[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniosła wzrok.- Gdyby ten człowiek żył, nie chciałabym mieć z nim nic do czynienia.- Nawet, gdyby przez to miał pozostać piratem?Długo nie odpowiadała.Na jej twarzy pojawiło się znużenie.- Nie wiem.Nie wiem, nie męcz mnie.Cisza wisiała długo.- To jest Rubin Córki Błyskawic, tak go nazywają, prawda?- Tak, pani.- Dziwna nazwa.Słyszałam, że jest silny, prawie tak silny, jak Srebrne Pióra.Ale bardziej tajemniczy i stokroć więcej w nim zła.Podobno zabija, gdy jego posiadacz czyni zbyt wiele dobra.Czy to prawda?- Nie wiem, pani.Nikt nie zna Rubinu do końca.Krążą o nim różne historie.Jest dartańska legenda o Trzech Siostrach, które Szerń zesłała do walki ze złem.Słyszałem kiedyś tę bajdę w tawernie.Delara, najmłodsza z sióstr, stanęła na kontynencie Szereru, gdy szalała bardzo silna burza, dlatego nazwano ją Córką Błyskawic.Miała walczyć ze złym magiem, którego taki Rubin opętał.Ponoć dwa Ciemne Pasma zostały kiedyś przez Szerń odrzucone.Rubin należy właśnie do tych Pasm.Pokiwała głową.-I ty każesz mi wierzyć, że istota, którą ten klejnot przywoluje, przybywa w imię dobra? Raladan zmarszczył brwi.- Przecież to tylko legenda.Z zewnątrz, od śródokręcia, dobiegł jakiś hałas.Wymienili spojrzenia, po czym pilot ruszył ku drzwiom.W tej samej chwili ktoś zaczął się do nich dobijać.Raladan otworzył.- Co tam?- Żagiel na horyzoncie - rzekł majtek, kłaniając się niezgrabnie, ni w pięć, ni w dziewięć, na widok Ridarety.Raladan obejrzał się.- Pójdziemy, pani?Skinęła głową.Po chwili stali obok opartego o nadburcie Taresa.- Gdzie?Oficer wskazał palcem.Osłonili oczy dłońmi.- To Dartańczyk - rzekł Tares.- Chyba sam.Wciąż nie mogła dostrzec żagla, ale nie powiedziała im o tym.- Jak poznajesz? - zapytała.- Ma czerwony żagiel.- Chyba szary?- Szary z tej odległości.Taka szarość jak ta, to jest czerwień.Czerwony żagiel.Raladan w skupieniu przepatrywał widnokrąg.- Czerwono-szary - rzekł po chwili.- Pół na pół.Tares spojrzał mu w oczy i bez słowa pobiegł do masztu.Po chwili lazł w górę po wantach.- Dartan ma tylko kilka eskadr - Raladan mówił w przestrzeń, ni to do siebie, ni do niej.- Żagle okrętów są takie jak tuniki żołnierzy.Czerwone.To zwyczajne okręty, straż morska.Ale ten ma żagiel czerwono-szary.To nie strażnik, lecz gwardzista.Gwardia Morska, pani.Jeżeli jakikolwiek Dartańczyk godzien jest, by go nazwać żołnierzem, to na pewno płynie pod tym żaglem.Spojrzała pytająco.- Dartańczycy to kiepscy wojacy - wyjaśnił.- Tak legie, jak i straż morska.Ale jest kilka doborowych oddziałów, złożonych zresztą w dużej mierze z Armektańczyków.Choćby przyboczni Księcia Przedstawiciela.No i ci.- Wskazał horyzont.- Są dwie wielkie karaki, obsadzone nie przez strażników, lecz gwardzistów.Wielkie jak “Wąż Morski".Dartan to bogata prowincja, pani.Te okręty eskortują lub przewożą ładunki o największej wartości.Zamilkł i znów osłonił oczy ręką.- Sam! - zawołał z masztu Tares.- Hej, na dole! Sa-am! Raladan skrzywił usta w niejasnym grymasie.- Płynie sam, pani.Nie osłania kupca.I o tej porze roku, tuż przed jesiennymi sztormami, raczej nie wiezie cennego ładunku.Płynie sam.To obława.- Obława?Pilot spojrzał w niebo.- Do nocy sporo czasu - rzekł pozornie bez związku.- “Wąż Morski" zatopił wiele statków, pani.A są jeszcze inne żaglowce, takie jak nasz.Jest ich dużo.Więcej, niż myślisz.Ostatnio mało który kupiec mógł być pewien, że dowiezie ładunek.Więc zaczęli robić obławy.Armekt, Garra, czasem nawet Dartan.Tworzą lotne eskadry, zamykają Morze Zwarte i wyłapują okręty pirackie.W tym roku to już po raz drugi.- Przecież to jeden statek, nie eskadra.Raladan skinął głową.- Takich żaglowców imperium ma może osiem.Jeden Demon mógłby się porwać na taką fortecę.To olbrzymia karaka, podobna do naszej.A na niej dwustu żołnierzy.I dwadzieścia dział na kasztelach.Może pływać samotnie.- Twój ojciec.Zamilkł.Gdy cisza przedłużała się, ponagliła:- Cóż mój ojciec? Potrząsnął głową.- Zapomniałem się, pani.Wiem, że nie masz ochoty słuchać opowieści o zbójeckich wyczynach.Skinęła głową.Tym bardziej zaskoczyło go niegłośne:- Opowiedz.Zdziwił się.- Dobrze, pani.Pływaliśmy jeszcze na “Mewie", starej, pękatej kodze handlowej, ledwie co uzbrojonej.Twój ojciec zaatakował jedną z tych karak,,Dumę Imperium".Największą i najmocniejszą ze wszystkich.- Zatopił ją?- Nie, pani.,.Durna Imperium" dzisiaj nazywa się “Wąż Morski".Stanął za nimi Tares.- Już nas widzą - powiedział.- To obława.Na pokładzie od dawna była cała załoga.Majtkowie stali przy burcie, wisieli na wantach, patrząc pod horyzont.Widniały tam, wyraźnie już widoczne, szaro-czerwone żagle.- Musimy uciekać.Tares odszedł pod grotmaszt.- Do żagli! - wrzasnął.- Jazda, chłopcy! Zobaczymy, kto ma więcej wiatru! Posypały się komendy.- Chodźmy, pani - rzekł pilot.- Muszę zająć się sterem, odprowadzę cię do kajuty.Poszli.Dartańczyk zmierzał na przecięcie ich kursu.Tares miał sokoli wzrok, widział błyski na okutym posrebrzaną blachą dziobie.Zagryzł usta.Uciekali przed bogactwem.Jeden okręt dartański bardziej wart był zdobycia niż pięć innych.Dartańczycy kochali się w przepychu - i byli bogaci.Dowódcą tego żaglowca był zapewne mężczyzna dość zamożny, by kupić sobie patent kapitana gwardyjskiej karaki.Okup za takiego jeńca.Z gniewem odwrócił się plecami i patrzył na załogę.Krzątała się sprawnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Uniosła wzrok.- Gdyby ten człowiek żył, nie chciałabym mieć z nim nic do czynienia.- Nawet, gdyby przez to miał pozostać piratem?Długo nie odpowiadała.Na jej twarzy pojawiło się znużenie.- Nie wiem.Nie wiem, nie męcz mnie.Cisza wisiała długo.- To jest Rubin Córki Błyskawic, tak go nazywają, prawda?- Tak, pani.- Dziwna nazwa.Słyszałam, że jest silny, prawie tak silny, jak Srebrne Pióra.Ale bardziej tajemniczy i stokroć więcej w nim zła.Podobno zabija, gdy jego posiadacz czyni zbyt wiele dobra.Czy to prawda?- Nie wiem, pani.Nikt nie zna Rubinu do końca.Krążą o nim różne historie.Jest dartańska legenda o Trzech Siostrach, które Szerń zesłała do walki ze złem.Słyszałem kiedyś tę bajdę w tawernie.Delara, najmłodsza z sióstr, stanęła na kontynencie Szereru, gdy szalała bardzo silna burza, dlatego nazwano ją Córką Błyskawic.Miała walczyć ze złym magiem, którego taki Rubin opętał.Ponoć dwa Ciemne Pasma zostały kiedyś przez Szerń odrzucone.Rubin należy właśnie do tych Pasm.Pokiwała głową.-I ty każesz mi wierzyć, że istota, którą ten klejnot przywoluje, przybywa w imię dobra? Raladan zmarszczył brwi.- Przecież to tylko legenda.Z zewnątrz, od śródokręcia, dobiegł jakiś hałas.Wymienili spojrzenia, po czym pilot ruszył ku drzwiom.W tej samej chwili ktoś zaczął się do nich dobijać.Raladan otworzył.- Co tam?- Żagiel na horyzoncie - rzekł majtek, kłaniając się niezgrabnie, ni w pięć, ni w dziewięć, na widok Ridarety.Raladan obejrzał się.- Pójdziemy, pani?Skinęła głową.Po chwili stali obok opartego o nadburcie Taresa.- Gdzie?Oficer wskazał palcem.Osłonili oczy dłońmi.- To Dartańczyk - rzekł Tares.- Chyba sam.Wciąż nie mogła dostrzec żagla, ale nie powiedziała im o tym.- Jak poznajesz? - zapytała.- Ma czerwony żagiel.- Chyba szary?- Szary z tej odległości.Taka szarość jak ta, to jest czerwień.Czerwony żagiel.Raladan w skupieniu przepatrywał widnokrąg.- Czerwono-szary - rzekł po chwili.- Pół na pół.Tares spojrzał mu w oczy i bez słowa pobiegł do masztu.Po chwili lazł w górę po wantach.- Dartan ma tylko kilka eskadr - Raladan mówił w przestrzeń, ni to do siebie, ni do niej.- Żagle okrętów są takie jak tuniki żołnierzy.Czerwone.To zwyczajne okręty, straż morska.Ale ten ma żagiel czerwono-szary.To nie strażnik, lecz gwardzista.Gwardia Morska, pani.Jeżeli jakikolwiek Dartańczyk godzien jest, by go nazwać żołnierzem, to na pewno płynie pod tym żaglem.Spojrzała pytająco.- Dartańczycy to kiepscy wojacy - wyjaśnił.- Tak legie, jak i straż morska.Ale jest kilka doborowych oddziałów, złożonych zresztą w dużej mierze z Armektańczyków.Choćby przyboczni Księcia Przedstawiciela.No i ci.- Wskazał horyzont.- Są dwie wielkie karaki, obsadzone nie przez strażników, lecz gwardzistów.Wielkie jak “Wąż Morski".Dartan to bogata prowincja, pani.Te okręty eskortują lub przewożą ładunki o największej wartości.Zamilkł i znów osłonił oczy ręką.- Sam! - zawołał z masztu Tares.- Hej, na dole! Sa-am! Raladan skrzywił usta w niejasnym grymasie.- Płynie sam, pani.Nie osłania kupca.I o tej porze roku, tuż przed jesiennymi sztormami, raczej nie wiezie cennego ładunku.Płynie sam.To obława.- Obława?Pilot spojrzał w niebo.- Do nocy sporo czasu - rzekł pozornie bez związku.- “Wąż Morski" zatopił wiele statków, pani.A są jeszcze inne żaglowce, takie jak nasz.Jest ich dużo.Więcej, niż myślisz.Ostatnio mało który kupiec mógł być pewien, że dowiezie ładunek.Więc zaczęli robić obławy.Armekt, Garra, czasem nawet Dartan.Tworzą lotne eskadry, zamykają Morze Zwarte i wyłapują okręty pirackie.W tym roku to już po raz drugi.- Przecież to jeden statek, nie eskadra.Raladan skinął głową.- Takich żaglowców imperium ma może osiem.Jeden Demon mógłby się porwać na taką fortecę.To olbrzymia karaka, podobna do naszej.A na niej dwustu żołnierzy.I dwadzieścia dział na kasztelach.Może pływać samotnie.- Twój ojciec.Zamilkł.Gdy cisza przedłużała się, ponagliła:- Cóż mój ojciec? Potrząsnął głową.- Zapomniałem się, pani.Wiem, że nie masz ochoty słuchać opowieści o zbójeckich wyczynach.Skinęła głową.Tym bardziej zaskoczyło go niegłośne:- Opowiedz.Zdziwił się.- Dobrze, pani.Pływaliśmy jeszcze na “Mewie", starej, pękatej kodze handlowej, ledwie co uzbrojonej.Twój ojciec zaatakował jedną z tych karak,,Dumę Imperium".Największą i najmocniejszą ze wszystkich.- Zatopił ją?- Nie, pani.,.Durna Imperium" dzisiaj nazywa się “Wąż Morski".Stanął za nimi Tares.- Już nas widzą - powiedział.- To obława.Na pokładzie od dawna była cała załoga.Majtkowie stali przy burcie, wisieli na wantach, patrząc pod horyzont.Widniały tam, wyraźnie już widoczne, szaro-czerwone żagle.- Musimy uciekać.Tares odszedł pod grotmaszt.- Do żagli! - wrzasnął.- Jazda, chłopcy! Zobaczymy, kto ma więcej wiatru! Posypały się komendy.- Chodźmy, pani - rzekł pilot.- Muszę zająć się sterem, odprowadzę cię do kajuty.Poszli.Dartańczyk zmierzał na przecięcie ich kursu.Tares miał sokoli wzrok, widział błyski na okutym posrebrzaną blachą dziobie.Zagryzł usta.Uciekali przed bogactwem.Jeden okręt dartański bardziej wart był zdobycia niż pięć innych.Dartańczycy kochali się w przepychu - i byli bogaci.Dowódcą tego żaglowca był zapewne mężczyzna dość zamożny, by kupić sobie patent kapitana gwardyjskiej karaki.Okup za takiego jeńca.Z gniewem odwrócił się plecami i patrzył na załogę.Krzątała się sprawnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]