[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wypij jeszcze – polecił.Will mocno trzymał kieliszek.Zamknął oczy, gdy mężczyzna obmywał mu dłoń.Bolało straszliwie.Potem poczuł, że starzec wyciera mu nadgarstek szorstkim ręcznikiem idelikatnie osusza ranę.Na moment poczuł przyjemny chłód, po czym ból wrócił.– To jest kosztowna maść – oświadczył starzec –Bardzo trudno ją uzyskać, ale jestdobra na rany.Tubka była zakurzona i pogięta, a zawierała zwykły odkażający krem, jaki Will mógłkupić w każdej aptece w swoim świecie.Jednak stary człowiek obchodził się z maścią taknabożnie, jak gdyby zrobiono ją z mirry.Will odwrócił wzrok.Gdy mężczyzna opatrywał Willowi ranę, Lyra poczuła że Pantalaimon kiwa na niąskrzydłem.Podeszła do okna i wyjrzała.Jej dajmon pod postacią pustułki usadowił się wotwartym oknie i bystrymi oczyma dostrzegł jakiś ruch pod wieżą.Lyra spojrzała nawskazane miejsce i zobaczyła znajome postacie – Angelica biegła ku swemu starszemu bratu,Tulliowi, który, opierając się plecami o ścianę, stał po drugiej stronie wąskiej uliczki i machałw powietrzu rękoma, jak gdyby bronił się przed stadem atakujących go nietoperzy.Potemodwrócił się i zaczął dotykać palcami kamieni w murze; wyglądało to tak, jak gdyby każdemuprzyglądał się z uwagą, liczył je, dotykiem wyczuwał krawędzie; kulił ramiona, unikającczegoś niewidocznego, i potrząsał głową.Angelica była zrozpaczona, podobnie jak mały Paolo.Podbiegli do brata, chwycili goza ramiona i próbowali przegonić jego niewidzialnych prześladowców.Czując mdłości, Lyra uświadomiła sobie, że mężczyznę zaatakowały upiory.Angelicawiedziała o tym, chociaż nie była w stanie ich dostrzec, a mały Paolo płakał i bil rękomapowietrze, starając się odpędzić niewidzialnych napastników od brata.Niestety, nic niepomogło; Tullio był skazany.Gestykulował coraz wolniej, a po pewnym czasie popadł wcałkowity bezruch.Angelica przylgnęła do niego kurczowo, drżąc, i potrząsała jegoramieniem.Ale nic już nie mogło zbudzić młodego mężczyzny.Paolo wykrzykiwał imiębrata, jak gdyby wierząc, że w ten sposób go ocuci.Potem Angelica w jakiś sposób wyczuła, że ktoś ją obserwuje, i spojrzała w górę.Namoment oczy dwóch dziewczynek spotkały się.Lyra mimowolnie odsunęła się jak gdybyAngelica ją uderzyła, ponieważ nienawiść w oczach siostry Tullia była tak ogromna, żeniemal dotykalna.Paolo podążył za wzrokiem siostry, zobaczył Lyrę i krzyknął:– Zabijemy cię! To przez ciebie one zabrały Tullia! Zabijemy cię!Rodzeństwo odwróciło się i pobiegło przed siebie, zostawiając nieruchomego brata, aLyra – przestraszona – cofnęła się w głąb pomieszczenia, a następnie zamknęła okno.Will istarzec niczego nie słyszeli.Giacomo Paradisi kładł maść na rany Willa.Lyra usiłowaławyrzucić z pamięci to, co przed chwilą widziała, i skupić się na chłopcu.– Aby zatrzymać krwawienie – odezwała się – trzeba zawiązać mu jakąś opaskę naramieniu.W przeciwnym razie krew nie przestanie płynąć.– Tak, tak, wiem – mruknął starzec, lecz jakimś dziwnym, smutnym tonem.Podczas opatrunku Will nie patrzył na swoją rękę i łyczkami pił śliwowicę.Uspokoiłsię i zapatrzył w dal, mimo iż ból nie osłabł.– Teraz musisz wziąć nóż – oświadczył Giacomo Paradisi.– Jest twój.– Nie chcę go – odpowiedział chłopiec.– Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.– Nie masz wyboru – wyjaśnił starzec.– Jesteś teraz jego strażnikiem.– Przecież pan nim jest – wtrąciła Lyra.– Mój czas dobiegł końca – stwierdził.– Nóż wie, kiedy przejść z jednej ręki dodrugiej, a ja rozumiem jego sygnały.Nie wierzycie mi? Spójrzcie! Podniósł lewą rękę.Dokładnie tak jak Will, nie miał małego i serdecznego palca.– Tak.– Pokiwał głową.– Ja również walczyłem i straciłem te dwa palce.To piętnonoża.Na początku także nie wiedziałem, co robić.Lyra usiadła, otwierając szeroko oczy.Will zdrową ręką przytrzymywał sięzakurzonego blatu stołu.Najwyraźniej szukał odpowiednich słów.– Ale ja.My.Przyszliśmy tu tylko dlatego, że pewien mężczyzna.On coś ukradłLyrze i chciał w zamian ten nóż.Powiedział, że jeśli go przyniesiemy, wtedy nam…– Znam tego człowieka.To kłamca i oszust.Nic wam nie da, wierzcie mi.Chce noża,a gdy go zdobędzie, oszuka was.On nigdy nie zostanie strażnikiem.Ty nim jesteś.Z wielką niechęcią Will spojrzał na tajemniczy przedmiot, po czym przysunął go kusobie.Nóż wyglądał zwyczajnie.Był metalowy, a jego dwudziestocentymetrowe ostrzewydawało się zaśniedziałe z obu stron.Za ostrzem znajdował się jelec z tego samego metalu irękojeść z drewna różanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Wypij jeszcze – polecił.Will mocno trzymał kieliszek.Zamknął oczy, gdy mężczyzna obmywał mu dłoń.Bolało straszliwie.Potem poczuł, że starzec wyciera mu nadgarstek szorstkim ręcznikiem idelikatnie osusza ranę.Na moment poczuł przyjemny chłód, po czym ból wrócił.– To jest kosztowna maść – oświadczył starzec –Bardzo trudno ją uzyskać, ale jestdobra na rany.Tubka była zakurzona i pogięta, a zawierała zwykły odkażający krem, jaki Will mógłkupić w każdej aptece w swoim świecie.Jednak stary człowiek obchodził się z maścią taknabożnie, jak gdyby zrobiono ją z mirry.Will odwrócił wzrok.Gdy mężczyzna opatrywał Willowi ranę, Lyra poczuła że Pantalaimon kiwa na niąskrzydłem.Podeszła do okna i wyjrzała.Jej dajmon pod postacią pustułki usadowił się wotwartym oknie i bystrymi oczyma dostrzegł jakiś ruch pod wieżą.Lyra spojrzała nawskazane miejsce i zobaczyła znajome postacie – Angelica biegła ku swemu starszemu bratu,Tulliowi, który, opierając się plecami o ścianę, stał po drugiej stronie wąskiej uliczki i machałw powietrzu rękoma, jak gdyby bronił się przed stadem atakujących go nietoperzy.Potemodwrócił się i zaczął dotykać palcami kamieni w murze; wyglądało to tak, jak gdyby każdemuprzyglądał się z uwagą, liczył je, dotykiem wyczuwał krawędzie; kulił ramiona, unikającczegoś niewidocznego, i potrząsał głową.Angelica była zrozpaczona, podobnie jak mały Paolo.Podbiegli do brata, chwycili goza ramiona i próbowali przegonić jego niewidzialnych prześladowców.Czując mdłości, Lyra uświadomiła sobie, że mężczyznę zaatakowały upiory.Angelicawiedziała o tym, chociaż nie była w stanie ich dostrzec, a mały Paolo płakał i bil rękomapowietrze, starając się odpędzić niewidzialnych napastników od brata.Niestety, nic niepomogło; Tullio był skazany.Gestykulował coraz wolniej, a po pewnym czasie popadł wcałkowity bezruch.Angelica przylgnęła do niego kurczowo, drżąc, i potrząsała jegoramieniem.Ale nic już nie mogło zbudzić młodego mężczyzny.Paolo wykrzykiwał imiębrata, jak gdyby wierząc, że w ten sposób go ocuci.Potem Angelica w jakiś sposób wyczuła, że ktoś ją obserwuje, i spojrzała w górę.Namoment oczy dwóch dziewczynek spotkały się.Lyra mimowolnie odsunęła się jak gdybyAngelica ją uderzyła, ponieważ nienawiść w oczach siostry Tullia była tak ogromna, żeniemal dotykalna.Paolo podążył za wzrokiem siostry, zobaczył Lyrę i krzyknął:– Zabijemy cię! To przez ciebie one zabrały Tullia! Zabijemy cię!Rodzeństwo odwróciło się i pobiegło przed siebie, zostawiając nieruchomego brata, aLyra – przestraszona – cofnęła się w głąb pomieszczenia, a następnie zamknęła okno.Will istarzec niczego nie słyszeli.Giacomo Paradisi kładł maść na rany Willa.Lyra usiłowaławyrzucić z pamięci to, co przed chwilą widziała, i skupić się na chłopcu.– Aby zatrzymać krwawienie – odezwała się – trzeba zawiązać mu jakąś opaskę naramieniu.W przeciwnym razie krew nie przestanie płynąć.– Tak, tak, wiem – mruknął starzec, lecz jakimś dziwnym, smutnym tonem.Podczas opatrunku Will nie patrzył na swoją rękę i łyczkami pił śliwowicę.Uspokoiłsię i zapatrzył w dal, mimo iż ból nie osłabł.– Teraz musisz wziąć nóż – oświadczył Giacomo Paradisi.– Jest twój.– Nie chcę go – odpowiedział chłopiec.– Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.– Nie masz wyboru – wyjaśnił starzec.– Jesteś teraz jego strażnikiem.– Przecież pan nim jest – wtrąciła Lyra.– Mój czas dobiegł końca – stwierdził.– Nóż wie, kiedy przejść z jednej ręki dodrugiej, a ja rozumiem jego sygnały.Nie wierzycie mi? Spójrzcie! Podniósł lewą rękę.Dokładnie tak jak Will, nie miał małego i serdecznego palca.– Tak.– Pokiwał głową.– Ja również walczyłem i straciłem te dwa palce.To piętnonoża.Na początku także nie wiedziałem, co robić.Lyra usiadła, otwierając szeroko oczy.Will zdrową ręką przytrzymywał sięzakurzonego blatu stołu.Najwyraźniej szukał odpowiednich słów.– Ale ja.My.Przyszliśmy tu tylko dlatego, że pewien mężczyzna.On coś ukradłLyrze i chciał w zamian ten nóż.Powiedział, że jeśli go przyniesiemy, wtedy nam…– Znam tego człowieka.To kłamca i oszust.Nic wam nie da, wierzcie mi.Chce noża,a gdy go zdobędzie, oszuka was.On nigdy nie zostanie strażnikiem.Ty nim jesteś.Z wielką niechęcią Will spojrzał na tajemniczy przedmiot, po czym przysunął go kusobie.Nóż wyglądał zwyczajnie.Był metalowy, a jego dwudziestocentymetrowe ostrzewydawało się zaśniedziałe z obu stron.Za ostrzem znajdował się jelec z tego samego metalu irękojeść z drewna różanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]