[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okazuje się, że popełniłem po­myłkę.Janeczka i Pawełek zdrętwieli.Mogliby z obu­rzeniem zaprzeczyć, z czystym sumieniem przysiąc, że nie kalają swych ust żadnymi wyrażeniami, żad­nymi przekleństwami, gdyby nieto jedno, jedyne, straszne słowo.Pan Roman obserwował swoje dzieci uważnie i twarz mu się zachmurzyła.- Słucham! - rzekł cierpko.Janeczce mignęła w głowie rozpaczliwa myśl o jakichś nowych zasługach.Zarazem poczuła, że bez Mizi i jej matki byłoby łatwiej to wytłumaczyć.- My nie.- zaczęła.- My tylko.- Zastanów się, co mówisz - poradziła cicho pani Krystyna.- Ojej, to tak nieładnie przeklinać! - wy­krzyknęła przenikliwie matka Mizi.- Przecież Mizia słyszała! Przeklinali, prawda?- Ojej, przeklinali okropnie! - pisnęła Mizia.- I powtórzyli to przekleństwo tysiąc razy!- Ale przecież miałaś się za to obrazić.! - wyrwało się Pawełkowi.Pani Krystynie jęknęło coś w duszy.- Mimo wszystko tego się nie spodziewałam.- zaczęła.- Ale tylko jedno słowo! - przerwała jej zde­terminowana Janeczka.- I nic więcej.!I bardzo rzadko!- Jedno słowo, jedno słowo! - zdenerwował się pan Chabrowicz.- Wystarczy jedno słowo, że­by splugawić język! Co to za słowo?Odpowiedziało mu milczenie.Dzieci stały jak skamieniałe.- Co to za słowo? - zwrócił się pan Roman do syna.- Bądź uprzejmy je powiedzieć.Pawełek poczerwieniał straszliwie.Powiedzieć coś takiego publicznie.?- Jeżeli wstyd ci powtórzyć to słowo przy ro­dzicach, powinno być ci wstyd powtarzać je nawet w myślach! Proszę, powtórzysz je teraz głośno i wyraźnie! Żeby wszyscy usłyszeli!Mizia pisnęła i na wszelki wypadek zasłoniła sobie uszy.Pawełek był już zupełnie purpurowy.Prze­łknął ślinę.- Ale.- bąknął.- Ale tak.Bez powo­du.?- Właśnie.Zobaczysz, jak brzmi bez powodu.Proszę! Słucham!- Ja nie mogę.- Owszem, możesz.Mogłeś kiedy indziej, mo­żesz i teraz.- Może.Może ja ci.Na ucho.- Nie - uparł się pan Roman.- Głośno i wyraźnie!- Ja też to mówiłam - odezwała się mężnie Janeczka, w przeciwieństwie do brata bardzo blada.- Tym gorzej.Ale powtórzy Pawełek.Na dru­gi raz nie będziecie mówić po kątach słów, które wstyd powtórzyć głośno! Proszę!Pawełek spojrzał na ojca.Potem spojrzał na Mizię.Przypomniał sobie wszystkie trudności, jakie przez nią wynikły, wszystkie kłopoty, jakich przy­sporzyła.I jeszcze teraz przyszła naskarżyć.! Po­czuł, że trafia go straszny szlag.Jeżeli już musi po­wtarzać to potworne przekleństwo, proszę bardzo, niech przynajmniej i ona usłyszy.! Nabrał powie­trza.- Trreotrralwe! - ryknął gromko i mściwie.Mizia kwiknęła, jej matka podskoczyłana krze­śle.Pan Roman osłupiał.- Co.?!- Mam powtórzyć jeszcze raz?! - oburzył się Pawełek.- Teraz ja mogę - zaofiarowała się okropnie zdenerwowana Janeczka.- Musi być jakaś spra­wiedliwość.Trrreotrrralwe.Teraz kwiknęła już i matka Mizi.Pani Krystyna wydobyła z siebie głos.- Co.co to jest.? - spytała słabo.- Co to znaczy.?- Nie wiemy - odparła ponuro jej córka.- Ale wiemy, że to jest gorsze niż wszystko inne.Wca­le się nie wypieramy, że wiemy.Pan Chabrowicz wydał nagle dźwięk, jakby się dławił, zerwał się z krzesła i wypadłz pokoju.Sły­chać było jak z łomotem zbiega ze schodów, trzas­nęły jakieś drzwi.Pawełkowi włosy stanęły dęba na głowie.- Możemy obiecać, że nie będziemy tego mó­wić nigdy więcej - powiedział pośpiesznie zdławio­nym głosem.- Możemy przysiąc.- Myśmy mówili to bardzo rzadko! - po­mogła mu Janeczka.- I naprawdę tylko zupełnie wyjątkowo! I jak nikt nie słyszał.- Ojej, przecież Mizia słyszała! - zapiszczała z oburzeniem matka Mizi.- Ja myślę,że powinni­ście obiecać!- Mizia słyszała wyjątkowo.Pawełkowi przyszła nagle do głowy straszna myśl.- Czy ojciec uciekł na zawsze.?! - spytał z przerażeniem.- Może coś trzeba.?Pani Krystyna przemogła wreszcie trudności i poczuła, że zdoła się już odezwać.Doskonale wie­działa, co się stało jej mężowi.- Nie, nic nie trzeba.Ojciec poszedł do kuchni nastawić wodę na herbatę.Załatwicietę sprawę bez­pośrednio, jak wróci.Teraz możemy zmienić te­mat.Najbliższe pół godziny stanowiło, zdaniem Janeczki, najcięższą karę, jaką można byłodla nich obydwojga wymyśleć.Opisywanie bursztynowego skarbu osobom budzącymtak serdeczną niechęć było po prostu przeciwne naturze, nic innego jednakże nie wchodziłow grę.Matka Mizi wcale nie przyszła po to, żeby skarżyć.Przywiodła ją rozpalo­na do białości ciekawość, a sprawa okropnego prze­kleństwa wynikła z konieczności usprawiedliwienia jakoś chwilowego ochłodzenia stosunków.Rozdar­ta pomiędzy troską o delikatne uszka Mizia nieopanowanym sentymentem do drogocenności, zdo­łała zaspokoić jedno i drugie.Dzieci państwa Chabrowiczów mogły przecież zaniechać przeklinania, a wówczas towarzystwoich przestałoby być szkod­liwe.Wszystko to wyszło na jaw w trakcie rozmowy, ale w najmniejszym stopniunie odmieniło uczuć Janeczki i Pawełka.Janeczka rozważała w duchu mo­żliwość noszenia przy sobie żywej ryby, Pawełek po­stanowił postarać się o słój pełen meduz zalanych morską wodą.Wolałby węże, ale węży jakoś tu nig­dzie nie napotkał.Matka Mizi pożegnała się wresz­cie i obie poszły do siebie.Wówczas dopiero wrócił pan Chabrowicz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl