[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli mapa mówiła prawdę, gdzieś tam, wysoko nad skałą u końca doliny musia-ły być tajemne drzwi.Ale co dzień z niczym wracali do obozu.Wreszcie, zupełnie niespodziewanie, znalezli, czego szukali.Pewnego dnia Fili,Kili i hobbit szli doliną w dół, szperając wśród rumowisk skalnych w jej południo-wym końcu.Około południa, czołgając się za ogromnym głazem sterczącym sa-motnie jak filar, Bilbo natrafił na coś, co wyglądało jak wyciosane z grubsza stop-nie schodów.Przejęty odkryciem, przywołał obu krasnoludów i razem odnalezliślad wąskiej ścieżyny, która to znikała, to się pokazywała, aż wyszli nią na szczytpołudniowego grzbietu i dostali się w końcu na jeszcze węższą półkę skalną bie-gnącą ku północy w ścianie Góry.Kiedy spojrzeli w dół, zobaczyli niemal wprostu swoich stóp obóz; stali więc na szczycie urwiska zamykającego dolinę.Cich-cem, lgnąc do skalnej ściany po prawej ręce, szli gęsiego półką aż do zagłębienia,które tworzyło między stromymi skałami jakby wnękę miękko wyścieloną trawą,spokojną i zaciszną.Wejścia do tego schronu nie mogli dostrzec z dołu, ponieważzasłaniał je nawis skalny, z daleka zaś trudno było rozróżnić coś więcej niż małą,150ciemniejszą rysę, jakby tylko szparę w skale.Nie była to jaskinia, bo pozbawionastropu wnęka otwierała się w górze ku niebu.W głębi za to zamykała ją płaskaściana, w dole, tuż przy ziemi, tak gładka i prostopadła, jakby ją zbudowały ręcemurarza; nigdzie jednak nie wypatrzyli w niej śladu zawiasów czy pęknięcia.Próż-no też szukali czegoś podobnego do framugi, odrzwi czy progu, sztaby, zamka czydziurki od klucza.A przecież nie wątpili, że znalezli wreszcie tajemne drzwi.Walili w nie, pchali i ciągnęli ze wszystkich sił, błagali, by się poruszyły, przypo-minali sobie wszelkie znane zaklęcia, ale daremnie.W końcu, znużeni, położyli sięna odpoczynek w trawie, wieczorem zaś ruszyli w powrotną drogę w dół.Tej nocy obóz wrzał podnieceniem.Rankiem zabrano się do nowej przypro-wadzki.Tylko Bofur i Bombur zostali, żeby pilnować kuców i tej części zapasów,które wzięto z soba znad rzeki.Reszta kompanii ruszyła w dół doliny, a potemw górę nowa odkrytą ścieżką na wysoką półkę.Tak było tu ciasno i niebezpiecz-nie, że ani myśleć nie mogli o przeniesieniu pakunków i worków na plecach; spodpółki ściana opadała stromo, a o sto pięćdziesiąt stóp niżej sterczały poszarpaneskały.Każdy jednak z wędrowców miał porządny zwój liny okręcony mocno wo-kół pasa i dzięki temu bez przygody dotarli do małej trawiastej wnęki.Tu rozbili trzeci swój obóz, wciągnąwszy na linach najniezbędniejszy sprzęti zapasy.Tą samą drogą mogli w razie potrzeby spuszczać któregoś ze zwinniej-szych krasnoludów, jak na przykład Kila, żeby porozumiał się z pozostawionymina dole towarzyszami i pomógł im strażować przy wierzchowcach.Bofura wywin-dowano na linie do gónego obozu, lecz Bombur nie zgodził się ani na podróż na-powietrzną, ani na mozolną wspinaczkę po ścieżce. Za gruby jestem, żeby łazić jak mucha po ścianie rzekł. Dostałbym za-wrotu głowy albo przydepnąłbym sobie brodę, a wtedy znów zostałaby was pe-chowa trzynastka.Liny też są za cienkie, żeby wytrzymać mój ciężar.Nie miał racji na swoje szczęście jak przekonacie się z dalszego ciągu tejhistorii.Tymczasem krasnoludy zbadały półkę skalną poza wnęką i stwierdziły, żeścieżka pnie się coraz wyżej i wyżej w górę.Nie śmieli jednak zapuszczać sięzbyt daleko, zresztą nie wydawało się to potrzebne.Na tych wysokościach pano-wała cisza, której nie zakłócały ani głosy ptaków, ani żadne szmery, chyba tylkoświst wiatru w kamiennych wąwozach.Zwiadowcy mówili szeptem, nie nawoły-wali się, nie śpiewali, bo niebezpieczeństwo mogło czyhać za każdą skałką.Inniuczestnicywyprawy biedzili się tymczasem nad tajemnicą drzwi, wciąż jednak bezpowodzenia.Zbyt rozgorączkowani, aby rozważać wskazówki runów i księżyco-wego pisma, niezmordowanie usiłowali odszukać na gładkiej skalnej powierzch-ni ślady ukrytego wejścia.Z Miasta na Jeziorze przywiezli oskardy i rozmaite na-151rzędzia, których z początku próbowali użyć.Ale gdy uderzyli o kamień, rękojeścipękły i okrutnie pokaleczyły im ręce, a stalowe ostrza ułamały się lub wygięły jakołów.Okazało się, że sztuka górnicza na nic się nie zda przeciw magicznej sile,która zamknęła te drzwi.A przy tym krasnoludy zlękły się hałasu zwielokrotnio-nego przez echo.Bilbo, samotny i znużony, siadł na progu; oczywiście nie było tam napraw-dę progu, tak jednak kompania Thorina nazwała dla żartu mały trawiasty zaką-tek między ścianami wnęki a jej wejściem, na pamiątkę słów, które Bilbo wygło-sił dawno, dawno temu, podczas niespodziewanego najścia gości w swojej nor-ce, gdy radził krasnoludom siąść na progu i myśleć, dopóki czegoś nie wymyślą.Toteż siedzieli teraz i myśleli albo wałęsali się bez celu i z każdą chwilą miny imsię przeciągały coraz bardziej.Podnieśli się nieco na duchu, gdy odkryli nową ścieżkę, teraz jednak znów du-sze pouciekały im w pięty; mimo to nie chcieli dać za wygraną i wycofać się.Hob-bit już także nie był lepszej myśli niż krasnoludy.Nic nie robił, tylko wciąż sie-dział, plecami do skały; patrząc przez wylot wnęki na zachód, daleko za urwiska,za rozległa krainę, za czarną ścianę Mrocznej Puszczy, tam gdzie majaczyły chwi-lami odległe i małe Góry Mgliste [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Jeśli mapa mówiła prawdę, gdzieś tam, wysoko nad skałą u końca doliny musia-ły być tajemne drzwi.Ale co dzień z niczym wracali do obozu.Wreszcie, zupełnie niespodziewanie, znalezli, czego szukali.Pewnego dnia Fili,Kili i hobbit szli doliną w dół, szperając wśród rumowisk skalnych w jej południo-wym końcu.Około południa, czołgając się za ogromnym głazem sterczącym sa-motnie jak filar, Bilbo natrafił na coś, co wyglądało jak wyciosane z grubsza stop-nie schodów.Przejęty odkryciem, przywołał obu krasnoludów i razem odnalezliślad wąskiej ścieżyny, która to znikała, to się pokazywała, aż wyszli nią na szczytpołudniowego grzbietu i dostali się w końcu na jeszcze węższą półkę skalną bie-gnącą ku północy w ścianie Góry.Kiedy spojrzeli w dół, zobaczyli niemal wprostu swoich stóp obóz; stali więc na szczycie urwiska zamykającego dolinę.Cich-cem, lgnąc do skalnej ściany po prawej ręce, szli gęsiego półką aż do zagłębienia,które tworzyło między stromymi skałami jakby wnękę miękko wyścieloną trawą,spokojną i zaciszną.Wejścia do tego schronu nie mogli dostrzec z dołu, ponieważzasłaniał je nawis skalny, z daleka zaś trudno było rozróżnić coś więcej niż małą,150ciemniejszą rysę, jakby tylko szparę w skale.Nie była to jaskinia, bo pozbawionastropu wnęka otwierała się w górze ku niebu.W głębi za to zamykała ją płaskaściana, w dole, tuż przy ziemi, tak gładka i prostopadła, jakby ją zbudowały ręcemurarza; nigdzie jednak nie wypatrzyli w niej śladu zawiasów czy pęknięcia.Próż-no też szukali czegoś podobnego do framugi, odrzwi czy progu, sztaby, zamka czydziurki od klucza.A przecież nie wątpili, że znalezli wreszcie tajemne drzwi.Walili w nie, pchali i ciągnęli ze wszystkich sił, błagali, by się poruszyły, przypo-minali sobie wszelkie znane zaklęcia, ale daremnie.W końcu, znużeni, położyli sięna odpoczynek w trawie, wieczorem zaś ruszyli w powrotną drogę w dół.Tej nocy obóz wrzał podnieceniem.Rankiem zabrano się do nowej przypro-wadzki.Tylko Bofur i Bombur zostali, żeby pilnować kuców i tej części zapasów,które wzięto z soba znad rzeki.Reszta kompanii ruszyła w dół doliny, a potemw górę nowa odkrytą ścieżką na wysoką półkę.Tak było tu ciasno i niebezpiecz-nie, że ani myśleć nie mogli o przeniesieniu pakunków i worków na plecach; spodpółki ściana opadała stromo, a o sto pięćdziesiąt stóp niżej sterczały poszarpaneskały.Każdy jednak z wędrowców miał porządny zwój liny okręcony mocno wo-kół pasa i dzięki temu bez przygody dotarli do małej trawiastej wnęki.Tu rozbili trzeci swój obóz, wciągnąwszy na linach najniezbędniejszy sprzęti zapasy.Tą samą drogą mogli w razie potrzeby spuszczać któregoś ze zwinniej-szych krasnoludów, jak na przykład Kila, żeby porozumiał się z pozostawionymina dole towarzyszami i pomógł im strażować przy wierzchowcach.Bofura wywin-dowano na linie do gónego obozu, lecz Bombur nie zgodził się ani na podróż na-powietrzną, ani na mozolną wspinaczkę po ścieżce. Za gruby jestem, żeby łazić jak mucha po ścianie rzekł. Dostałbym za-wrotu głowy albo przydepnąłbym sobie brodę, a wtedy znów zostałaby was pe-chowa trzynastka.Liny też są za cienkie, żeby wytrzymać mój ciężar.Nie miał racji na swoje szczęście jak przekonacie się z dalszego ciągu tejhistorii.Tymczasem krasnoludy zbadały półkę skalną poza wnęką i stwierdziły, żeścieżka pnie się coraz wyżej i wyżej w górę.Nie śmieli jednak zapuszczać sięzbyt daleko, zresztą nie wydawało się to potrzebne.Na tych wysokościach pano-wała cisza, której nie zakłócały ani głosy ptaków, ani żadne szmery, chyba tylkoświst wiatru w kamiennych wąwozach.Zwiadowcy mówili szeptem, nie nawoły-wali się, nie śpiewali, bo niebezpieczeństwo mogło czyhać za każdą skałką.Inniuczestnicywyprawy biedzili się tymczasem nad tajemnicą drzwi, wciąż jednak bezpowodzenia.Zbyt rozgorączkowani, aby rozważać wskazówki runów i księżyco-wego pisma, niezmordowanie usiłowali odszukać na gładkiej skalnej powierzch-ni ślady ukrytego wejścia.Z Miasta na Jeziorze przywiezli oskardy i rozmaite na-151rzędzia, których z początku próbowali użyć.Ale gdy uderzyli o kamień, rękojeścipękły i okrutnie pokaleczyły im ręce, a stalowe ostrza ułamały się lub wygięły jakołów.Okazało się, że sztuka górnicza na nic się nie zda przeciw magicznej sile,która zamknęła te drzwi.A przy tym krasnoludy zlękły się hałasu zwielokrotnio-nego przez echo.Bilbo, samotny i znużony, siadł na progu; oczywiście nie było tam napraw-dę progu, tak jednak kompania Thorina nazwała dla żartu mały trawiasty zaką-tek między ścianami wnęki a jej wejściem, na pamiątkę słów, które Bilbo wygło-sił dawno, dawno temu, podczas niespodziewanego najścia gości w swojej nor-ce, gdy radził krasnoludom siąść na progu i myśleć, dopóki czegoś nie wymyślą.Toteż siedzieli teraz i myśleli albo wałęsali się bez celu i z każdą chwilą miny imsię przeciągały coraz bardziej.Podnieśli się nieco na duchu, gdy odkryli nową ścieżkę, teraz jednak znów du-sze pouciekały im w pięty; mimo to nie chcieli dać za wygraną i wycofać się.Hob-bit już także nie był lepszej myśli niż krasnoludy.Nic nie robił, tylko wciąż sie-dział, plecami do skały; patrząc przez wylot wnęki na zachód, daleko za urwiska,za rozległa krainę, za czarną ścianę Mrocznej Puszczy, tam gdzie majaczyły chwi-lami odległe i małe Góry Mgliste [ Pobierz całość w formacie PDF ]