[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Galą.- A jak się dostaniesz do domu? - z troską zapytał Jaysen.- Zamkniemy przecież Bramę od drugiej strony, jak tylko się przez nią przedostaniemy, a ty sam nie masz ostatnio dość sil, aby wznieść nową.- Jak każdy zwykły śmiertelnik - odparł z powagą.- Na nogach.- A.co zrobimy z.- Savil obrzuciła krótkim spoj­rzeniem Tylendela.Chłopiec wciąż trwał w bezruchu, pa­trząc przed siebie martwym wzrokiem.Jego pobladła twarz pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu, ale oczy pałały taką udręką, że Savil nie odważyła się zajrzeć w nie głębiej.Bała się, że widok tego, co mogłaby w nich zobaczyć, nie pozwoliłby jej dłużej dławić wzbierającego w niej płaczu.- Nie wiem - bezbarwnym głosem odparł Lansir.- Po prostu nie wiem.Nigdy coś takiego się nie wydarzyło.Zabierz chłopca do domu.Pomyślisz o tym, kiedy będziesz miała na to czas.Zapytajcie o zdanie swych Towarzyszy.Przecież ten, który umarł, był jednym z nich.To wszystko, co przychodzi mi do głowy.A teraz lepiej zabieraj się stąd, jeśli chcesz, aby ten drugi został przy zdrowych zmysłach.- Jays, zabierz Tylendela, dobrze? - powiedziała Savil na głos, chwytając Vanyela za ramię i pomagając mu wstać.- Lansir.- Niech was bogowie mają w swej opiece, moi drodzy - powiedział Osobisty Królowej, a jego swojska, pospolita twarz w jednej sekundzie przeobraziła się w oblicze świę­tego uwiecznionego w pięknej rzeźbionej figurce.- Bę­dziecie potrzebowali pomocy.Traver?Jego Towarzysz przysunął się doń bokiem i stanął nie­ruchomo, by Jaysen mógł mu pomóc go dosiąść.Podobnie jak Królowej czy Savil, tej jesieni wiek dawał się Lansirowi we znaki i potrzebował już pomocy Jaysena, aby wspiąć się na konia.Ledwie jednak znalazł się w siodle, zaraz odzy­skiwał wigor i godność dużo młodszego Osobistego Królo­wej - mężczyzny, którym był dwadzieścia lat temu.Traver zadarł głowę i spokojnym krokiem ruszył ku ogarniętemu szokiem, zdezorientowanemu tłumowi Leszarów stojącemu wciąż po przeciwnej stronie ogrodu.Jaysen szarpnął Tylendela za ramię.Chłopiec, wciąż po­chłonięty własnymi myślami, wstał, lecz związany zaklę­ciem, nie mógł poruszać się swobodnie.Herold Kasztelana poprowadził go ku Bramie, trzymając rękę na jego ramieniu.Za nimi szedł jego Towarzysz.Jaysen, obejrzawszy się za siebie, rzucił do Savil: - Nie mam specjalnej ochoty na przejażdżkę, która nas czeka.Zbyt wiele może się wydarzyć.Znasz to zaklęcie lepiej ode mnie, a więc może orientujesz się, czy udałoby się prze­kształcić tę Bramę tak, aby przeprowadziła nas aż do pałacu?Savil oderwała myśli od nierozwiązywalnego w tej chwi­li problemu chłopców i - nadal nie wiedząc, co z nimi począć - zajęła się szczegółową analizą struktury Bramy.Od tej strony portal miał formę ozdobnego balkonu, stoją­cego teraz pośrodku wypalonego ogrodu.W łuku przejścianatomiast widać było mroczne, zrujnowane podwórze wiej­skiego domku.- Nie ma ku temu żadnych przeszkód - odparła po namyśle.- Mogę nas przenieść do Leśnej Świątyni, jeśli nie masz nic przeciwko temu.- To chyba dobry pomysł - powiedział Jaysen, rzu­cając okiem na iskrzące się błyskawicami niebo po drugiej stronie portalu.- Wielcy bogowie, co przywiodło taką pogodę? Nie zanosiło się na burzę.- Nie dziw się tak, Jays - mruknęła Savil.Doszła chyba do wniosku, że roztargnienie Jaysena to dobry pre­tekst do wyładowania złości.- Powtarzam ci już chyba po raz dziesiąty, że zaklęcie Bramy wyczynia różne cuda z pogodą.Dlatego właśnie nie lubię z niego korzystać.Po­goda pogorszy się jeszcze bardziej, kiedy przekształcę Bra­mę, a gdy ją zamknę, rozpęta się istne piekło.Jaysen ściągnął usta i zmarszczył czoło, ale nic nie od­powiedział.Savil puściła Vanyela, który osunął się z po­wrotem na kolana, zbyt słaby, aby utrzymać się na nogach bez jej pomocy.Uniosła wysoko w górę obydwie ręce i jęła wykonywać nimi bardzo skomplikowane, acz delikatne ge­sty.Z Bramy poczęły płynąć ku niej cieniutkie nitki bladego czerwonego światła, które w miarę falowania jej dłoni, op­latały jej palce.Gdy trzymała je już dość pewnie, zacisnęła dłonie i tchnęła w świetliste włókienka swą wolę, która z ogromną, imponującą mocą, rozpalając czerwone włókna do białości, poczęła przepływać ku Bramie.Ledwie fala białego światła dotarła do muru, portal na moment przysłonił się mgłą, by po sekundzie zajarzyć się białym blaskiem.Gdy światło zgasło, za łukiem przejścia ukazał się zupełnie inny fragment scenerii - rozświetlona błyskami na niebie Łąka Towarzyszy, widziana od strony Leśnej Świątyni.Savil pochyliła się i uchwyciwszy tunikę Vanyela, jesz­cze raz pomogła mu stanąć na nogach.Pociągnęła go za sobą, podążając za Jaysenem, który pospiesznie przekroczył próg Bramy, popychając przed sobą Tylendela.Savil zaś, pozostając tylko o krok w tyle, biegła niemal, z całych sił ciągnąc za sobą bezwładnego Vanyela.Przekraczając Bramę, poczuła dobrze znane, przyprawia­jące o mdłości wrażenie spadania w dół, a potem.pod stopami poczuła gładki, twardy marmur, co oznaczało, że są już w domu.W jedno z pobliskich drzew strzelił piorun, którego trzask ogłuszył ją na moment.Usunęła się ze ścieżki pro­wadzącej przez Bramę, a Kellan i Felar widząc, że ona i Va­nyel schodzą im z drogi, skoczyły na drugą stronę.Nie podtrzymywany już przez Savil, Vanyel zatoczył się kilka kroków i przywarł do jednego z filarów przejścia.Nie zważając na kolejne uderzenie pioruna, Savil stanęła znów twarzą do Bramy.Cała konstrukcja nagle zatrzęsła się, roz­palając się na przemian białym i czerwonym płomieniem, by po chwili zatonąć w mroku.Każde wahanie pola ener­getycznego Bramy odbijało się w nasilającej się burzy nad ich głowami.Savil ponownie uniosła ramiona i rozpoczę­ła zamykanie Bramy.Napotkała jednakże niespodziewany opór.Spróbowała jeszcze raz, kuląc się pod łoskotem piorunu roztrzaskującego się nad jej głową.Działo się coś złego, coś bardzo złego.Brama stawiała opór.- Jays - zawołała, przekrzykując ryk piorunu i sko­wyt wiatru.- Potrzebuję pomocy.Jaysen puścił Tylendela i pospieszył ku Savil, łącząc z jej siłami swe siły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl