[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Plastikowe domy, papierowe drzewa.i olbrzymi, tłusty Will Darnell przy pulpicie sterowniczym, decydujący o prędkości, z jaką maleńki plymouth fury poruszał się po makiecie.Powietrze wpadało do jego chorych płuc i uciekało stamtąd z rykiem huraganu.„Nie waż się otworzyć gęby, chłopcze - powiedział Will.Górował nad miniaturowym światem niczym Zdumiewająco Wielki Człowiek z komiksu.- Nie waż się podskakiwać, bo ja wszystko kontroluję.Na przykład mogę zrobić to.”I zaczął przesuwać w prawo regulator prędkości.„Nie! - próbował wrzasnąć Arnie.- Proszę, nie rób tego! Ja ją kocham! Proszę, nie zabijaj jej!”Maleńka Christine pędziła coraz szybciej przez maleńkie Libertyville, zamiatając na zakrętach tyłem, ściąganym na zewnątrz przez siłę odśrodkową, ten tajemniczy i przerażający fenomen.Stanowiła tylko czerwono-biały zygzak, a jej silnik brzęczał głosem rozwścieczonego komara.„Proszę! - krzyknął Arnie.- Prooooooszeeeeeeeę.”Wreszcie Will, sprawiając wrażenie bardzo zadowolonego z siebie, przesunął regulator w lewo.Samochodzik zaczął stopniowo zwalniać.„Gdyby przyszły ci do głowy jakieś głupie myśli, chłopcze, przypomnij sobie, gdzie zostawiłeś samochód.Trzymaj gębę na kłódkę, to żadnemu z nas nie stanie się krzywda.Bywałem już w gorszych tarapatach niż.”Arnie sięgnął po samochód, by zdjąć go z makiety, lecz Will odtrącił jego rękę.„Czyj to był towar, chłopcze?”„Will, proszę.”„Powiedz tylko, czyj to był towar”.„Mój”.„Nie zapomnij o tym”.Arnie obudził się, mając w uszach te słowa.Tej nocy nie udało mu się już zasnąć.Czy prawdopodobieństwo, że Will wiedział.no, że wiedział coś o Christine, było naprawdę tak mało realne? Nie.Ze swojego przeszklonego biura widział różne rzeczy, ale wiedział, że ma je zachować dla siebie.przynajmniej do czasu, kiedy uzna, że powinien postąpić inaczej.Mógł wiedzieć to, czego nie wiedział Junkins, to znaczy, że listopadowe odrodzenie Christine było nie tylko niezwykłe, ale wręcz nieprawdopodobne.Mógł wiedzieć, że większość napraw nigdy nie została wykonana, a w każdym razie nie przez Arniego.Co jeszcze mógł wiedzieć?Wraz z lodowatym zimnem pełznącym w górę po nogach i wypełnia­jącym stopniowo wnętrzności do mózgu Arniego dotarła wreszcie świadomość, że Will mógł być w garażu tej nocy, kiedy zginął Repperton i reszta.Wydawało się to nawet bardzo prawdopodobne.Jimmy Sykes był niezbyt rozgarnięty i Will starał się nigdy nie zostawiać go samego.„Nie waż się otworzyć gęby, chłopcze.Nie waż się podskakiwać, bo mogę zrobić na przykład to.”Jednak zakładając, że Will wie o wszystkim, to kto by w to uwierzył? Było już za późno na okłamywanie samego siebie - Arnie nie mógł, ba, nie chciał bronić się przed groźnymi myślami.Kto by uwierzył Willowi, gdyby ten zdecydował się pewnego dnia opowiedzieć o tym, że Christine od czasu do czasu wyrusza samodzielnie na przejażdżki? Że wyruszyła na jedną z nich tej nocy, kiedy zabito Moochiego Welcha, a także tej, gdy zginęli tamci trzej dranie? Policja? Uśmialiby się do rozpuku.Junkins? Prędzej, ale Arnie nie przypuszczał, żeby Junkins był w stanie uwierzyć w coś takiego, nawet gdyby bardzo chciał.Tak więc nawet gdyby Will wiedział, to co by mu z tego przyszło?Nagle, z obezwładniającym przerażeniem, Arnie zdał sobie sprawę, że to nie ma żadnego znaczenia.Za dzień lub dwa Will wyjdzie z aresztu, a wtedy Christine stanie się jego zakładniczką.Będzie mógł ją spalić - Darnell spalił w życiu mnóstwo samochodów i czasem nawet przechwalał się tym, rozmawiając z Arniem w biurze - a potem zmiażdżyć w zgniatarce.Wypalony kadłub Christine sunie powoli na taśmociągu, by zamienić się w zgnieciony sześcian metalu.Gliny zaplombowały garaż.To również nie miało żadnego znaczenia.Will Darnell był szczwanym lisem, przygotowanym na każdą ewentualność.Gdyby chciał spalić Christine, na pewno udałoby mu się to zrobić, choć było znacznie bardziej prawdopodobne, że zatrudniłby specjalistę od wyłudzania odszkodowań - faceta, który wysypałby na tylne siedzenie kilka kostek paliwa turystycznego, a następnie wrzucił zapaloną zapałkę.Arnie bez trudu wyobraził sobie strzelające w górę płomienie i czerniejącą w ogniu tapicerkę.Leżał na więziennej pryczy czując okropną suchość w gardle i raptowne bicie serca.„Nie waż się otworzyć gęby.Nie waż się podskakiwać.”Naturalnie, gdyby Will spróbował zrobić coś takiego i popełnił choćby najmniejszy błąd, Christine załatwiłaby go.Jednak Arnie miał dziwne przeczucie, że Will nie popełni żadnego błędu.Następnego dnia przewieziono go do Pensylwanii, przedstawiono zarzuty, po czym zwolniono za minimalną kaucją.Pierwsza rozprawa miała odbyć się w styczniu i zaczęto już przebąkiwać o powołaniu ławy przysięgłych.Sprawa zajmowała miejsce na pierw­szych stronach gazet w całym stanie, choć o Arniem wspominano tylko jako o „pewnym młodym człowieku”, którego dane personalne „zostały utajnione zarówno przez władze stanowe, jak i federalne ze względu na jego niepełnoletniość”.Mimo to w Libertyville fakt udziału Arniego w aferze nie stanowił dla nikogo tajemnicy.W gruncie rzeczy było to małe miasteczko, którego mieszkańcy, w większości związani w taki lub inny sposób z Uniwersytetem Horlicks, wiedzieli o sobie niemal wszystko, w tym również to, kto pracuje dla Willa Darnella i kto został zatrzymany zaraz za granicą stanu prowadząc samochód z bagażnikiem pełnym przemycanych papierosów.Ta świadomość stanowiła najgorszy z kosz­marów dręczących Reginę.Po krótkiej wizycie w areszcie Arnie wrócił do domu pod opiekuń­cze skrzydła rodziców, zwolniony za kaucją tysiąca dolarów.Tak naprawdę to wszystko było tylko grą w wielki, zasrany Monopol.Jak należało się spodziewać, rodzice natychmiast podsunęli mu kartę „Wychodzisz z Więzienia”.- Dlaczego się uśmiechasz, Arnie? - zapytała Regina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl