[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzrostu był wysokiego i wyglą-dał na młodego jeszcze enta, bo skórę na ramionach i nogach miał gładką, wargirumiane, a włosy szarozielone.Giął się i kołysał jak smukłe drzewo na wietrze.W końcu przemówił.Głos, chociaż donośny, brzmiał czyściej i nie tak basowo jakw ustach Drzewca. Hm, hm.Może byśmy się trochę przeszli po lesie? rzekł. Nazywamsię Bregalad, co na wasz język tłumaczy się: %7łwawiec.Ale to tylko przezwisko,oczywiście.Obdarzono mnie nim, gdy kiedyś odpowiedziałem tak! pewnemustarszemu entowi, zanim dokończył pytania.Piję też szybciej od moich współbra-ci i zwykle wychodzę, zanim oni zdążą kubek przechylić.Chodzcie ze mną.Wyciągnął smukłe ramiona i każdemu z hobbitów podał jedną rękę.Cały dzieńwędrowali z nim po lesie śpiewając i śmiejąc się, bo %7łwawiec lubił się śmiać.Zmiał się, kiedy słońce wyjrzało zza chmur, śmiał się, kiedy spotkali na swej dro-dze potok albo zródło; zawsze wtedy pochylał się i oblewał sobie wodą stopyi głowę; śmiał się też z szeptów i szumu drzew.Ilekroć zaś zobaczył jarzębinę,przystawał, rozkładał ramiona i zaczynał śpiewać, a śpiewając kołysał się łagod-nie.O zmroku zaprowadził hobbitów do swego domu; co prawda był to tylkoomszały głaz sterczący z trawy na zielonej skarpie.Wkoło rosły jarzębiny, niebrakowało też oczywiście wody, jak zawsze w siedzibie enta: ze skarpy spływałszumiący potok.Gawędzili we trzech, patrząc jak noc ogarnia las.Z niezbyt odległej kotlinywciąż jeszcze dochodziły głosy wiecujących entów, brzmiały jednak coraz niż-szymi tonami i mniej ociężale, a chwilami jeden wybijał się nagle ponad milkną-80cy chór wysoką, żywą nutą.Bregalad tymczasem po cichu, niemal szeptem wciążcoś opowiadał w swojej rodzinnej mowie.Hobbici dowiedzieli się, że nowy przy-jaciel należy do rodu Okorca i że kraina, którą dawniej zamieszkiwał, została spu-stoszona.Toteż nie potrzebowali już pytać, dlaczego %7łwawiec jest bardziej niżinni entowie pochopny , przynajmniej gdy chodzi o niechęć do orków. Rosły w moich ojczystych stronach jarzębiny szeptał Bregalad ze smut-kiem drzewa, które zapuściły w tej ziemi korzenie, gdy byłem jeszcze małymdzieckiem, wiele, wiele lat temu, za dni pokoju.Najstarsze posadzili tam ento-wie, żeby przypodobać się swoim żonom, one jednak obejrzawszy je oznajmiłyz uśmiechem, że znają kraj, w którym kwitną piękniejsze kwiaty i rodzą się dorod-niejsze owoce.Ale dla mnie nie ma piękniejszych drzew nad jarzębiny.Rosły takbujnie, że cień każdej z nich tworzył jak gdyby zielony dom, a jesienią gałęzie ugi-nały się od jagód czerwonych i pięknych nad podziw.Zlatywały się do nich ptaki.Lubię ptaki, nawet gadatliwe, a jarzębina ma owoców dość, żeby się z wszystki-mi podzielić.Ale ptaki z czasem stały się nieprzyjazne i łapczywe, oskubywałygałęzie, zrzucały jagody na ziemię, wcale ich nie jedząc.Potem przyszli orkowiez siekierami i ścięli moje drzewa.Na próżno wywoływałem ich najmilsze imiona,nie drgnął ani jeden listek, jarzębiny nie słyszały mnie i nie odpowiadały.Leżałymartwe.O, Orofarne, Lassemista, Karnimirie!Jarzębino ktoś twój długi włos ustroił w biały kwiat.Jarzębino moja, twój lśniący strój ozdobą złotych lat.Gałązek kiść i lekki liść, łagodny szum i szept,Twój rudy czub połączył ślub z błękitem górnych nieb.Jarzębino dziś już martwy liść i kruchy, siwy włos,Bo nadszedł dzień, że skruszał pień i ścichł na wieki głos.O, Orofarne, Lassemista, Karnimirie!Hobbici usnęli słuchając łagodnego głosu Bregalada, jego pieśni opłakującejjak gdyby w wielu różnych językach śmierć drzew, które ent kochał.Następny dzień spędzili również w towarzystwie %7łwawca, lecz nie oddala-li się od jego domu.Wiele godzin przesiedzieli w milczeniu w zacisznym kąciepod skarpą, wiatr bowiem dmuchał chłodem, a ciemne chmury nisko zawisły nadstropem lasu.Słońce z rzadka tylko przeświecało, w oddali zaś głosy wiecującychentów wciąż to podnosiły się, to opadały, niekiedy donośne i silne, niekiedy cichei smutne, chwilami przyspieszając rytm, a chwilami zwalniając uroczyście, jak-by zawodziły pieśń żałobną.Druga noc nadeszła, lecz entowie radzili dalej podchmurami, które z wiatrem mknęły po niebie, w niepewnym, mrugającym świetlegwiazd.Trzeci dzień wstał chłodny i wietrzny.O świcie głosy wiecujących entówwzbiły się nagle wielkim krzykiem, lecz zaraz potem znowu ścichły.W miarę81jak płynęły godziny poranka, wiatr uspokajał się i nad lasem powietrze stało sięciężkie, jakby naładowane oczekiwaniem.Hobbici spostrzegli, że Bregalad wsłu-chuje się w napięciu w dolatujące z kotliny głosy, które jednak im, siedzącymw zaciszu entowego domu, wydawały się bardzo nikłe.Nadeszło popołudnie i słońce, wędrując na zachód, ku górom, słało spomiędzychmur wydłużone złote słupy blasku.Nagle hobbici zauważyli, że wszystko wko-ło nich znieruchomiało, jak gdyby cały las nasłuchiwał w skupieniu.Tak, to głosyentów umilkły zupełnie.Co mogła znaczyć ta cisza? Bregalad stał wyprostowanyi sprężony, patrząc w stronę północy, gdzie leżała Zaklęta Kotlina.Nagle zagrzmiał potężny okrzyk: Ra hum raa! Drzewa zadrżały i przy-gięły się, jakby od podmuchu wichury.Znów zaległa na chwilę cisza, a potemodezwały się bębny uroczystym rytmem marsza i nad ich werbel wzbił się chórgłosów czystych i silnych.Naprzód, naprzód, bęben nasz gra: ta-randa randa randa ram!Entowie ruszyli.Coraz bliżej rozlegała się pieśń:Naprzód, naprzód, bęben dudni i róg gra: ta-runa runa runaram!Bregalad wziął hobbitów na ręce i także wyruszył ze swego domu.Po chwilihobbici ujrzeli zastęp w marszu: entowie sadzili wielkimi krokami stokiem wzgó-rza w dół.Na czele szedł Drzewiec, za nim z pół setki współbraci, którzy postę-powali dwójkami, w nogę, wyklaskując dłońmi na udach regularny rytm.Byli jużtak blisko, że hobbici widzieli błysk i zielone skry w ich oczach. Hum, hm! Ruszyliśmy hucznie, ruszyliśmy nareszcie! zawołał Drze-wiec spostrzegając Bergalada i hobbitów. Chodzcie z nami, przyłączcie się dogromady.Ruszyliśmy.Idziemy na Isengard! Na Isengard! odkrzyknęły liczne głosy. Na Isengard!Na Isengard, na Isengard!Zły czeka los kamienną włość!Choć Isengard, jak hardy czartI gładki dość, jak goła kość Dziś każdy woj z nim stoczy bójI dzwignie głaz i w dzwierza prask!Już pień się tli, pryskają skry,Bój wzywa nas idziemy wraz!82Na Isengard, i mieczem w pierś,Niesiemy śmierć, niesiemy śmierć!Tak śpiewali maszerując na południe.Bregalad z ogniem w oczach podskoczyłdo szeregu i zajął miejsce w boku Drzewca.Stary ent wziął od niego hobbitówi znów usadowił ich sobie na ramionach.Sunęli więc dumnie na czele rozśpie-wanego pochodu, serca biły im mocno, głowy zadzierali wysoko.Oczekiwali, żestanie się coś niezwykłego, a mimo to zdziwiło ich przeobrażenie entów.Jakbynagle runęły upusty, z dawna powstrzymywane przez potężną zaporę. Jednakże entowie namyślili się dość szybko, prawda? ośmielił się za-gadnąć Pippin, gdy po jakimś czasie śpiew umilkł i tylko tupot nóg i klaskanie rąkrozlegało się w ciszy. Szybko? rzekł Drzewiec. Hm.Rzeczywiście.Szybciej, niż się spo-dziewałem.Od wieków nie widziałem ich tak wzburzonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Wzrostu był wysokiego i wyglą-dał na młodego jeszcze enta, bo skórę na ramionach i nogach miał gładką, wargirumiane, a włosy szarozielone.Giął się i kołysał jak smukłe drzewo na wietrze.W końcu przemówił.Głos, chociaż donośny, brzmiał czyściej i nie tak basowo jakw ustach Drzewca. Hm, hm.Może byśmy się trochę przeszli po lesie? rzekł. Nazywamsię Bregalad, co na wasz język tłumaczy się: %7łwawiec.Ale to tylko przezwisko,oczywiście.Obdarzono mnie nim, gdy kiedyś odpowiedziałem tak! pewnemustarszemu entowi, zanim dokończył pytania.Piję też szybciej od moich współbra-ci i zwykle wychodzę, zanim oni zdążą kubek przechylić.Chodzcie ze mną.Wyciągnął smukłe ramiona i każdemu z hobbitów podał jedną rękę.Cały dzieńwędrowali z nim po lesie śpiewając i śmiejąc się, bo %7łwawiec lubił się śmiać.Zmiał się, kiedy słońce wyjrzało zza chmur, śmiał się, kiedy spotkali na swej dro-dze potok albo zródło; zawsze wtedy pochylał się i oblewał sobie wodą stopyi głowę; śmiał się też z szeptów i szumu drzew.Ilekroć zaś zobaczył jarzębinę,przystawał, rozkładał ramiona i zaczynał śpiewać, a śpiewając kołysał się łagod-nie.O zmroku zaprowadził hobbitów do swego domu; co prawda był to tylkoomszały głaz sterczący z trawy na zielonej skarpie.Wkoło rosły jarzębiny, niebrakowało też oczywiście wody, jak zawsze w siedzibie enta: ze skarpy spływałszumiący potok.Gawędzili we trzech, patrząc jak noc ogarnia las.Z niezbyt odległej kotlinywciąż jeszcze dochodziły głosy wiecujących entów, brzmiały jednak coraz niż-szymi tonami i mniej ociężale, a chwilami jeden wybijał się nagle ponad milkną-80cy chór wysoką, żywą nutą.Bregalad tymczasem po cichu, niemal szeptem wciążcoś opowiadał w swojej rodzinnej mowie.Hobbici dowiedzieli się, że nowy przy-jaciel należy do rodu Okorca i że kraina, którą dawniej zamieszkiwał, została spu-stoszona.Toteż nie potrzebowali już pytać, dlaczego %7łwawiec jest bardziej niżinni entowie pochopny , przynajmniej gdy chodzi o niechęć do orków. Rosły w moich ojczystych stronach jarzębiny szeptał Bregalad ze smut-kiem drzewa, które zapuściły w tej ziemi korzenie, gdy byłem jeszcze małymdzieckiem, wiele, wiele lat temu, za dni pokoju.Najstarsze posadzili tam ento-wie, żeby przypodobać się swoim żonom, one jednak obejrzawszy je oznajmiłyz uśmiechem, że znają kraj, w którym kwitną piękniejsze kwiaty i rodzą się dorod-niejsze owoce.Ale dla mnie nie ma piękniejszych drzew nad jarzębiny.Rosły takbujnie, że cień każdej z nich tworzył jak gdyby zielony dom, a jesienią gałęzie ugi-nały się od jagód czerwonych i pięknych nad podziw.Zlatywały się do nich ptaki.Lubię ptaki, nawet gadatliwe, a jarzębina ma owoców dość, żeby się z wszystki-mi podzielić.Ale ptaki z czasem stały się nieprzyjazne i łapczywe, oskubywałygałęzie, zrzucały jagody na ziemię, wcale ich nie jedząc.Potem przyszli orkowiez siekierami i ścięli moje drzewa.Na próżno wywoływałem ich najmilsze imiona,nie drgnął ani jeden listek, jarzębiny nie słyszały mnie i nie odpowiadały.Leżałymartwe.O, Orofarne, Lassemista, Karnimirie!Jarzębino ktoś twój długi włos ustroił w biały kwiat.Jarzębino moja, twój lśniący strój ozdobą złotych lat.Gałązek kiść i lekki liść, łagodny szum i szept,Twój rudy czub połączył ślub z błękitem górnych nieb.Jarzębino dziś już martwy liść i kruchy, siwy włos,Bo nadszedł dzień, że skruszał pień i ścichł na wieki głos.O, Orofarne, Lassemista, Karnimirie!Hobbici usnęli słuchając łagodnego głosu Bregalada, jego pieśni opłakującejjak gdyby w wielu różnych językach śmierć drzew, które ent kochał.Następny dzień spędzili również w towarzystwie %7łwawca, lecz nie oddala-li się od jego domu.Wiele godzin przesiedzieli w milczeniu w zacisznym kąciepod skarpą, wiatr bowiem dmuchał chłodem, a ciemne chmury nisko zawisły nadstropem lasu.Słońce z rzadka tylko przeświecało, w oddali zaś głosy wiecującychentów wciąż to podnosiły się, to opadały, niekiedy donośne i silne, niekiedy cichei smutne, chwilami przyspieszając rytm, a chwilami zwalniając uroczyście, jak-by zawodziły pieśń żałobną.Druga noc nadeszła, lecz entowie radzili dalej podchmurami, które z wiatrem mknęły po niebie, w niepewnym, mrugającym świetlegwiazd.Trzeci dzień wstał chłodny i wietrzny.O świcie głosy wiecujących entówwzbiły się nagle wielkim krzykiem, lecz zaraz potem znowu ścichły.W miarę81jak płynęły godziny poranka, wiatr uspokajał się i nad lasem powietrze stało sięciężkie, jakby naładowane oczekiwaniem.Hobbici spostrzegli, że Bregalad wsłu-chuje się w napięciu w dolatujące z kotliny głosy, które jednak im, siedzącymw zaciszu entowego domu, wydawały się bardzo nikłe.Nadeszło popołudnie i słońce, wędrując na zachód, ku górom, słało spomiędzychmur wydłużone złote słupy blasku.Nagle hobbici zauważyli, że wszystko wko-ło nich znieruchomiało, jak gdyby cały las nasłuchiwał w skupieniu.Tak, to głosyentów umilkły zupełnie.Co mogła znaczyć ta cisza? Bregalad stał wyprostowanyi sprężony, patrząc w stronę północy, gdzie leżała Zaklęta Kotlina.Nagle zagrzmiał potężny okrzyk: Ra hum raa! Drzewa zadrżały i przy-gięły się, jakby od podmuchu wichury.Znów zaległa na chwilę cisza, a potemodezwały się bębny uroczystym rytmem marsza i nad ich werbel wzbił się chórgłosów czystych i silnych.Naprzód, naprzód, bęben nasz gra: ta-randa randa randa ram!Entowie ruszyli.Coraz bliżej rozlegała się pieśń:Naprzód, naprzód, bęben dudni i róg gra: ta-runa runa runaram!Bregalad wziął hobbitów na ręce i także wyruszył ze swego domu.Po chwilihobbici ujrzeli zastęp w marszu: entowie sadzili wielkimi krokami stokiem wzgó-rza w dół.Na czele szedł Drzewiec, za nim z pół setki współbraci, którzy postę-powali dwójkami, w nogę, wyklaskując dłońmi na udach regularny rytm.Byli jużtak blisko, że hobbici widzieli błysk i zielone skry w ich oczach. Hum, hm! Ruszyliśmy hucznie, ruszyliśmy nareszcie! zawołał Drze-wiec spostrzegając Bergalada i hobbitów. Chodzcie z nami, przyłączcie się dogromady.Ruszyliśmy.Idziemy na Isengard! Na Isengard! odkrzyknęły liczne głosy. Na Isengard!Na Isengard, na Isengard!Zły czeka los kamienną włość!Choć Isengard, jak hardy czartI gładki dość, jak goła kość Dziś każdy woj z nim stoczy bójI dzwignie głaz i w dzwierza prask!Już pień się tli, pryskają skry,Bój wzywa nas idziemy wraz!82Na Isengard, i mieczem w pierś,Niesiemy śmierć, niesiemy śmierć!Tak śpiewali maszerując na południe.Bregalad z ogniem w oczach podskoczyłdo szeregu i zajął miejsce w boku Drzewca.Stary ent wziął od niego hobbitówi znów usadowił ich sobie na ramionach.Sunęli więc dumnie na czele rozśpie-wanego pochodu, serca biły im mocno, głowy zadzierali wysoko.Oczekiwali, żestanie się coś niezwykłego, a mimo to zdziwiło ich przeobrażenie entów.Jakbynagle runęły upusty, z dawna powstrzymywane przez potężną zaporę. Jednakże entowie namyślili się dość szybko, prawda? ośmielił się za-gadnąć Pippin, gdy po jakimś czasie śpiew umilkł i tylko tupot nóg i klaskanie rąkrozlegało się w ciszy. Szybko? rzekł Drzewiec. Hm.Rzeczywiście.Szybciej, niż się spo-dziewałem.Od wieków nie widziałem ich tak wzburzonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]