[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie mogę ci tego na razie wyjaśnić — powiedział.Wstał i zaczął się szybko ubierać.— Wiem, jak to może wyglądać w twoich oczach, ale wierz mi: to jest rzecz naprawdę o wiele poważniejsza, niż mogłabyś przypuszczać.Jeżeli w ogóle jeszcze kiedykolwiek zgodzisz się ze mną rozmawiać, to daję ci słowo honoru, że ci to wszystko wyjaśnię.Jeżeli teraz nie uda mi się naprawić tego, co zrobiłem, nastąpi katastrofa.Wydawał się bardzo zaabsorbowany i zaniepokojony, ale już opanowany i przytomny.Ubrał się do końca i podszedł do mnie, bo cały czas stałam w milczeniu, paląc papierosa i przyglądając się jego poczynaniom.— Joanno, strasznie cię przepraszam — powiedział cicho.— Naprawdę, strasznie cię przepraszam…Nie odpowiadając, przeszłam za nim do przedpokoju.Przed drzwiami zawahał się i zawrócił.— Czy… będę mógł jeszcze kiedyś do ciebie zadzwonić?— Proszę cię bardzo — odparłam nadzwyczaj uprzejmie i lodowato.Szybkim krokiem podszedł do drzwi i szarpnął zasuwę.Zasuwa ani drgnęła.Byłam zbyt zszokowana, żeby pamiętać w tej chwili o fanaberiach własnego zamka, i stałam nadal, oparta o ścianę, nie myśląc o tym, że należy mu pomóc w otwarciu drzwi.Przez chwilę mocował się z narowistą zasuwą i nagle zniecierpliwiony odwrócił się do mnie.— Jak to się otwiera?!Nie, to co brzmiało w jego głosie, to nie była niecierpliwość.To było napięcie, zdenerwowanie, niemal lęk człowieka, który się nieprzytomnie śpieszy i nie może się wydostać z zamkniętego pomieszczenia.Pytanie zabrzmiało ostro i nieprzyjemnie, prawie jak rozkaz.Jakby już nie był w stanie dłużej nad sobą panować.— Przepraszam — powiedziałam wciąż tym samym zimnym i uprzejmym tonem.Przeszłam obok niego i otworzyłam drzwi, a następnie zamknęłam je za nim.Powoli wróciłam do pokoju i usiadłam przy stole.Oszołomienie i gniew mijały, zebrałam myśli do kupy i nagle zdałam sobie sprawę z groteskowości sytuacji.Wielki Boże, a cóż to było? Nieprzytomnie zdenerwowany facet we fragmentarycznym dezabilu, załatwiający przez mój telefon sprawy państwowej wagi… Co za nieprawdopodobny idiotyzm! Wszystkiego się mogłam spodziewać, tylko nie czegoś takiego.Co to ma znaczyć? Kim jest, do stu tysięcy diabłów, ten człowiek?Zapaliłam drugiego papierosa i zaczęłam myśleć intensywniej.Ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie czuję się obrażona.Nie czuję się obrażona? Dlaczego? Każda normalna kobieta w tej sytuacji powinna się poczuć śmiertelnie dotknięta.Czyżbym nie była normalną kobietą? Nie, to nie to.Ten człowiek robił rzeczywiście wrażenie wstrząśniętego.Jeżeli udawał, to robił to genialnie, a zresztą nie! Niemożliwe.Cała ta scena mogła być znakomicie zagrana, a jeszcze lepiej wyreżyserowana, ale jedno musiało być prawdziwe.Ten moment przy drzwiach.Ten gest, ten ruch, którym się odwrócił, ten ton głosu, nie to nie mogło być zagrane, to musiała być prawda.Bo jeśli to było zagrane, to doprawdy jeszcze nigdy w życiu nie widziałam lepszego aktora i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko złożyć wyrazy najwyższego uznania…A jeśli to była prawda?… O, świeci pańscy! To co ja najlepszego zrobiłam, w co ja się wplątałam? Co mają oznaczać te wstrząsające tajemnice?Przez chwilę rozważałam jeszcze jedną możliwość, że ni z tego, ni z owego doszedł nagle do wniosku, że jestem odstręczająca i powziął do mnie głębokie obrzydzenie.Pewnie, to też możliwe, de gustibus non est disputandum, ale po co w takim razie robił takie przedstawienie? Wystarczyło oświadczyć, że mu się nie podobam, i wybyć w trybie normalnym.Prawdopodobnie nie czułabym się tym zachwycona, ale przyjęłabym to jako dopust boży i karę za głupie pomysły, nie wnosząc żadnych pretensji.Ostatecznie, nigdzie nie jest powiedziane, że muszę się podobać całemu światu.Ale nie, to nie to.W całej tej scenie był element niepokoju, wielkiego niepokoju, a nie było cienia afrontu w stosunku do mnie.Może dlatego nie czuję się obrażona, ale stoję na krawędzi śmiertelnej obrazy.Czekam, co będzie dalej.Wszystkim na tym padole zdarzają się nieprawdopodobne rzeczy, nie ma nic niemożliwego, wobec tego dopuszczam możliwość wyjaśnień.Dopiero te wyjaśnienia mogą mnie obrazić albo nie.Nie mówiąc o tym, że ich brak będzie także znamienny.Jedno jest pewne: niezależnie od tego, co będzie dalej, czy jeszcze kiedykolwiek usłyszę o tym człowieku, czy nie, ja się dowiem, kto to jest.Nie zostawię sobie do końca życia nie odgadniętej tajemnicy.O tym, co się dzieje ze mną i dookoła mnie, decyduję ja sama i nikt inny.I nikt mnie tu nie będzie wpędzał w bezsensowne konspiracje.Powziąwszy tę decyzję, podniosłam się i uznałam, że czas iść spać.Nie przestałam być zaabsorbowana tematem, bo jednak w głębi duszy ciągle mi tkwiły raz obudzone, okropne podejrzenia, zupełnie nie związane z żadnym rodzajem państwowotwórczej pracy…No i już widać, co się zaczęło dziać.Prawie cały ten początek, stanowiący startowy punkt wydarzeń, niby nawet wyszedł, ale rozproszony po taśmie i poprzeplatany szajką przestępczą.W książce tajemnica rozkwita stopniowo, od uciekającego amanta wszystko się zaczyna, film pokiełbasił mi rozwój akcji doszczętnie i proszę bardzo, niech ktoś spróbuje tak traktować własny utwór.Obłędu można dostać.Batory grawitował w kierunku groteski, ja się upierałam przy komedii realistycznej.Z założenia miał być to film o zakochanej wariatce, z tym, że moja wariatka prezentowała jakieś cechy ogólnoludzkie, Batorego zaś czysto kobiece.Może wylazł tu na wierzch generalny pogląd na kobiety jako takie, inny jego, inny mój.Z bogatego życie wewnętrznego, jak twierdził, mógł pokazać robaki, ale wtedy wyszedłby nam film przyrodniczy.Musiałam się ogólnie pogodzić z przewagą elementów zewnętrznych, chociażby ustawicznie obrywany żyrandol, nie chciałam żyrandola, wystarczały mi te zwyczajne kawałki farby, spadające z sufitu za kołnierz, na głowę i do herbaty.Batoremu wydawały się niedostatecznie efektowne, może dlatego, że sam ich na sobie nie doświadczył.Jednak co empiryzm, to empiryzm.Od nalewanej przez Kalinę Jędrusik herbaty skóra mi cierpła i przewracały się różne organa wewnętrzne.Dobrą herbatę ceniłam wysoko, takiej koszmarnej lury moja bohaterka nie miała prawa nalać, kompromitowało ją to o wiele bardziej, niż wszystkie wygłupy uczuciowe, protestowałam wniebogłosy, bez mała tłukłam głową w stolik, przy którym uprawialiśmy twórczość, bez skutku.O filmie decyduje reżyser…Łatwo chyba zgadnąć, że równie energicznie protestowałam przeciwko przestępczości pana z pokoju trzysta trzydzieści sześć.To nie miał być żaden złoczyńca, tylko sympatyczny młodzieniec na wysokim poziomie intelektualnym i wcale nie dziwkarz.Wyłącznie pod straszliwym naciskiem reżysera, wbrew sobie, płacząc gorzko i rwąc włosy z głowy, zgodziłam się uczynić z niego nową postać, w ogóle nie występującą w książce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl