[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczął uważnie oglądać łóżeczko, przypatrując się najpierwstelażowi baldachimu, karuzelce, potem dokładnienóżkom i wszystkim prętom.W międzyczasie Abigail zdążyła dojść do pokoju1 wesprzeć się o framugę.111- Co ksiądz robi? - zapytała z niepokojem.- Szukam czerwonej wstążki - odparł.- Tej przeciwurokom.Gdzie ją przywiązałaś?Chwilę trwało, zanim dotarły do niej jego słowa.- Wstążeczkę? - Katoliczką była zdecydowanie dłużejniż matką, stąd w jej głosie zabrzmiała nutka oburzenia.-Co też ksiądz? Przecież to zabobon, który.-.chroni dom przed wizytą pierdolonych elfów -dokończył za nią Loki.- Takich, które zabierają ludzkiedzieci i zostawiają zamiast nich wykoślawione pod-rnieńce.Rany, jak można tego nie wiedzieć? Zwłaszcza72727272mieszkając na tych chrzanionych wyspach? To wy to wy-myśliliście!Wyprostował się i raz jeszcze zajrzał do łóżeczka.Po-kraczne szkaradztwo właśnie się przebudziło i spoglądałoteraz na niego swymi maślanymi oczkami.Na szpetnąbuzię wypłynął słodki uśmiech idioty.Westchnąwszy ciężko, Kłamca niedbałym machnię-ciem wykonał znak krzyża.- Wygląda na to, Abigail, że jesteście siebie warci -powiedział, mijając dziewczynę w progu i ruszając kory-tarzem.- Z dwojga złego lepsze to niż Antychryst, prawda? Którego zresztą dzięki tobie muszę teraz szukać pocholernych nibylandiach.Będąc już przy drzwiach wyjściowych, przystanął namoment, jakby się zastanawiał.- A skoro już masz podmieńca - zawołał do pustegokorytarza - trzymaj go chociaż z daleka od żelaza, żeby sięnie pochorował! I zacznij czytać bajki, na litość! Jemu isobie!ParyżSpacer nad Sekwaną nie był co prawda aż tak przereklamowany jak pływanie gondolą kanałami Wenecji, ale i takokazał się dla Jenny sporym rozczarowaniem.Teoretycznie wszystko wyglądało jak na widokówkach iw przewodnikach: zgrabne ławeczki wzdłuż wyłożonychkostką bulwarów, a pomiędzy nimi niewysokie drzewkaotoczone niskimi ogrodzeniami z siatki.W tle ulica iczteropiętrowe kamienice o interesująco zdobio-73737373nych fasadach.Do tego dochodziły jeszcze ustawionewzdłuż chodnika sodowe lampy o wielkich kulistych klo-szach.W dzień nie prezentowały się imponująco, za towieczorem zalewały świat swym jasnobrązowym światłem,tworząc obrazek jak z przedwojennego zdjęcia.Wszystkie problemy zaczynały się, gdy ktoś, jak Jennywłaśnie, chciał zachęcony zdjęciami pospacerowaćnadrzecznym bulwarem.I to właściwie o każdej porze.Rano trudno się było opędzić od żebraków i dworcowychkloszardów wietrzących zatęchłe ubrania, w południe odmalarzy, grajków i natrętnych Cyganów, a wieczorem odpijanych amantów, złodziei torebek i zwyczajnychbandytów gotowych pobić, bo nie spodobał im się czyjśwyraz twarzy.Kosze na śmieci opróżniano, dopiero kiedy wszystkiekubły wzdłuż bulwaru były pełne, co prowadziło dosytuacji, że w niektórych miejscach śmieci aż się prze-sypywały, podczas gdy w innych świeciły pustkami.No ijeszcze sama Sekwana, która śmierdziała jak jeden wielkiściek, zwłaszcza w ciepłe dni.Tak też zresztą wyglądała.Mimo to Jenny chodziła tędy dwa razy dziennie: rano ipóznym popołudniem.Powód był prozaiczny - to byłanajkrótsza droga do domu.Tego dnia gotowa była na dłuższą, okrężną trasę.Zajęciazskończyły się pózniej niż zwykle, więc zanim wyszłauczelni, było już ciemno.Ulice - jak na paryskie standardy- świeciły pustkami, a pojedynczy przechodnie3333mieli blade, mokre od potu twarze i postękiwali cicho zkażdym krokiem.Może to jakaś epidemia? - przemknęło dziewczynieprzez głowę.Przypomniała sobie, że rano usłyszała w radiuwiadomość o tajemniczej skrzyni rozmiarów jedno-drzwiowej szafy znalezionej przez policję na Polach Eli-zejskich.Czy mogła to być biologiczna broń terrorystów?No ale służby by ją chyba zabezpieczyły.Aż żałowała, że w ciągu dnia nie miała okazji posłuchaćradia.Właściwie cały dzień spędziła zamknięta w pracownii skupiona na usuwaniu patyny z ozdobnej pozłacanejramy oddanej przez Luwr do renowacji.Jedynymdzwiękiem, jaki jej tam towarzyszył, był szum ustawionegow kącie wentylatora.Właśnie wtedy przeszło jej przez głowę, że może niepowinna iść dziś pasażem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zaczął uważnie oglądać łóżeczko, przypatrując się najpierwstelażowi baldachimu, karuzelce, potem dokładnienóżkom i wszystkim prętom.W międzyczasie Abigail zdążyła dojść do pokoju1 wesprzeć się o framugę.111- Co ksiądz robi? - zapytała z niepokojem.- Szukam czerwonej wstążki - odparł.- Tej przeciwurokom.Gdzie ją przywiązałaś?Chwilę trwało, zanim dotarły do niej jego słowa.- Wstążeczkę? - Katoliczką była zdecydowanie dłużejniż matką, stąd w jej głosie zabrzmiała nutka oburzenia.-Co też ksiądz? Przecież to zabobon, który.-.chroni dom przed wizytą pierdolonych elfów -dokończył za nią Loki.- Takich, które zabierają ludzkiedzieci i zostawiają zamiast nich wykoślawione pod-rnieńce.Rany, jak można tego nie wiedzieć? Zwłaszcza72727272mieszkając na tych chrzanionych wyspach? To wy to wy-myśliliście!Wyprostował się i raz jeszcze zajrzał do łóżeczka.Po-kraczne szkaradztwo właśnie się przebudziło i spoglądałoteraz na niego swymi maślanymi oczkami.Na szpetnąbuzię wypłynął słodki uśmiech idioty.Westchnąwszy ciężko, Kłamca niedbałym machnię-ciem wykonał znak krzyża.- Wygląda na to, Abigail, że jesteście siebie warci -powiedział, mijając dziewczynę w progu i ruszając kory-tarzem.- Z dwojga złego lepsze to niż Antychryst, prawda? Którego zresztą dzięki tobie muszę teraz szukać pocholernych nibylandiach.Będąc już przy drzwiach wyjściowych, przystanął namoment, jakby się zastanawiał.- A skoro już masz podmieńca - zawołał do pustegokorytarza - trzymaj go chociaż z daleka od żelaza, żeby sięnie pochorował! I zacznij czytać bajki, na litość! Jemu isobie!ParyżSpacer nad Sekwaną nie był co prawda aż tak przereklamowany jak pływanie gondolą kanałami Wenecji, ale i takokazał się dla Jenny sporym rozczarowaniem.Teoretycznie wszystko wyglądało jak na widokówkach iw przewodnikach: zgrabne ławeczki wzdłuż wyłożonychkostką bulwarów, a pomiędzy nimi niewysokie drzewkaotoczone niskimi ogrodzeniami z siatki.W tle ulica iczteropiętrowe kamienice o interesująco zdobio-73737373nych fasadach.Do tego dochodziły jeszcze ustawionewzdłuż chodnika sodowe lampy o wielkich kulistych klo-szach.W dzień nie prezentowały się imponująco, za towieczorem zalewały świat swym jasnobrązowym światłem,tworząc obrazek jak z przedwojennego zdjęcia.Wszystkie problemy zaczynały się, gdy ktoś, jak Jennywłaśnie, chciał zachęcony zdjęciami pospacerowaćnadrzecznym bulwarem.I to właściwie o każdej porze.Rano trudno się było opędzić od żebraków i dworcowychkloszardów wietrzących zatęchłe ubrania, w południe odmalarzy, grajków i natrętnych Cyganów, a wieczorem odpijanych amantów, złodziei torebek i zwyczajnychbandytów gotowych pobić, bo nie spodobał im się czyjśwyraz twarzy.Kosze na śmieci opróżniano, dopiero kiedy wszystkiekubły wzdłuż bulwaru były pełne, co prowadziło dosytuacji, że w niektórych miejscach śmieci aż się prze-sypywały, podczas gdy w innych świeciły pustkami.No ijeszcze sama Sekwana, która śmierdziała jak jeden wielkiściek, zwłaszcza w ciepłe dni.Tak też zresztą wyglądała.Mimo to Jenny chodziła tędy dwa razy dziennie: rano ipóznym popołudniem.Powód był prozaiczny - to byłanajkrótsza droga do domu.Tego dnia gotowa była na dłuższą, okrężną trasę.Zajęciazskończyły się pózniej niż zwykle, więc zanim wyszłauczelni, było już ciemno.Ulice - jak na paryskie standardy- świeciły pustkami, a pojedynczy przechodnie3333mieli blade, mokre od potu twarze i postękiwali cicho zkażdym krokiem.Może to jakaś epidemia? - przemknęło dziewczynieprzez głowę.Przypomniała sobie, że rano usłyszała w radiuwiadomość o tajemniczej skrzyni rozmiarów jedno-drzwiowej szafy znalezionej przez policję na Polach Eli-zejskich.Czy mogła to być biologiczna broń terrorystów?No ale służby by ją chyba zabezpieczyły.Aż żałowała, że w ciągu dnia nie miała okazji posłuchaćradia.Właściwie cały dzień spędziła zamknięta w pracownii skupiona na usuwaniu patyny z ozdobnej pozłacanejramy oddanej przez Luwr do renowacji.Jedynymdzwiękiem, jaki jej tam towarzyszył, był szum ustawionegow kącie wentylatora.Właśnie wtedy przeszło jej przez głowę, że może niepowinna iść dziś pasażem [ Pobierz całość w formacie PDF ]