[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym samym czasie w jadalni hacjendy radzono nad tym, co zrobić z rotmistrzem i porucznikiem Parderem.Mariano uważał, że należy ich rozstrzelać, reszta jednak sprzeciwiła się temu, wychodząc z założenia, że zbrodnia została wprawdzie zamierzona, lecz nie wykonana.Zresztą, nie było jeszcze wiadomo, jak oceni sprawę Juarez.Lepiej więc puścić ich wolno, zwłaszcza że ponieśli już karę przez utratę władzy w prawej ręce.Rada w radę postanowiono zatrzymać broń jeńców, a ich samych uwolnić po dwóch dniach, aby nie mogli porozumieć się z Juarezem prędzej, niż przybędzie od niego wysłany z hacjendy goniec.Co się tyczy wpółwinnych planowanej zbrodni, Sternau dotrzymał przyrzeczenia.Zwrócono im konie, sztylety i lassa i kazano natychmiast wyjechać z hacjendy, zagroziwszy, że każdy zostanie zastrzelony na miejscu, gdy zjawi się w jej pobliżu.Na trzeci dzień Verdoja i Pardero stanęli przed mieszkańcami hacjendy.Sternau powiadomił ich o tym, co ustalono.Bez słowa Wsiedli na konie i skierowali się ku miastu Saltilio, położonemu w południowej części prowincji Coahuila.Po drodze zamienili mundury na cywilny strój.Wkrótce wszelki ślad po nich zaginął.PORWANIEPo dniach obfitujących w tak niezwykłe wydarzenia nastąpiło w hacjendzie kilka tygodni spokoju.Sternau postanowił odłożyć wyjazd do czasu, aż Unger wróci do zdrowia, każdy bowiem najbłahszy a nie przewidziany przypadek mógł niedobrze wpłynąć na stan jego umysłu i nawet zagrażać życiu.Po dwóch tygodniach chory opuścił łóżko, po trzech spacerował po ogrodzie, a po miesiącu odbywał juz dłuższe przechadzki.Umysł jego pracował zupełnie normalnie.Od chwili gdy wróciła mu pamięć, prześladować go zaczęła myśl o zemście na młodym Rodrigandzie.Pewnego dnia oświadczył przyjaciołom, że pragnie się do nich przyłączyć.Ponieważ musiał odzyskać sprawność w jeździe konnej — czekała ich przecież daleka wyprawa — przyjaciele, chcąc nie chcąc, czekali aż organizm rekonwalescenta będzie mógł znieść trudy podróży.Tak minęło kilka tygodni.Mariano korespondował z narzeczoną.Wysłał do niej dwa listy, odpowiedziała na oba.Błagała, aby w dalszym ciągu był we wszystkim posłuszny Sternauowi, zapewniała o swej miłości i przywiązaniu.Doktor pisał do żony przed wyjazdem z Veracruz do Meksyku.Prosił, aby odpowiedź wysłała do stolicy na adres Amy Dryden, a przyjaciółka przekaże mu ten list, gdziekolwiek by się znajdował.Pewnego dnia Mariano otrzymał trzecią przesyłkę od ukochanej.Koperta była dość gruba.Gdy ją otworzył, znalazł list do siebie od Amy i do Sternaua z Reinswalden.Ten doktora składał się z kilku stron: na jednej pisała do Ungera żona i mały Kurt.Roseta donosiła, że wszystkim powodzi się dobrze.Przeczytawszy list, Sternau włożył go do portfela, wyszedł za hacjendę, schwytał najdzikszego konia, dosiadł go i pognał na sawannę.Chciał być sam ze swymi myślami.Rekonwalescent odbywał codziennie w towarzystwie doktora przejażdżki konne.Wkrótce stan jego poprawił się do tego stopnia, że mógł już na dobrym koniu, o równym kroku, brać udział w dalszych wycieczkach.Sternau ustalił dzień odjazdu.Mieli pozostać w hacjendzie jeszcze przez tydzień.Pedro Arbellez, przyjąwszy dzierżawę z rąk Juareza, często bywał w hacjendzie Vandaqua.Pewnego popołudnia poprosił przyszłego małżonka córki, aby mu towarzyszył.Ponieważ zmrok zapadał, postanowili wrócić dopiero następnego dnia.Wkrótce po ich odjeździe Sternau zobaczył przez okno jakiegoś jeźdźca, który pędził w kierunku hacjendy.Gdy zbliżył się, Sternau poznał po uniformie, że to oficer kawalerii.Zszedł więc szybko do zebranych w jadalni domowników i zakomunikował im nowinę.Oficer stanął wkrótce na dziedzińcu, gdzie powitała go Emma jako pani domu.— Czy to jest hacjenda del Erina? — zapytał przybysz skłoniwszy się grzecznie.— Tak — odpowiedziała.— Właścicielem jest Pedro Arbellez?— Tak, jestem jego córką.— Benito Juarez posyła mnie jako gońca z wiadomościami do Monclovy.Wódz mój powiedział, że senior Arbellez udzieli mi gościny na wypadek, gdybym przed nadejściem nocy nie mógł dotrzeć do celu.— To się samo przez się rozumie.Ojca wprawdzie nie ma, wróci dopiero jutro, ale pan znajdzie w naszym domu wygodny odpoczynek.Proszę zostawić konia vaquerom i pójść za mną do jadalni.edy tam weszli, Emma przedstawiła nieznajomego obecnym.Usiadł przy stole i zaczął jeść kolację.W rozmowie nie brał prawie udziału.Gdy Sternau zapytał goo miejsce pobytu Juareza, odparł wymijająco:— Dyplomatyczne i wojskowe względy nie pozwalają mi odpowiedzieć na to, senior.Juarez nie chce, by wiedziano, gdzie przebywa.Zabrzmiało to dziwnie.Sternau obrzucił oficera badawczym spojrzeniem i zrezygnował z dalszych pytań.Wkrótce gość oświadczył, że chciałby się udać na spoczynek, gdyż będzie musiał wyruszyć bardzo wcześnie.Stara Maria Hermoyes wskazała mu pokój, w którym miał przenocować.Wszedłszy do niego, jak stał, w ubraniu, z papierosem w ustach, rozciągnął się w hamaku.Ćmił tak jednego papierosa po drugim, nasłuchując, co się dzieje na korytarzu.O północy podszedł z lampą do oknai dwukrotnie zatoczył nią koło, po czym ją zgasił.Po kilku minutach ktoś rzucił w szybę garść piasku.Okno otworzyło się.Rozmowa w jadalni ożywiła się dopiero po odejściu przybysza, obecność jego bowiem krępowała domowników.W oczach miał coś nieprzyjemnego, głos zaś ostry, odpychający.Najbardziej nie podobał się on Sternauowi.Tym bardziej że doktor zauważył, iż mundur źle na nim leży, jakby był nie na jego miarę skrojony.Z każdą minutą niepokój Sternaua wzrastał.Jakiś głos wewnętrzny przestrzegał go przed tym człowiekiem.Czy był on istotnie wysłannikiem Juareza ? Verdoja i Pardero są nie wiadomo gdzie i przysięgali zemstę.Od chwili gdy Arbellez zarządza Vandaquą, del Erina jest prawie pozbawiona vaquerów.Niedobrze.Wyszedł na korytarz i nasłuchiwał pod drzwiami.Co porabia nieznajomy? Widocznie śpi, bo w pokoju cisza.Sternau zszedł więc na dziedziniec; chciał go obejść i rozejrzeć się dokoła.Nie przeczuwał, co go spotka.Tuż przed zachodem słońca od strony Saltilio zbliżał się do hacjendy oddział jeźdźców, liczący dwunastu ludzi.Verdoja i Pardero jechali na czele.Z nastaniem ciemności zatrzymali się w lesie, w którym leżał ów kamień, służący niedawno rotmistrzowi do porozumiewania się z bandytami.Jeźdźcy zsiedli z koni, zaprowadzili je w zarośla i przywiązali do drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.W tym samym czasie w jadalni hacjendy radzono nad tym, co zrobić z rotmistrzem i porucznikiem Parderem.Mariano uważał, że należy ich rozstrzelać, reszta jednak sprzeciwiła się temu, wychodząc z założenia, że zbrodnia została wprawdzie zamierzona, lecz nie wykonana.Zresztą, nie było jeszcze wiadomo, jak oceni sprawę Juarez.Lepiej więc puścić ich wolno, zwłaszcza że ponieśli już karę przez utratę władzy w prawej ręce.Rada w radę postanowiono zatrzymać broń jeńców, a ich samych uwolnić po dwóch dniach, aby nie mogli porozumieć się z Juarezem prędzej, niż przybędzie od niego wysłany z hacjendy goniec.Co się tyczy wpółwinnych planowanej zbrodni, Sternau dotrzymał przyrzeczenia.Zwrócono im konie, sztylety i lassa i kazano natychmiast wyjechać z hacjendy, zagroziwszy, że każdy zostanie zastrzelony na miejscu, gdy zjawi się w jej pobliżu.Na trzeci dzień Verdoja i Pardero stanęli przed mieszkańcami hacjendy.Sternau powiadomił ich o tym, co ustalono.Bez słowa Wsiedli na konie i skierowali się ku miastu Saltilio, położonemu w południowej części prowincji Coahuila.Po drodze zamienili mundury na cywilny strój.Wkrótce wszelki ślad po nich zaginął.PORWANIEPo dniach obfitujących w tak niezwykłe wydarzenia nastąpiło w hacjendzie kilka tygodni spokoju.Sternau postanowił odłożyć wyjazd do czasu, aż Unger wróci do zdrowia, każdy bowiem najbłahszy a nie przewidziany przypadek mógł niedobrze wpłynąć na stan jego umysłu i nawet zagrażać życiu.Po dwóch tygodniach chory opuścił łóżko, po trzech spacerował po ogrodzie, a po miesiącu odbywał juz dłuższe przechadzki.Umysł jego pracował zupełnie normalnie.Od chwili gdy wróciła mu pamięć, prześladować go zaczęła myśl o zemście na młodym Rodrigandzie.Pewnego dnia oświadczył przyjaciołom, że pragnie się do nich przyłączyć.Ponieważ musiał odzyskać sprawność w jeździe konnej — czekała ich przecież daleka wyprawa — przyjaciele, chcąc nie chcąc, czekali aż organizm rekonwalescenta będzie mógł znieść trudy podróży.Tak minęło kilka tygodni.Mariano korespondował z narzeczoną.Wysłał do niej dwa listy, odpowiedziała na oba.Błagała, aby w dalszym ciągu był we wszystkim posłuszny Sternauowi, zapewniała o swej miłości i przywiązaniu.Doktor pisał do żony przed wyjazdem z Veracruz do Meksyku.Prosił, aby odpowiedź wysłała do stolicy na adres Amy Dryden, a przyjaciółka przekaże mu ten list, gdziekolwiek by się znajdował.Pewnego dnia Mariano otrzymał trzecią przesyłkę od ukochanej.Koperta była dość gruba.Gdy ją otworzył, znalazł list do siebie od Amy i do Sternaua z Reinswalden.Ten doktora składał się z kilku stron: na jednej pisała do Ungera żona i mały Kurt.Roseta donosiła, że wszystkim powodzi się dobrze.Przeczytawszy list, Sternau włożył go do portfela, wyszedł za hacjendę, schwytał najdzikszego konia, dosiadł go i pognał na sawannę.Chciał być sam ze swymi myślami.Rekonwalescent odbywał codziennie w towarzystwie doktora przejażdżki konne.Wkrótce stan jego poprawił się do tego stopnia, że mógł już na dobrym koniu, o równym kroku, brać udział w dalszych wycieczkach.Sternau ustalił dzień odjazdu.Mieli pozostać w hacjendzie jeszcze przez tydzień.Pedro Arbellez, przyjąwszy dzierżawę z rąk Juareza, często bywał w hacjendzie Vandaqua.Pewnego popołudnia poprosił przyszłego małżonka córki, aby mu towarzyszył.Ponieważ zmrok zapadał, postanowili wrócić dopiero następnego dnia.Wkrótce po ich odjeździe Sternau zobaczył przez okno jakiegoś jeźdźca, który pędził w kierunku hacjendy.Gdy zbliżył się, Sternau poznał po uniformie, że to oficer kawalerii.Zszedł więc szybko do zebranych w jadalni domowników i zakomunikował im nowinę.Oficer stanął wkrótce na dziedzińcu, gdzie powitała go Emma jako pani domu.— Czy to jest hacjenda del Erina? — zapytał przybysz skłoniwszy się grzecznie.— Tak — odpowiedziała.— Właścicielem jest Pedro Arbellez?— Tak, jestem jego córką.— Benito Juarez posyła mnie jako gońca z wiadomościami do Monclovy.Wódz mój powiedział, że senior Arbellez udzieli mi gościny na wypadek, gdybym przed nadejściem nocy nie mógł dotrzeć do celu.— To się samo przez się rozumie.Ojca wprawdzie nie ma, wróci dopiero jutro, ale pan znajdzie w naszym domu wygodny odpoczynek.Proszę zostawić konia vaquerom i pójść za mną do jadalni.edy tam weszli, Emma przedstawiła nieznajomego obecnym.Usiadł przy stole i zaczął jeść kolację.W rozmowie nie brał prawie udziału.Gdy Sternau zapytał goo miejsce pobytu Juareza, odparł wymijająco:— Dyplomatyczne i wojskowe względy nie pozwalają mi odpowiedzieć na to, senior.Juarez nie chce, by wiedziano, gdzie przebywa.Zabrzmiało to dziwnie.Sternau obrzucił oficera badawczym spojrzeniem i zrezygnował z dalszych pytań.Wkrótce gość oświadczył, że chciałby się udać na spoczynek, gdyż będzie musiał wyruszyć bardzo wcześnie.Stara Maria Hermoyes wskazała mu pokój, w którym miał przenocować.Wszedłszy do niego, jak stał, w ubraniu, z papierosem w ustach, rozciągnął się w hamaku.Ćmił tak jednego papierosa po drugim, nasłuchując, co się dzieje na korytarzu.O północy podszedł z lampą do oknai dwukrotnie zatoczył nią koło, po czym ją zgasił.Po kilku minutach ktoś rzucił w szybę garść piasku.Okno otworzyło się.Rozmowa w jadalni ożywiła się dopiero po odejściu przybysza, obecność jego bowiem krępowała domowników.W oczach miał coś nieprzyjemnego, głos zaś ostry, odpychający.Najbardziej nie podobał się on Sternauowi.Tym bardziej że doktor zauważył, iż mundur źle na nim leży, jakby był nie na jego miarę skrojony.Z każdą minutą niepokój Sternaua wzrastał.Jakiś głos wewnętrzny przestrzegał go przed tym człowiekiem.Czy był on istotnie wysłannikiem Juareza ? Verdoja i Pardero są nie wiadomo gdzie i przysięgali zemstę.Od chwili gdy Arbellez zarządza Vandaquą, del Erina jest prawie pozbawiona vaquerów.Niedobrze.Wyszedł na korytarz i nasłuchiwał pod drzwiami.Co porabia nieznajomy? Widocznie śpi, bo w pokoju cisza.Sternau zszedł więc na dziedziniec; chciał go obejść i rozejrzeć się dokoła.Nie przeczuwał, co go spotka.Tuż przed zachodem słońca od strony Saltilio zbliżał się do hacjendy oddział jeźdźców, liczący dwunastu ludzi.Verdoja i Pardero jechali na czele.Z nastaniem ciemności zatrzymali się w lesie, w którym leżał ów kamień, służący niedawno rotmistrzowi do porozumiewania się z bandytami.Jeźdźcy zsiedli z koni, zaprowadzili je w zarośla i przywiązali do drzew [ Pobierz całość w formacie PDF ]