[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Odlatujemy — zadecydował Alvin.— Widziałem już świat bez życia i świat aż za żywy i nie wiem, który bardziej mi się podobał.Na wysokości pięciu tysięcy stóp nad równiną planeta uraczyła ich ostatnią niespodzianką.Napotkali flotyllę ogromnych sflaczałych balonów dryfujących z wiatrem.Z każdej półprzeźroczystej powłoki zwisały w dół pęki wici tworząc coś, co przypominało las odwrócony do góry nogami.Wyglądało na to, że niektóre rośliny starając się uciec od toczącego się na powierzchni okrutnego konfliktu, nauczyły się wzbijać w powietrze.Dzięki cudowi adaptacji zdołały zgromadzić i przechować w pęcherzach ilość powietrza wystarczającą na wzniesienie się we względnie spokojne warstwy atmosfery.Nie było jednak pewne, że tutaj wreszcie znalazły bezpieczeństwo.W ich zwisających w dół łodygach i liściach roiło się od pająkowatych stworzeń, które spędzając życie wysoko nad powierzchnią globu, kontynuowały na swych samotnych napowietrznych wyspach wszechobecną bitwę o przetrwanie.Rośliny te musiały prawdopodobnie kontaktować się od czasu do czasu z powierzchnią planety; Alvin dostrzegł nagle, jak jeden z wielkich balonów pęka i wali się w dół, rozwijając jak spadochron swoją rozdartą powłokę.Ciekawe, czy był to wypadek, czy część cyklu życiowego tych zadziwiających tworów.Podczas przelotu do następnej planety Hilvar przespał się trochę.Z jakiegoś powodu, którego robot nie potrafił im wyjaśnić, statek, w porównaniu do szybkości, jaką rozwinął w drodze z Ziemi do formacji Siedmiu Słońc, leciał teraz wolno.Dotarcie do świata, który Alvin wybrał na trzeci przystanek, zajęło im niemal dwie godziny i Alvin zdziwił się, że zwykła podróż międzyplanetarna może trwać tak długo.Obudził Hilvara, kiedy weszli w atmosferę planety.— Co o tym myślisz? — spytał wskazując na ekran.Pod nimi roztaczał się ponury krajobraz czerni i szarości nie wykazujący śladu roślinności czy innego, bezpośredniego dowodu istnienia życia.Ale znajdował się tam dowód pośredni.Niskie wzgórza i płytkie doliny usiane były kropkami idealnie uformowanych półkul.Niektóre z nich tworzyły skomplikowane, symetryczne wzory.Poprzednia planeta nauczyła ich ostrożności i po dokładnym rozważeniu wszystkich możliwości pozostali wysoko w atmosferze, a na rekonesans wysłali robota.Poprzez jego oczy widzieli, jak zbliża się do jednej z półkul i zatrzymuje w odległości pięciu stóp od jej idealnie gładkiej powierzchni.Nie dostrzegli na niej niczego, co mogło służyć jako wyjście albo wyjaśnić przeznaczenie budowli.Półkula, przed którą unosił się robot, była dosyć spora i mierzyła sobie sto stóp wysokości, ale w zasięgu wzroku wznosiły się półkule jeszcze większe.Jeśli był to budynek mieszkalny, to nie miał ani okien, ani drzwi.Po chwili wahania Alvin wydał robotowi rozkaz zbliżenia się do kopuły i dotknięcia jej.Ku jego zupełnemu zaskoczeniu robot nie wykonał polecenia.To był bunt lub tak to na pierwszy rzut oka wyglądało.— Dlaczego nie robisz, co ci każę? — spytał Alvin, gdy otrząsnął się ze zdumienia.— To jest zabronione — padła odpowiedź.— Przez kogo?— Nie wiem.— Skąd zatem.nie, skasuj to.Czy jest to twój wewnętrzny zakaz?— Nie.To eliminowało jedną z ewentualności.Budowniczowie tych kopuł mogli być przecież rasą, która stworzyła robota włączając to tabu do oryginalnego zestawu instrukcji maszyny.— Kiedy odebrałeś ten rozkaz? — spytał Alvin.— Odebrałem go po wylądowaniu.Alvin spojrzał na Hilvara.W jego oczach zapaliła się iskierka nowej nadziei.— Tu jest inteligencja! Nie wyczuwasz jej obecności?— Nie — odparł Hilvar.— To miejsce wydaje mi się tak samo martwe jak świat, który odwiedziliśmy na samym początku.— Wychodzę na zewnątrz i idę do robota.Cokolwiek przemawiało do niego, może też przemówić do mnie.Hilvar nie wnosił sprzeciwu, chociaż nie wyglądał na uszczęśliwionego decyzją przyjaciela.Wylądowali sto stóp od kopuły, niedaleko czekającego robota, i otworzyli śluzę powietrzną.Alvin wiedział, że śluza nie otworzyłaby się, gdyby mózg statku nie uznał, iż atmosfera planety nadaje się do oddychania.Po wyjściu na zewnątrz wydawało mu się przez chwilę, że komputer popełnił omyłkę, tak rzadkie było powietrze i tak mało tlenu dawało jego płucom.Potem, oddychając głęboko, stwierdził, że może wychwycić wystarczająco dużo tlenu, aby przeżyć, czuł jednak, że nie wytrzyma tu dłużej niż kilka minut.Dysząc ciężko podeszli do robota i obłej ściany zagadkowej kopuły.Postąpili jeszcze jeden krok i — stanęli jak wryci, porażeni tym samym impulsem.W ich mózgach, niczym dźwięk potężnego dzwonu, dudniło ostrzeżenie:NIEBEZPIECZEŃSTWO.NIE ZBLIŻAĆ SIĘ.I to wszystko.Było to ostrzeżenie wyrażone nie słowami, ale czystą myślą.Alvin był pewien, że każda istota, bez względu na poziom jej inteligencji, odebrałaby ten zakaz w ten sam, zupełnie jednoznaczny sposób — głęboko w swoim mózgu.To było ostrzeżenie, nie groźba.Czuli instynktownie, że nie jest skierowane przeciw nim; miało służyć ich własnemu bezpieczeństwu.Znajduje się tu coś niebezpiecznego, zdawało się przestrzegać, i my, budowniczowie, dokładamy starań, aby nikt nie ucierpiał natykając się na to przypadkiem i nieświadomie.Alvin z Hilvarem cofnęli się o kilka kroków i spojrzeli po sobie.Pierwszy podsumował sytuację Hilvar.— Miałem rację, Alvinie — rzekł.— Tutaj nie ma żadnej inteligencji.To ostrzeżenie wysyłane jest automatycznie —jest wyzwalane naszą obecnością, gdy się zanadto zbliżamy.Alvin skinął głową na znak, że zgadza się z opinią przyjaciela [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.— Odlatujemy — zadecydował Alvin.— Widziałem już świat bez życia i świat aż za żywy i nie wiem, który bardziej mi się podobał.Na wysokości pięciu tysięcy stóp nad równiną planeta uraczyła ich ostatnią niespodzianką.Napotkali flotyllę ogromnych sflaczałych balonów dryfujących z wiatrem.Z każdej półprzeźroczystej powłoki zwisały w dół pęki wici tworząc coś, co przypominało las odwrócony do góry nogami.Wyglądało na to, że niektóre rośliny starając się uciec od toczącego się na powierzchni okrutnego konfliktu, nauczyły się wzbijać w powietrze.Dzięki cudowi adaptacji zdołały zgromadzić i przechować w pęcherzach ilość powietrza wystarczającą na wzniesienie się we względnie spokojne warstwy atmosfery.Nie było jednak pewne, że tutaj wreszcie znalazły bezpieczeństwo.W ich zwisających w dół łodygach i liściach roiło się od pająkowatych stworzeń, które spędzając życie wysoko nad powierzchnią globu, kontynuowały na swych samotnych napowietrznych wyspach wszechobecną bitwę o przetrwanie.Rośliny te musiały prawdopodobnie kontaktować się od czasu do czasu z powierzchnią planety; Alvin dostrzegł nagle, jak jeden z wielkich balonów pęka i wali się w dół, rozwijając jak spadochron swoją rozdartą powłokę.Ciekawe, czy był to wypadek, czy część cyklu życiowego tych zadziwiających tworów.Podczas przelotu do następnej planety Hilvar przespał się trochę.Z jakiegoś powodu, którego robot nie potrafił im wyjaśnić, statek, w porównaniu do szybkości, jaką rozwinął w drodze z Ziemi do formacji Siedmiu Słońc, leciał teraz wolno.Dotarcie do świata, który Alvin wybrał na trzeci przystanek, zajęło im niemal dwie godziny i Alvin zdziwił się, że zwykła podróż międzyplanetarna może trwać tak długo.Obudził Hilvara, kiedy weszli w atmosferę planety.— Co o tym myślisz? — spytał wskazując na ekran.Pod nimi roztaczał się ponury krajobraz czerni i szarości nie wykazujący śladu roślinności czy innego, bezpośredniego dowodu istnienia życia.Ale znajdował się tam dowód pośredni.Niskie wzgórza i płytkie doliny usiane były kropkami idealnie uformowanych półkul.Niektóre z nich tworzyły skomplikowane, symetryczne wzory.Poprzednia planeta nauczyła ich ostrożności i po dokładnym rozważeniu wszystkich możliwości pozostali wysoko w atmosferze, a na rekonesans wysłali robota.Poprzez jego oczy widzieli, jak zbliża się do jednej z półkul i zatrzymuje w odległości pięciu stóp od jej idealnie gładkiej powierzchni.Nie dostrzegli na niej niczego, co mogło służyć jako wyjście albo wyjaśnić przeznaczenie budowli.Półkula, przed którą unosił się robot, była dosyć spora i mierzyła sobie sto stóp wysokości, ale w zasięgu wzroku wznosiły się półkule jeszcze większe.Jeśli był to budynek mieszkalny, to nie miał ani okien, ani drzwi.Po chwili wahania Alvin wydał robotowi rozkaz zbliżenia się do kopuły i dotknięcia jej.Ku jego zupełnemu zaskoczeniu robot nie wykonał polecenia.To był bunt lub tak to na pierwszy rzut oka wyglądało.— Dlaczego nie robisz, co ci każę? — spytał Alvin, gdy otrząsnął się ze zdumienia.— To jest zabronione — padła odpowiedź.— Przez kogo?— Nie wiem.— Skąd zatem.nie, skasuj to.Czy jest to twój wewnętrzny zakaz?— Nie.To eliminowało jedną z ewentualności.Budowniczowie tych kopuł mogli być przecież rasą, która stworzyła robota włączając to tabu do oryginalnego zestawu instrukcji maszyny.— Kiedy odebrałeś ten rozkaz? — spytał Alvin.— Odebrałem go po wylądowaniu.Alvin spojrzał na Hilvara.W jego oczach zapaliła się iskierka nowej nadziei.— Tu jest inteligencja! Nie wyczuwasz jej obecności?— Nie — odparł Hilvar.— To miejsce wydaje mi się tak samo martwe jak świat, który odwiedziliśmy na samym początku.— Wychodzę na zewnątrz i idę do robota.Cokolwiek przemawiało do niego, może też przemówić do mnie.Hilvar nie wnosił sprzeciwu, chociaż nie wyglądał na uszczęśliwionego decyzją przyjaciela.Wylądowali sto stóp od kopuły, niedaleko czekającego robota, i otworzyli śluzę powietrzną.Alvin wiedział, że śluza nie otworzyłaby się, gdyby mózg statku nie uznał, iż atmosfera planety nadaje się do oddychania.Po wyjściu na zewnątrz wydawało mu się przez chwilę, że komputer popełnił omyłkę, tak rzadkie było powietrze i tak mało tlenu dawało jego płucom.Potem, oddychając głęboko, stwierdził, że może wychwycić wystarczająco dużo tlenu, aby przeżyć, czuł jednak, że nie wytrzyma tu dłużej niż kilka minut.Dysząc ciężko podeszli do robota i obłej ściany zagadkowej kopuły.Postąpili jeszcze jeden krok i — stanęli jak wryci, porażeni tym samym impulsem.W ich mózgach, niczym dźwięk potężnego dzwonu, dudniło ostrzeżenie:NIEBEZPIECZEŃSTWO.NIE ZBLIŻAĆ SIĘ.I to wszystko.Było to ostrzeżenie wyrażone nie słowami, ale czystą myślą.Alvin był pewien, że każda istota, bez względu na poziom jej inteligencji, odebrałaby ten zakaz w ten sam, zupełnie jednoznaczny sposób — głęboko w swoim mózgu.To było ostrzeżenie, nie groźba.Czuli instynktownie, że nie jest skierowane przeciw nim; miało służyć ich własnemu bezpieczeństwu.Znajduje się tu coś niebezpiecznego, zdawało się przestrzegać, i my, budowniczowie, dokładamy starań, aby nikt nie ucierpiał natykając się na to przypadkiem i nieświadomie.Alvin z Hilvarem cofnęli się o kilka kroków i spojrzeli po sobie.Pierwszy podsumował sytuację Hilvar.— Miałem rację, Alvinie — rzekł.— Tutaj nie ma żadnej inteligencji.To ostrzeżenie wysyłane jest automatycznie —jest wyzwalane naszą obecnością, gdy się zanadto zbliżamy.Alvin skinął głową na znak, że zgadza się z opinią przyjaciela [ Pobierz całość w formacie PDF ]