[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy wiesz, że ten mięczak zamierza zawrzeć pokój z twoim ojcem? Obiecawszy mi przedtem gubernatorstwo Breimen w zamian za moje poparcie jego sprawy! Ale, choć zostałem wygnany z tego miasta jak pies, powrócę jako zwycięzca! A Wilk i jego zarozumiała familia będą skamleć na brzuchach u moich nóg!Strzelił bicz, otaczając ją w talii.Uderzenie nie przeniknęło przez zbrojony żelazem skórzany kaftan, choć od jego siły zaparło jej dech.Ze śmiechem Ristkon szarpnął bat obracając ją w miejscu rozwijającymi się zwojami.- Czy sama zrzucisz te męskie skóry, wilczyco? Czy też ma zerwać je z ciebie?Znowu bicz jej dosięgnął.Podniosła ręce, by osłonić twarz, łydkami dotknęła krawędzi łóżka.Wściekłość zwyciężyła przestrach.Teraz myślała z błyskawiczną szybkością Ristkon podszedł bliżej, pociągając za bat.Teres zachwiała się i pozwoliła, by ją przyciągnął i objął.Jego pogardliwy uśmiech stał się szerszy.Przycisnął ją do piersi, nie wypuszczając rękojeści bata.Poczuła przyśpieszone bicie jego serca, jego oddech w swych włosach.- Łatwo przegrałaś tę walkę, co?Objęła go ramionami.Jego zwinne ciało nie zwiotczałe ani trochę przez lata.- Lord nie potrzebuje zwykle takiej broni, by lady zrzuciła ubranie - wyszeptała niepewnie, nie śmiać spojrzeć mu w twarz.- Tak szybko się podnieciłaś? - wychrypiał i przycisnął wargi do jej warg.Szybka kapitulacja pochlebiła jego próżności.Zamknęła oczy, z wahaniem oddając brutalny pocałunek.- Moja suka schowała pazury.a może raczej zamyśla jakiś podstęp? Czy już boisz się mego bata? Ledwo go posmakowałaś.- Żaden mężczyzna mnie nie ujarzmił - szepnęła Teres.- Zapinki są na plecach.- Przytuliła się do niego, Zwoje bicza opadły na ziemię.Od wina w oddechu Ristkona zakręciło jej się w głowie, Na jego drwiącej twarzy odmalował się wyraz zadowolonego z siebie władcy.- Być może za tymi kolczastymi, żelaznymi cyckami kryje się kobieta - zabełkotał chrapliwie, gmerając przy zapinkach jej kaftana.- Wkrótce oboje się dowiemy.Obsłuż mnie dobrze, dziwko.Jeśli mi się spodobasz, być może rankiem nie będą ci żebra świeciły na plecach.Kaftan rozluźnił się przy jej karku.Posłusznie podniosła ramiona, pozwalając mu ściągnąć go przez głowę.Pod spodem miała tylko cienką koszulę przyklejoną zimnym potem do ciała.- Mimo wszystko nie chłopak - zauważył Ristkon stłumionym głosem.Przesunął cienkimi palcami po jej twardych piersiach, próbując objąć je dłońmi.Ale zarzuciła mu ramiona na szyję, przyciskając się doń z całej siły.Wypuścił z rąk bat, który padł na jej zrzucony kaftan.Brutalnie podciągnął jej koszulę, wsadzając pod nią ręce.Westchnęła gardłowo wprost do jego ucha, czując jak pulsuje mu tętnica szyjna.Ściągnął z niej wiotką tkaninę.Gdy oglądał ją bezczelnie, rozluźniła przewiązki jego koszuli.- Cofnij się o krok - ostrzegł.Usłuchała go potulnie.Szybko ściągnął koszulę przez głowę, pełen podejrzliwej czujności, by nie zrobiła żadnego ruchu, gdy materiał na chwilę przesłoni mu pole widzenia.Oparłszy się o kolumnę łoża w uwodzicielskiej postawie, Teres zrzuciła buty do konnej jazdy.- Czy jestem tak niemiła twoim oczom? - szepnęła.Ristkon zrobił niecierpliwy gest.Jego palce wpiły się w klamrę jej spodni.Patrząc jej w twarz spod wpółprzymkniętych powiek, zsunęła skórzane spodnie skrętem smukłych bioder i wyszła z nich zupełnie, gdy opadły na podłogę.Ubrana tylko w maleńkie majteczki, Teres kołysząc biodrami przeszła przez pokój.Paliło ją spojrzenie Ristkona, ale nie przestała się uśmiechać.Spróbował ją objąć, ale roześmiała się tylko i sięgnęła do jego pasa.Palcami połaskotała jego twardy brzuch, a potem otworzyła klamrę.Nagłym szarpnięciem zsunęła mu spodnie aż do kolan.- Twoje buty - szepnęła ochryple.Niecierpliwie, niezdarnymi palcami Ristkon mocował się ze swym ubraniem.- Nie zbliżaj się! - wybełkotał, pośpiesznie próbując pozbyć się spodni i butów.Teres cofnęła się o pół kroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Czy wiesz, że ten mięczak zamierza zawrzeć pokój z twoim ojcem? Obiecawszy mi przedtem gubernatorstwo Breimen w zamian za moje poparcie jego sprawy! Ale, choć zostałem wygnany z tego miasta jak pies, powrócę jako zwycięzca! A Wilk i jego zarozumiała familia będą skamleć na brzuchach u moich nóg!Strzelił bicz, otaczając ją w talii.Uderzenie nie przeniknęło przez zbrojony żelazem skórzany kaftan, choć od jego siły zaparło jej dech.Ze śmiechem Ristkon szarpnął bat obracając ją w miejscu rozwijającymi się zwojami.- Czy sama zrzucisz te męskie skóry, wilczyco? Czy też ma zerwać je z ciebie?Znowu bicz jej dosięgnął.Podniosła ręce, by osłonić twarz, łydkami dotknęła krawędzi łóżka.Wściekłość zwyciężyła przestrach.Teraz myślała z błyskawiczną szybkością Ristkon podszedł bliżej, pociągając za bat.Teres zachwiała się i pozwoliła, by ją przyciągnął i objął.Jego pogardliwy uśmiech stał się szerszy.Przycisnął ją do piersi, nie wypuszczając rękojeści bata.Poczuła przyśpieszone bicie jego serca, jego oddech w swych włosach.- Łatwo przegrałaś tę walkę, co?Objęła go ramionami.Jego zwinne ciało nie zwiotczałe ani trochę przez lata.- Lord nie potrzebuje zwykle takiej broni, by lady zrzuciła ubranie - wyszeptała niepewnie, nie śmiać spojrzeć mu w twarz.- Tak szybko się podnieciłaś? - wychrypiał i przycisnął wargi do jej warg.Szybka kapitulacja pochlebiła jego próżności.Zamknęła oczy, z wahaniem oddając brutalny pocałunek.- Moja suka schowała pazury.a może raczej zamyśla jakiś podstęp? Czy już boisz się mego bata? Ledwo go posmakowałaś.- Żaden mężczyzna mnie nie ujarzmił - szepnęła Teres.- Zapinki są na plecach.- Przytuliła się do niego, Zwoje bicza opadły na ziemię.Od wina w oddechu Ristkona zakręciło jej się w głowie, Na jego drwiącej twarzy odmalował się wyraz zadowolonego z siebie władcy.- Być może za tymi kolczastymi, żelaznymi cyckami kryje się kobieta - zabełkotał chrapliwie, gmerając przy zapinkach jej kaftana.- Wkrótce oboje się dowiemy.Obsłuż mnie dobrze, dziwko.Jeśli mi się spodobasz, być może rankiem nie będą ci żebra świeciły na plecach.Kaftan rozluźnił się przy jej karku.Posłusznie podniosła ramiona, pozwalając mu ściągnąć go przez głowę.Pod spodem miała tylko cienką koszulę przyklejoną zimnym potem do ciała.- Mimo wszystko nie chłopak - zauważył Ristkon stłumionym głosem.Przesunął cienkimi palcami po jej twardych piersiach, próbując objąć je dłońmi.Ale zarzuciła mu ramiona na szyję, przyciskając się doń z całej siły.Wypuścił z rąk bat, który padł na jej zrzucony kaftan.Brutalnie podciągnął jej koszulę, wsadzając pod nią ręce.Westchnęła gardłowo wprost do jego ucha, czując jak pulsuje mu tętnica szyjna.Ściągnął z niej wiotką tkaninę.Gdy oglądał ją bezczelnie, rozluźniła przewiązki jego koszuli.- Cofnij się o krok - ostrzegł.Usłuchała go potulnie.Szybko ściągnął koszulę przez głowę, pełen podejrzliwej czujności, by nie zrobiła żadnego ruchu, gdy materiał na chwilę przesłoni mu pole widzenia.Oparłszy się o kolumnę łoża w uwodzicielskiej postawie, Teres zrzuciła buty do konnej jazdy.- Czy jestem tak niemiła twoim oczom? - szepnęła.Ristkon zrobił niecierpliwy gest.Jego palce wpiły się w klamrę jej spodni.Patrząc jej w twarz spod wpółprzymkniętych powiek, zsunęła skórzane spodnie skrętem smukłych bioder i wyszła z nich zupełnie, gdy opadły na podłogę.Ubrana tylko w maleńkie majteczki, Teres kołysząc biodrami przeszła przez pokój.Paliło ją spojrzenie Ristkona, ale nie przestała się uśmiechać.Spróbował ją objąć, ale roześmiała się tylko i sięgnęła do jego pasa.Palcami połaskotała jego twardy brzuch, a potem otworzyła klamrę.Nagłym szarpnięciem zsunęła mu spodnie aż do kolan.- Twoje buty - szepnęła ochryple.Niecierpliwie, niezdarnymi palcami Ristkon mocował się ze swym ubraniem.- Nie zbliżaj się! - wybełkotał, pośpiesznie próbując pozbyć się spodni i butów.Teres cofnęła się o pół kroku [ Pobierz całość w formacie PDF ]