[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba przyznać, że znała ją od lat awanturniczka była jedną z kierowniczek zmiany  ale kilka rozmówi kłótni nie zacieśniło ich stosunków.Przyjaciele w końcu nie oblewali sięwinem. Boże, ocal mnie przed idiotami  rzekła Kitty i tym razem rąbnęła Lirę.Kilka lat temu usunęłaby się na bok i pozwoliła, by oboje strzelali do siebie,ile im się żywnie podoba, ale w jej głowie nadal rozbrzmiewało zdanie, takczęsto powtarzane przez Jacka:  To nasze powołanie. Jasne  mruknęłaKitty i odwróciła się w stronę sali, gdzie wybuchały już kolejne bójki.Szefowa sama była uwikłana w starcie, a barman zniknął, przez co resztagości przestała odczuwać jakiekolwiek zahamowania.Zachowywali sięteraz jak niegrzeczne dzieciaki.Kitty mogła wmieszać się do walki, ale nie było przy niej Jacka, który by ją zbeształ, a sama nie miała ochoty nainterwencję.Uniosła więc drinka w geście toastu i odwróciła się plecami dobaru, by przyglądać się bijatyce.Czasami w takich chwilach czuła się, jakbywróciła do domu, choć nie mogła zapomnieć o magii i stworzeniach, któreidealnie pasowały do książek z baśniami.Ludzie byli ludzmi, nawet jeśli niezawsze zachowywali się jak ludzie.Kłopoty zaś były kłopotami, nawet jeśliwywołały je potwory.W tym oto kryła się cała logika.Przyglądała się kilku bójkom naraz, próbując wytypować zwycięzców,gdy poczuła zapach dymu.Rozejrzała się po sali i przekonała, że na pewnonie wydobywa się z pustych beczek stojących przy stołach.Wiszące naścianach tkaniny również nie płonęły.Dym dobiegał z zewnątrz. Padnij!  krzyknęła.Oba przednie okna eksplodowały, zasypując walczących grademokruchów barwionego na czerwono szkła.Chaos natychmiast ustał.Ludzie, którzy jeszcze chwilę temu byli gotowiporozbijać przeciwnikom łby, teraz pomagali im wstać. Nie masz zamiaru nic zrobić?  spytał barman, który ostrożnie wychyliłgłowę aż po nos.Jeden z kucharzy pełzł po podłodze i pchnął w jej kierunku wiadro pełnetrudnych do zidentyfikowania kawałków niegotowanego mięsa. Aap.Kitty przyjrzała się zebranym.Patrzyli na nią tak, jakby tylko ona mogłaich uratować przed zagładą.Było inaczej.Każdy z nich mógł to zrobić, alenikt nie miał odwagi.Przez ostatnie dwadzieścia sześć lat wysłuchała niejednego kazania Jackai widziała tysiące nienormalnych rzeczy, ale jednego mogła być pewna w określonych sytuacjach ludzie zawsze zachowują się w ten sam sposób.W chwili gdy zaczynały się prawdziwe kłopoty, większość z nich sięchowała.Potrzebowali jej pomocy i nagle stawała się najlepszymprzyjacielem ich wszystkich.Gdyby miała wrażliwszą duszę, sprawiłoby jejto ból.Cóż, może i wciąż tak było, ale dawała sobie z tym radę.Kitty westchnęła, ale związała mokre włosy i ujęła wiadro. Niech nikt nie wychodzi.Nie interesowało jej, czy posłuchali jej słów.Pchnęła sięgające taliidrzwiczki saloonu i wyszła.Przypuszczała, że do Szubienicy właśnie dotarłlindwurm, który umknął z Cozy s Ranch.Na szczęście bestia czyhająca na ulicy była jeszcze bardzo młodai buchała raczej dymem niż ogniem.Leżała na łuskowatym podbrzuszu z rozrzuconym łapami, ale Kitty wiedziała, że w razie potrzeby potrafiłabybłyskawicznie się zerwać.Podciągnęła i zawiązała przód sukni, by nieplątała się pod nogami, gdyby trzeba było uciekać. Popatrz tutaj, skarbie.Potwór nie spuszczał jej z oczu.Dziewczyna ujęła kawałek mięsa i rzuciłago na ziemię.Z pyska lindwurma wystrzelił długi, cienki język, któryporwał ochłap.Następnie potwór podpełzł ku niej. O, właśnie.Tak, tak.Teraz pójdziesz za panią Kitty  wabiła go.Wielkie oko przypominające opal wpatrywało się w dziewczynę cofającąsię od budynku.Lindwurm nie rzucił się na nią ani nie bluzgnął w niąogniem, choć z nadmiernie wielkich nozdrzy buchnęły kłęby dymu.Kitty znów cofnęła się o kilka kroków i rzuciła kolejny ochłap.Po chwilinapięcia potwór znów podpełzł w jej kierunku.Nigdy nie odważyłaby się wykorzystać tej sztuczki przeciwko dorosłemulidwurmowi, ale młode nie były tak zwinne ani zle usposobione.Tenosobnik był najprawdopodobniej po prostu głodny i po najedzeniu siępowinien zapaść w sen.Kitty musiała jedynie odciągnąć go od zabudowańi nie dać się przy tym usmażyć.Pustynia otaczająca Szubienicę była dlalindwurmów idealnym środowiskiem  prerie, które pamiętała z ojczystegoświata, szybko by spłonęły.Kilka kolejnych kawałków odciągnęło bestię dalej od budynków, alelindwurm poruszał się zbyt wolno.Nie mogła przecież powiedzieć mu, byzaczekał, aż przyniesie więcej mięsa.Rzut oka na knajpę przekonał ją, żenikt nie ma zamiaru dostarczyć jej więcej ochłapów.Wabienie lindwurmówbyło zadaniem dla kilku ludzi.Kitty wielokrotnie zajmowała się tymw pojedynkę, ale często kończyło się to wybudzeniem ze śmierci po kilkudniach. Czy jest tam ktoś na tyle przyzwoity, by mi pomóc?  zawołała Kitty.Drzwi i okna nadal były zamknięte.Nic dziwnego.Lindwurm zaczynał się nudzić, a jej kończyło się mięso.Naraz potwórplunął ogniem i dziewczyna uskoczyła w bok. Serio?  mruknęła. Nie miałam zamiaru skończyć dziś w piekarniku! To może nie powinnaś wybierać się nigdzie sama, Katherine.Głos Jacka przyniósł jej ogromną ulgę.Nie musiała się odwracać, bywiedzieć, że jego zaciśnięte mocno usta tworzą cieniutką, surową linię,szpecąc jego przystojną twarz.Była też pewna, że jego piękne niebieskieoczy mówią teraz:  Ależ mnie rozczarowałaś!.Najlepszym sposobem na zamaskowanie ulgi było wszczęcie kłótni.  Jak widać  rzekł przeciągle Jack, ustawiając się po prawej corazbardziej zaniepokojonego lindwurma  denerwowanie jaszczurek to idealnysposób na spędzenie wieczoru. To nie moja wina. To nigdy nie jest twoja wina  rzekł Jack, a potem przyjrzał się bestiii rzekł:  Uprząż i lejce wydają się nietknięte.Mogłabyś& Nie jestem ujeżdżaczką. Tym bardziej nie powinnaś wypuszczać się sama. Jack spojrzał jejw oczy i spytał:  Gotowa? Tak!Z tymi słowami rzuciła jeden z ostatnich ochłapów na lewo.Lindwurmskierował tam swą głowę, a wtedy Jack wskoczył na grzbiet łuskowatejbestii.Miał na twarzy ten sam krzywy uśmiech, który pojawiał się u niegopodczas walki lub w każdej innej sytuacji grożącej ranami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl