[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieznajomość jakichkolwiek reakcji Lesia na ten rodzaj protestu przeciwko jego karygodnym wybrykom uniemożliwiała jej podjęcie decyzji na przyszłość.Pełna wahań i wątpliwości przekładała różne przedmioty na właściwe miejsca, zastanawiając się, czy od razu przystąpić do uzupełnienia rozpoczętej nad ranem Wielkiej Sceny, czy też raczej sprawdzić najpierw, jakie wrażenie uczynił na Lesiu sam wstęp.Charakter skłaniał ją do przezornego przeczekania, z drugiej jednak stronydotychczasowe doświadczenia kazały zwątpić w dobroczynny wpływ równowagi, spokoju i rozsądku na poczynania jej małżonka.Zirytowana i oburzona na niego, niezadowolona z siebie, pełna niepokoju i niepewności, czekała na jego powrót.Zdegustowany okropnie rozmową z kierowcą, który, żarliwie broniąc sprawy nielegalnych gachów, postponował słusznie, jego zdaniem, zdradzanych mężów, Lesio wpadł do domu, dysząc pragnieniem zemsty.Wciąż piastując w objęciach odrażające łachmany dotarł do progu pokoju, gdzie ujrzał obrazek niewinny i sielankowy; starannie składającą jego koszule Kasieńkę i grzecznie bawiące się klockami dziecko.Stanął jak wryty, dzikim wzrokiem szukając kryjącego się zapewne po jakichś zakamarkach Janusza.- Gdzie on?! - ryknął ponuro i bohatersko, zgodnie z wymogami klasycznej tragedii.Zarówno dziwne pytanie, jak i wygląd Lesia zaskoczyły Kasieńkę do tego stopnia, że znieruchomiała nad koszulami, patrząc na niego w osłupieniu i nie udzielając odpowiedzi.- Gdzie on?!!! - zarepetował Lesio i obrzucając pokój straszliwym spojrzeniem uświadomił sobie nagle obecność potomka.- Gdzie ta świnia?! Przy dziecku?!!! Oryginalne zestawienie dziecka ze świnią wstrząsnęło Kasieńką ostatecznie i wróciło jej głos.- Jak ty wyglądasz! krzyknęła ze zdumieniem i zgrozą.- Dlaczego się nie przebrałeś?! - Wstydu nie masz!!! odkrzyknął na to Lesio ze świętym oburzeniem.Przekonanie, iż wyraża w ten sposób pretensję o pozostawienie go w pracowni tak długo bez odzieży, sprawiło, iż Kasieńkapoczuła się trochę nieswojo i kwestię działalności pedagogicznej odsunęła na dalszy plan.Z wrodzonym poczuciem sprawiedliwości przyznała, że było w tym zapewne nieco jej winy.- Dobrze, już dobrze powiedziała ugodowo i z lekkim zakłopotaniem.- Możliwe, że to trwało dość długo, ale sam jesteś sobie winien.Nie mogłyśmy znaleźć twoich koszul.Ale przecież Barbara wyjechała już pół godziny temu! Lesio otworzył właśnie usta, żeby równocześnie rzucić na Janusza następną kalumnię i zaprotestować przeciwko obarczaniu go winą za rozpustne czyny własnej żony, ale ugodziło go imię Barbary.- Co? - spytał w zupełnym oszołomieniu.- Jaka Barbara? - No, Barbara, przyjechała zamiast Janusza.Zabrała twój garnitur.- Jak to?!.A Janusz? Janusza nie było?.- Nie, przecież ci mówię, że przyjechała Barbara.Zamienili się w ostatniej chwili.Widzę, że się na nią nie doczekałeś? Odłóż te brudne szmaty i idź się umyć.To już Lesia dobiło definitywnie.Zamiast zaczekać w biurze na Barbarę, wiozącą mu odzież, tę odzież, która mogła go z nią połączyć jakimś intymnym węzłem, zamiast z jej upragnionych, a nieosiągalnych rąk brać krawat, koszulę, spodnie i wkładać to na siebie, zamiast, przyzwoicie odziany, spędzić z nią bodaj chwilę, sam na sam, on pętał się po mieście, jak spłoszony kretyn, w stroju cyrkowego błazna! Cóż za klątwa jakaś ciąży nad nim nieszczęsnym!.Widok Kasieńki, niezrozumiale ożywionej i nastawionej do niego znacznie przychylniej, niż mógł oczekiwać, ugruntował zalęgłe w nim podejrzenia.Janusza tuwprawdzie nie było, ale co właściwie robiła jego żona do późnej nocy? Gdzie była? Dlaczego zachowuje się inaczej, niż powinna?.Czy nie zamierza przypadkiem.czy nie postanowiła.czy nie przyszło jej do głowy go porzucić.?! Na myśl, że właśnie teraz, w epokowych chwilach jego życia, w żonie mogłaby nastąpić taka straszliwa odmiana, Lesio stracił głos.Przytłoczony nadmiarem wrażeń, oszołomiony tak urozmaiconymi wydarzeniami, absolutnie nie czuł się na siłach docierać do sedna rzeczy, doszukiwać się prawdy i rozwikływać splątany węzełek problemów małżeńskich.Lepiej przeczekać.Gdybyż mógł przynajmniej ujawnić radosną tajemnicę, ogłosić światu oraz żonie zwycięstwo jego talentu, gdybyż mógł jawnie zatriumfować!.Ale nie, nie może, nic nie może, bo przeklęta wygrana w toto_lotka zdziera mu z czoła świeży wawrzyn! Doprawdy, to musi być klątwa!.Zgnębiony klątwą, przestraszony żoną i pozbawiony ubrań, z których jedno uległo zagładzie, a drugie Barbara, nie mogąc się dostać do zamkniętej pracowni, zabrała ze sobą do domu, telefonicznie zawiadamiając o tym Kasieńkę, Lesio udał się nazajutrz do pracy w czarnym, wieczorowym garniturze, balowej muszce i lakierkach.Kusiło go nieco, żeby ukazać się w tym stroju owej nierozgarniętej dozorczyni z przeciwka, która swoim histerycznym krzykiem wypłoszyła go z bramy, podając w wątpliwośś stan jego umysłu, opanował jednakże pokusę, miał bowiem na głowie ważniejsze rzeczy niż opinia o nim okolicznych cieciów.Obawiał się mianowicie, iż współpracownicy będą się głupio upierać przy chęci obejrzenia na własne oczyszczęśliwych kuponów, i po namyśle doszedł do wniosku, że nie pozostaje nic innego, jak tylko zapchać im gębę pieniędzmi.Kupony były na okaziciela, teoretycznie mógł więc wypłatę odebrać bez przeszkód.Zdawałoby się, że po wczorajszym występie z gaśnicą nic ze strony Lesia nie zdoła już zdziwić jego najbliższych przyjaciół.Najmniejszej uwagi nie zwrócił też jego nader wytworny strój, zwłaszcza że natychmiast po przybyciu do biura niedbałym gestem rzucił na stół sumę do podziału.Z Życia Warszawy dowiedział się o wysokości wypłat i teraz dziewiętnaście tysięcy sześćset osiemdziesiąt złotych w żaden sposób nie chciało podzielić się przez sześć, co zaabsorbowało wygranych bardzo dokładnie i na długie chwile.Wzajemne wydawanie sobie reszty nieco się przeciągnęło, potem uczciwie i solidarnie ustalono, kto komu ile ma pożyczyć, żeby zaspokoić najpilniejsze potrzeby, i kiedy obliczenia te wreszcie ustały, okazało się, że Lesia nie ma, udał się bowiem na piwo.I wówczas, wbrew wszelkim spodziewaniom, wyszło na jaw, iż tym razem udało mu się zdumieć wszystkich więcej niż kiedykolwiek! - Słuchajcie no - powiedział ostro Stefan, wchodząc do pokoju, opuszczonego przed kwadransem.- Skąd on miał te pieniądze? Troje obecnych oderwało się od pracy i spojrzało na niego, nie pojmując pytania.- Jak to? - zdziwił się Karolek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nieznajomość jakichkolwiek reakcji Lesia na ten rodzaj protestu przeciwko jego karygodnym wybrykom uniemożliwiała jej podjęcie decyzji na przyszłość.Pełna wahań i wątpliwości przekładała różne przedmioty na właściwe miejsca, zastanawiając się, czy od razu przystąpić do uzupełnienia rozpoczętej nad ranem Wielkiej Sceny, czy też raczej sprawdzić najpierw, jakie wrażenie uczynił na Lesiu sam wstęp.Charakter skłaniał ją do przezornego przeczekania, z drugiej jednak stronydotychczasowe doświadczenia kazały zwątpić w dobroczynny wpływ równowagi, spokoju i rozsądku na poczynania jej małżonka.Zirytowana i oburzona na niego, niezadowolona z siebie, pełna niepokoju i niepewności, czekała na jego powrót.Zdegustowany okropnie rozmową z kierowcą, który, żarliwie broniąc sprawy nielegalnych gachów, postponował słusznie, jego zdaniem, zdradzanych mężów, Lesio wpadł do domu, dysząc pragnieniem zemsty.Wciąż piastując w objęciach odrażające łachmany dotarł do progu pokoju, gdzie ujrzał obrazek niewinny i sielankowy; starannie składającą jego koszule Kasieńkę i grzecznie bawiące się klockami dziecko.Stanął jak wryty, dzikim wzrokiem szukając kryjącego się zapewne po jakichś zakamarkach Janusza.- Gdzie on?! - ryknął ponuro i bohatersko, zgodnie z wymogami klasycznej tragedii.Zarówno dziwne pytanie, jak i wygląd Lesia zaskoczyły Kasieńkę do tego stopnia, że znieruchomiała nad koszulami, patrząc na niego w osłupieniu i nie udzielając odpowiedzi.- Gdzie on?!!! - zarepetował Lesio i obrzucając pokój straszliwym spojrzeniem uświadomił sobie nagle obecność potomka.- Gdzie ta świnia?! Przy dziecku?!!! Oryginalne zestawienie dziecka ze świnią wstrząsnęło Kasieńką ostatecznie i wróciło jej głos.- Jak ty wyglądasz! krzyknęła ze zdumieniem i zgrozą.- Dlaczego się nie przebrałeś?! - Wstydu nie masz!!! odkrzyknął na to Lesio ze świętym oburzeniem.Przekonanie, iż wyraża w ten sposób pretensję o pozostawienie go w pracowni tak długo bez odzieży, sprawiło, iż Kasieńkapoczuła się trochę nieswojo i kwestię działalności pedagogicznej odsunęła na dalszy plan.Z wrodzonym poczuciem sprawiedliwości przyznała, że było w tym zapewne nieco jej winy.- Dobrze, już dobrze powiedziała ugodowo i z lekkim zakłopotaniem.- Możliwe, że to trwało dość długo, ale sam jesteś sobie winien.Nie mogłyśmy znaleźć twoich koszul.Ale przecież Barbara wyjechała już pół godziny temu! Lesio otworzył właśnie usta, żeby równocześnie rzucić na Janusza następną kalumnię i zaprotestować przeciwko obarczaniu go winą za rozpustne czyny własnej żony, ale ugodziło go imię Barbary.- Co? - spytał w zupełnym oszołomieniu.- Jaka Barbara? - No, Barbara, przyjechała zamiast Janusza.Zabrała twój garnitur.- Jak to?!.A Janusz? Janusza nie było?.- Nie, przecież ci mówię, że przyjechała Barbara.Zamienili się w ostatniej chwili.Widzę, że się na nią nie doczekałeś? Odłóż te brudne szmaty i idź się umyć.To już Lesia dobiło definitywnie.Zamiast zaczekać w biurze na Barbarę, wiozącą mu odzież, tę odzież, która mogła go z nią połączyć jakimś intymnym węzłem, zamiast z jej upragnionych, a nieosiągalnych rąk brać krawat, koszulę, spodnie i wkładać to na siebie, zamiast, przyzwoicie odziany, spędzić z nią bodaj chwilę, sam na sam, on pętał się po mieście, jak spłoszony kretyn, w stroju cyrkowego błazna! Cóż za klątwa jakaś ciąży nad nim nieszczęsnym!.Widok Kasieńki, niezrozumiale ożywionej i nastawionej do niego znacznie przychylniej, niż mógł oczekiwać, ugruntował zalęgłe w nim podejrzenia.Janusza tuwprawdzie nie było, ale co właściwie robiła jego żona do późnej nocy? Gdzie była? Dlaczego zachowuje się inaczej, niż powinna?.Czy nie zamierza przypadkiem.czy nie postanowiła.czy nie przyszło jej do głowy go porzucić.?! Na myśl, że właśnie teraz, w epokowych chwilach jego życia, w żonie mogłaby nastąpić taka straszliwa odmiana, Lesio stracił głos.Przytłoczony nadmiarem wrażeń, oszołomiony tak urozmaiconymi wydarzeniami, absolutnie nie czuł się na siłach docierać do sedna rzeczy, doszukiwać się prawdy i rozwikływać splątany węzełek problemów małżeńskich.Lepiej przeczekać.Gdybyż mógł przynajmniej ujawnić radosną tajemnicę, ogłosić światu oraz żonie zwycięstwo jego talentu, gdybyż mógł jawnie zatriumfować!.Ale nie, nie może, nic nie może, bo przeklęta wygrana w toto_lotka zdziera mu z czoła świeży wawrzyn! Doprawdy, to musi być klątwa!.Zgnębiony klątwą, przestraszony żoną i pozbawiony ubrań, z których jedno uległo zagładzie, a drugie Barbara, nie mogąc się dostać do zamkniętej pracowni, zabrała ze sobą do domu, telefonicznie zawiadamiając o tym Kasieńkę, Lesio udał się nazajutrz do pracy w czarnym, wieczorowym garniturze, balowej muszce i lakierkach.Kusiło go nieco, żeby ukazać się w tym stroju owej nierozgarniętej dozorczyni z przeciwka, która swoim histerycznym krzykiem wypłoszyła go z bramy, podając w wątpliwośś stan jego umysłu, opanował jednakże pokusę, miał bowiem na głowie ważniejsze rzeczy niż opinia o nim okolicznych cieciów.Obawiał się mianowicie, iż współpracownicy będą się głupio upierać przy chęci obejrzenia na własne oczyszczęśliwych kuponów, i po namyśle doszedł do wniosku, że nie pozostaje nic innego, jak tylko zapchać im gębę pieniędzmi.Kupony były na okaziciela, teoretycznie mógł więc wypłatę odebrać bez przeszkód.Zdawałoby się, że po wczorajszym występie z gaśnicą nic ze strony Lesia nie zdoła już zdziwić jego najbliższych przyjaciół.Najmniejszej uwagi nie zwrócił też jego nader wytworny strój, zwłaszcza że natychmiast po przybyciu do biura niedbałym gestem rzucił na stół sumę do podziału.Z Życia Warszawy dowiedział się o wysokości wypłat i teraz dziewiętnaście tysięcy sześćset osiemdziesiąt złotych w żaden sposób nie chciało podzielić się przez sześć, co zaabsorbowało wygranych bardzo dokładnie i na długie chwile.Wzajemne wydawanie sobie reszty nieco się przeciągnęło, potem uczciwie i solidarnie ustalono, kto komu ile ma pożyczyć, żeby zaspokoić najpilniejsze potrzeby, i kiedy obliczenia te wreszcie ustały, okazało się, że Lesia nie ma, udał się bowiem na piwo.I wówczas, wbrew wszelkim spodziewaniom, wyszło na jaw, iż tym razem udało mu się zdumieć wszystkich więcej niż kiedykolwiek! - Słuchajcie no - powiedział ostro Stefan, wchodząc do pokoju, opuszczonego przed kwadransem.- Skąd on miał te pieniądze? Troje obecnych oderwało się od pracy i spojrzało na niego, nie pojmując pytania.- Jak to? - zdziwił się Karolek [ Pobierz całość w formacie PDF ]