[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.natręt­nie nietaktu ogłuszył ją do reszty.Starszy sierżant przyjrzał się jej z uwagą, a potem zwrócił się do pozostałych.- Państwa również poproszę o dowody.Tereska, Zygmunt i Januszek zdążyli oprzytomnieć i właśnie byli w trakcie sięgania po dokumenty.Co do konieczności pokazania ich, nie mieli wątpliwości, sytuacja zrobiła się dziwna i w atmosferze zalągł się czarny cień tajemniczego podejrzenia.Coś im nie wyszło.- To się nazywa ślepe szczęście - mruknął Januszek, podając sfatygowany kartonik.Starszy sierżant obejrzał wszystkie dowody tożsamości i ponownie zwrócił się do Okrętki.- Ciekawe - rzekł uprzejmie.- To w Warszawie wi­działa się pani z Krzysztofem Cegną?- W Warszawie.- I w grudniu?- W grudniu.- Ciekawa rzecz.Bo widzi pani, Krzysztof Cegna jest w Szczytnie, i to już drugi rok.I co pani na to?Okrętka zdenerwowała się nagle.- Nic ja na to.Wiem, że jest w Szczytnie, sama się starałam, żeby był.Przyjechał do Warszawy na dwa dni, bo jego matka była chora, i co pan na to?- Przyjechał na dwa dni, matka chora i zdążył się wi­dzieć z panią?- Spotkał mnie przypadkiem.O Boże, znów to samo!!!- Nie ma siły, musimy powiedzieć prawdę - wtrąciła się nagle Tereska.- Rzeczywiście, głupio wyszło, ale nie spo­dziewaliśmy się, że naprawdę spotkamy tu znajomego Krzysztofa Cegny.Bo widzi pan, myśmy to sobie wymyślili.Starszy sierżant popatrzył teraz, na nią.- Dobra, mówcie prawdę.- Rany, wszystko na nic! - westchnął Januszek.- Cicho bądź! - zgromiła go Tereska.- Widzi pan, myśmy tu rzeczywiście przyjechali na ferie i chcieliśmy przyjść do milicji, żeby prywatnie i przyjacielsko pogadać.Nie wiedzieliśmy jak zacząć i wykombinowaliśmy, że bę­dziemy pytać o znajomego Krzysztofa Cegny, bo to jest jedyny milicjant, jakiego osobiście znamy, i bardzo lubimy.Do głowy nam nie przyszło, że trafimy tak idiotycznie.To znaczy, chciałam powiedzieć, że trafimy tak szczęśliwie.- A o czym chcieliście pogadać?- No, teraz już musimy się przyznać, przepadło.O tym kretyńskim zamkowym duchu.Słyszeliśmy o nim i ciekawi nas, co panowie o tym myślą, nie urzędowo, tylko pry­watnie.- A Krzysztofa Cegnę skąd znacie?- Zakuwał je w kajdanki i prowadził do pudła - wy­mamrotał pod nosem Januszek.- Zaprzyjaźnili się po drodze.- Pomogłyśmy rozwikłać wielką aferę przemytniczą - wtrąciła godnie Okrętka.- W zeszłym roku.I składano nam oficjalne podziękowanie.Starszemu sierżantowi nagle błysnęło w oku, z zaintere­sowaniem obejrzał jej wypływające spod czapki włosy i twarz mu się rozjaśniła.- Aaaa - rzekł zupełnie innym tonem.- To wy.To ja o pani słyszałem.W porządku, wszystko rozumiem, choler­nie się cieszę, że mogę was poznać.Ależ traf! Za pół godziny już by mnie tu nie było, bo ja pracuję w Gryfowie i właśnie mieliśmy odjeżdżać.Pogadamy sobie, dlaczego nie.- Chwałaż Bogu! - westchnęła z ulgą Tereska.- A ja już się zacząłem obawiać, że spędzimy te ferie w przymusowym bezruchu - odezwał się Zygmunt.- Okazuje się, że ich wygłupy na coś się przydały.Czy moją siostrę zna cała milicja w Polsce?- Niecała - odparł z uśmiechem sierżant.- Tylko niektórzy funkcjonariusze.Te włosy to pani rzeczywiście ma.- Cholery można dostać - powiedział Zygmunt z po­sępną irytacją.- Mówiłem, że to jest w ogóle zawracanie gitary! Nie wierzę w żadne duchy, mary, zmazy, nie wiem skąd brali tych swoich pracowników, ale chyba z zakładu dla nerwowo chorych.To są majaczenia zwyrodniałych umysłów!- Mamy go na fotografii - przypomniała Tereska.- Na fotografii możesz mieć nawet wampira przy pracy.- W naturze też go widzieli.- Trzy noce czekamy! - wrzasnął Zygmunt.- l, co.?!- Nie kłóćcie się - powiedziała wyglądająca oknem Okrętka.- Warto było tu przyjechać chociażby dla samych widoków.Popatrzcie, jak to wygląda teraz.Poprzedniego wieczoru świat okryła gęsta mgła, w nocy złapał mróz i park wokół zamku roziskrzył się szronem.Zamkowe mury pokryła srebrna koronka dzikiego wina.Po południu mróz zwiększył się jeszcze, na niebo wylazł księ­życ i oszroniony park nabrał baśniowego uroku.Tereska i Okrętka tkwiły w oknie, pokazując sobie wzajemnie ele­menty pejzażu.- Pierwszej nocy możesz nie liczyć - powiedział Januszek.- Zostają dwie, trzecia dopiero będzie.Zygmunt gniewnie wzruszył ramionami.- Żadnego punktu zaczepienia.Żeby jeszcze faktycznie się co pokazywało, można by to rozszyfrować, ale już wi­dzę, jak się pokaże.Zjawa z zaświatów, ha ha.!- Dobra, ale nic nam nie pozostaje, tylko poczatować - rzekł ugodowo Januszek.- Sam go przecież nie wyprodu­kujesz.- Nie zapomnij o herbacie - wtrąciła Tereska.--Twój termos został w kuchni, zrób sobie gorącą i dolej soku.Jest mróz.- I ostrzegam cię, że spać się chce na tej warcie pioruńsko.Kolej czuwania przypadała na Januszka.Od milicji uzy­skano wszelkie informacje, czynności w rodzaju obmacy­wania beczek po winie i opukiwania przewodów komino­wych zostały wykonane już wcześniej z największą dokład­nością i na tej drodze nie można było spodziewać się sukcesów.Należało znaleźć inną.Tę inną mógł wskazać tylko duch i zjawa z tamtego świata stała się niezbędna.Januszek włożył dwie pary skarpetek i udał się do kuchni.Zygmunt został w pokoju Tereski i Okrętki, zagłębiony w studiowaniu po raz dwudziesty listy ofiar.Przyjaciółki podziwiały widoki.Januszek przesiedział pewien czas w kuchni, czekając na zagotowanie się wody.Nalał do termosu gorącej herbaty, obficie zaprawionej sokiem malinowym i ruszył na górę.Na schodach zatrzymał się nagle, tuląc do piersi termos.Skądś, nieco niżej, jakby pod jego stopami, rozległ się cieniutki, brzękliwy dźwięk, przypominający podzwanianie cienkiego łańcuszka.Brzmiał przez chwilę i zamilkł.Janu­szek czekał w bezruchu.Nadsłuchiwał.Dźwięk znów się rozległ, zabrzmiał głośniej, uniósł się ku górze, zadźwięczał grubszym łańcuchem, po czym opadł w dół, trochę przycichając.Januszek tkwił na schodach z bijącym sercem i ter­mosem w objęciach, nic nie myśląc, czując tylko, że od tamtych trojga oddziela go jakaś olbrzymia przestrzeń.Dźwięk znów zabrzmiał głośniej i znów poszedł w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl