była prawa ręka! - zawołałem głośno.Potykając się, Muskuł znów zaatakował, więc zaryzykowałem i zapowiedziałem następny strzał:- Prawe kolano.Kopnąłem z doskoku i trafiłem go w rzepkę.To jest bolesne, więc upadł z wrzaskiem.Tym razem wstawał wolniej, ale ciągle jeszcze rozjuszony.Nie przestanie, dopóki nie straci przytomności.Ale to dobrze.- Lewa ręka.Chwyciłem ją, wykręciłem do tyłu i przytrzymałem, mocno popychając.Muskuł był silny i wciąż walczył, próbując chwycić mnie prawą ręką lub podciąć.Ale ja byłem szybszy.- Lewa noga! - zawołałem.Kopnąłem go mocno w łydkę i znów się przewrócił.Odstąpiłem i spojrzałem na Capo Docci.Cała jego uwaga skupiona była na mnie.- Czy równie łatwo zabijasz, jak tańczysz? - zapytał.- Mogę, ale wolę tego nie robić - zdawałem sobie sprawę, że mój przeciwnik podniósł się i stał teraz na chwiejnych nogach.Odwróciłem się tak, aby móc go widzieć kątem oka.- Wolę pozbawić go przytomności.W ten sposób wygram walkę, a ty nie stracisz niewolnika.Zbir zacisnął ręce na mojej szyi i zabulgotał ze złości.Popisywałem się, ale robiłem to świadomie.Musiałem zapewnić moim widzom dobry pokaz.Więc nie oglądając się, wymierzyłem zgiętą ręką cios do tyłu.Z całej siły wpakowałem łokieć w brzuch Muskuła, dokładnie pośrodku, tuż pod mostkiem.Prosto w zwój nerwowy, znany jako splot słoneczny.Ręce zbira opadły, a ja zrobiłem krok do przodu słysząc, jak głucho walnął o ziemię.Znieruchomiałem z kamienną twarzą.Capo Docci przywołał mnie gestem, a kiedy się zbliżyłem, powiedział:- To nowy sposób walki, przybyszu.Nasze zabijaki walczą na pięści.Biją się tak długo, aż jeden z nich wypadnie z gry.My zakładamy się, kto zwycięży.- Taka walka jest marnotrawstwem.Cała sztuka polega na tym, żeby wiedzieć, gdzie i jak uderzyć.- Twoja sztuka jest bezradna wobec ostrej stali - powiedział, wyciągając do połowy miecz.Musiałem teraz postępować ostrożnie.Mógł mnie posiekać tylko po to, żeby udowodnić mi, że nie dam mu rady.- Nie mogę walczyć gołymi rękami przeciwko takiemu szermierzowi jak ty - stwierdziłem pokornie.Z tego, co wiedziałem, Docci używał miecza tylko do krojenia pieczystego, ale pochlebstwo nigdy nie zaszkodzi.- Ta sztuka jest przydatna tylko w starciu z człowiekiem niedoświadczonym w walce na miecze albo noże.Przetrawił to i zawołał najbliższego strażnika:- Hej ty, wyjdź na niego z nożem!Nie tak to sobie zaplanowałem, ale nie było teraz sposobu, by uniknąć pojedynku.Strażnik uśmiechnął się, wyrwał z pochwy lśniący sztylet i ruszył ku mnie pewnym krokiem.Odpowiedziałem uśmiechem.Uniósł broń przygotowując się do pchnięcia, ale nie skierował ostrza dokładnie na wprost, jak zrobiłby to doświadczony nożownik.Pozwoliłem mu podejść blisko i stałem nieruchomo, dopóki nie uderzył.Typowa obrona.Zrobiłem krok do przodu i zablokowałem uderzenie.Chwyciłem go za rękę i wykręciłem ją.Wszystko odbyło się bardzo szybko.Nóż poleciał w jedną stronę, napastnik w drugą.Musiałem prędko zakończyć ten pokaz, żeby nie przyszło mi zmierzyć się z pałkami albo pistoletem.Zbliżyłem się do Capo Docci i powiedziałem spokojnie:- Te sposoby obrony i zabijania, stosowane w innych światach, są nieznane na Spiovente.Nie chciałbym ich wszystkich teraz wyjawiać.Jestem pewien, że nie życzysz sobie, by niewolnicy poznali tak niebezpieczne ciosy.Pozwól, że inne umiejętności zaprezentuję ci bez udziału tej publiczności.Mogę nauczyć tego wszystkiego twoją ochronę, bo wielu tutaj na pewno chciałoby cię zabić.Pomyśl o swoim bezpieczeństwie.- Brzmiało to jak wykład o przepisach drogowych, ale chyba go przekonało.Nie do końca.- Nie lubię żadnych nowych pomysłów - warknął.- Lubię, jak wszystko jest po staremu.Czyli on na szczycie, a reszta na dole, w łańcuchach.Odezwałem się szybko:- To, co robię, nie jest nowe, jest stare jak ludzkość.Sekrety przekazywane są potajemnie od zarania dziejów.Możesz je teraz poznać.Nadchodzą zmiany, wiesz o tym, a wiedza jest siłą.Gdy inni chcą ci odebrać to, co posiadasz, dobra jest każda broń, którą można ich pobić.- Wszystko to wydawało mi się idiotyzmem, ale miałem nadzieję, że do niego przemówi.Z tego, co Hetman mówił mi o tym fajansiarskim świecie, wynikało, że tylko siła zapewnia bezpieczeństwo - czysta paranoja, ale Docci musiał to teraz przemyśleć.Trochę się tego obawiałem, gdyż biorąc pod uwagę jego niskie czółko, myślenie mogło go boleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Dobrze.Więc waszym pierwszym zadaniem będzie wywalenie stąd byłego Muskuła.Nie chcę być za blisko, kiedy się ocknie.Wykonali polecenie z entuzjazmem, z własnej inicjatywy dodając osiłkowi kilka kopniaków.- Dziękuję, James, jestem ci wdzięczny za interwencję - powiedział Hetman.- Pomyślałem sobie, że prędzej czy później będziesz musiał zmierzyć się z nim.Lepiej prędzej, więc odwróciłem jego uwagę.Rozpoczął się nasz awans społeczny, bo już przekroczyłeś najniższą kategorię niewolników.A co to jest, do stu par satelitów?!Spojrzałem w kierunku, który wskazywał, i wytrzeszczyłem oczy tak samo jak on.Była to jakaś maszyna, to oczywiste.Powoli zbliżała się do nas, brzęcząc, klekocząc i buchając dymem.Maszynista ustawił ją tyłem do furmanki, a jego pomocnik zeskoczył i połączył oba pojazdy.Poczuliśmy szarpnięcie i powoli ruszyliśmy.- Patrz uważnie, Jim, i pamiętaj - powiedział Hetman.- Oto przykład prymitywnej techniki, dawno już zapomnianej i zagubionej w otchłani czasu.Ten wehikuł jest napędzany parą.To jest, jako żywo, pojazd parowy.Mam wrażenie, że będzie mi się to podobać.Nie podzielałem jego entuzjazmu dla tej neolitycznej maszyny.Myślałem o zdetronizowanym zbirze i o tym, co się stanie, gdy mnie dorwie.Uznałem, że muszę lepiej poznać obowiązujące tu zasady.Przedostałem się do pozostałych niewolników, ale zanim rozpocząłem rozmowę, przetoczyliśmy się po moście i przez wielką bramę w wysokim murze.Kierowca naszego wozu parowego zahamował i zawołał:- Rozładować to!W moim nowym wcieleniu, jako Muskuł, nadzorowałem tylko wyładunek, prawie nie pomagając innym.Właśnie zleciała na ziemię ostatnia paka, gdy jeden z niewolników szepnął:- Idzie przez bramę, za tobą!Szybko odwróciłem się.Miał rację.Szedł tam były Muskuł, podrapany i zakrwawiony, z siną od gniewu twarzą.Z rykiem ruszył do ataku.20A ja zacząłem od tego, że rzuciłem się do ucieczki.Mój prześladowca ruszył za mną w szaleńczym pościgu.Nie zrobiłem tego ze strachu, ale żeby mieć wystarczająco dużo miejsca.Gdy tylko oddaliłem się od furmanki, odwróciłem się i podstawiłem zbirowi nogę, a on jak długi rozciągnął się na ziemi.To wzbudziło głośny śmiech widzów.Gdy się podnosił, rozejrzałem się prędko.Wokół nas stali uzbrojeni strażnicy, niewolnicy oraz odziany na czerwono sam Capo Docci.Zaczął świtać mi pewien pomysł, ale zanim ukształtował się ostatecznie, musiałem zacząć działać, żeby ocalić życie.Zbir szybko się uczył.Tym razem nie rzucił się na mnie jak wściekły.Podchodził powoli z szeroko rozpostartymi ramionami i rozcapierzonymi palcami.Gdyby zdołał mnie chwycić, nie wydostałbym się żywy z jego czułego uścisku.Cofałem się powoli, odwróciłem się, by stanąć twarzą do Capo Docci, po czym odsunąłem się i szybko postąpiłem do przodu.Oburącz złapałem wyciągniętą rękę napastnika, pociągnąłem i jednocześnie upadłem do tyłu.Byłem wystarczająco ciężki, by przerzucić go nad sobą i znów rozłożyć na ziemi.Poderwałem się na nogi mając już gotowy plan.Zrobię pokaz!- To była prawa ręka! - zawołałem głośno.Potykając się, Muskuł znów zaatakował, więc zaryzykowałem i zapowiedziałem następny strzał:- Prawe kolano.Kopnąłem z doskoku i trafiłem go w rzepkę.To jest bolesne, więc upadł z wrzaskiem.Tym razem wstawał wolniej, ale ciągle jeszcze rozjuszony.Nie przestanie, dopóki nie straci przytomności.Ale to dobrze.- Lewa ręka.Chwyciłem ją, wykręciłem do tyłu i przytrzymałem, mocno popychając.Muskuł był silny i wciąż walczył, próbując chwycić mnie prawą ręką lub podciąć.Ale ja byłem szybszy.- Lewa noga! - zawołałem.Kopnąłem go mocno w łydkę i znów się przewrócił.Odstąpiłem i spojrzałem na Capo Docci.Cała jego uwaga skupiona była na mnie.- Czy równie łatwo zabijasz, jak tańczysz? - zapytał.- Mogę, ale wolę tego nie robić - zdawałem sobie sprawę, że mój przeciwnik podniósł się i stał teraz na chwiejnych nogach.Odwróciłem się tak, aby móc go widzieć kątem oka.- Wolę pozbawić go przytomności.W ten sposób wygram walkę, a ty nie stracisz niewolnika.Zbir zacisnął ręce na mojej szyi i zabulgotał ze złości.Popisywałem się, ale robiłem to świadomie.Musiałem zapewnić moim widzom dobry pokaz.Więc nie oglądając się, wymierzyłem zgiętą ręką cios do tyłu.Z całej siły wpakowałem łokieć w brzuch Muskuła, dokładnie pośrodku, tuż pod mostkiem.Prosto w zwój nerwowy, znany jako splot słoneczny.Ręce zbira opadły, a ja zrobiłem krok do przodu słysząc, jak głucho walnął o ziemię.Znieruchomiałem z kamienną twarzą.Capo Docci przywołał mnie gestem, a kiedy się zbliżyłem, powiedział:- To nowy sposób walki, przybyszu.Nasze zabijaki walczą na pięści.Biją się tak długo, aż jeden z nich wypadnie z gry.My zakładamy się, kto zwycięży.- Taka walka jest marnotrawstwem.Cała sztuka polega na tym, żeby wiedzieć, gdzie i jak uderzyć.- Twoja sztuka jest bezradna wobec ostrej stali - powiedział, wyciągając do połowy miecz.Musiałem teraz postępować ostrożnie.Mógł mnie posiekać tylko po to, żeby udowodnić mi, że nie dam mu rady.- Nie mogę walczyć gołymi rękami przeciwko takiemu szermierzowi jak ty - stwierdziłem pokornie.Z tego, co wiedziałem, Docci używał miecza tylko do krojenia pieczystego, ale pochlebstwo nigdy nie zaszkodzi.- Ta sztuka jest przydatna tylko w starciu z człowiekiem niedoświadczonym w walce na miecze albo noże.Przetrawił to i zawołał najbliższego strażnika:- Hej ty, wyjdź na niego z nożem!Nie tak to sobie zaplanowałem, ale nie było teraz sposobu, by uniknąć pojedynku.Strażnik uśmiechnął się, wyrwał z pochwy lśniący sztylet i ruszył ku mnie pewnym krokiem.Odpowiedziałem uśmiechem.Uniósł broń przygotowując się do pchnięcia, ale nie skierował ostrza dokładnie na wprost, jak zrobiłby to doświadczony nożownik.Pozwoliłem mu podejść blisko i stałem nieruchomo, dopóki nie uderzył.Typowa obrona.Zrobiłem krok do przodu i zablokowałem uderzenie.Chwyciłem go za rękę i wykręciłem ją.Wszystko odbyło się bardzo szybko.Nóż poleciał w jedną stronę, napastnik w drugą.Musiałem prędko zakończyć ten pokaz, żeby nie przyszło mi zmierzyć się z pałkami albo pistoletem.Zbliżyłem się do Capo Docci i powiedziałem spokojnie:- Te sposoby obrony i zabijania, stosowane w innych światach, są nieznane na Spiovente.Nie chciałbym ich wszystkich teraz wyjawiać.Jestem pewien, że nie życzysz sobie, by niewolnicy poznali tak niebezpieczne ciosy.Pozwól, że inne umiejętności zaprezentuję ci bez udziału tej publiczności.Mogę nauczyć tego wszystkiego twoją ochronę, bo wielu tutaj na pewno chciałoby cię zabić.Pomyśl o swoim bezpieczeństwie.- Brzmiało to jak wykład o przepisach drogowych, ale chyba go przekonało.Nie do końca.- Nie lubię żadnych nowych pomysłów - warknął.- Lubię, jak wszystko jest po staremu.Czyli on na szczycie, a reszta na dole, w łańcuchach.Odezwałem się szybko:- To, co robię, nie jest nowe, jest stare jak ludzkość.Sekrety przekazywane są potajemnie od zarania dziejów.Możesz je teraz poznać.Nadchodzą zmiany, wiesz o tym, a wiedza jest siłą.Gdy inni chcą ci odebrać to, co posiadasz, dobra jest każda broń, którą można ich pobić.- Wszystko to wydawało mi się idiotyzmem, ale miałem nadzieję, że do niego przemówi.Z tego, co Hetman mówił mi o tym fajansiarskim świecie, wynikało, że tylko siła zapewnia bezpieczeństwo - czysta paranoja, ale Docci musiał to teraz przemyśleć.Trochę się tego obawiałem, gdyż biorąc pod uwagę jego niskie czółko, myślenie mogło go boleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]