[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rebelianci z równin na koniach utworzyli straż, która pilnowała, by ludzie poruszali się płynnie, podczas gdy w mieście przeszukiwano wszystkie domy, by mieć pewność, że nikt nie pozostał, ukrywając się gdzieś.Był już zmierzch, gdy ostatni z przeszukujących opuścili miasto.Gdy oni również dotarli do pobliskich wzgórz, wiązki światła wystrzeliły z muriańskich statków oraz paru miejsc na lądzie.Kiedy te promienie się spotkały nastąpił huk, głośniejszy od każdego grzmotu piorunów i wstrząsów, który zwalił z nóg wielu obserwujących.Wir powietrza u-niósł w górę chmurę piasku sprawiając, że niebo stało się jeszcze ciemniejsze.- Świątynia Ba–Al’a… - Cho chwycił Amerykanina za ramię.- Spójrz na świątynię!Pośród gruzów ciągle stała posępna budowla o czerwonych ścianach, w ogóle nie naruszona.Wiązki ponownie wystrzeliły, skupiając się dokładnie nad tym budynkiem, lecz kiedy zniknęły, ciągle tam stał.Wówczas z samego nieba wystrzelił słup oślepiającego światła, jak gdyby te maszyny destrukcji ściągnęły siły natury.Rozległ się dźwięk, który ich ogłuszył - i gdy ponownie mogli widzieć, świątynia zniknęła.W tym momencie Ray doznał dziwnego wrażenia, że nie może ani w to uwierzyć, ani wytłumaczyć.Zresztą nigdy potem o tym nie rozmawiał.Pomyślał, że ujrzał czarny cień, nie podobny jednak do tego skulonego ciała ludzkiego, zwieńczonego głową byka.Cień pierzchnął w noc, okrywając się niby płaszczem, właściwą substancją normalnej ciemności.Gdy odwrócili się, by podążyć w kierunku swych statków, podjechał do nich mężczyzna na koniu, który wyłonił się z wolno poruszającego się węża alianckich uchodźców.Uranos wychylił się z siodła, by przemówić do Ray’a.- Przyjacielu nie zapomniałem.Wszystko co moje jest twoje, wystarczy poprosić.Tak też będzie z naszymi synami i synami naszych synów.Jeśli mnie wezwiesz, przybędę, gdy zajdzie potrzeba nawet na koniec świata.Teraz muszę iść z mymi ludźmi.Lecz pamiętaj bracie…Ray wyciągnął dłoń, by uścisnąć mu rękę.- Nie mamy wobec siebie żadnych długów.-Tamten musi to zrozumieć.- Jedź w pokoju i swobodnie…Uścisnęli sobie dłonie i jeździec oddalił się.Teraz Cho stanął u boku Amerykanina.- Statki czekają… i Ojczyzna… Razem ruszyli w kierunku wybrzeża.Rozdział 18Czy to tu wylądowałeś? Jesteś pewien, że to jest to miejsce?Ray skłonny był nawet podzielić wątpliwości kapitana Tauta.Nie było żadnego znaku na bezludnym i pustym wybrzeżu, a skrawki lądu były do siebie bardzo podobne.Ray był jednak pewien.- To właśnie tu - powtórzył z przekonaniem.Odwrócił głowę, ciężko mu było przerwać nić, która, jak czuł, przyciągała go do Jałowych Ziem tym mocniej, im bliżej brzegu się znajdowali.Do domu, do Ojczyzny - powiedział kiedyś Cho.Jakkolwiek Ray wiedział wtedy, że nie jest to jego powrót i nie będzie.Jak powiedział U–Cha, można było obrać tylko jedną drogę, a ta leżała na północy.Taut wypełniający nowe rozkazy mające na celu dopaść resztki alianckiej floty wywiadowczej, zgodził się wysadzić go na brzegu tam, gdzie będzie sobie życzył.Kapitan piratów naciągnął szczelniej marynarski płaszcz na swoje szerokie barki.Wiała lodowata bryza przypominająca oddech zim, jakie Ray znał z kraju, który tu powstanie.Mógł już teraz zobaczyć białe płaty na brzegu, ślady śniegu.- Pożeglujemy na wschód.Daj mi znak zapalając światło, gdy zechcesz byśmy cię zabrali.Ray kiwnął głową.To światło, pomyślał, najprawdopodobniej nigdy nie zostanie zapalone.Najlepiej uzmysłowić to Tautowi.- Mogę w ogóle nie wrócić - powiedział.- Idę, by znaleźć ludzi mego czasu.- Nie pytaj, a nie będą ci opowiadać zmyślonych bajek - odrzekł kapitan.O, tak, każdy człowiek ma prawo do własnych tajemnic.Nie ma tu kolonii, tylko dzicz, w której trudno kogoś spotkać.Żeglowały w tych okolicach alianckie statki, których część teraz zostanie pirackimi.Wyjęci spod prawa obozują tam - machnął ręką w stronę brzegu.Idź ostrożnie, wojowniku, i trzymaj zawsze dłoń na rękojeści miecza.Będziemy wypatrywać twego sygnału.- Jeśli nie ujrzycie go przez pięć dni, zatroszczcie się o własne interesy i nie szukajcie mnie więcej - powtórzył Ray stanowczo.- Zgoda.Ale co powiem, kiedy wrócę? Że wysadziłem cię na pustkowiu, że nikt z nas ci nie towarzyszył i że zostawiłem cię tu samego? Gdybym tak powiedział, to myślę, że musiałbym się pojedynkować.Zwłaszcza spotkawszy Urodzonego w Słońcu Cho, którego pewnie zawiodłeś, uciekając od niego po kryjomu, by wsiąść na statek z rozkazami dla mnie.- Powiedz mu, by zadawał pytania U–Cha, Naacal’owi.To oni wiedzą, co muszę zrobić.Ray był niecierpliwy.Gotów byłby nawet wyskoczyć za burtę statku i popłynąć wpław.Ostatecznie jednak Taut zdał się nie mieć ochoty na marnowanie czasu na dyskusje.Kapitan wydał stosowne rozkazy i Ray został przewieziony szalupą na brzeg.Wyskoczył z łodzi na obmyty falami piach i odwrócił się, by złapać rzuconą mu przez sternika torbę z prowiantem.Nie czekał już jednak na brzegu, by odprowadzić wzrokiem szalupę wracającą na statek.Wiatr i fale zmieniły nieco wygląd wydm, ale niedaleko znajdowały się osmalone kamienie.Tak, jego wewnętrzna potrzeba dobrze go poprowadziła.To tu znajdował się obóz atlancki, w którym był jeńcem.A teraz…Ray wrzucił torbę z jedzeniem na najbliższą skałę.To tylko zbędny ciężar, którego już prawdopodobnie nigdy nie ujrzy.Zaczai iść tak pewnie w głąb lądu, jakby jego stopy kroczyły po dobrze oznaczonej drodze, tak pewien kursu, jakby wiodąca go ścieżka była wybrukowana.Za jakiś czas dotarł do wąwozu, gdzie leżały nagie kości łosia.Wspiął się na wzgórze, z którego sprowadzono go niegdyś jako więźnia.Przed nim na tle nieba czerniła się linia, lasu.Przez cały dzień nie było słońca.Niebo było zimne i posępne, zima wgryzła się tu głębiej.Ciemny był ten las, gdyż mimo panującej pory nie wszystkie liście opadły z drzew i ciemne sklepienie zwieszało się ponad głową.Ray odsunął suchą gałązkę dzikiego wina, która uderzyła o pióropusz jego muriańskiego hełmu i zatrzymał się, by wyplątać rąbek płaszcza z uchwytu kolczastego krzewu.Pod podeszwami jego wysokich marynarskich butów rozpościerał się dywan mchu delikatnie tylko tkniętego brązem.Patrząc uporczywie w dół, kiedy szedł pomiędzy drzewami, widział tylko mrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Rebelianci z równin na koniach utworzyli straż, która pilnowała, by ludzie poruszali się płynnie, podczas gdy w mieście przeszukiwano wszystkie domy, by mieć pewność, że nikt nie pozostał, ukrywając się gdzieś.Był już zmierzch, gdy ostatni z przeszukujących opuścili miasto.Gdy oni również dotarli do pobliskich wzgórz, wiązki światła wystrzeliły z muriańskich statków oraz paru miejsc na lądzie.Kiedy te promienie się spotkały nastąpił huk, głośniejszy od każdego grzmotu piorunów i wstrząsów, który zwalił z nóg wielu obserwujących.Wir powietrza u-niósł w górę chmurę piasku sprawiając, że niebo stało się jeszcze ciemniejsze.- Świątynia Ba–Al’a… - Cho chwycił Amerykanina za ramię.- Spójrz na świątynię!Pośród gruzów ciągle stała posępna budowla o czerwonych ścianach, w ogóle nie naruszona.Wiązki ponownie wystrzeliły, skupiając się dokładnie nad tym budynkiem, lecz kiedy zniknęły, ciągle tam stał.Wówczas z samego nieba wystrzelił słup oślepiającego światła, jak gdyby te maszyny destrukcji ściągnęły siły natury.Rozległ się dźwięk, który ich ogłuszył - i gdy ponownie mogli widzieć, świątynia zniknęła.W tym momencie Ray doznał dziwnego wrażenia, że nie może ani w to uwierzyć, ani wytłumaczyć.Zresztą nigdy potem o tym nie rozmawiał.Pomyślał, że ujrzał czarny cień, nie podobny jednak do tego skulonego ciała ludzkiego, zwieńczonego głową byka.Cień pierzchnął w noc, okrywając się niby płaszczem, właściwą substancją normalnej ciemności.Gdy odwrócili się, by podążyć w kierunku swych statków, podjechał do nich mężczyzna na koniu, który wyłonił się z wolno poruszającego się węża alianckich uchodźców.Uranos wychylił się z siodła, by przemówić do Ray’a.- Przyjacielu nie zapomniałem.Wszystko co moje jest twoje, wystarczy poprosić.Tak też będzie z naszymi synami i synami naszych synów.Jeśli mnie wezwiesz, przybędę, gdy zajdzie potrzeba nawet na koniec świata.Teraz muszę iść z mymi ludźmi.Lecz pamiętaj bracie…Ray wyciągnął dłoń, by uścisnąć mu rękę.- Nie mamy wobec siebie żadnych długów.-Tamten musi to zrozumieć.- Jedź w pokoju i swobodnie…Uścisnęli sobie dłonie i jeździec oddalił się.Teraz Cho stanął u boku Amerykanina.- Statki czekają… i Ojczyzna… Razem ruszyli w kierunku wybrzeża.Rozdział 18Czy to tu wylądowałeś? Jesteś pewien, że to jest to miejsce?Ray skłonny był nawet podzielić wątpliwości kapitana Tauta.Nie było żadnego znaku na bezludnym i pustym wybrzeżu, a skrawki lądu były do siebie bardzo podobne.Ray był jednak pewien.- To właśnie tu - powtórzył z przekonaniem.Odwrócił głowę, ciężko mu było przerwać nić, która, jak czuł, przyciągała go do Jałowych Ziem tym mocniej, im bliżej brzegu się znajdowali.Do domu, do Ojczyzny - powiedział kiedyś Cho.Jakkolwiek Ray wiedział wtedy, że nie jest to jego powrót i nie będzie.Jak powiedział U–Cha, można było obrać tylko jedną drogę, a ta leżała na północy.Taut wypełniający nowe rozkazy mające na celu dopaść resztki alianckiej floty wywiadowczej, zgodził się wysadzić go na brzegu tam, gdzie będzie sobie życzył.Kapitan piratów naciągnął szczelniej marynarski płaszcz na swoje szerokie barki.Wiała lodowata bryza przypominająca oddech zim, jakie Ray znał z kraju, który tu powstanie.Mógł już teraz zobaczyć białe płaty na brzegu, ślady śniegu.- Pożeglujemy na wschód.Daj mi znak zapalając światło, gdy zechcesz byśmy cię zabrali.Ray kiwnął głową.To światło, pomyślał, najprawdopodobniej nigdy nie zostanie zapalone.Najlepiej uzmysłowić to Tautowi.- Mogę w ogóle nie wrócić - powiedział.- Idę, by znaleźć ludzi mego czasu.- Nie pytaj, a nie będą ci opowiadać zmyślonych bajek - odrzekł kapitan.O, tak, każdy człowiek ma prawo do własnych tajemnic.Nie ma tu kolonii, tylko dzicz, w której trudno kogoś spotkać.Żeglowały w tych okolicach alianckie statki, których część teraz zostanie pirackimi.Wyjęci spod prawa obozują tam - machnął ręką w stronę brzegu.Idź ostrożnie, wojowniku, i trzymaj zawsze dłoń na rękojeści miecza.Będziemy wypatrywać twego sygnału.- Jeśli nie ujrzycie go przez pięć dni, zatroszczcie się o własne interesy i nie szukajcie mnie więcej - powtórzył Ray stanowczo.- Zgoda.Ale co powiem, kiedy wrócę? Że wysadziłem cię na pustkowiu, że nikt z nas ci nie towarzyszył i że zostawiłem cię tu samego? Gdybym tak powiedział, to myślę, że musiałbym się pojedynkować.Zwłaszcza spotkawszy Urodzonego w Słońcu Cho, którego pewnie zawiodłeś, uciekając od niego po kryjomu, by wsiąść na statek z rozkazami dla mnie.- Powiedz mu, by zadawał pytania U–Cha, Naacal’owi.To oni wiedzą, co muszę zrobić.Ray był niecierpliwy.Gotów byłby nawet wyskoczyć za burtę statku i popłynąć wpław.Ostatecznie jednak Taut zdał się nie mieć ochoty na marnowanie czasu na dyskusje.Kapitan wydał stosowne rozkazy i Ray został przewieziony szalupą na brzeg.Wyskoczył z łodzi na obmyty falami piach i odwrócił się, by złapać rzuconą mu przez sternika torbę z prowiantem.Nie czekał już jednak na brzegu, by odprowadzić wzrokiem szalupę wracającą na statek.Wiatr i fale zmieniły nieco wygląd wydm, ale niedaleko znajdowały się osmalone kamienie.Tak, jego wewnętrzna potrzeba dobrze go poprowadziła.To tu znajdował się obóz atlancki, w którym był jeńcem.A teraz…Ray wrzucił torbę z jedzeniem na najbliższą skałę.To tylko zbędny ciężar, którego już prawdopodobnie nigdy nie ujrzy.Zaczai iść tak pewnie w głąb lądu, jakby jego stopy kroczyły po dobrze oznaczonej drodze, tak pewien kursu, jakby wiodąca go ścieżka była wybrukowana.Za jakiś czas dotarł do wąwozu, gdzie leżały nagie kości łosia.Wspiął się na wzgórze, z którego sprowadzono go niegdyś jako więźnia.Przed nim na tle nieba czerniła się linia, lasu.Przez cały dzień nie było słońca.Niebo było zimne i posępne, zima wgryzła się tu głębiej.Ciemny był ten las, gdyż mimo panującej pory nie wszystkie liście opadły z drzew i ciemne sklepienie zwieszało się ponad głową.Ray odsunął suchą gałązkę dzikiego wina, która uderzyła o pióropusz jego muriańskiego hełmu i zatrzymał się, by wyplątać rąbek płaszcza z uchwytu kolczastego krzewu.Pod podeszwami jego wysokich marynarskich butów rozpościerał się dywan mchu delikatnie tylko tkniętego brązem.Patrząc uporczywie w dół, kiedy szedł pomiędzy drzewami, widział tylko mrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]