[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Celia zacisnęła zęby, ale udało jej się nadal zachować spokój.Pani Crayford grzebała w swojej stercie pudełek.- Och, och, nie wiem, czy nie powinnam w końcu zostawić tutaj części z nich i przysłać po nie później.Zupełnie nie wiem, jak mogłybyśmy je udźwignąć przez całą drogę tylko we dwójkę.- Tak byłoby najlepiej - powiedziała Celia.- Damy sobie radę - obiecała Weronika.- One są nieporęcz­ne, ale wcale nie ciężkie.Zbyt się tym przejmujesz.Pani Crayford spojrzała na czasomierz na domowym kom­panelu.- No cóż, naprawdę muszę już ruszać.Ta wycieczka i wasze towarzystwo sprawiły mi wielką przyjemność.Musimy niebawem wybrać się jeszcze raz.- Dźwignęła się z miejsca i rozejrzała wokół.- Ale gdzież ja zostawiłam mój płaszcz?- Powiesiłam go w holu - odpowiedziała wstając z miejsca Weronika.Ruszyła przed siebie i pierwsza przeszła przez drzwi, pani Crayford podreptała za nią.- Celio, daj sobie spokój z odnoszeniem czegokolwiek ­dobiegł z daleka głos Weroniki.- Wrócę po te rzeczy.Celia usiadła, spojrzała na pudła i zaczęła się zastanawiać, co w tej całej sprawie tak ją rozeźliło.Była pewna, znając tę kobietę od wielu lat, że nie można oczekiwać po pani Crayford niczego innego, jak bezmyślnego afiszowania się bogactwem, które teraz już nic nie znaczyło.To zaś, że ona sama uległa podobnej pokusie, też nie mogło być powodem, wzięła bowiem rzecz o wiele mniejszej wartości: jedną tylko niezbyt dużą rzeźbę, i to taką, którą sporządzono bez użycia metali szlachetnych ani drogich kamieni.Zwróciła głowę, by raz jeszcze się jej przyjrzeć - umieściła ją we wnęce przy narożnym oknie.Rzeźba przedstawiała głowy trojga dzieci: dwóch chłopców i dziewczynki, dziesięcio - , a może dwunas­toletnich, patrzących w górę na coś przerażającego, ale jeszcze odległego, groźbę już dostrzeżoną, ale jeszcze nie bezpośrednią.Artyście udało się nie tylko oddać w ich oczach wyraz lęku, ale także nieuchwytny spokój i odwagę bynajmniej nie dziecięcą, co w zestawieniu z gładkością ich twarzy tworzyło wyraz dziwnej zadumy, urzekającej i zapadającej w pamięć.Sprzedawca we Franklinie powiedział im, iż rzeźbę wykonał piętnaście lat temu jeden z Założycieli.Celia podejrzewała, że sprzedawca sam był autorem, lecz nie zareagował on na jej aluzje na ten temat.Z jakich przyczyn wyraz twarzy tych dzieci zrobił na niej takie wrażenie? Czy biegłość artysty, któremu udało się, wykorzystując strukturę materiału, stworzyć wrażenie światła padającego z góry, spowodo­wała, że Celia czuła się, jakby znieważyła prawdziwe dzieło sztuki pozwalając, by wraz z innymi stało się jeszcze jednym przedmiotem chciwie pochwyconym, by się nim przechwalać?Weronika wróciła do pokoju i zaczęła zbierać pudła pani Crayford.- W porządku, Celio, możesz się nie ruszać.Dam sobie radę.Zauważyła minę Celii i uśmiechnęła się.Zniżyła głos do szeptu.­Wiem, to okropne, prawda? Ale to przejściowe.Ona z tego wyjdzie.- Mam nadzieję - mruknęła Celia.Weronika, zbierająca się do wyjścia, zatrzymała się na chwilę.­Zaczyna mi trochę brakować tego wyganiania z domu w środku nocy.Co się dzieje z twoim przystojnym sierżantem? Nie rzuciłaś go chyba?Celia spojrzała na nią ż wyrzutem.- Och, daj spokój.przecież wiesz, że to była tylko rozrywka.Nie widziałem go już dość dawno, ale wszyscy są teraz tacy zajęci.Czy rzuciłam? Może nie.ale kto to wie? - Celia odniosła wrażenie, że Weronika poruszyła ten temat nie przez zwykłą ciekawość.I okazało się, że miała rację.- Ja też mam coś takiego - szepnęła Weronika wprost do ucha Celii.- Co?- Nowego kochanka.Co o tym sądzisz?- Kogoś ze znajomych?Weronika zagryzła wargi, tłumiąc chichot.- Chirończyka.Celia szeroko otworzyła oczy.- Żartujesz!- Ani trochę.Jest to architekt.i cudowny.Spotkałam go wczoraj we Franklinie i zostałam z nim na noc.To takie proste - ­oni tak się zachowują, jakby to było najnormalniejsze w świecie.I zupełnie nie mają zahamowań!Celia gapiła się na nią oniemiała.Weronika mrugnęła i skinęła głową.- Naprawdę.Później ci opowiem.Muszę już iść.- Ach ty dziwko! Natychmiast mi wszystko opowiedz ­zażądała Celia.Weronika wybuchnęła śmiechem.- Uważaj na siebie, bo umrzesz z ciekawości.Zadzwonię wieczorem.Wszyscy wyszli.Celia usiadła w fotelu i pogrążyła się w myślach.Po raz pierwszy od dwudziestu lat poczuła, że jest samotna, Ziemia zaś bardzo daleko.Jako młoda dziewczyna, dorastająca w czasach wprowadzania Nowego Porządku w okresie odbudowy po Chudych Latach, zamknęła oczy na twarde realia polityczne i militarne dwudziestego pierwszego wieku, zatapiając się w lekturach histo­rycznych i powieściach z okresu, gdy Ameryka była kolonią brytyjską.Być może dzięki swej wysokiej pozycji społecznej wyobrażała sobie samą siebie w rolach nowo przybyłych angielskich dam na bogatych plantacjach Wirginii czy obu Karolin, dam jeżdżących powozami, otoczonych służbą, mieszkających we dwo­rach o kolumnowych gankach i przebierających w garderobach pełnych sukien na sobotnie bale w kręgu wytwornej elity.Te fantastyczne marzenia nigdy nie zblakły do końca i zapewne właśnie z tego powodu Howard stał się później jej naturalnym partnerem.Dla niego zaś Celia stała się ucieleśnieniem jego teorii i przekonań.W ciągu lat, które od tej chwili upłynęły, Celia w głębi duszy nieraz rozważała, czy dla niej samej Wyprawa Chirońska nie rysowała się wówczas jako możliwość urzeczywistnienia dziew­częcych snów na jawie, rojeń, które nie mogły spełnić się na Ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl