[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *WIADOMOŚĆ ta była przysłowiową kropką nad i.Teraz nabrałam pewności, że jestem na tropie jakiejś ogromnej międzynarodowej afery.Ale że zdarzenia następowały po sobie w zawrotnym tempie, jak dotąd nie miałam okazji porozmawiać o tym z Andrzejem.A przecież on był człowiekiem, który pierwszy powinien o wszystkim wiedzieć.Tymczasem stałam przy łóżku Weroniki.Była spowita w bandaże, nogę i rękę miała na wyciągu i właściwie widziałam tylko część jej twarzy.- Rany boskie, Nika, co się stało?- Dorwali mnie - mruknęła niewyraźnie.- Jak to porwali?- Dorwali-powtórzyła wyraźniej.Kiwnęłam głową, ale byłam tak wstrząśnięta, że nie docierał do mnie sens jej słów.- A kto cię dorwał? - spytałam.- Skąd mam wiedzieć? - zdenerwowała się.- Myślisz, że się przedstawili?- Przepraszam - dotknęłam jej dłoni - ale mam taki zamęt w głowie, że nie potrafię prawidłowo rozumować.- Właśnie widzę - fuknęła.- Przeleć się naokoło szpitala, to może otrzeźwiejesz.- Nie wyżywaj się na mnie - podniosłam głos.- To nie ja zrobiłam z ciebie mumię.- Może spróbujemy spokojnie pogadać - zaproponowała zmęczonym głosem.- Nie mam nic przeciwko temu - zgodziłam się.- Opowiadaj.- To było ewidentne spowodowanie wypadku - zaczęła.- Jechałam Żwirki i Wigury w stronę lotniska.Wiesz, jaka to droga, po obu stronach wysokie żywopłoty, a między nimi wąskie wjazdy na osiedle.I nagle przy przedostatniej chyba uliczce zauważyłam światła dużego samochodu.Stał spokojnie, myślałam, że czeka, aż przejadę.A ta świnia czekała po prostu na mnie.Jak się z nim zrównałam, wcisnął gaz do dechy i uderzył w moje auto.Zepchnął na pas obok, a tam dobił mnie maluch.- Wzięła głęboki oddech i kontynuowała: - Przyjechała policja, wszystko spisali, mnie zgarnęli do szpitala, a ciężarówki nikt nie widział.Wyparowała jak kamfora.- Myślisz, że to ma jakiś związek z Konradem? - spytałam po chwili.- Na pewno, tu kroi się coś grubszego, a my jesteśmy ciemne jak tabaka w rogu.- Może zgłosić to na policję? - zaproponowałam.- Coś ty? - krzyknęła.- Żeby mnie wsadzili za konszachty z bandziorami? Przecież nikt nie uwierzy, że o niczym nie wiedziałam.- Więc co zrobimy?- Musisz się tym zająć.- Popatrzyła na mnie wymownie.- Po-kręć się tu i tam, porozmawiaj.- Tu i tam, to znaczy gdzie? - spytałam ironicznie.- No - zawahała się - nie wiem.- Nika, przecież my nawet nie wiemy, o co chodzi.Jak rozszyfrujemy tę kartkę.- urwałam, ale po chwili się zdecydowałam: - Coś ci powiem.Wśród śmieci, które zabrałam od ciebie, gdy szukałyśmy świec, znalazłam identyczną kartkę.Tylko zapis był inny.- Konrad - szepnęła przerażona.- Podrzucił mi.- Nie mamy pewności - pokręciłam głową.- Mógł po prostu zgubić.Wsiadał do twojego auta przed wyjazdem? Weronika zastanowiła się przez chwilę.- No, wsiadał.Chował świece, częstował się cukierkami.- A widzisz, mógł zgubić tę kartkę.- Zadzwoń i spytaj go - rozkazała.Aż podskoczyłam.- Chora jesteś? O co mam pytać? Czy nie zgubił przypadkiem zaszyfrowanej informacji? Zresztą wydaje mi się, że on może mieć w tej chwili poważne kłopoty, bo na kartce było jeszcze imię, nazwisko, adres i numer.- To może zadzwonić pod ten numer - wymyśliła - wszystko im przekazać, a wtedy odczepią się od nas.Popatrzyłam na nią z niesmakiem.- Wiesz co, Nika? Po pierwsze, to nie wygląda na numer telefonu, po drugie, to powinnaś mieć raczej głowę na wyciągu, a nie nogę, jeśli proponujesz takie załatwienie sprawy.Ale rozumiem, że masz prawo być jeszcze w szoku powypadkowym.- W żadnym szoku nie jestem - wysyczała.- No dobrze, dobrze.W takim razie zrobimy tak.Ze względu na twój stan zdrowia weźmiemy sobie chwilowo na wstrzymanie.Mam pilną pracę w agencji i niewiele czasu na jej wykonanie.Jak się z tym uporam, zajmiemy się zaszyfrowaną kartką.- Jak chcesz - powiedziała obrażonym głosem.- Żeby mnie tylko do tej pory nie zaciukali na amen.Roześmiałam się.- Nic ci już nie grozi, jesteś sprawdzona i unieruchomiona na dłuższy czas.No jasne! - krzyknęłam, bo doznałam nagłego olśnienia.- Już wiem, po co to zrobili.- Po co?- Żeby skasować samochód, który zwykle potem zabiera się do warsztatu.Wiesz, gdzie odstawili twój?- Do Kalinoskiego.A co, pojedziesz tam?- Pojadę i zobaczę, co się dzieje.Trzymaj się - rzuciłam i wybiegłam ze szpitala.Tłok na ulicach panował koszmarny, jak to w godzinie szczytu, ale wytrwale dążyłam do celu, lżąc wszystkich innych użytkowników dróg miejskich.Warsztat był czynny.Zatrzymałam Lalunię przed bramą i weszłam do środka.Mechanik siedział przy jakimś wraku i pił piwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl