[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdoła­ła jednak dosięgnąć czubkiem buta skrzynki, przyciągnęła ją do siebie i ponow­nie oplotła nogi wokół drugiego kabla, prowadzącego z niej dalej ku ziemi.Opu­ściła się bardzo ostrożnie i przeniosła na niego ciężar ciała.Poczuła gwałtowne szarpnięcie.Ze skrzynki wystrzeliły snopy iskier.Włączyła się sygnalizacja alarmowa, terkot dzwonków rozbrzmiał głośnym echem w całej hali.Kablem jeszcze raz szarpnęło.Singleton usłyszała w dole krzyki ludzi.Zdobyła się na odwagę i spoj­rzała pod siebie.Z osłupieniem zobaczyła, że znajduje się najwyżej trzy metry nad posadzką hangaru.Robotnicy wyciągali do niej ręce, inni biegli w tę stronę, okrzyki przybierały na sile.Puściła się kabla i zeskoczyła na podłogę.Sama się zdumiała, że tak szybko odzyskała panowanie nad sobą.Podnio­sła się z betonowej posadzki i w zakłopotaniu jęła otrzepywać ubranie.- Nic mi nie jest.Wszystko w porządku - powtarzała otaczającym ją pracownikom.- Naprawdę nic mi się nie stało.Przez tłum przepchnęli się dwaj sanitariusze.Powstrzymała ich ruchem ręki.- Nic mi nie jest.Monterzy, zauważywszy w końcu niebieski pasek na jej identyfikatorze, zaczęli ciekawie spoglądać w górę, kręcić głowami i zerkać na siebie z niedo­wierzaniem.Chyba nie mogli pojąć, co ona tam robiła, między podwieszonymi platformami.Wreszcie zaczęli się stopniowo rozchodzić, wyraźnie zmieszani i zaszokowani tym niewytłumaczalnym wypadkiem.- Nic się nie stało.Wszystko w porządku.Naprawdę - powtarzała Sin­gleton.- Wracajcie do swoich zajęć.Sanitariusz nieśmiało zaprotestował, lecz Casey przepchnęła się przez tłum i ruszyła w kierunku wyjścia.Nie wiadomo skąd zjawił się obok niej Kenny Bume i troskliwie objął ją ramieniem.- Co ty wyczyniasz, do cholery?- Nic szczególnego.__Chyba wiesz, że teraz na hali nie jest zbyt bezpiecznie.Czyżbyś zapo­mniała?- Nie, pamiętam - burknęła.Pozwoliła się Kenny'emu wyprowadzić przed budynek, na skąpany w słoń­cu plac.Zamrugała szybko, oślepiona.Spojrzała na parking ciasno zastawiony autami pracowników drugiej zmiany.Padające ukośnie promienie słoneczne odbijały się w szybach samochodów.Kenny obrócił ją twarzą do siebie.- Naprawdę musisz być bardziej ostrożna, Casey.Wiesz, co mam na myśli?- Tak, wiem.Popatrzyła na swoje ubranie.Z przodu całą bluzkę i spódnicę pokrywałyolbrzymie plamy smarów.- Masz tu jakieś ciuchy na zmianę? - zapytał Burne.- Nie.Muszę jechać do domu.- To lepiej cię odwiozę.Singleton chciała już zaprotestować, lecz przezornie ugryzła się w język.- Dzięki, Kenny - powiedziała cicho.BUDYNEK ADMINISTRACYJNYGODZINA 18.00John Marder uniósł głowę znad biurka.- Słyszałem o jakimś incydencie w hali sześćdziesiątej czwartej.Co tam się stało? - zapytał.- Nic specjalnego.Musiałam coś sprawdzić w komputerze sieci technicznej.Pokiwał głową.- Może lepiej nie chodź więcej sama do hangaru, Casey.Zwłaszcza po tym rannym wypadku, kiedy urwała się skrzynia spod suwnicy.Jeśli już bę­dziesz musiała tam pójść, zabierz ze sobąRichmana albo któregoś z inżynierów zespołu.- Dobrze.- Naprawdę nie ma sensu ryzykować.- Rozumiem.- A teraz.- rzekł, rozsiadając się wygodniej w fotelu - powiedz, o co chodziło temu dziennikarzowi.- Jack Rogers chce napisać artykuł, który może mieć dla nas niezbyt przy­chylny wydźwięk.Uczepił się plotki, że według działaczy związkowych zamie­rzamy przekazać Chińczykom technologię montażu skrzydeł.Ci nawet podobno mają na potwierdzenie tego kopie jakichś dokumentów.A zdaniem Rogersa nie­pokoje wśród załogi wywołują.oględnie mówiąc, przecieki ze ścisłego grona kierownictwa zakładów.- Przecieki? - zdziwił się Marder.- Jakie znów przecieki?- Ktoś mu nagadał, że ty i Edgarton nawzajem kopiecie pod sobą dołki.Pytał mnie wprost, czy moim zdaniem tarcia w dyrekcji mogą mieć wpływ na losy uzgadnianego kontraktu.- Matko Boska.-jęknął Marder.Wyglądał na zaszokowanego.- Prze­cież to śmieszne.Całkowicie popieram stanowisko Hala w tych pertraktacjach.Kontrakt ma olbrzymie znaczenie dla zakładów.W tej sprawie nie mogło być żadnych przecieków.Co mu odpowiedziałaś?- Spławiłam go.Lecz jeśli zależałoby nam na wyciszeniu plotek, powinni­śmy dać mu jakiś rzetelny materiał.Najlepszy byłby chyba wywiad z Edgarto-nem.Może wystarczyłaby obietnica wyłączności na opisanie kontraktu z China­mi.Moim zdaniem tylko w ten sposób dałoby się nieco uspokoić nastroje.- Masz rację, lecz Hal nie zgodzi się na udzielenie wywiadu.Podejrze­wam, że nawet gdybym osobiście go o to poprosił, i tak by odmówił.- Ktoś jednak powinien się tym zająć.Może ty byś spróbował?- To też nie będzie łatwe.Hal stanowczo zakazał mi się kontaktować z dziennikarzami do czasu podpisania umowy.Zgadzam się z nim, że należy teraz zachować ostrożność.Czy temu facetowi można zaufać?- Raczej tak, sądząc z naszej dotychczasowej współpracy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl