[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zinga, Fylh, Rolth - Kartr zaczął wydawać rozkazy, jakie należało wydać w takiej sytuacji.- Zorganizujcie grupę do zbierania chrustu i rozpalcie ogniska.- Zwrócił się do medyka: - Rozumiem, że nie ma pan zbyt wielu leków?Veelson wzruszył ramionami.- Mamy tylko to, co zdążyliśmy wynieść.Z pewnością to niewiele.- Zinga, wyślij grupę myśliwych.Smitt, przejmij pulpit komunikacyjny.Nie chcielibyśmy chyba przespać ataku kolejnego statku.Czy ktoś z pana grupy zna się na łączności? - spytał Moxana.Zamiast odpowiedzieć bezpośrednio, oficer odwrócił się i krzyknął: - Havre!Przybiegł do niego mężczyzna w mundurze członka załogi.- Praca przy łączności - warknął oficer.- Pod dowództwem tego technika.- Ponieważ wspomniał pan o polowaniu, chyba to znaczy, że można tu żyć - zauważył Veelson.- To planeta typu Arth.Jest dla nas gościnna.To przecież Terra.Kartr wpatrywał się w twarz medyka, żeby zaobserwować jego reakcję.- Terra - powtórzył Veelson.Po chwili otworzył szeroko oczy.- Dom Panów Kosmosu! Ale przecież to tylko legenda, bajka!Kartr tupnął w podłogę loży.- Dość materialna bajka, nie uważa pan? Znajdujemy się w Sali Odlotów.Niech pan spojrzy na ławy pierwszych zwiadowców Kosmosu.- Wskazał rzędy siedzisk, - Proszę przeczytać ten napis.Tak, to Terra z układu Sol!- Terra! - Veelson nie przestawał kręcić głową w zdumieniu.Kartr zwrócił się do dziewczyny.- Ma pani tu przeszkolony personel.Czy mogłaby się pani zaopiekować kobietami i dziećmi? - spytał nagle.Takie sprawy dotąd nie leżały w jego kompetencjach.Zakładał obozy, prowadził ekspedycje, przedzierał się przez wiele dziwnych światów, lecz nigdy nie był odpowiedzialny za grupę o podobnym składzie.Chciała skinąć głową, zaczerwieniła się i zasalutowała regulaminowo.W chwilę później krążyła wśród zmęczonych kobiet i hałaśliwych, nadmiernie podnieconych dzieci, wspierana przez rodzinę Zacathanów.- Czy jest możliwe, by gonił was jeszcze jeden statek? Co tak naprawdę zdarzyło się w bazie? - wypytywał medyka.- Została kompletnie rozbita.Jednak już wcześniej działo się coś niedobrego.Zerwały się linie zaopatrzenia i komunikacji.Doroczne dostawy opóźniały się o trzy miesiące jeszcze przed atakiem.Od tygodni nie docierały do nas wiadomości z Kontroli Centralnej.Wysłaliśmy tam krążownik, który nigdy nie wrócił.Potem przybyła flota piratów.To była prawdziwa flota, a cały nalot był starannie przygotowany.Mieliśmy pięć statków w bazie.Dwa wystartowały i rozbiły trzech najeźdźców, zanim je zniszczyli.Trwaliśmy przy działach, aż udało się oczyścić niebo dla statku z uciekinierami.Daliśmy się zaskoczyć, bo nadlecieli pod fałszywymi znakami.Myśleliśmy, że to przyjaciele, aż było za późno.To były statki Centralnej Kontroli! Albo jakaś część floty się zbuntowała, albo coś strasznego stało się z całym imperium.Zachowywali się, jakby to patrol został wyjęty spod prawa.Atakowali bezlitośnie.Ponieważ wysyłali prawidłowe sygnały, niczego nie podejrzewaliśmy.Zachowywali się, jakby to oni reprezentowali prawo.- Może teraz tak właśnie jest - powiedział Kartr ponuro.- Może była rebelia w tym sektorze.Zwycięzcy mogli systematycznie niszczyć bazy patrolu.To pozwoliłoby im przejąć kontrolę nad szlakami.Bardzo praktyczne posunięcie, jeżeli nastąpiła zmiana rządu.- Też tak pomyśleliśmy.Nie mogę powiedzieć, żeby nam się to spodobało.W końcu zdołaliśmy wejść na pokład jednego statku zaopatrzeniowego i uruchomić patrolowiec.Reszta to już tylko ucieczka przez kosmos.Ustawili się między nami a regularnymi szlakami, więc musieliśmy lecieć w tę stronę.Straciliśmy patrolowiec…Kartr skinął głową.- Widzieliśmy to na ekranie, zanim dostrzegliśmy was.- Staranował statek flagowy, rozumie pan? Statek flagowy floty!- Ale zrobił to skutecznie, proszę o tym nie zapominać.Jest pan pewien, że goniły was tylko dwa statki?- Tyle wykryły nasze ekrany.Ale kiedy żaden z nich nie powróci… jak pan sądzi? Wyślą następne?- Nie wiem.Może wiedzą, że patrol zawsze walczy do końca i uznają, że nastąpiło wzajemne wyniszczenie.Ale Smitt i wasz człowiek będą czuwać.Ostrzegą nas, gdyby ktoś się zbliżał.- A wówczas co?- Ogromne rejony tego świata są dzikie.Będzie gdzie się ukryć w razie czego.Nigdy nas nie znajdą.Pod koniec dnia obóz był już jako tako zorganizowany.Grupa myśliwych zadziałała sprawnie, tak że nikt nie cierpiał głodu.Kobiety zebrały dość miękkich gałązek, liści i traw, żeby dla wszystkich znalazło się posłanie.Nie odebrano żadnych groźnych sygnałów - ekran był cały czas pusty.Zapadła noc.Kartr stał na szczycie schodów patrząc w zamyśleniu na lądowisko.Przez cały dzień kilka osób pomagało mu przeszukiwać pozostałości po obozowisku tubylców.Znaleźli dwie dzidy i garść metalowych grotów strzał - skarby, których znaczenie zostanie właściwie ocenione, kiedy skończą im się ładunki w ostatnim miotaczu i broń wyprodukowana przez ich rozwiniętą cywilizację stanie się bezużyteczna.Jutro znów trzeba będzie zapolować i…- Piękna noc, nieprawdaż, proszę pani? Oczywiście świeci tu tylko jeden księżyc zamiast trzech, ale za to bardzo.Kartr drgnął i odwrócił głowę.Zicti w towarzystwie Adrany zbliżał się w jego stonę.- Trzy księżyce? Tyle świeci nad Zacathan? Dla mnie dwa wydawałyby się bardziej normalne.- Roześmiała się.Dwa księżyce.Kartr starał się przypomnieć sobie wszystkie planety z dwoma księżycami i zastanawiał się, która z nich mogłaby być domem dziewczyny.Znał jednak z dziesięć takich, a na pewno nie były to wszystkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl