[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siedząc przy dziobie, Rhonin przyglądał się uważnie dwóm postaciom, które kierowały go ku jego przeznaczeniu.Gobliny miotały się po całym statku, zmieniając ustawienia róż­nych przyrządów i mrucząc coś do siebie.Nie potrafił pojąć, jak taka szalona rasa mogła stworzyć taki cud.W każdej chwili okręt powietrzny zdawał się być skazany na zagładę, jednak goblinom zawsze udawało się wszystko wyprostować.Skrzydła Śmierci nie odezwał się do Rhonina od czasu, gdy kazał mu wejść na pokład.Wiedząc, że smok zmusiłby go do tego niezależnie od jego pragnień, czarodziej usłuchał, choć niechętnie.Wspiął się na pokład okrętu i próbował nie myśleć, co by się stało, gdyby pojazd nagle zaczął spadać.Gobliny nazywały się Voyd i Nullyn; same zbudowały okręt.Były wielkimi wynalazcami i zaoferowały swoje usługi wspaniałym Skrzydłom Śmierci.Oczywiście to ostat­nie powiedziały ze śladem sarkazmu w głosie.Sarkazmu i strachu.- Gdzie mnie zabieracie? - zapytał.Pytanie to sprawiło, że dwaj piloci spojrzeli na niego, jak­by stracił rozum.- Do Grim Batol, oczywiście! - wyrzucił z siebie jeden z nich, posiadający na oko Rhonina dwa razy więcej zębów niż jakikolwiek goblin, którego czarodziej miał nieszczęście spotkać.- Do Grim Batol!Czarodziej wiedział to oczywiście, lecz chciał poznać do­kładne miejsce, gdzie mieli go wysadzić.Rhonin nie ufał tej dwójce i wcale nie zdziwiłby się, gdyby pozostawili go w środku orczego obozu.Niestety zanim Rhonin mógł ich zapytać, Voyd i jego towarzysz musieli poradzić sobie z sy­tuacją kryzysową - w tym wypadku z chmurą pary unoszą­cą się z głównego zbiornika.Statek powietrzny goblinów wykorzystywał olej oraz wodę i jeśli jakiś element dotyczą­cy jednego z nich nie psuł się w krytycznym momencie, to coś działo się z drugim.Była to bezsenna noc, nawet dla Rhonina.Chmury, przez które przelatywali, zgęstniały tak bardzo, iż magowi wydawało się, że wędruje przez gęstą mgłę.Gdyby nie wiedział, na jakiej wysokości podróżują, Rhonin mógłby sobie z łatwością wyobrazić, że płynie nie po niebie, lecz po otwartym morzu.Tak naprawdę oba sposoby podróżowania miały ze sobą dużo wspólnego, włączając w to niebezpieczeń­stwo rozbicia się o skały.Więcej niż raz Rhonin patrzył, jak po jednej lub drugiej stronie stateczku materializują się góry.Kilka było niebezpiecznie blisko.Podczas gdy on przygoto­wywał się na najgorsze, gobliny zajmowały się swoim majsterkowaniem - a czasem nawet drzemały - zupełnie nie zwra­cając uwagi na możliwość katastrofy.Nadszedł dzień, lecz gruba warstwa chmur sprawiała, że było prawie tak ciemno jak o zmroku.Voyd wydawał się używać jakiegoś kompasu magnetycznego, przy którego po­mocy sterował, jednak kiedy Rhonin przyjrzał się mu uważ­nie, zauważył, że miał on tendencję do gwałtownych zmian wskazań.W końcu czarodziej doszedł do wniosku, że go­bliny nie znały zbyt dobrze kierunku i liczyły na hit szczę­ścia.Na początku Rhonin w przybliżeniu ocenił długość pod­róży, a teraz, choć czuł, że powinni już dotrzeć do fortecy, z jakiegoś powodu towarzysze zapewniali go, że musi mi­nąć jeszcze trochę czasu, zanim dotrą na miejsce.Powoli dochodził do wniosku, że latają w kółko, czego powodem mógł być zepsuty kompas lub jakieś ukryte intencje gobli­nów.Choć Rhonin próbował się koncentrować na swojej misji, w jego myślach coraz częściej pojawiała się Vereesa.Jeśli żyła, podążała za nim; znał ją wystarczająco dobrze.Świadomość ta z jednej strony przerażała go, a z drugiej cieszyła.Ale czy elfka mogła dowiedzieć się o statku powietrznym? Równie dobrze może wędrować po całym Khaz Modan lub, co gor­sza, odgadnąć prawdę i ruszyć prosto do Grim Batol.Jego ręka zacisnęła się na relingu.- Nie.- szepnął do siebie.- Nie.nie zrobiłaby tego.nie może.Już nawiedzał go duch Duncana, podobnie jak dusze tych, którzy zginęli podczas jego poprzedniej misji.Na­wet Molok stał razem z innymi martwymi, dziki krasnolud wpatrywał się w niego z potępieniem.Rhonin z łatwo­ścią potrafił sobie wyobrazić, jak dołącza do nich Vereesa, czy nawet Falstad, a ich martwe oczy domagają się odpowiedzi napytanie, dlaczego czarodziej żyje, podczas gdy oni są martwi.To pytanie często zadawał sobie sam Rhonin.- Człowieku?Spojrzał w górę i zobaczył Nullyna, bardziej przysadziste­go z dwójki, stojącego na odległość ramienia od niego.- Co?- Przygotuj się do zejścia na ziemię.- Goblin uśmiechnął się do niego dziko i radośnie.- Jesteśmy na miejscu? - Czarodziej oderwał się od swo­ich mrocznych myśli i wpatrzył się w mgłę.Nie widział nic oprócz bieli, nawet poniżej.- Nic nie widzę.Stojący za Nullynem Voyd, również uśmiechając się rado­śnie, wziął drabinkę sznurową i przerzucił jej koniec przez burtę.Uderzenie liny o kadłub było jedynym dźwiękiem, jaki usłyszał czarodziej.Najwyraźniej drabinka nie dotknęła ni­gdzie ziemi.- To tutaj.To właściwe miejsce, uczciwie i szczerze, panie czarodzieju! - Voyd wskazał na reling.- Sam popatrz!Rhonin tak zrobił.ostrożnie.Wcale by się nie zdziwił, gdyby oba gobliny połączyły swe siły i wyrzuciły go przez burtę, mimo rozkazów Skrzydeł Śmierci.- Nic nie widzę.Nullyn popatrzył na niego przepraszająco.- To przez te chmury, panie czarodzieju! Zasłaniają wszyst­ko przed twoimi ludzkimi oczami! My, gobliny, mamy o wie­le ostrzejszy wzrok.Pod nami jest bardzo miękka, bardzo bezpieczna półka! Zejdź po drabinie, a my cię łagodnie opu­ścimy, zobaczysz!Mag zawahał się.Niczego bardziej nie pragnął, niż odda­lić się od sterowca i jego załogi, ale po prostu uwierzyć goblinom na słowo, nie widząc pod sobą żadnej ziemi.Bez żadnego ostrzeżenia lewa ręka Rhonina nagle wy­ciągnęła się i chwyciła z zaskoczenia Nullyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl