[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- E.T.telefonować dom.- Czy oni przyjadą po ciebie? - zapytał Elliott.Zipp ziiple złak - złak.Oczy E.T.jarzyły się, ale jeszcze bardziej jarzyło się światełko jego serca, które odpowiadało na pytanie Elliotta jasnością wypełniającą cały wóz.Michael skręcił z alei na drogę prowadzącą na wzgórze, zwane Lookout.Z tego wzgórza ujrzeli, że wszystkie “ Smoki", do których Michael telefonował przedtem, czekają z rowerami.Samochód nagle się zatrzymał.Elliott i Michael pomogli E.T.wyjść.Greg, Tyler, Steve otworzyli usta, kiedy zobaczyli małego potwora.- To jest człowiek z kosmosu - oznajmił Elliott - i my odstawiamy go na jego Statek.Tak jak przedtem lekarzom, tak teraz “Smokom" zakręciło się w głowie od tego widoku.Ale dzięki zabawie w tę grę, w której przypadały im role potworów, czarodziejów, maszkar - byli przygotowani na niezwykłe sytuacje.Tak więc chociaż osłupieli na widok E.T., wsadzili go do kosza na rowerze Elliotta i pomknęli w stronę wzgórza.Prowadził Tyler, pedałował co sił.A gdy odwracał się do tyłu i widział tego stwora z wybałuszonymi oczami w koszu Elliotta, jechał jeszcze szybciej.Wolał na niego nie patrzeć, gdyż z wrażenia troiło mu się w oczach.- Elliott! - krzyknął Greg, a ślina fruwała obok niego.- Co.co.- Jąkał się ledwie obracając językiem.Ślina napływała mu do ust z zachwytu, gdy tak pedałował.Obok jechał Steve pochylony nad kierownicą.On także popatrzył na potwora i zrozumiał, że kimkolwiek on jest, to jego obecność jest jakoś związana z tym, że siostra każe ci robić ciasteczka z błota.Szczegółami tej sprawy zajmie się później.Ale jedno wie: nigdy, ale to nigdy nie mieć nic wspólnego z jakąkolwiek siostrą, nawet z własną.Dziwne rzeczy mogą się dziać, takie, o których zapewne dowie się na pierwszym roku studiów, na wykładzie z higieny.Jeszcze niżej pochylił się nad kierownicą, w głowie kotłowały się pytania, na które nie miał odpowiedzi, ale nogi nie przestawały pedałować.Gdy ta dziwna ekipa rowerzystów zniknęła z pola widzenia, na szczycie wzgórza pojawiły się rządowe auta, policyjne wozy i Mary.Wszyscy raptownie zahamowali w pobliżu porwanego wozu, a policjanci wyskoczyli z karabinami.W tej samej chwili Mary podbiegła do policjantów krzycząc: - Nic im nie róbcie, to są przecież dzieci! - Miesiące frustracji, lęku zabrzmiały w jej głosie.Policjanci cofnęli się, zdumieni, a ona przepychała się do nich.Gdyby była równie stanowcza podczas rozprawy rozwodowej, byłaby obecnie znacznie bogatszą kobietą.Postój przy samochodzie wpłynął na zwiększenie odległości pomiędzy rowerzystami i policjantami: wciąż zajmowali się porzuconym wozem, z którego ciekła woda topniejącego lodu.Gdy otworzyli drzwi, zobaczyli, że wóz jest pusty.Wtedy zza krzaków wyszedł ktoś, kto wiedział, że tego wieczoru ten teren jest najważniejszym miejscem na świecie.- Zabrali rowery! - wrzasnął Lance.- Ja wiem, dokąd jadą!Mary położyła rękę na ustach małego nudziarza i wciągnęła go do swego samochodu.Ale Lance otworzył okno i krzyknął w stronę policjantów i agentów rządowych:- Nad jezioro, oni jadą nad jezioro! Policja i agenci ruszyli w kierunku jeziora.Lance zwrócił się do Mary: - Do lasu! Pokażę coś pani.- Przecież powiedziałeś: nad jezioro?- Może jestem nudziarzem, ale nie jestem głupi.Chłopcy z E.T.zmierzali do miejsca lądowania Statku.“Smoki" patrzyły na E.T.ze zdumieniem, lecz serca mówiły im, że to jest ich przyjaciel, że wreszcie biorą udział w grze najwyższej klasy.Jechali szybko, pedałowali co sił, wioząc E.T.tam, gdzie coś na niego czeka.Auta policyjne okrążyły jezioro, minęły obozy letnie, domki, chatę dozorcy parku.“Nie, nikogo tu nie ma".Dozorca patrzał na auta gromadzące się na drodze.“Co się dzieje?" - pomyślał.Samochody znów ruszyły.Opony rozpryskiwały błoto i kamienie.Ekipa pościgowa znikła.- Dokąd teraz jedziemy? - zastanawiał się sierżant policji, który jechał na czele.Mrugał powieką przez cały ranek, jakby odbierał jakieś sygnały i prowadził wóz, jakby za pomocą wewnętrznego radaru.Auta pomknęły ku autostradzie.Był to wielki pościg i nic nie mogło go powstrzymać;- Tu jest skrzyżowanie.Niech twoi ludzie rozdzielą się.Radia przekazywały rozkazy, policjanci przystąpili do nowej akcji.Otwierali i zamykali jeden odcinek drogi za drugim.-.Zawróć, zawróć.- Powieka drgnęła i wraz z nią drgnęły koła wozu zawracając na sygnał, który usłyszeli wszyscy kierowcy, sygnał biegnący z serca ich ofiary, pozaziemskiego stworu.Szukał on łączności z wszechświatem.Jego telepatyczna sonda była tak silna, że nawet kamienie ją czuły.E.T.podskakiwał w koszyku Elliotta, przytrzymując się swymi długimi palcami.W głowie dudniło mu od sygnałów, od różnych znaków:- znakle, nerk, nerk, czy możesz nas odczytać?- Tak, mój kapitanie.Ale proszę, pospiesz się, zingg, zingle, nerk, nerk.Tyler mknął z całych sił na czele gromadki, obok jechał Michael pochylony nad kierownicą.Nagle Michael usłyszał klaksony.- Nadjeżdżają - spojrzał w stronę Elliotta.- W boczną alejkę! - wrzasnął Elliott, skręcając.Za nim podążyli Greg i Steve.Opony rowerów zapiszczały na wykruszonym asfalcie.Alejka prowadziła wprost do celu, do wzgórz, które teraz wydawały się bardziej odległe niż kiedykolwiek przedtem.Rowery podskakiwały na wyrwach, ściany domów błyszczały, okna migotały.Facetowi pijącemu piwo przy oknie zadrżała ręka: “ Czyżbym widział potwora w koszyku?" Beknął i podszedł do komody.“Człowiek musi się napić, gdy coś takiego zobaczy".- W prawo.! - Agent wskazał drogę palcem, który jakby zaczął się jarzyć.Skąd mogę wiedzieć, jak jechać? - zapytał sam siebie.- Wiem tylko, że wiem.- Tam, w górę.Auta policyjne pomknęły w stronę alejki.Wjechały na nią z siedmiu różnych stron, a potem ruszyły karawaną po zniszczonym bruku.Pierwszy wóz, nadal prowadzony przez sierżanta z drgającą powieką, wjechał wąskim przejściem na sygnale.Jego drugie oko pracowało w dwójnasób.Na zewnętrznej flance agenci zamknęli wylot alejki.Ten z jarzącym się palcem wskazał: - Oto oni!Elliott zeskoczył z roweru i pobiegł z E.T.schodami obok starego garażu.Michael i Tyler podążali za nim i zaraz znaleźli się na tylnym podwórku otoczonym drewnianym płotem.Greg i Steve, którzy byli już na górze, rozejrzeli się, ocenili sytuację i pomknęli w następną alejkę.Byli już tam Tyler i Michael, a w środku, pomiędzy nimi - Elliott z E.T.Ogromne oczy E.T.obracały się szybko.- Nie pozwól, by mnie schwytano, xyeryer omnn, czy mnie słyszysz?- Zerk nergle, nasz wielki kapitan prosi o pośpiech.Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo! Alejka zakręcała tworząc łagodny łuk.Pięć rowerów z potworem pędziło boczną dróżką, lepiej znaną rowerzystom niż kierowcom.Duże wozy wpadły na siebie, blokując drogę.Musiały wycofać się, zawrócić, potem znów ruszyły.- Wstrętne małe szczury! - zawołał sierżant.Jego lewe oko mrugało jak błysk flesza.Wjechał na jakiś pojemnik na śmieci.Miał nadzieję, że nie wyskoczy mu nagle na drogę staruszka, pies, dziecko czy pijak, gdyż na pewno znaleźliby się pod kołami.Jechał na pełnym gazie, syreny wyły, daszek czapki zsunął mu się na czoło.- Mały drań - Keys mamrotał do siebie.- Paskudny smarkacz.- Stanęła mu przed oczyma słodka twarzyczka Elliotta, gdy go okłamywał.Ten dzieciak daleko zajdzie z taką twarzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl