[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kupiłeś czy tylko odnawiasz? Właścicielchyba nie wiedział o zawartości tej szuflady.Ma prawo się o to upomnieć i jeśli udowodni.Cholera! Co to w ogóle jest?!- Jak to co? - Pawełek z przyjemnością przyglądał się migoczącym pierścionkom.- Biżuteria!Ja się na tym nie znam, ale chyba prawdziwa? Jak myślisz, Krzysiu?.Zaraz - ocknął się nagle iusiadł wygodniej, przytulając szufladkę do piersi.- Chyba masz rację.Kupiłem to od jednej babci,która potrzebowała pieniędzy na turystykę.I przysiągłbym, że ona o tym schowku nie wiedziała,bo pewnie wolałaby sprzedać te cacka niż stolik.Chyba że.- Wyjął jeden pierścionek i z uwagąobejrzał obrączkę.- Nie, one są raczej prawdziwe.Próbę mają i znak złotnika.Zobacz! - Podałklejnocik prokuratorowi.Krzysztof machinalnie wziął pierścionek, ale nawet na niego nie spojrzał.Coś mu zaskoczyłow umyśle.Niedawno już słyszał o babci, która zamierzała uprawiać turystykę.- Nazwisko! - zażądał gwałtownie.- Tej babci!Pawełek podrapał się po głowie, odstawił z westchnieniem szufladkę, wstał i podszedł dobiurka.Zaczął szperać w karteczkach nakłutych na pokaznych rozmiarów metalowy szpikulec.Przy którejś z kolei twarz mu się rozjaśniła.- Mam! Piecyk.Eleonora.Od niej to kupiłem.Najpierw chciała.Krzychu, co ty? - Patrzyłzdumiony na kolegę, który zerwał się z podłogi i wydarł mu kartkę z rąk.- Co się.Krzysztof już wyciągał komórkę.Wystukał jakiś numer na klawiaturze i zdecydowanymgłosem powiedział:- Bolek, dałem wam dzisiaj zgodę na wydanie ciała.No, zgadza się.Jeszcze nie? DziękiBogu! - Odetchnął z ulgą.- Podrzyj ten papier.Gdyby rodzina się czepiała, wyślij ich do mnie.Niewiem, ale coś jeszcze muszę sprawdzić.Dzięki.Na razie.- Rozłączył się i wybrał kolejny numer.-Aukasz? Pogadaj ze swoim szefem, niech mi podeśle ze dwóch chłopaków z komendy.W tymfotografa.Nie, ale znalazłem coś, co się chyba łączy ze śmiercią tej Eleonory Piecyk, co zeszłana.Pamiętasz? Dobra.To teraz zapisz adres, a jutro rano bądz u mnie.Ja bym pogadał z rodziną,ale najpierw chcę z tobą.Dobra.Cześć! - Skończył rozmowę.- Paweł! - Spojrzał na Aęckiego, który nie mógł oderwać wzroku od zawartości szufladki.- Nie dotykaj tego.Cholera, obajbędziemy musieli dać swoje odciski, niech wyodrębnią je od razu.- Po co? - zdziwił się Pawełek.- Bo chcę wiedzieć, kto tego dotykał - wyjaśnił niecierpliwie prokurator.- Właścicielka nieżyje.Może ktoś jej pomógł opuścić ten świat z powodu tych świecidełek.- Nie żyje? - Do Pawełka dopiero teraz dotarło.- Rany, a ja chciałem.Krzysiu, ty wiesz,jakie ona meble miała?! Sama secesja! A teraz jest moda na.- Wiem.Ale nie jestem pewien, dlaczego nie żyje.Oficjalnie.Tam przecież była twoja żona.Nic ci nie mówiła?- Iza? - Pawełek się zdziwił.- Nic.Ale ja ostatnio pózno wracam z warsztatu.Pewniezapomniała.- No, to dziś chyba wrócisz jeszcze pózniej - przepowiedział złowieszczo kolega.- Ja bym jąuprzedził na twoim miejscu.Po co ma się kobieta denerwować?Władysław Rozbicki siedział w zaciszu swojego pokoju, który rodzina szumnie nazywałagabinetem, i z rozczuleniem przyglądał się wściekłej córce.Zawsze go zdumiewało, że jego dwieukochane kobiety potrafiły w ciągu dosłownie kilku minut tak zagęścić atmosferę wokół siebie, żeiskry w powietrzu latały.Ta umiejętność nie przeszkadzała im pomagać sobie wzajemnie wsytuacjach podbramkowych i zniszczyć każdego, kto wpadłby na głupi pomysł, by którąśskrzywdzić.Władysław był emerytowanym sędzią.O piętnaście lat starszy od Sabiny, przeżył kiedyświelką tragedię.Wykładał na lubelskiej uczelni, kiedy kilkuletni syn i młoda żona zginęli wwypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę.Fakt, że pijaczyna równieżstracił życie, nie zmniejszył poczucia straty.Władysław był pewien, że jego szczęśliwe życie teżjuż się skończyło, ale nie wziął pod uwagę uporu jednej ze swoich studentek.Sabina, która wielbiłaskrycie przystojnego wykładowcę, znalazła sposób, by przebić się przez tę skorupę rozpaczy.Podbiła jego serce głównie tym, że umiała słuchać.Pobrali się, gdy skończyła studia, choćplotkarze nie dawali temu związkowi żadnych szans.Sabina wkrótce dostała pracę w Kraśniku,więc przenieśli się tutaj, co Władysław bardzo sobie chwalił, bo nowe miejsce odrywało go odbolesnych wspomnień.Na wykłady do Lublina i na rozprawy mógł dojeżdżać, a kiedy na światprzyszła Anna Maria, życie znów nabrało barw.- Tato! Ja jestem dorosła, do cholery! Czy do mojej matki kiedyś to dotrze?! - Ama niewytrzymała.- Przez całe życie będzie myślała za mnie?! Jest chyba na to jakiś paragraf?!- Na miłość matki? - Rozbicki uśmiechnął się i pokręcił głową.- Chyba nie ma.- Miłość?! - wybuchnęła znów Ama.- Zawsze na dzień dobry wylicza mi wszystkie błędy!Punkt po punkcie! Jak na procesie! Czy ja nawet w domu muszę stale pamiętać, że mam prawnikaw rodzinie?! - Ja też jestem prawnikiem, moje dziecko - przypomniał jej ojciec.- I, prawdęmówiąc, nie rozumiem, o co masz w tej chwili pretensje.Ona tylko potwierdziła twoją opinię.Powiedziałaś, że Krzyś Jerczyk jest nudny i zasadniczy jak każdy prawnik, a Saba - że interesujego tylko praca i urządzanie domu, więc nie stanowi niebezpieczeństwa dla żadnej kobiety i niemusisz się od razu jeżyć, kiedy go spotykasz.- Czy ja się jeżę?! - wrzasnęła Ama ze złością.- Powiedziała, że go poniżam! Ja?! On sięzachowuje, jakby pozjadał wszystkie rozumy!- Jeżysz się - orzekł ojciec po namyśle.- I poniżasz.A on się nie zachowuje, jakby pozjadałwszystkie rozumy, tylko próbuje być grzeczny i dlatego udaje, że go to nie obchodzi.A obchodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl