[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.seraje Bardo i Manuby, ogrody, wodotryski.rozkoszne łaźnie i tysiące młodych niewolnic daleko od nas piękniejszych.– Nie mówmy – rzekłem – o tych królestwach, które słońce oświe-ca, jesteśmy teraz sam nie wiem w jakiej otchłani, ale jakkolwiek gra-niczymy z piekłem.możemy przecie znaleźć tu rozkosze, które, jakpowiadają.Prorok obiecuje swoim wybranym.Emina tęsknie się uśmiechnęła, po chwili jednak spojrzała na mnieczułymi oczyma.Zibelda zarzuciła mi ręce na szyję.NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG323DZIEŃ TRZYDZIESTYObudziwszy się nie znalazłem już moich kuzynek.Niespokojny,obejrzałem się dokoła i spostrzegłem przed sobą długą, oświeconą galerię; domyśliłem się, że jest to droga, którą powinienem postępować.Ubrałem się czym prędzej i po półgodzinnym pochodzie przybyłem dokrętych schodów, którymi wedle upodobania mogłem albo wydostaćsię na powierzchnię ziemi, albo pogrążyć w jej wnętrznościach.Obra-łem tę drugą drogę i zaszedłem do podziemia, gdzie ujrzałem grobo-wiec z białego marmuru, oświecony czterema lampami i starego derwi-sza, który odmawiał przy nim pacierze.Starzec odwrócił się do mnie i rzekł łagodnym głosem:– Witaj nam, senor Alfonsie, od dawna czekamy już na ciebie.Zapytałem go, czy to nie są czasem podziemia Kassar-Gomelezu.– Nie mylisz się, szlachetny nazarejczyku – odrzekł derwisz.–Grób ten zawiera w sobie sławną tajemnicę Gomelezów; ale zanimopowiem o tym ważnym przedmiocie, pozwól, abym ci ofiarował lekkiposiłek.Będziesz dziś potrzebował wszystkich sił twego umysłu i ciała, a być może – dodał złośliwie – że to ostatnie domaga się wypoczynku.Po tych słowach starzec zaprowadził, mnie do sąsiedniej jaskini,gdzie znalazłem czysto zastawione śniadanie; gdy się posiliłem, prosiłmnie, abym posłuchał z uwagą, i rzekł:– Senor Alfonsie, nie jest mi obcym, że piękne twoje kuzynkiuwiadomiły cię o historii twoich przodków i o znaczeniu, jakie przy-wiązywali oni do tajemnicy Kassar-Gomelezu.W istocie, nic w świecie nie może być ważniejsze.Człowiek posiadający naszą tajemnicę z łatwością mógłby skłonić do posłuszeństwa całe narody i być może zało-żyć nawet powszechną monarchię.Z drugiej jednak strony, potężne te i niebezpieczne środki, znalazłszy się w nierozsądnych rękach, na długo mogłyby zniszczyć porządek, zaprowadzony w posłuszeństwie.Prawaod wielu wieków rządzące nami postanowiły, że tajemnica może byćNASK IFPUG324Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGodkryta tylko ludziom z krwi Gomelezów, i to wtedy, gdy mnogie pró-by przekonają o niezłomności i prawości ich sposobu myślenia.Wypa-da także żądać złożenia uroczystej przysięgi, popartej całą siłą form religijnych.Wszelako znając twój charakter, poprzestaniemy na twoim słowie honoru.Ośmielam się więc prosić cię o zaręczenie słowem honoru, że nigdy nikomu nie wyjawisz tego, co tu zobaczysz lub usły-szysz.Zdawało mi się w pierwszej chwili, że będąc w służbie króla hisz-pańskiego, nie powinienem dawać mego słowa, nie dowiedziawszy sięwprzódy, czy nie ujrzę w jaskini rzeczy, które by sprzeciwiały się jego godności.Napomknąłem o tym derwiszowi.– Twoja przezorność, senor, jest zupełnie na miejscu – odpowie-dział starzec.– Ramię twoje należy do króla, któremu służysz, ale tu znajdujesz się w podziemnych okolicach, gdzie jego władza nigdy się nie przedarła.Krew, z której pochodzisz, także wkłada na ciebie obowiązki, nareszcie słowo honoru, jakiego od ciebie wymagam, jest tylko dalszym ciągiem tego, które dałeś twoim kuzynkom.Poprzestałem na tym rozumowaniu, aczkolwiek nieco szczegól-nym, i dałem słowo, którego ode mnie żądano.Natenczas derwisz popchnął jedną ze ścian grobowca i wskazał mischody prowadzące do głębszych jeszcze podziemi.– Zejdź tędy – rzekł – ja nie potrzebuję d towarzyszyć, wszelakowieczorem przyjdę po ciebie.Zszedłem więc i ujrzałem rzeczy, które z prawdziwą przyjemnościąbym wam opowiedział, gdyby dane słowo honoru nie kładło temu nie-przezwyciężonej przeszkody.Stosownie do obietnicy derwisz przyszedł po mnie wieczorem.Wyszliśmy razem i przybyliśmy do jeszcze innej jaskini, gdzie namzastawiono wieczerzę.Stół umieszczony był pod złotym drzewem, wy-obrażającym rodowód Gomelezów.Drzewo rozrastało się na dwiegłówne gałęzie, z tiórych jedna, przeznaczona dla Gomelezów-mahometan, zdawała się rozkwitać całą siłą roślinności, druga zaś,Gomelezów-chrześcijan, w sposób widoczny schła i najeżała długie igroźne ciernie.Po wieczerzy derwisz rzekł:– Nie dziw się różnicy, jaką spostrzegasz między tymi dwiemagłównymi gałęziami.Gomelezowie wierni prawom Proroka otrzymalikorony w nagrodę, podczas gdy ci drudzy żyli nieznani i zajmowaliróżne mało ważne urzędy.Żadnego z nich nigdy nie przypuszczono donaszej tajemnicy i jeżeli gwoli tobie uczyniono wyjątek, winien to je-NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG325steś szczególnym względom, jakie sobie zjednałeś, pozyskując przy-chylność dwóch księżniczek z Tunisu.Pomimo to masz dotąd słabetylko pojęcie o naszej polityce: gdybyś chciał przejść do drugiej gałęzi, do tej.która kwitnie i z każdym dniem coraz bujniej kwitnąć będzie, wtedy miałbyś czym zadowolić swoją miłość własną i mógłbyś przedsięwziąć olbrzymie zamiary.Chciałem odpowiedzieć, ale derwisz nie dał mi wyrzec jednegosłowa i tak dalej mówił:– Wszelako należy ci się pewna część dostatków twojej rodziny ipewna nagroda za trudy, jakie podjąłeś, przybywając do naszego pod-ziemia.Oto jest weksel Estebana Moro, najbogatszego bankiera z Ma-drytu.Suma zdaje się wynosić tylko tysiąc realów, ale jedno tajemne pociągnięcie piórem czyni ją nieograniczoną i dadzą ci na twój podpis, ile sam zażądasz.Teraz pójdziesz tymi krętymi schodami i gdy nali-czysz trzy tysiące pięćset stopni, dostaniesz się do nader niskiego sklepienia, gdzie musisz przeczołgać pięćdziesiąt kroków, i wtedy znaj-dziesz się pośród zamku Al-Kassar, czyli Kassar-Gomelez.Dobrzeuczynisz, jeżeli tam przenocujesz, nazajutrz zaś u stóp góry łatwo spostrzeżesz obóz Cyganów.Żegnam cię, drogi Alfonsie, oby święty nasz Prorok raczył oświecić cię i ukazać drogę prawdy.Derwisz uściskał mnie, pożegnał i zamknął drzwi za mną.Musia-łem co do słowa wypełnić jego polecenie.Drapiąc się pod górę, często zatrzymywałem się dla nabrania oddechu; nareszcie ujrzałem nad sobą gwiaździste niebo.Położyłem się pod rozwalonym sklepieniem i zasną-łem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl