[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw smoczy jeźdźcy - Leri wyliczała na palcach - potem Uzdrowiciele, potem Lordowie Warowni i inni Mistrzowie Cechów za wyjątkiem Tirone’a, co, jak mi się zdaje, jest rozsądne, niezależnie od protestów Tolocampa.- Tolocamp nie zachorował?- Tolocamp nie chce opuścić swoich apartamentów.- Bardzo wiele wiesz o tym, co się dzieje, jak na kobietę, która większość czasu siedzi we własnym weyrze!Leri zachichotała.- K’lon składa mi raporty! Skoro tylko zdoła wyrwać się Capiamowi.Na szczęście błękitne smoki mają dobry apetyt i chociaż Capiam utrzymuje, że smoki, intrusie i whery-stróże nie zapadają na tę zarazę, lepiej, żeby smoki żywiły się stadami odosobnionymi w ich własnych Weyrach.Tak więc na jedzenie K’lon sprowadza Rogetha do domu.Codziennie.- Smoki nie jedzą codziennie.- Błękitne smoki, które dwa razy na godzinę muszą skakać w „pomiędzy”, jedzą.- Leri rzuciła na Moretę surowe spojrzenie.- Dostałam list Capiama.Z ledwością odczytałam jego pismo, chwali oddanie K’lona.- A’murry?- Wraca do siebie.Niewiele brakowało, ale od momentu kiedy zdałam sobie sprawę, jaka ważna może być pomoc smoka, Holth była w stałym kontakcie z Granth.L’bol stracił obydwu swoich synów i boleje nieustannie.M’tani jest niemożliwy, ale walczył z Nićmi dłużej niż ktokolwiek inny.Gdyby nie K’dren i S’ligar, mielibyśmy kłopoty z F’galem.On również stracił ducha.- Leri, jest coś, o czym mi nie mówisz.- Tak, kochana dziewczyno.- Leri poklepała Moretę łagodnie po ręce, a potem wzięła jedną z butelek i napełniła szklankę.- Wypij łyk tego - zażądała bezapelacyjnie, wręczając jej szklankę.Moreta posłusznie wypiła.- Twoja rodzinna warownia - powiedziała Leri ochrypłym głosem, unikając wzroku Morety - bardzo ucierpiała.Glos Leri często się łamał, jednak tym razem było to tak uderzające, że Moreta bacznie spojrzała i dostrzegła łzy spływające po policzkach.- Przez dwa dni nie odzywał się bęben sygnalizacyjny.Wówczas Harfiarz ze wzgórz Keroonu wyprawił się w podróż w dół rzeki.- Palce Leri zacisnęły się na ręce Morety.- Nikt nie pozostał przy życiu.- Nikt? - Moreta była oszołomiona.Warownia jej ojca liczyła około trzystu ludzi, a jeszcze z dziesięć rodzin miało chaty w pobliżu, na skałach nadrzecznych.- Wypij to do dna!Moreta uczyniła to machinalnie.- Nikt nie przeżył? Żaden z hodowców?Leri powoli potrząsnęła głową.- Stada też nie przeżyły! - powiedziała niemal szeptem.Moreta była jak ogłuszona tą tragedią.Nie wiadomo dlaczego, ale najbardziej żałowała stad.To już dwadzieścia Obrotów, jak zgodnie z życzeniem swojej rodziny odpowiedziała na apel w czasie Poszukiwania.Żałowała oczywiście, że umarli, bo lubiła swoją matkę, braci i siostry i jednego wuja ze strony ojca; samego ojca szanowała ogromnie.Jednakże najbardziej żal jej było biegusów, które tak pieczołowicie hodowano przez osiem pokoleń.Orlith nuciła łagodnie, uspokajająco i Moreta czuła, jak straszliwe brzemię bólu zostaje złagodzone przez miłość i czułość, przez całkowite zrozumienie istoty jej smutku, przez obietnicę, że smoczyca będzie zawsze jej podporą.Po policzkach Morety płynęły łzy, ale przy tym czuła się jakoś dziwnie oderwana od własnego ciała, miała wrażenie, że unosi się w przestworzach obojętna na wszystko.„Leri musiała dodać czegoś do swojego wina” - pomyślała z osobliwą jasnością umysłu.Potem zauważyła, że Leri przygląda jej się bacznie, oczy ma niewiarygodnie smutne i zmęczone, każda zmarszczka wielu przeżytych Obrotów rysuje się wyraźnie na jej małej, okrągłej twarzy.- Nie ma w ogóle żadnych stad? - zapytała w końcu Moreta.- Czy młode biegusy mogły spędzać zimę na równinach?Harfiarz nie mógł tego sprawdzić.Nie wiedział, gdzie ich szukać, a nie było czasu, żeby wysłać jeźdźca na rekonesans.- Nie, nie, oczywiście, że nie byłoby czasu.- Moreta doskonale zdawała sobie sprawę, że nie istnieje taka możliwość w tej chwili, kiedy potrzebny był każdy trzymający się na nogach jeździec, ale uczepiła się tej myśli.- Roczniaki i ciężarne biegusy powinny teraz znajdować się na zimowych pastwiskach.Ktoś z Warowni mógł się nimi opiekować i przeżyć.Czuła, że dwie istoty niosą jej pociechę, otulają miłością i dodają pewności siebie.„Jesteśmy z tobą!” „Czy Holth jest z tobą, Orlith?” - zapytała w myślach Moreta.„Oczywiście” - doszła do niej odpowiedź z dwóch, teraz już odróżnialnych źródeł.„Och, jakie jesteście dobre!” Myśli Morety płynęły w dziwnym oderwaniu od ciała, aż zdała sobie sprawę z zaniepokojenia Leri.- Nic mi nie jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Najpierw smoczy jeźdźcy - Leri wyliczała na palcach - potem Uzdrowiciele, potem Lordowie Warowni i inni Mistrzowie Cechów za wyjątkiem Tirone’a, co, jak mi się zdaje, jest rozsądne, niezależnie od protestów Tolocampa.- Tolocamp nie zachorował?- Tolocamp nie chce opuścić swoich apartamentów.- Bardzo wiele wiesz o tym, co się dzieje, jak na kobietę, która większość czasu siedzi we własnym weyrze!Leri zachichotała.- K’lon składa mi raporty! Skoro tylko zdoła wyrwać się Capiamowi.Na szczęście błękitne smoki mają dobry apetyt i chociaż Capiam utrzymuje, że smoki, intrusie i whery-stróże nie zapadają na tę zarazę, lepiej, żeby smoki żywiły się stadami odosobnionymi w ich własnych Weyrach.Tak więc na jedzenie K’lon sprowadza Rogetha do domu.Codziennie.- Smoki nie jedzą codziennie.- Błękitne smoki, które dwa razy na godzinę muszą skakać w „pomiędzy”, jedzą.- Leri rzuciła na Moretę surowe spojrzenie.- Dostałam list Capiama.Z ledwością odczytałam jego pismo, chwali oddanie K’lona.- A’murry?- Wraca do siebie.Niewiele brakowało, ale od momentu kiedy zdałam sobie sprawę, jaka ważna może być pomoc smoka, Holth była w stałym kontakcie z Granth.L’bol stracił obydwu swoich synów i boleje nieustannie.M’tani jest niemożliwy, ale walczył z Nićmi dłużej niż ktokolwiek inny.Gdyby nie K’dren i S’ligar, mielibyśmy kłopoty z F’galem.On również stracił ducha.- Leri, jest coś, o czym mi nie mówisz.- Tak, kochana dziewczyno.- Leri poklepała Moretę łagodnie po ręce, a potem wzięła jedną z butelek i napełniła szklankę.- Wypij łyk tego - zażądała bezapelacyjnie, wręczając jej szklankę.Moreta posłusznie wypiła.- Twoja rodzinna warownia - powiedziała Leri ochrypłym głosem, unikając wzroku Morety - bardzo ucierpiała.Glos Leri często się łamał, jednak tym razem było to tak uderzające, że Moreta bacznie spojrzała i dostrzegła łzy spływające po policzkach.- Przez dwa dni nie odzywał się bęben sygnalizacyjny.Wówczas Harfiarz ze wzgórz Keroonu wyprawił się w podróż w dół rzeki.- Palce Leri zacisnęły się na ręce Morety.- Nikt nie pozostał przy życiu.- Nikt? - Moreta była oszołomiona.Warownia jej ojca liczyła około trzystu ludzi, a jeszcze z dziesięć rodzin miało chaty w pobliżu, na skałach nadrzecznych.- Wypij to do dna!Moreta uczyniła to machinalnie.- Nikt nie przeżył? Żaden z hodowców?Leri powoli potrząsnęła głową.- Stada też nie przeżyły! - powiedziała niemal szeptem.Moreta była jak ogłuszona tą tragedią.Nie wiadomo dlaczego, ale najbardziej żałowała stad.To już dwadzieścia Obrotów, jak zgodnie z życzeniem swojej rodziny odpowiedziała na apel w czasie Poszukiwania.Żałowała oczywiście, że umarli, bo lubiła swoją matkę, braci i siostry i jednego wuja ze strony ojca; samego ojca szanowała ogromnie.Jednakże najbardziej żal jej było biegusów, które tak pieczołowicie hodowano przez osiem pokoleń.Orlith nuciła łagodnie, uspokajająco i Moreta czuła, jak straszliwe brzemię bólu zostaje złagodzone przez miłość i czułość, przez całkowite zrozumienie istoty jej smutku, przez obietnicę, że smoczyca będzie zawsze jej podporą.Po policzkach Morety płynęły łzy, ale przy tym czuła się jakoś dziwnie oderwana od własnego ciała, miała wrażenie, że unosi się w przestworzach obojętna na wszystko.„Leri musiała dodać czegoś do swojego wina” - pomyślała z osobliwą jasnością umysłu.Potem zauważyła, że Leri przygląda jej się bacznie, oczy ma niewiarygodnie smutne i zmęczone, każda zmarszczka wielu przeżytych Obrotów rysuje się wyraźnie na jej małej, okrągłej twarzy.- Nie ma w ogóle żadnych stad? - zapytała w końcu Moreta.- Czy młode biegusy mogły spędzać zimę na równinach?Harfiarz nie mógł tego sprawdzić.Nie wiedział, gdzie ich szukać, a nie było czasu, żeby wysłać jeźdźca na rekonesans.- Nie, nie, oczywiście, że nie byłoby czasu.- Moreta doskonale zdawała sobie sprawę, że nie istnieje taka możliwość w tej chwili, kiedy potrzebny był każdy trzymający się na nogach jeździec, ale uczepiła się tej myśli.- Roczniaki i ciężarne biegusy powinny teraz znajdować się na zimowych pastwiskach.Ktoś z Warowni mógł się nimi opiekować i przeżyć.Czuła, że dwie istoty niosą jej pociechę, otulają miłością i dodają pewności siebie.„Jesteśmy z tobą!” „Czy Holth jest z tobą, Orlith?” - zapytała w myślach Moreta.„Oczywiście” - doszła do niej odpowiedź z dwóch, teraz już odróżnialnych źródeł.„Och, jakie jesteście dobre!” Myśli Morety płynęły w dziwnym oderwaniu od ciała, aż zdała sobie sprawę z zaniepokojenia Leri.- Nic mi nie jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]