[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kojoty siedziały na poboczu co mniej więcej piętnaście metrów niczym gwardia honorowa.Siedziały w ciszy, z wywieszonymi jęzorami, patrząc na samochód żółtymi ślepiami.Odwrócił się i wyjrzał na drugą stronę.Tam było ich więcej, siedzących na pustyni w palących promieniach popołudniowego słońca, przyglądających się przemykającemu przez ich szpaler policyjnemu radiowozowi.Czy to też symptom? Czy to, co widzisz na własne oczy, to też symptom choroby umysłowej? Bo jeśli tak, jakim cudem je widzisz?Obejrzał się.Kojoty wstawały, gdy tylko samochód je minął.Uciekały na pustynię.- Wiele się jeszcze nauczysz, Lordzie Jimie - powiedział gliniarz.Johnny spojrzał przed siebie i we wstecznym lusterku dostrzegł wlepione w siebie spojrzenie szarych oczu; jedno z nich całe pokryte było krwią.- Nim skończy ci się czas, dowiesz się rzeczy, o których teraz nie masz pojęcia.Jestem tego pewien.Minęli stojący na poboczu drogi znak, strzałkę wskazującą drogę do jakiegoś byle jakiego miasteczka.Gliniarz włączył migacz, choć nikt przecież nie mógł go tu zauważyć.- Zabieram cię do szkoły - dodał wielkolud.- Niedługo zaczynają się lekcje.Skręcił w prawo.Przez moment samochód jechał na dwóch kołach, lecz opadł bezpiecznie na cztery.Pojechał na południe, w kierunku postrzępionego wału kopalni odkrywkowej i skulonego u jego stóp miasteczka.Rozdział 41Steve Ames łamał właśnie jedno z pięciu przykazań.Dokładniej mówiąc, łamał ostatnie przykazanie na liście.Pięć przykazań przed miesiącem przekazał mu nie Bóg, lecz Bili Harris.Siedzieli we trzech w gabinecie Jacka Appletona - od dziesięciu lat redaktora książek Johnny'ego Marinville'a.Jack obecny był podczas ich przekazywania, ale nie odzywał się prawie do samego końca spotkania.Siedział za biurkiem, złożywszy przepięknie wymanikiurowane dłonie na połach eleganckiej marynarki.Sam wielki człowiek wyszedł z pokoju przed kwadransem, z podniesioną głową stwierdziwszy, że umówił się z kimś w jakiejś galerii w SoHo.Siwe, opadające na ramiona włosy powiewały mu w rytm energicznych kroków.“Każde z tych przykazań zaczyna się od »nie będziesz«.Nie spodziewam się, byś miał jakikolwiek kłopot z ich zapamiętaniem - powiedział Harris.Był to okrąglutki, niewielki facecik, najprawdopodobniej niezdolny skrzywdzić muchę, polecenia wydawał jednak niczym słaby król niepopularne dekrety.- Słuchasz mnie?”“Słucham” - potwierdził Steve.“Więc, po pierwsze, nie będziesz z nim pił.Nie pije od jakiegoś czasu, twierdzi, że od pięciu lat, ale przestał chodzić na spotkania anonimowych alkoholików, a to niedobry znak.Poza tym dla Johnny'ego abstynencja nigdy nie była czymś atrakcyjnym, nawet kiedy jeszcze chodził na mityngi AA.Nie lubi jednak pić sam, więc jeśli poprosi, żebyś wypił z nim szklaneczkę po ciężkim dniu spędzonym na harleyu, odpowiesz »nie«.Jeśli zacznie ci grozić, mówić, że należy to do twoich obowiązków, powtórzysz »nie«.“Żaden problem” - zgodził się Steve.Harris zignorował go.Przygotował sobie mówkę i miał zamiar ją palnąć niezależnie od okoliczności.“Po drugie: nie będziesz z nim brał.Nie wypalisz z nim nawet jednego skręta.Po trzecie, nie będziesz z nim chodził na baby.Z pewnością ci to zaproponuje, zwłaszcza jeśli jakieś ładne panienki pojawią się na spotkaniach, które załatwiam mu po drodze.Tak samo jak z alkoholem i narkotykami; jeśli postanowi zabawić się na własną rękę, to inna sprawa.Nie będziesz mu po prostu pomagał”.Steve zastanawiał się przez chwilę, czy nie powiedzieć, że nie jest alfonsem i bardzo przeprasza, panie Harris, ale pomylił mnie pan chyba ze swoim ojcem, lecz w porę przypomniał sobie, że milczenie jest złotem, i postanowił milczeć.“Po czwarte: nie będziesz go krył.Jeśli zacznie pić albo ćpać.zwłaszcza jeśli zaczniesz podejrzewać, że znów bierze kokę.masz się ze mną skontaktować natychmiast.Rozumiesz, co mówię? Natychmiast”.“Rozumiem” - powiedział Steve i rzeczywiście rozumiał.Nie znaczyło to jednak, że ma zamiar bezwarunkowo dostosować się do poleceń.Uznał, że chce tę pracę mimo związanych z nią problemów - częściowo właśnie z powodu związanych z nią problemów, bo bezproblemowe życie kojarzyło mu się wyłącznie z nudą - nie zamierzał jednak trzymać się jej za wszelką cenę, a już zwłaszcza nie zamierzał sprzedawać się brzuchatemu ważniakowi mówiącemu głosem przerośniętego dziecka i przez całe dorosłe życie mszczącemu się za jakieś, prawdziwe bądź wyimaginowane, klęski poniesione na podwórku podstawówki.John Marinville mógł sobie być po trosze dupkiem, ale Steve nie miał o to do niego pretensji.Ten Harris jednak.ooo, ten Harris to już zupełnie inna liga.W tym momencie Appleton pochylił się na krześle, by po raz pierwszy i ostatni włączyć się do, rozmowy.“Co właściwie myśli pan o naszym Johnnym? - spytał Steve'a.- Ma pięćdziesiąt sześć lat i jest dość zużyty.Szczególnie intensywnie zużywał się w latach osiemdziesiątych.Trzykrotnie odwożony był do szpitala, dwa razy w Connecticut i raz tutaj.Po raz pierwszy i drugi z powodu przedawkowania narkotyków.To nie plotki, prasa opisywała jego przygody z upodobaniem i bez umiaru.Za trzecim razem mieliśmy być może do czynienia z próbą samobójstwa, ale to już plotka.Proszę, by zachował pan te informacje dla siebie”.Steve skinął głową.“No wiec jak pan myśli? - przycisnął go Appleton.- Czy, pańskim zdaniem, zdoła przejechać niemal półtonowym motocyklem przez cały kraj, z Connecticut do Kalifornii, odprawiając po drodze ze dwadzieścia odczytów z przyjęciami? Chcę wiedzieć, co pan o tym sądzi, panie Ames, ponieważ, szczerze mówiąc, mam na ten temat pewne wątpliwości”.Steve spodziewał się, że Harris pobudzi się w tym momencie, że powoła się na legendarną siłę i żelazne jaja swego klienta - znał facetów w garniturach i znał agentów, & Harris należał do obu tych grup - ale Harris siedział cicho i tylko na nich patrzył.Może nie był jednak aż taki głupi, może nawet zależało mu choć trochę na tym szczególnym kliencie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Kojoty siedziały na poboczu co mniej więcej piętnaście metrów niczym gwardia honorowa.Siedziały w ciszy, z wywieszonymi jęzorami, patrząc na samochód żółtymi ślepiami.Odwrócił się i wyjrzał na drugą stronę.Tam było ich więcej, siedzących na pustyni w palących promieniach popołudniowego słońca, przyglądających się przemykającemu przez ich szpaler policyjnemu radiowozowi.Czy to też symptom? Czy to, co widzisz na własne oczy, to też symptom choroby umysłowej? Bo jeśli tak, jakim cudem je widzisz?Obejrzał się.Kojoty wstawały, gdy tylko samochód je minął.Uciekały na pustynię.- Wiele się jeszcze nauczysz, Lordzie Jimie - powiedział gliniarz.Johnny spojrzał przed siebie i we wstecznym lusterku dostrzegł wlepione w siebie spojrzenie szarych oczu; jedno z nich całe pokryte było krwią.- Nim skończy ci się czas, dowiesz się rzeczy, o których teraz nie masz pojęcia.Jestem tego pewien.Minęli stojący na poboczu drogi znak, strzałkę wskazującą drogę do jakiegoś byle jakiego miasteczka.Gliniarz włączył migacz, choć nikt przecież nie mógł go tu zauważyć.- Zabieram cię do szkoły - dodał wielkolud.- Niedługo zaczynają się lekcje.Skręcił w prawo.Przez moment samochód jechał na dwóch kołach, lecz opadł bezpiecznie na cztery.Pojechał na południe, w kierunku postrzępionego wału kopalni odkrywkowej i skulonego u jego stóp miasteczka.Rozdział 41Steve Ames łamał właśnie jedno z pięciu przykazań.Dokładniej mówiąc, łamał ostatnie przykazanie na liście.Pięć przykazań przed miesiącem przekazał mu nie Bóg, lecz Bili Harris.Siedzieli we trzech w gabinecie Jacka Appletona - od dziesięciu lat redaktora książek Johnny'ego Marinville'a.Jack obecny był podczas ich przekazywania, ale nie odzywał się prawie do samego końca spotkania.Siedział za biurkiem, złożywszy przepięknie wymanikiurowane dłonie na połach eleganckiej marynarki.Sam wielki człowiek wyszedł z pokoju przed kwadransem, z podniesioną głową stwierdziwszy, że umówił się z kimś w jakiejś galerii w SoHo.Siwe, opadające na ramiona włosy powiewały mu w rytm energicznych kroków.“Każde z tych przykazań zaczyna się od »nie będziesz«.Nie spodziewam się, byś miał jakikolwiek kłopot z ich zapamiętaniem - powiedział Harris.Był to okrąglutki, niewielki facecik, najprawdopodobniej niezdolny skrzywdzić muchę, polecenia wydawał jednak niczym słaby król niepopularne dekrety.- Słuchasz mnie?”“Słucham” - potwierdził Steve.“Więc, po pierwsze, nie będziesz z nim pił.Nie pije od jakiegoś czasu, twierdzi, że od pięciu lat, ale przestał chodzić na spotkania anonimowych alkoholików, a to niedobry znak.Poza tym dla Johnny'ego abstynencja nigdy nie była czymś atrakcyjnym, nawet kiedy jeszcze chodził na mityngi AA.Nie lubi jednak pić sam, więc jeśli poprosi, żebyś wypił z nim szklaneczkę po ciężkim dniu spędzonym na harleyu, odpowiesz »nie«.Jeśli zacznie ci grozić, mówić, że należy to do twoich obowiązków, powtórzysz »nie«.“Żaden problem” - zgodził się Steve.Harris zignorował go.Przygotował sobie mówkę i miał zamiar ją palnąć niezależnie od okoliczności.“Po drugie: nie będziesz z nim brał.Nie wypalisz z nim nawet jednego skręta.Po trzecie, nie będziesz z nim chodził na baby.Z pewnością ci to zaproponuje, zwłaszcza jeśli jakieś ładne panienki pojawią się na spotkaniach, które załatwiam mu po drodze.Tak samo jak z alkoholem i narkotykami; jeśli postanowi zabawić się na własną rękę, to inna sprawa.Nie będziesz mu po prostu pomagał”.Steve zastanawiał się przez chwilę, czy nie powiedzieć, że nie jest alfonsem i bardzo przeprasza, panie Harris, ale pomylił mnie pan chyba ze swoim ojcem, lecz w porę przypomniał sobie, że milczenie jest złotem, i postanowił milczeć.“Po czwarte: nie będziesz go krył.Jeśli zacznie pić albo ćpać.zwłaszcza jeśli zaczniesz podejrzewać, że znów bierze kokę.masz się ze mną skontaktować natychmiast.Rozumiesz, co mówię? Natychmiast”.“Rozumiem” - powiedział Steve i rzeczywiście rozumiał.Nie znaczyło to jednak, że ma zamiar bezwarunkowo dostosować się do poleceń.Uznał, że chce tę pracę mimo związanych z nią problemów - częściowo właśnie z powodu związanych z nią problemów, bo bezproblemowe życie kojarzyło mu się wyłącznie z nudą - nie zamierzał jednak trzymać się jej za wszelką cenę, a już zwłaszcza nie zamierzał sprzedawać się brzuchatemu ważniakowi mówiącemu głosem przerośniętego dziecka i przez całe dorosłe życie mszczącemu się za jakieś, prawdziwe bądź wyimaginowane, klęski poniesione na podwórku podstawówki.John Marinville mógł sobie być po trosze dupkiem, ale Steve nie miał o to do niego pretensji.Ten Harris jednak.ooo, ten Harris to już zupełnie inna liga.W tym momencie Appleton pochylił się na krześle, by po raz pierwszy i ostatni włączyć się do, rozmowy.“Co właściwie myśli pan o naszym Johnnym? - spytał Steve'a.- Ma pięćdziesiąt sześć lat i jest dość zużyty.Szczególnie intensywnie zużywał się w latach osiemdziesiątych.Trzykrotnie odwożony był do szpitala, dwa razy w Connecticut i raz tutaj.Po raz pierwszy i drugi z powodu przedawkowania narkotyków.To nie plotki, prasa opisywała jego przygody z upodobaniem i bez umiaru.Za trzecim razem mieliśmy być może do czynienia z próbą samobójstwa, ale to już plotka.Proszę, by zachował pan te informacje dla siebie”.Steve skinął głową.“No wiec jak pan myśli? - przycisnął go Appleton.- Czy, pańskim zdaniem, zdoła przejechać niemal półtonowym motocyklem przez cały kraj, z Connecticut do Kalifornii, odprawiając po drodze ze dwadzieścia odczytów z przyjęciami? Chcę wiedzieć, co pan o tym sądzi, panie Ames, ponieważ, szczerze mówiąc, mam na ten temat pewne wątpliwości”.Steve spodziewał się, że Harris pobudzi się w tym momencie, że powoła się na legendarną siłę i żelazne jaja swego klienta - znał facetów w garniturach i znał agentów, & Harris należał do obu tych grup - ale Harris siedział cicho i tylko na nich patrzył.Może nie był jednak aż taki głupi, może nawet zależało mu choć trochę na tym szczególnym kliencie [ Pobierz całość w formacie PDF ]