[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A na taboretach spokojnie śmierdziały pociemniałe rondle, tłuste patelnie, durszlaki i garnki.Podszedł do zlewu i odkręcił wodę.Co za szczęście! Była gorąca! Wziął się za robotę.Po umyciu wszystkich naczyń złapał za szczotkę.Pracował gorliwie i z entuzjazmem, jakby zmywał brud z własnego ciała.Ale nie wystarczyło mu zapału na wszystkie pięć pokoi.Ograniczył się do kuchni, stołowego i sypialni.Do pozostałych pomieszczeń zajrzał tylko z niedowierzaniem - przez cały czas nie mógł się do nich przyzwyczaić i zrozumieć, po co jednemu człowiekowi tyle pokoi, w dodatku tak skandalicznie wielkich i zatęchłych.Starannie pozamykał za sobą drzwi, potem pozastawiał je jeszcze krzesłami.Teraz wypadałoby skoczyć do sklepu i kupić coś na wieczór.Przyjdzie Dawydow, a pewnie ze starej paczki też się ktoś przyczłapie.Ale zdecydował, że najpierw się umyje.Woda była już prawie zimna, ale i tak poczuł się wspaniale.Potem rozłożył na łóżku prześcieradła.Widząc czystą pościel, sztywne od krochmalu powłoczki, czując zapach ich świeżości, nagle strasznie zapragnął położyć się na tej dawno zapomnianej czystości.Rzucił się z taką siłą, że zajęczały sprężyny i zatrzeszczało stare polerowane drewno.Co to była za rozkosz! Chłodno, pachnąco, skrzypiące, z prawej strony w zasięgu ręki znalazła się paczka papierosów i zapałki, a z lewej - półka z wybranymi kryminałami.Trochę go martwiło, że gdzieś blisko nie ma również popielniczki, a z półki zapomniał zetrzeć kurz - ale to drobiazgi.Wybrał “Dziesięciu Murzynków" Agaty Christe, zapalił papierosa i zabrał się do czytania.Gdy się obudził, było jeszcze widno.Zaczął nasłuchiwać.W mieszkaniu i w całym domu panowała cisza, tylko woda, obficie cieknąc z zepsutych kranów, tworzyła dziwną gamę dźwięków.Dookoła było czysto - i to też było dziwne, a jednocześnie bardzo przyjemne.Potem ktoś zastukał do drzwi.Wyobraził sobie Dawydowa, potężnego, opalonego, pachnącego sianem i świeżym zacierem, stojącego na klatce z butelką samogonu pod pachą.Znowu ktoś zapukał i Andrzej obudził się już zupełnie.- Idę! - wrzasnął, wyskoczył z łóżka i zaczął biegać po sypialni w poszukiwaniu slipek.Wpadły mu w ręce zapomniane przez poprzednich gospodarzy pasiaste spodnie od piżamy.Pospiesznie je wciągnął.Gumka była za luźna i trzeba było przytrzymywać z boku.Wbrew oczekiwaniom, za drzwiami nie było słychać dobrodusznych przekleństw, nie rżały konie i nie bulgotał płyn.Uśmiechając się, Andrzej odsunął zasuwę, otworzył drzwi, stęknął i cofnął się o krok, łapiąc za przeklętą gumkę również drugą ręką.Przed nim stała Selma Nagel, nowa spod osiemnastki.- Nie ma pan przypadkiem papierosa? - zapytała bez żadnych wstępów.-Tak.proszę.niech pani wejdzie.-wymamrotał Andrzej, cofając się.Weszła i minęła go, oblewając zapachem jakichś niesłychanych kosmetyków.Przeszła do stołowego.Andrzej zatrzasnął drzwi i z rozpaczliwym krzykiem: “Jedną chwileczkę, proszę poczekać, ja zaraz!" rzucił się do sypialni.O rany, powtarzał, o rany, jak ja tak mogłem.Zresztą, tak naprawdę to się nie wstydził, nawet był zadowolony, że zastała go takiego czystego, umytego, barczystego, z gładką skórą i pięknie rozwiniętymi bicepsami i tricepsami - aż mu było żal się ubierać.Ale jak trzeba, to trzeba.Zajrzał do walizki, pogrzebał w niej, wyciągnął spodnie od dresu i szarą, spraną kurtkę sportową ze splecionymi literami LU na plecach i piersi.Tak ubrany stanął przed ładniutką Selmą Nagel: pierś do przodu, ramiona wyprostowane, krok śmiały, w wyciągniętej ręce paczka papierosów.Selma Nagel obojętnie wzięła papierosa, trzasnęła zapalniczką i zapaliła.Na Andrzeja nawet nie popatrzyła i w ogóle wyglądała tak, jakby wszystko na świecie jej zwisało.W świetle dziennym nie wydawała się już taka ładna.Rysy twarzy miała niezbyt regularne i grube, nos krótki i zadarty, kości policzkowe za szerokie, a duże usta za mocno umalowane.Ale jej nogi, zupełnie obnażone, były ponad wszelkie możliwe pochwały.Reszty niestety nie dało się ocenić - diabli wiedzą, kto ją nauczył nosić takie workowate ubrania.Sweter, w dodatku z takim kołnierzem! Jak u nurka.Siedziała w głębokim fotelu, zakładając jedną piękną nogę na drugą, i rozglądała się obojętnie, trzymając papierosa po żołniersku, żarem do wnętrza dłoni.Andrzej z niedbałą elegancją przysiadł na brzegu krzesła i też zapalił.- Nazywam się Andrzej - powiedział.Spojrzała na niego obojętnym wzrokiem.Oczy też nie były takie, jakimi wydawały się tamtej nocy.Duże, ale nie czarne, tylko bladoniebieskie, prawie przezroczyste.-Andrzej - powtórzyła.- Polak?- Nie, Rosjanin.A pani nazywa się Selma Nagel i jest pani ze Szwecji.Kiwnęła głową.- Ze Szwecji.To pana wtedy tłukli na posterunku?Andrzej speszył się.- Na jakim posterunku? Nikt mnie nie tłukł.- Słuchaj, Andrzej - powiedziała.- Dlaczego moja maszynka tu nie działa? - postawiła na kolanie małe lakierowane pudełeczko, trochę większe od paczki zapałek.- Na wszystkich częstotliwościach trzaski i wycie, żadnej muzyki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl