[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rollins pojechał z nami, atamci trzej pomocnicy musieli pójść naprzód piechotą, za nimi zaś zdążał Santer z końmi.Plan ten powzięli zbyt pospiesznie i bezmyślnie, upojeni nadzieją, że nas wkrótce schwytają.Nie obliczyli się z tym, że nie jesteśmy na tyle podli, żeby wydać schowek Old Firehanda.Ponieważ zaś chcą koniecznie go znalezć i ograbić, muszą naprawić popełniony błąd wypusz- czając nas i potajemnie podążając za nami.Bardzo dobrze się stało, że nie wyjawiliśmy Rol-linsowi miejsca schowka.Powiedzieliśmy sobie to wszystko, nie poruszając prawie wargami, tak że Santer nic nie za-uważył.Siedział zresztą na pół odwrócony od nas i nasłuchiwał w stronę lasu.Po pewnymczasie rozległ się tam jeden okrzyk, w chwilę pózniej drugi, na który odpowiedziały jeszczedwa głosy.Potem usłyszeliśmy głośny wrzask, zbliżający się szybko, a w końcu ujrzeliśmytrzech Wartonów prowadzących Rollinsa, który się na pozór opierał.% Prowadzicie go? % zawołał do nich Santer zrywając się z ziemi.% Czy nie powiedziałem,że się jeszcze gdzieś w pobliżu znajduje? Zaprowadzcie tego draba do tamtych dwóch jeńcówi zwiążcie w kabłąk, jak.Urwał nagłe, poruszył się jakby pod wpływem wielkiej niespodzianki i mówił dalej, jąkającsię z radości:% Co.co.cooo? Kto.kto to? Czy dobrze widzę, czy też to tylko podobieństwo?Rollins udał również uradowanego, wyrwał się tamtym trzem podbiegł do Santera i zawołał:% Mr.Santer! To wy? Czy to być może? O, teraz już wszystko dobrze, nic mnie złego niespotka.% Oczywiście, nic złego wam stać się nie może! A więc ja się nie mylę, wy jesteście Rol-lins! I to was postanowiłem pochwycić! Kto by przypuszczał, że jesteście identyczni z tymczłowiekiem! Służycie więc teraz u pedlara Bourtona?% Tak, mr.Santer.Różnie mi się dotąd powodziło, ale teraz jestem zadowolony.Właśnieuśmiechała mi się sposobność zrobienia doskonałego interesu, lecz niestety wczoraj wieczo-rem nas.Wtem przerwał.Obaj potrząsnęli sobie ręce jak przyjaciele, którzy się dawno nie widzieli.Naraz zrobił Rollins zdumioną minę, spojrzał na Santera i mówił dalej:% Tak, ale jak to? Czy to wy napadliście na nas, mr.Santer?% W istocie.% Do diabła! Mój najlepszy przyjaciel, któremu kilkakrotnie uratowałem życie, napada namnie! Jak mogliście się tak pomylić?% Nie pomyliłem się wcale, bo w ogóle was nie widziałem.Drapnęliście przecież czym prę-dzej.% To prawda.Uważałem, że najlepiej zrobię, jeśli się najpierw sam ukryję, a potem dopo-mogę do ucieczki tym dżentelmenom, z którymi jechałem.Dlatego nie odszedłem, lecz scho-wawszy się tutaj, czekałem na stosowną chwilę.Ale co ja widzę! Oni skrępowani, i to w takisposób? To straszne! Ja nie mogę się na to zgodzić.Ja ich zaraz rozwiążę!Z tymi słowy zwrócił się ku nam, lecz Santer pochwycił go za rękę i odrzekł:% Stójcie, co robicie, mr.Rollins! To moi śmiertelniwrogowie.% Ale moi przyjaciele!% To mnie nic nie obchodzi.Ja mam z nimi rachunek, za który zapłacą życiem.Dlatego na-padłem na nich i pojmałem, nie wiedząc oczywiście, że łączy was z nimi znajomość.% Do stu piorunów, to przykra sprawa! Wasi śmiertelni wrogowie? A jednak ja muszę impomóc.Czy istotnie zawinili wobec was tak strasznie?% Mógłbym im za ich postępowanie dziesięć razy nóż do gardła przyłożyć!% Ale zważcie, kim oni są!% Sądzicie, że ich nie znam?% Winnetou i Old Shatterhand! Takich bohaterów nie zabija się dla byle jakiego powodu!% Właśnie dla nich tym bardziej nie mam litości!% Czy to wasze ostatnie słowo, mr.Santer?% Ostatnie i nieodwołalne!% Nawet jeśli ja się wstawię za nimi? % Nawet wtedy.% Przypomnijcie sobie przecież, co mi zawdzięczacie.Kilka razy życie wara ocaliłem!% Wiem o tym dobrze i pamiętać będę przez całe życie, mr.Rollins.% Czy wiecie, coście mi przyrzekli ostatnim razem?% Co?% Przysięgliście, że spełnicie każde moje życzenie, każdą prośbę.% Hm! Zdaje mi się, że tak było.% A jeśli teraz przedłożę wam prośbę?% Nie czyńcie tego, bo w tym wypadku musiałbym wam odmówić, a nie chciałbym złamaćdanego słowa.Zostawcie to sobie na pózniej!% Trudno! Mam tu święte zobowiązania.Chodzcie więc, mr, Santer, i pomówmy z sobą!Wziął go za rękę i odciągnął trochę na bok.Obaj stanęli i rozmawiali z sobą, gestykulującgwałtownie, ale my niczego nie mogliśmy zrozumieć.W sumie odegrali tę komedię dość do-brze.Dalibyśmy się nawet oszukać, gdybyśmy nie byli przekonani o czymś zupełnie innym.Potem Rollins zbliżył się do nas i rzekł;% Mój przyjaciel Santer pozwolił mi przynajmniej ulżyć wam trochę w waszym położeniu,panowie.Widzicie i słyszycie, ile trudu sobie zadaję.Mam jeszcze nadzieję, że mi się udauwolnić was zupełnie.To mówiąc rozluznił nasze więzy o tyle, że nie byliśmy już skrępowani w kabłąk, a potempowrócił do Santera, aby w dalszym ciągu wstawiać się za nami.Po dłuższym czasie podeszliku nam obydwaj, a Santer przemówił w następujący sposób;% Zdaje się, że sam diabeł opiekuje się wami.Dałem raz temu dżentelmenowi przyrzecze-nie, na które on się teraz powołuje, nie chcąc w żaden sposób ustąpić.Dla niego popełnięnajwiększe głupstwo w mym życiu i puszczę was wolno, ale wszystko, co macie z sobą, awięc i broń, zostaje moją własnością.Winnetou nie odpowiedział na to ani słowa i ja również.% No? Czy zdumienie nad moją wspaniałomyślnością odjęło wam mowę?Gdy i na to nie było odpowiedzi Rollins rzekł:% Naturalnie, że oniemieli wobec tej łaski.Zaraz ich rozwiążę.Sięgnął ręką do moich więzów.% Dajcie pokój! % rzekłem.% Zostawcie te rzemienie, jak są, mr [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl