[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zaś nie było płaskie czy monotonne, przypominało powietrzny strumień, który opływa ulice i domy, i unosi ze sobą świat w rytmie nieustannej zmiany.Bo wszystko, co widział, poruszało się.Gate 404 była fantastyczną, wciąż płynącą, wędrującą wizją.Budowle zmieniały pozycje i geometrię, uliczki wspinały się lub opadały, a światło wypełzało z niewiadomych źródeł, w tym samym momencie co kropiący deszcz lub pogodne kule chmur rozmigotanych złotem.Mimo licznych kontrastów, zmian i przeskoków trudno było się tu niepokoić.Wystarczyło uczestniczyć w bajkowym spektaklu Gate 404.Napawał radością i pogodą, mimo że stworzył go demon destrukcji.Tak pewnie będzie, kiedy Tricular opanuje wizją już cały świat.Dopiero wtedy zacznie pędzić swoje owce na alienrynowe łąki, aby osaczyć je i wycisnąć z każdej emocji, którą przeżyją.Aż hodowla dobiegnie końca.Kiedy nażre się na kolejne tysiąclecia i zacznie szukać nowych ofiar.- Teraz, Ravaughan - powiedział Fritken.- Właź zaraz, bo za godzinę Gate 404 będzie fortecą.Jedno, czego nam trzeba, to wprowadzić tu zakłócenia.Ja jestem bezradny.Nie mogę walczyć sam ze sobą, a przecież Gate 404 to ja sam.Czas z tym skończyć.Ravaughan wahał się tylko chwilę.- Wchodzę, zobaczymy co ze mnie wylezie - powiedział.- Dowiemy się, czy noszę w sobie Jego siłę i kim jestem naprawdę.Ruszył schodami w stronę centrum Gate 404.Program rozpoznawał go jako przyjazny element układanki.Dzięki interwencji Fritkena, pozwalał Ravaughanowi na zmiany.Nikt inny nie miał tu takich możliwości.Tricular mógł być pewien swego.- Dalej, śmiało - powiedział Fritken.Wyprzedzał Ravaughana zaledwie o parę kroków.- Zaraz się zacznie.Twoje EEG szaleje.Coś wypływa na powierzchnię.Już.Ravaughan pokonał kolejne trzy stopnie i nagle zgiął się wpół.Opadł na biały marmur niczym zwiędły liść.Szeleścił bezradnie.Konał.- Ruszaj, chłopie - ponaglał spokojny głos Fritkena.– Twój ruch.Musisz to zrobić.- Nie umiem - szemrał cicho.- Już po mnie.Zapomniałem nawet chodzić, jak należy.Wypalili mnie na orbicie.Ravaughan siedzący w swoim pokoju po omacku uniósł załadowane magnum i przyłożył do skroni.Jeśli utracę kontrolę, mam jeszcze szansę wymknąć się z pułapki.Ale hybryda, którą był, poniosła go dalej.Raultric/D'Artio/Ravaughan pędzili przed siebie.Obcy wył i próbował powstrzymaćRavaughana, a D'Artio krzyczał, że trzeba pomóc załodze „Happy Snake'a".Konflikt osobowości rozsadzał człowieczą czaszkę.Ravaughan wymiotował w pokoju przy LowskyMiko, strzykawka ładowała w jego żyły leki regulujące ciśnienie i szerokość naczyń wieńcowych.Rozruszniki tonizowały galopujący rytm serca oszalałego z nadmiaru adrenaliny.Wirował w strumieniach nieba Gate 404, słyszał okrzyki Fritkena i współczuł wszystkim, którzy poddali się tej oszukańczej wizji chwilowego raju.D'Artio na oślep szukał śladów katatonicznej Niny.Raultric miotał się niczym orka pochwycona w stalową sieć.Ale siła tej istoty była niewiarygodna.Wyrywał się z prowizorycznej pułapki zastawionej przez ułomnych ludzi i z każdą chwilą stawał się coraz potężniejszy.Wraz z nim rosła potęga Gate 404.Ravaughan był bezradny.Jego uwięziony umysł nie potrafił wydać skutecznego polecenia do palca wskazującego prawej ręki, żeby pociągnął za spust.Gdzie Fritken? Gdzież jego sposoby opanowania tej demonicznej potęgi? Dlaczego znowu zniknął, zostawiając mnie samego? A może tak właśnie miało być.Może Fritken oszukał, może wetknął mnie tu celowo, abym scementował to, co wraz z Tricularem wyhodowali w holotoriach tej przeklętej korporacji.Gdzie szukać odpowiedzi? Kto mnie uwolni z koszmaru?- Błąd - dobiegł go cichy, spokojny głos.- Niepotrzebnie używasz groźnych słów: „potworny", „demoniczny", „straszny", „oszukańczy".Dlaczego to robisz?Ravaughan otworzył powieki.Łzy szczypały suchą skórę policzków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.To zaś nie było płaskie czy monotonne, przypominało powietrzny strumień, który opływa ulice i domy, i unosi ze sobą świat w rytmie nieustannej zmiany.Bo wszystko, co widział, poruszało się.Gate 404 była fantastyczną, wciąż płynącą, wędrującą wizją.Budowle zmieniały pozycje i geometrię, uliczki wspinały się lub opadały, a światło wypełzało z niewiadomych źródeł, w tym samym momencie co kropiący deszcz lub pogodne kule chmur rozmigotanych złotem.Mimo licznych kontrastów, zmian i przeskoków trudno było się tu niepokoić.Wystarczyło uczestniczyć w bajkowym spektaklu Gate 404.Napawał radością i pogodą, mimo że stworzył go demon destrukcji.Tak pewnie będzie, kiedy Tricular opanuje wizją już cały świat.Dopiero wtedy zacznie pędzić swoje owce na alienrynowe łąki, aby osaczyć je i wycisnąć z każdej emocji, którą przeżyją.Aż hodowla dobiegnie końca.Kiedy nażre się na kolejne tysiąclecia i zacznie szukać nowych ofiar.- Teraz, Ravaughan - powiedział Fritken.- Właź zaraz, bo za godzinę Gate 404 będzie fortecą.Jedno, czego nam trzeba, to wprowadzić tu zakłócenia.Ja jestem bezradny.Nie mogę walczyć sam ze sobą, a przecież Gate 404 to ja sam.Czas z tym skończyć.Ravaughan wahał się tylko chwilę.- Wchodzę, zobaczymy co ze mnie wylezie - powiedział.- Dowiemy się, czy noszę w sobie Jego siłę i kim jestem naprawdę.Ruszył schodami w stronę centrum Gate 404.Program rozpoznawał go jako przyjazny element układanki.Dzięki interwencji Fritkena, pozwalał Ravaughanowi na zmiany.Nikt inny nie miał tu takich możliwości.Tricular mógł być pewien swego.- Dalej, śmiało - powiedział Fritken.Wyprzedzał Ravaughana zaledwie o parę kroków.- Zaraz się zacznie.Twoje EEG szaleje.Coś wypływa na powierzchnię.Już.Ravaughan pokonał kolejne trzy stopnie i nagle zgiął się wpół.Opadł na biały marmur niczym zwiędły liść.Szeleścił bezradnie.Konał.- Ruszaj, chłopie - ponaglał spokojny głos Fritkena.– Twój ruch.Musisz to zrobić.- Nie umiem - szemrał cicho.- Już po mnie.Zapomniałem nawet chodzić, jak należy.Wypalili mnie na orbicie.Ravaughan siedzący w swoim pokoju po omacku uniósł załadowane magnum i przyłożył do skroni.Jeśli utracę kontrolę, mam jeszcze szansę wymknąć się z pułapki.Ale hybryda, którą był, poniosła go dalej.Raultric/D'Artio/Ravaughan pędzili przed siebie.Obcy wył i próbował powstrzymaćRavaughana, a D'Artio krzyczał, że trzeba pomóc załodze „Happy Snake'a".Konflikt osobowości rozsadzał człowieczą czaszkę.Ravaughan wymiotował w pokoju przy LowskyMiko, strzykawka ładowała w jego żyły leki regulujące ciśnienie i szerokość naczyń wieńcowych.Rozruszniki tonizowały galopujący rytm serca oszalałego z nadmiaru adrenaliny.Wirował w strumieniach nieba Gate 404, słyszał okrzyki Fritkena i współczuł wszystkim, którzy poddali się tej oszukańczej wizji chwilowego raju.D'Artio na oślep szukał śladów katatonicznej Niny.Raultric miotał się niczym orka pochwycona w stalową sieć.Ale siła tej istoty była niewiarygodna.Wyrywał się z prowizorycznej pułapki zastawionej przez ułomnych ludzi i z każdą chwilą stawał się coraz potężniejszy.Wraz z nim rosła potęga Gate 404.Ravaughan był bezradny.Jego uwięziony umysł nie potrafił wydać skutecznego polecenia do palca wskazującego prawej ręki, żeby pociągnął za spust.Gdzie Fritken? Gdzież jego sposoby opanowania tej demonicznej potęgi? Dlaczego znowu zniknął, zostawiając mnie samego? A może tak właśnie miało być.Może Fritken oszukał, może wetknął mnie tu celowo, abym scementował to, co wraz z Tricularem wyhodowali w holotoriach tej przeklętej korporacji.Gdzie szukać odpowiedzi? Kto mnie uwolni z koszmaru?- Błąd - dobiegł go cichy, spokojny głos.- Niepotrzebnie używasz groźnych słów: „potworny", „demoniczny", „straszny", „oszukańczy".Dlaczego to robisz?Ravaughan otworzył powieki.Łzy szczypały suchą skórę policzków [ Pobierz całość w formacie PDF ]