[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam jeszczeprośbę: czy mógłbym porozmawiać chwilę z panną Eugenią? Nie mam nic przeciwko temu.Proszę nawet księdza, aby użył wobec niej całej swojejelokwencji i najsilniejszych argumentów dla przedstawienia jej owych niezbitych prawd, wktórych ja osobiście miałem nieszczęście dopatrzyć się jeno zaślepienia i sofizmatów.Clervil przeszedł do pokoju Eugenii.Oczekiwała go w eleganckim i zalotnym negliżu.Po-dobny bezwstyd, wynik zapamiętania i występku, przebijał ze wszystkich gestów i spojrzeńdziewczyny; perfidna istota, znieważając dary Natury, które zdobiły ją mimo haniebnego za-chowania, łączyła w sobie wszystko, co zdolne było rozpalić występne żądze i oburzyć cnotę.Ponieważ dla młodej dziewczyny nie było bezpieczne wdawać się w dyskusję problemówtak zawiłych, jakie mógł roztrząsać biegły filozof Franval, Eugenia odpowiadała Clervilowitylko szyderstwem.Jednocześnie starała się usilnie podrażnić kapłana swoją urodą.Skorojednak dostrzegła, że prowokacje jej są bezskuteczne, a człowiek tak pobożny jak jej roz-mówca nie daje się schwytać w pułapkę, rozerwała nagle zapięcie szaty, która osłaniała jejwdzięki i stanąwszy półnaga przed Clervilem zaczęła krzyczeć, zanim kapłan zdołał w ogólepojąć, o co jej chodzi: Puść mnie, nędzniku! Zabierzcie stąd tego potwora! O Boże! Niech się chociaż ojciec niedowie!.Myślałam, że przyszedł do mnie z pobożnymi naukami.a ten łotr godzi na mójhonor i cnotę! Patrzcie  wołała do służby, która zbiegła się słysząc jej przerazliwe krzyki oto w jakim stanie zostawił mnie ten bezwstydnik! Widzicie, do czego są zdolni ci dobrotliwisłudzy boży! Zgorszenie, rozpusta, wyuzdanie.oto ich obyczaje! A my, oszukani ich rzeko-mą cnotą, w głupocie swojej ciągle jeszcze ich czcimy!Clervil, zirytowany skandalem, zdołał jednak ukryć swoje zakłopotanie.Z zimną krwią od-sunął otaczających go lokai i kierując się ku wyjściu zawołał:55  Oby Bóg ocalił tę nieszczęśliwą! Oby skruszył jej serce, jeśli to jeszcze możliwe.I nie-chaj nikt w tym domu bardziej ode mnie nie obrazi jej cnotliwych uczuć, które zamierzałemna pewno nie znieważyć, lecz umocnić w jej duszy!Taki był jedyny skutek negocjacji, z którą pani de Farneille i jej córka wiązały tyle nadziei.Nie miały pojęcia o spustoszeniach, które czyni występek w duszach zbrodniarzy; przerażanieinnych jeszcze ich ośmiela i nawet w szlachetnych upomnieniach potrafią oni znalezć inspira-cję do zła.Od tej chwili konflikt bardzo się zaostrzył; Franval i Eugenia zdawali sobie sprawę, żetrzeba ponad wszelką wątpliwość udowodnić pani de Franval jej rzekome uchybienia, a zdrugiej strony pani de Farneille, w porozumieniu ze swą córką.zaczęła serio rozważać planporwania i uwięzienia Eugenii.Porozumiały się z księdzem de Clervil; szlachetny przyjacielodmówił jednak udziału w realizacji tak drastycznych posunięć; spotkały go już  powiedział takie przykrości, że nie jest w stanie uczynić nic innego niż modlić się za grzeszników.Gorliwie obstawał za zmiłowaniem nad występkami i stanowczo odmówił jakichkolwiek in-nych usług czy pośrednictwa.Nieczęsta to wzniosłość uczuć, czemuż tak rzadko spotykanawśród ludzi tego stanu! Tymczasem Franval nie zaniedbywał swoich starań.Pewnego dniazjawił się u niego Valmont. Cymbał jesteś  oświadczył mu występny kochanek Eugenii. Niegodzien zwać sięmoim uczniem! Jeżeli następnym razem nie dasz sobie rady z moją żoną, skompromituję cięw oczach całego Paryża.Musisz ją mieć, i to z całym arsenałem dowodów; trzeba, abymprzekonał się naocznie o jej upadku.Niechbym wreszcie pozbawił tę wstrętną kreaturęwszystkich sposobów obrony i usprawiedliwienia! Ale jeśli będzie się opierać?  pytał Valmont. To posłużysz się gwałtem.moja w tym głowa, aby nikogo wówczas w domu nie było.Nastrasz ją, groz jej, rób, co chcesz.Usprawiedliwię wszystkie sposoby, które mogą cię do-prowadzić do triumfu. Posłuchaj!  rzekł Valmont. Zgadzam się na twoją propozycję, daję ci słowo, że twojażona mi ulegnie.Ale stawiam warunek; nic z całej umowy, jeśli odmówisz.Wiesz dobrze, żew naszych stosunkach zazdrość nie powinna odgrywać żadnej roli.%7łądam więc, abyś pozwo-lił mi spędzić kwadrans sam na sam z Eugenią.Nie pojmujesz, czym byłaby dla mnie krótkarozmowa z twoją córką. Ależ, Valmont. Rozumiem twoje obawy.Jeśli jednak uważasz mnie za przyjaciela, są one dla mnie obra-zą.Pragnę jedynie ujrzeć całą urodę Eugenii i porozmawiać z nią minutę. Valmont  rzekł Franval nieco zdumiony  trochę za drogo cenisz swoje usługi.Pojmujęnie gorzej od ciebie śmieszność zazdrości, ale uwielbiam tę dziewczynę i prędzej wyrzekłbymsię całej fortuny niż jej łask! Nie ubiegam się o nie, bądz spokojny.Franval zdawał sobie sprawę, że wśród jego zna-jomych żaden nie nadawał się równie jak Valmont do spełnienia wyznaczonego zadania, aleopierał się żywo jego żądaniu. Powtarzam ci  mówił z rozdrażnieniem  że cena twoich usług jest za wysoka.Stawia-jąc ten warunek pozbawiasz się prawa do mej wdzięczności. Och! wdzięczność jest nagrodą za uczciwe przysługi.Nie zrodzi się w twym sercu za to,czego ode mnie się domagasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl