[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oni zawszewyczuwają upojną woń walki o władzę o wiele wcześniej niż inni.- Dobrze - odezwał się łagodnie Henryk.- To prawda, że rozumiem praktycznesprawy lepiej niż czarownicy.Wiem, że kobieta nie może władać Salią.Lecz jeśli rzeczywiście jesteś prawnuczką Taillefera, równie dobrze możesz zdobyć zwolenników iwciągnąć Aostę w walkę o koronę.Tej walki żadne z nas nie chce.Twoje aspiracje wydająsię mieć jakiś sens, siostro Anno, lecz w jaki sposób miałabyś być mi użyteczna, jeślipoparłbym twój wybór na skoposę, czuwającą nad Kościołem?Uniosła złożone ręce.Nad jej dłońmi pojawiła się kula srebrzystego światła.Villamzaczął mruczeć modlitwę.Adelheid westchnęła gwałtownie, jak kobieta zaznająca rozkoszy.Henryk milczał.Tylko się przyglądał.Anna podniosła ramiona i, niczym kobieta rzucająca płatki róż na wiatr, wyrzuciłaręce w górę.Srebrzysta kula eksplodowała na iskierki błyszczącego białego światła, którezamieniły się w świetliste motyle.Skrzydlate światło padło na sceny wyrzezbione w reliefie zkości słoniowej; złożenie do grobu świętej Aselli, sprawiedliwa Helena na murach Ilios,zwołująca oddziały do walki, torturowanie świętego Jana z Hamby.Każda ze scen zostałaprzedstawiona ze wszystkimi detalami.Anna wstała.Każdy biały motyl nabrał koloru szlachetnych kamieni - rubinu, szafiru,szmaragdu, karneolu, akwamaryny, ametystu, różowego kwarcu, chalcedonu, opalu.Motylewirowały po komnacie, przyprawiając Rosvitę o ból głowy i radość jednocześnie.Henrykwstał powoli, patrząc, jak owady gromadzą się wokół jego głowy, formując na jego czolekoronę z lśniących gwiazd.Przez chwilę unosił się nad nim blask i splendor.Iskierki zniknęły.Pozostał tylko błysk magicznego światła i blada, średniego wzrostukobieta o potężnej mocy.Szepcząc, na wpół przestraszeni, a na wpół zachwyceni służącypospieszyli zapalać światła.Magiczny blask zaczął się układać w delikatne niteczki, następniezaczął rzednąć i wreszcie zupełnie zniknął.- Iluzja - wymruczał Villam.W spojrzeniu Hugona z Austry był blask równy światłu iskier.Wyraz jego twarzyzdradzał żądzę.Królowa Adelheid wyglądała nie inaczej.Kręciło się jej w głowie i chciała więcejtakich widoków.Nawet Henryk.Boże chroń ich, nawet on.- Czego chcesz? - zapytał znowu.Jego chrapliwy głos przypominał głoswygłodniałego człowieka, który zobaczył zastawiony stół.Ręka Villama musnęła palce Rosvity.Był to sygnał, którego nie mogła odczytać.Niemogła też nic powiedzieć, o nic zapytać, nie w głębokiej ciszy, jaka zapadła w komnacie.Czy możemy jej ufać? Rosvita nie wątpiła już w prawo Anny do noszenia złotego naszyjnika.WnuczkaTaillefera i Radegundis, córka Fidelisa i dziewczyny - podrzutka o imieniu Lavrentia;matematyk o potężnej mocy.Nikt nie mógł zlekceważyć tej kobiety.Anna schyliła się, by podnieść z podłogi kawałek szkła, błękitnego niczym lapislazuli.Pokazała go na dłoni, dmuchnęła weń leciutko i świetlisty błękitny motyl otworzył sweskrzydła i odleciał, szybko znikając w ciemnościach.Kiedy zwróciła się do króla, nieuśmiechała się.Kobieta o jej mocy nie musiała się uśmiechać ani krzywić.- Nie lekceważ mnie, Henryku, królu Wendaru i Varre - powiedziała, zupełnie niezwracając uwagi na poruszenie panujące wokół.- Bez mojej pomocy nie będziesz miałcesarstwa, którym mógłbyś rządzić.7Każdy człowiek tknięty dotykiem ziemskiej śmiertelności zna cienie i czarnezakamarki, w których kryje się to, co najmniej oczekiwane: nienawiść, miłość, obawa,namiętność, zazdrość i złość, kłamstwo i prawda.%7ładen człowiek narodzony na ziemi nie jestod nich wolny.Nieważne, jak mocno płonie oczyszczający ogień, ona nigdy nie będziesamym ogniem.Zawsze będzie uwięziona w swoim ciele.Dotknęła ziemi w biegu, na pół klęcząc, z gotowym łukiem.Tutaj, w sferze Jedu,padał lekki śnieg.Przemknęła ponad równiną, pełną wykopów, popękanych głazów, stosówkamieni, nieregularnych fałd.Każda wyniosłość i grudka pokryte były białym puchem.Jejpalce stóp zesztywniały z zimna; każdy krok był agonią i przypominał chodzenie poszpilkach.Nie było to dobre miejsce dla kogoś, kto nie miał ubrania.Było to również złe miejsce do bycia uwięzionym w ciele.Oglądając się do tyłu, niezobaczyła ani bramy, ani punktu granicznego, tylko ślady swych stóp, które dymiły, gdyrozgrzewał je krótkotrwały powiew wzbudzony przez jej przejście.Mogła tylko iść doprzodu.To był wszak zawsze jej cel, nieprawdaż? Nigdy nie zamierzała się cofać.Strząsnęła śnieg z włosów.Czuła, jak osiada na jej rzęsach i na końcu nosa.Płatkitopniały na jej sutkach i tworzyły płaszcz na ramionach, przetarty w tych miejscach, wktórych znajdował się skórzany rzemyk jej kołczanu.Paliły ją uszy.Pomimo zesztywniałychpalców miała łuk i strzałę w pogotowiu.W jaskini złowrogiego Jedu wszystko było możliwe. Musiała spodziewać się najgorszego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl