[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego obawiam się o swoją przyszłość.- Przyszedłeś więc, żeby mi o tym opowiedzieć?- I poprosić cię o pomoc.Jest jeszcze jedna rzecz, do której Glizda chce się dobrać.- Wiem.- Tym lepiej.Glizda będzie szukał naszych klejnotów rodzinnych.Będzie szukał ich u mnie.Nie wie jednak, że pod twoim łóżkiem znajduje się sekretna nisza.O jej istnieniu wiemy tylko my.Dzisiaj w nocy, kiedy spałaś, schowałem tam szkatułkę.Nie chciałem ci o tym mówić, ale później pomyślałem, że mogą do ciebie przyjść agenci Glizdy i zapytać, czy w twoich apartamentach nie ma jakiegoś schowka, a ty wiedząc, że nisza jest pusta, mogłabyś im ją pokazać.I wtedy wszystko zostanie stracone.- Rozumiem - powiedziała Gera.- Wlazłeś nocą pod łóżko.- Tak.Gera roześmiała się krótko.- O co ci chodzi?- Nic bym im nie powiedziała, bo schowałam tam pukiel włosów matki i list od Lemenia.- Tak? Nie zauważyłem.Pod łóżkiem było ciemno.- Ale niczego stamtąd nie wyjmowałeś?- Nie.Tam jest dość miejsca.I nic nie widać.- Wobec tego mam do ciebie prośbę, ojcze.Kiedy umrę, połóż mi te rzeczy na piersi.Pukiel włosów i list.Niechaj spłoną razem ze mną.- Obiecuję - powiedział Spel.- Jeśli nie umrę przed tobą.- Nie.- Ja też tak uważam - powiedział ojciec, nie starając się być delikatnym.- To się jeszcze zobaczy - pomyślał głośno Kroni.Zapomniał o tym, że od sąsiedniego pokoju oddziela go tylko niezbyt gruba portiera.W saloniku rozległ się łoskot i coś jakby ryk dzikiego zwierzęcia.Kroni skoczył i przylgnął do ściany.Zasłona uniosła się gwałtownie, jakby zdmuchnął ją poryw burzy, i do pokoju wtargnął niziutki, bardzo gruby mężczyzna.Najdziwniejsze było to, że Kroni nie od razu go zobaczył, bo patrzył znacznie wyżej, tam gdzie wedle jego rachuby powinna znajdować się głowa posiadacza tak wspaniałego tytułu i tak głębokiego głosu.Spel trzymał w ręku pistolet, ale broń była skierowana do przodu, więc Spel przebiegł kilka kroków, zanim pomyślał, że należy się odwrócić.Te ułamki sekundy wystarczyły, aby biegnąca za nim Gera zdążyła osłonić Kroniego.- Nie strzelaj!- Odejdź! Zabiję go!- Nie strzelaj, bo mnie zabijesz.- Zawsze byłaś rozpustnicą, a teraz twoja namiętność do mężczyzn nas zgubi!- Panie Spel! - krzyknął Kroni.- Gdzieś mam pańskie klejnoty!Odpowiedzią była kula, która przebiła portierę i roztrzaskała jakiś przedmiot w sąsiednim pokoju.Anita na widok czarnej źrenicy pistoletu zakryła twarz rękami.Nikt z archeologów nie odezwał się nawet słowem, bo każde słowo w tej sytuacji mogło odwrócić uwagę Kroniego i doprowadzić do jego zguby.Kroniego jednak uratowała Gera.W momencie strzału, kiedy Spel zamarł, sam oszołomiony grzmotem starego pistoletu, rzuciła się do przodu i podbiła mu rękę.Następny pocisk trafił w sufit.Posypał się tynk.Biały tuman wypełnił mieszkanie.Wtedy nadeszła kolej Kroniego.Chwycił Spela za rękę, ścisnął i pistolet wypadł na podłogę.- Na pomoc! - krzyknął Spel i zadławił się kurzem.Wymachiwał rękami i kopał jak ogromny, zapasiony osesek.- Uderz go! - krzyknęła nagle Gera wysokim, obcym głosem.- Uderz go, żeby zamilkł! On chce tu sprowadzić Glizdę.Ale Kroni nie potrafił uderzyć tłustej i śliskiej kuli, która nie wiedzieć czemu była ojcem tej dziewczyny.Nie mógł też pojąć, skąd w Gerze wzięło się tyle wściekłej nienawiści do ojca.Ta nienawiść gromadziła się w niej już od dawna i teraz wybuchła, bo ojciec, który pozbawił ją już tylu rzeczy, chciał zabić jej ostatnią nadzieję.Nagle Spel poddał się i opadł na ręce Kroniego jak worek z czymś miękkim i ciepłym.- Umieram - jęknął.- Serce mnie boli.- Nie wierz mu, Kroni - powiedziała Gera.Kroni powlókł Spela na kanapę w saloniku i rzucił go tam.Głowa Dyrektora uderzyła głucho o ścianę.- Daj wody - jęczał.- Umieram.Najbogatszy człowiek w tej szczurzej norze bardzo bał się śmierci.- Leż spokojnie - powiedział Kroni i oddał pistolet Gerze.- Tylko nie strzelaj! - ostrzegł ją.- Niech pan zabierze jej broń - błagał Spel.- Niech pan zabierze.Przecież widzi pan, jak ona mnie nienawidzi.- On zabił moją matkę, zabił Lemenia i chciał zabić ciebie.- Głos Gery był obojętny i głuchy, jakby wygłaszała wyuczoną na pamięć rolę.- Zabierz, bo rzeczywiście dziewczyna gotowa jest narobić jakichś głupstw - powiedział Kruminsz półgłosem.To były pierwsze słowa z Góry, które Kroni usłyszał od momentu spotkania ze Spelem.- Daj - powiedział.Gera usłuchała go.Podała pistolet na otwartej dłoni i gdy tylko Kroni go wziął, ręka bezsilnie opadła.- Dziękuję, panie - powiedział Spel.- Dziękuję.- Nie zrobię panu krzywdy - powiedział Kroni.Pomyślał, że zjawienie się Spela może w rezultacie okazać się korzystne, bo daje możliwość porozmawiania z jednym z władców podziemia w momencie, kiedy ten Dyrektor jest zastraszony przez Glizdę.Usiadł w fotelu i położył pistolet na kolanach.- Nie zrobię panu krzywdy - powtórzył.- Muszę jednak powiedzieć, że zupełnie panu nie ufam.Nagle Spel się uśmiechnął.Jak gdyby zrozumiawszy, że nie zostanie zabity, stał się zupełnie innym człowiekiem - rozsądnym, gotowym do spokojnej i rzeczowej rozmowy z Kronim.- Wcale się nie dziwię - powiedział.- Przecież omal pana nie zastrzeliłem.Miał pan szczęście, że dawno nie miałem okazji użyć broni.Co mi pan może zaproponować?- Nowiny - odparł Kroni.- To najcenniejsze w naszym świecie.Nigdy pana przedtem nie widziałem.To dziwne.Czy jest pan kochankiem mojej córki?- To nie ma nic do rzeczy.- Przepraszam, ale ma.Od pańskiego stosunku do mojej córki i do rodziny Spelów jako takiej zależy bardzo wiele.Na przykład los moich klejnotów.Nie wierzę, aby pan był na tyle bogaty, aby mógł zrezygnować z naszego majątku.Jeśli jednak zamierza pan wejść do naszej rodziny.Urwał w pół zdania, czekając na reakcję rozmówcy.Potem po patrzył na Gerę.Gera odwróciła głowę.- Przyszedłem z Góry - powiedział Kroni.- Wystarczy przyjrzeć mi się uważniej, aby się o tym przekonać.- Nie widzę podstaw.Tu Spel ugryzł się w język.Jego oczy, leżące wygodnie na sinych poduszkach policzków szybko obiegły postać Kroniego.Ta wędrówka sprawiła, że w klarowne dotąd myśli pana Dyrektora wkradł się zamęt.- Przyszedłem z Góry - powtórzył Kroni - bo świat nie kończy się na tych jaskiniach i tunelach.- Ale na Górze nie można żyć! - wykrzyknął Spel, zupełnie nie przekonany słowami Kroniego.- Nie wiem, komu i na co są potrzebne pańskie nowiny, ale wiem, że są to nowiny szkodliwe.Człowiek na Górze musi umrzeć.Wiem to, bo czytałem tajne dokumenty.- Kiedy ostatnim razem ktoś wychodził na powierzchnię?- A czy to jest ważne?- Tak.Od tego czasu minęło wiele lat i na Górze można już żyć.O wiele lepiej niż tu.No cóż, trzeci słuchacz, pomyślał Kroni.Po raz trzeci powtarzanie same słowa.A ilu ludzi będę jeszcze musiał przekonywać?- Jeśli nawet tak jest, to wyjście na powierzchnię oznacza koniec Obyczaju i śmierć naszego narodu.Jeśli nie od chorób, to od życia w nieznanych i strasznych warunkach.- Skąd ta pewność? Przecież pan tam nie był, ja natomiast byłem.- Człowiek żyjący na Górze nie potrafi tego zrozumieć.A więc Spel jednak pogodził się z myślą, iż życie poza miastem jest możliwe.Rozmawia się z nim łatwo, ale jakie wnioski wyciągnie?- Przedtem mieszkałem tutaj.Jak pan sądzi, w jaki sposób poznałem pańską córkę?- Nie zastanawiałem się na tym, ale moja córka zawsze miała skłonność do zawierania znajomości poza własną sferą.To pewno dziedziczne.Jej matką wziąłem sobie z dołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Dlatego obawiam się o swoją przyszłość.- Przyszedłeś więc, żeby mi o tym opowiedzieć?- I poprosić cię o pomoc.Jest jeszcze jedna rzecz, do której Glizda chce się dobrać.- Wiem.- Tym lepiej.Glizda będzie szukał naszych klejnotów rodzinnych.Będzie szukał ich u mnie.Nie wie jednak, że pod twoim łóżkiem znajduje się sekretna nisza.O jej istnieniu wiemy tylko my.Dzisiaj w nocy, kiedy spałaś, schowałem tam szkatułkę.Nie chciałem ci o tym mówić, ale później pomyślałem, że mogą do ciebie przyjść agenci Glizdy i zapytać, czy w twoich apartamentach nie ma jakiegoś schowka, a ty wiedząc, że nisza jest pusta, mogłabyś im ją pokazać.I wtedy wszystko zostanie stracone.- Rozumiem - powiedziała Gera.- Wlazłeś nocą pod łóżko.- Tak.Gera roześmiała się krótko.- O co ci chodzi?- Nic bym im nie powiedziała, bo schowałam tam pukiel włosów matki i list od Lemenia.- Tak? Nie zauważyłem.Pod łóżkiem było ciemno.- Ale niczego stamtąd nie wyjmowałeś?- Nie.Tam jest dość miejsca.I nic nie widać.- Wobec tego mam do ciebie prośbę, ojcze.Kiedy umrę, połóż mi te rzeczy na piersi.Pukiel włosów i list.Niechaj spłoną razem ze mną.- Obiecuję - powiedział Spel.- Jeśli nie umrę przed tobą.- Nie.- Ja też tak uważam - powiedział ojciec, nie starając się być delikatnym.- To się jeszcze zobaczy - pomyślał głośno Kroni.Zapomniał o tym, że od sąsiedniego pokoju oddziela go tylko niezbyt gruba portiera.W saloniku rozległ się łoskot i coś jakby ryk dzikiego zwierzęcia.Kroni skoczył i przylgnął do ściany.Zasłona uniosła się gwałtownie, jakby zdmuchnął ją poryw burzy, i do pokoju wtargnął niziutki, bardzo gruby mężczyzna.Najdziwniejsze było to, że Kroni nie od razu go zobaczył, bo patrzył znacznie wyżej, tam gdzie wedle jego rachuby powinna znajdować się głowa posiadacza tak wspaniałego tytułu i tak głębokiego głosu.Spel trzymał w ręku pistolet, ale broń była skierowana do przodu, więc Spel przebiegł kilka kroków, zanim pomyślał, że należy się odwrócić.Te ułamki sekundy wystarczyły, aby biegnąca za nim Gera zdążyła osłonić Kroniego.- Nie strzelaj!- Odejdź! Zabiję go!- Nie strzelaj, bo mnie zabijesz.- Zawsze byłaś rozpustnicą, a teraz twoja namiętność do mężczyzn nas zgubi!- Panie Spel! - krzyknął Kroni.- Gdzieś mam pańskie klejnoty!Odpowiedzią była kula, która przebiła portierę i roztrzaskała jakiś przedmiot w sąsiednim pokoju.Anita na widok czarnej źrenicy pistoletu zakryła twarz rękami.Nikt z archeologów nie odezwał się nawet słowem, bo każde słowo w tej sytuacji mogło odwrócić uwagę Kroniego i doprowadzić do jego zguby.Kroniego jednak uratowała Gera.W momencie strzału, kiedy Spel zamarł, sam oszołomiony grzmotem starego pistoletu, rzuciła się do przodu i podbiła mu rękę.Następny pocisk trafił w sufit.Posypał się tynk.Biały tuman wypełnił mieszkanie.Wtedy nadeszła kolej Kroniego.Chwycił Spela za rękę, ścisnął i pistolet wypadł na podłogę.- Na pomoc! - krzyknął Spel i zadławił się kurzem.Wymachiwał rękami i kopał jak ogromny, zapasiony osesek.- Uderz go! - krzyknęła nagle Gera wysokim, obcym głosem.- Uderz go, żeby zamilkł! On chce tu sprowadzić Glizdę.Ale Kroni nie potrafił uderzyć tłustej i śliskiej kuli, która nie wiedzieć czemu była ojcem tej dziewczyny.Nie mógł też pojąć, skąd w Gerze wzięło się tyle wściekłej nienawiści do ojca.Ta nienawiść gromadziła się w niej już od dawna i teraz wybuchła, bo ojciec, który pozbawił ją już tylu rzeczy, chciał zabić jej ostatnią nadzieję.Nagle Spel poddał się i opadł na ręce Kroniego jak worek z czymś miękkim i ciepłym.- Umieram - jęknął.- Serce mnie boli.- Nie wierz mu, Kroni - powiedziała Gera.Kroni powlókł Spela na kanapę w saloniku i rzucił go tam.Głowa Dyrektora uderzyła głucho o ścianę.- Daj wody - jęczał.- Umieram.Najbogatszy człowiek w tej szczurzej norze bardzo bał się śmierci.- Leż spokojnie - powiedział Kroni i oddał pistolet Gerze.- Tylko nie strzelaj! - ostrzegł ją.- Niech pan zabierze jej broń - błagał Spel.- Niech pan zabierze.Przecież widzi pan, jak ona mnie nienawidzi.- On zabił moją matkę, zabił Lemenia i chciał zabić ciebie.- Głos Gery był obojętny i głuchy, jakby wygłaszała wyuczoną na pamięć rolę.- Zabierz, bo rzeczywiście dziewczyna gotowa jest narobić jakichś głupstw - powiedział Kruminsz półgłosem.To były pierwsze słowa z Góry, które Kroni usłyszał od momentu spotkania ze Spelem.- Daj - powiedział.Gera usłuchała go.Podała pistolet na otwartej dłoni i gdy tylko Kroni go wziął, ręka bezsilnie opadła.- Dziękuję, panie - powiedział Spel.- Dziękuję.- Nie zrobię panu krzywdy - powiedział Kroni.Pomyślał, że zjawienie się Spela może w rezultacie okazać się korzystne, bo daje możliwość porozmawiania z jednym z władców podziemia w momencie, kiedy ten Dyrektor jest zastraszony przez Glizdę.Usiadł w fotelu i położył pistolet na kolanach.- Nie zrobię panu krzywdy - powtórzył.- Muszę jednak powiedzieć, że zupełnie panu nie ufam.Nagle Spel się uśmiechnął.Jak gdyby zrozumiawszy, że nie zostanie zabity, stał się zupełnie innym człowiekiem - rozsądnym, gotowym do spokojnej i rzeczowej rozmowy z Kronim.- Wcale się nie dziwię - powiedział.- Przecież omal pana nie zastrzeliłem.Miał pan szczęście, że dawno nie miałem okazji użyć broni.Co mi pan może zaproponować?- Nowiny - odparł Kroni.- To najcenniejsze w naszym świecie.Nigdy pana przedtem nie widziałem.To dziwne.Czy jest pan kochankiem mojej córki?- To nie ma nic do rzeczy.- Przepraszam, ale ma.Od pańskiego stosunku do mojej córki i do rodziny Spelów jako takiej zależy bardzo wiele.Na przykład los moich klejnotów.Nie wierzę, aby pan był na tyle bogaty, aby mógł zrezygnować z naszego majątku.Jeśli jednak zamierza pan wejść do naszej rodziny.Urwał w pół zdania, czekając na reakcję rozmówcy.Potem po patrzył na Gerę.Gera odwróciła głowę.- Przyszedłem z Góry - powiedział Kroni.- Wystarczy przyjrzeć mi się uważniej, aby się o tym przekonać.- Nie widzę podstaw.Tu Spel ugryzł się w język.Jego oczy, leżące wygodnie na sinych poduszkach policzków szybko obiegły postać Kroniego.Ta wędrówka sprawiła, że w klarowne dotąd myśli pana Dyrektora wkradł się zamęt.- Przyszedłem z Góry - powtórzył Kroni - bo świat nie kończy się na tych jaskiniach i tunelach.- Ale na Górze nie można żyć! - wykrzyknął Spel, zupełnie nie przekonany słowami Kroniego.- Nie wiem, komu i na co są potrzebne pańskie nowiny, ale wiem, że są to nowiny szkodliwe.Człowiek na Górze musi umrzeć.Wiem to, bo czytałem tajne dokumenty.- Kiedy ostatnim razem ktoś wychodził na powierzchnię?- A czy to jest ważne?- Tak.Od tego czasu minęło wiele lat i na Górze można już żyć.O wiele lepiej niż tu.No cóż, trzeci słuchacz, pomyślał Kroni.Po raz trzeci powtarzanie same słowa.A ilu ludzi będę jeszcze musiał przekonywać?- Jeśli nawet tak jest, to wyjście na powierzchnię oznacza koniec Obyczaju i śmierć naszego narodu.Jeśli nie od chorób, to od życia w nieznanych i strasznych warunkach.- Skąd ta pewność? Przecież pan tam nie był, ja natomiast byłem.- Człowiek żyjący na Górze nie potrafi tego zrozumieć.A więc Spel jednak pogodził się z myślą, iż życie poza miastem jest możliwe.Rozmawia się z nim łatwo, ale jakie wnioski wyciągnie?- Przedtem mieszkałem tutaj.Jak pan sądzi, w jaki sposób poznałem pańską córkę?- Nie zastanawiałem się na tym, ale moja córka zawsze miała skłonność do zawierania znajomości poza własną sferą.To pewno dziedziczne.Jej matką wziąłem sobie z dołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]