[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz ta najniespodzianiej odrzekła że zwykłymsobie spokojem:443Henryk Sienkiewicz- Rada bym, ale nie może to być, bo ja w Kamieńcu przy mężuzostanę i żadną miarą go nie odstąpię.- Dla Boga, co słyszę! - zawołał Wołodyjowski.- Waćpaniw fortecy zostaniesz, która na pewno oblegana będzie i to przez nie-przyjaciela, żadnej dyskrecji nie znającego.Nie mówię jeszcze, żebyz jakim politycznym nieprzyjacielem miała być wojna, ale tu prze-cie z barbarzyństwem sprawa.Aza waćpani wiesz, co to zdobytemiasto? co to turecki albo tatarski jasyr? Uszom swoim nie wierzę!- A wszelako nie może inaczej być! - odrzekła Krzysia.- Ketling! - zawołał w rozpaczy mały rycerz - także to dałeś sięjuż opanować? - Człowieku, miej Boga w sercu!- Deliberowaliśmy długo - odrzekł Ketling - i na tym stanęło.- I syn nasz już w Kamieńcu jest, pod opieką jednej mojejpowinowatej.Zali to Kamieniec koniecznie ma być zdobyty?Tu Krzysia podniosła swe pogodne zrenice do góry.- Bóg i od Turka mocniejszy, ufności naszej nie zawiedzie!A żem przysięgła mężowi, iż go do śmierci nie opuszczę, przetomoje miejsce przy nim.Mały rycerz zmieszał się okropnie, bo właśnie zgoła czego inne-go od Krzysi oczekiwał.Basia zaś, która od samego początku rozmowy spostrzegłszyzaraz, dokąd Wołodyjowski zdąża, uśmiechała się chytrze, terazutkwiła w niego bystre swe oczka i rzekła:- Michale, słyszysz?- Baśka! będziesz cicho! - zawołał w najwyższej konfuzji małyrycerz.To rzekłszy począł rzucać desperackie spojrzenia na panaZagłobę, jakby oczekując od niego ratunku, lecz ów zdrajca powstałnagle i rzekł:- Trzeba też o jakowymś posiłku pomyśleć, bo nie samym sło-wem człowiek żyje.I wyszedł z alkierza.444Pan WołodyjowskiPan Michał pognał wkrótce za nim i zastąpił mu drogę.- No i co teraz? - spytał Zagłoba.- No i co?- A niech tę Ketlingową kule biją.Dla Boga! jak nie ma ginąć taRzeczpospolita, kiedy białogłowy w niej rządzą?.- Nicże waćpan nie wymyślisz?- Jak ty się żony boisz, co ja ci na to wymyślę? Każ się kowalowipodkuć - ot, co!445Henryk SienkiewiczRozdział XLIVKetlingowie zabawili około trzech tygodni.Po upływie tegoczasu Basia próbowała powstać z łóżka, ale pokazało się, iż jeszczenie może utrzymać się na nogach.Zdrowie wracało jej wcześniej odsił - i medyk rozkazał jej leżeć, póki całkiem czerstwość nie wróci.A tymczasem uczyniła się wiosna.Naprzód wstał od strony DzikichPól i Czarnego Morza duży a ciepły wiatr, porozrywał i poszarpałoponę chmur jakby zetlałą ze starości szatę, a potem począł owechmury zganiać i rozganiać po niebie, równie jak pies owczarskizgania i rozgania stada owiec.Chmury, uciekając przed nim, zle-wały często ziemię dżdżem obfitym o grubych jak jagody kroplach.Roztopione resztki śniegu i lodu utworzyły na równym stepiejeziora; z wiszarów poczęły spływać wstążeczki wody, w jarach nadnie wezbrały strumienie, a wszystko to leciało z szumem, gwaremi hałasem do Dniestru, tak właśnie, jak dzieci lecą radośnie do matki.W przerwach między chmurami przeświecało co chwila słońce,jasne i odmłodzone, a jakieś mokre, jak gdyby w tej powszechnejtopieli wykąpane.Potem jasnozielone zdzbła trawy poczęły się wy-chylać z rozmiękłej ziemi; cienkie gałązki drzew i krzów nabrzmiałyobfitym pąkowiem.Słońce dogrzewało coraz mocniej; na niebie po-jawiły się stada ptactwa; więc klucze żurawi, dzikich gęsi, bocianów,za czym wiatr począł przywiewać chmury jaskółek; zarzechotałyżaby wielkim chórem w ugrzanej wodzie; rozśpiewało się aż do446Pan Wołodyjowskizapamiętania drobne, szare ptastwo - i przez bory, przez lasy, przezstepy i jary poszedł jeden wielki rozgłos, jakoby całe przyrodzeniekrzyczało w radości i uniesieniu:- Wiosna! u-ha! wiosna!Lecz dla tych nieszczęsnych krain wiosna przynosiła żałobę, nieradość- i śmierć, nie życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Lecz ta najniespodzianiej odrzekła że zwykłymsobie spokojem:443Henryk Sienkiewicz- Rada bym, ale nie może to być, bo ja w Kamieńcu przy mężuzostanę i żadną miarą go nie odstąpię.- Dla Boga, co słyszę! - zawołał Wołodyjowski.- Waćpaniw fortecy zostaniesz, która na pewno oblegana będzie i to przez nie-przyjaciela, żadnej dyskrecji nie znającego.Nie mówię jeszcze, żebyz jakim politycznym nieprzyjacielem miała być wojna, ale tu prze-cie z barbarzyństwem sprawa.Aza waćpani wiesz, co to zdobytemiasto? co to turecki albo tatarski jasyr? Uszom swoim nie wierzę!- A wszelako nie może inaczej być! - odrzekła Krzysia.- Ketling! - zawołał w rozpaczy mały rycerz - także to dałeś sięjuż opanować? - Człowieku, miej Boga w sercu!- Deliberowaliśmy długo - odrzekł Ketling - i na tym stanęło.- I syn nasz już w Kamieńcu jest, pod opieką jednej mojejpowinowatej.Zali to Kamieniec koniecznie ma być zdobyty?Tu Krzysia podniosła swe pogodne zrenice do góry.- Bóg i od Turka mocniejszy, ufności naszej nie zawiedzie!A żem przysięgła mężowi, iż go do śmierci nie opuszczę, przetomoje miejsce przy nim.Mały rycerz zmieszał się okropnie, bo właśnie zgoła czego inne-go od Krzysi oczekiwał.Basia zaś, która od samego początku rozmowy spostrzegłszyzaraz, dokąd Wołodyjowski zdąża, uśmiechała się chytrze, terazutkwiła w niego bystre swe oczka i rzekła:- Michale, słyszysz?- Baśka! będziesz cicho! - zawołał w najwyższej konfuzji małyrycerz.To rzekłszy począł rzucać desperackie spojrzenia na panaZagłobę, jakby oczekując od niego ratunku, lecz ów zdrajca powstałnagle i rzekł:- Trzeba też o jakowymś posiłku pomyśleć, bo nie samym sło-wem człowiek żyje.I wyszedł z alkierza.444Pan WołodyjowskiPan Michał pognał wkrótce za nim i zastąpił mu drogę.- No i co teraz? - spytał Zagłoba.- No i co?- A niech tę Ketlingową kule biją.Dla Boga! jak nie ma ginąć taRzeczpospolita, kiedy białogłowy w niej rządzą?.- Nicże waćpan nie wymyślisz?- Jak ty się żony boisz, co ja ci na to wymyślę? Każ się kowalowipodkuć - ot, co!445Henryk SienkiewiczRozdział XLIVKetlingowie zabawili około trzech tygodni.Po upływie tegoczasu Basia próbowała powstać z łóżka, ale pokazało się, iż jeszczenie może utrzymać się na nogach.Zdrowie wracało jej wcześniej odsił - i medyk rozkazał jej leżeć, póki całkiem czerstwość nie wróci.A tymczasem uczyniła się wiosna.Naprzód wstał od strony DzikichPól i Czarnego Morza duży a ciepły wiatr, porozrywał i poszarpałoponę chmur jakby zetlałą ze starości szatę, a potem począł owechmury zganiać i rozganiać po niebie, równie jak pies owczarskizgania i rozgania stada owiec.Chmury, uciekając przed nim, zle-wały często ziemię dżdżem obfitym o grubych jak jagody kroplach.Roztopione resztki śniegu i lodu utworzyły na równym stepiejeziora; z wiszarów poczęły spływać wstążeczki wody, w jarach nadnie wezbrały strumienie, a wszystko to leciało z szumem, gwaremi hałasem do Dniestru, tak właśnie, jak dzieci lecą radośnie do matki.W przerwach między chmurami przeświecało co chwila słońce,jasne i odmłodzone, a jakieś mokre, jak gdyby w tej powszechnejtopieli wykąpane.Potem jasnozielone zdzbła trawy poczęły się wy-chylać z rozmiękłej ziemi; cienkie gałązki drzew i krzów nabrzmiałyobfitym pąkowiem.Słońce dogrzewało coraz mocniej; na niebie po-jawiły się stada ptactwa; więc klucze żurawi, dzikich gęsi, bocianów,za czym wiatr począł przywiewać chmury jaskółek; zarzechotałyżaby wielkim chórem w ugrzanej wodzie; rozśpiewało się aż do446Pan Wołodyjowskizapamiętania drobne, szare ptastwo - i przez bory, przez lasy, przezstepy i jary poszedł jeden wielki rozgłos, jakoby całe przyrodzeniekrzyczało w radości i uniesieniu:- Wiosna! u-ha! wiosna!Lecz dla tych nieszczęsnych krain wiosna przynosiła żałobę, nieradość- i śmierć, nie życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]