[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie zgadzają się? Oczywiście, że nie.Jest świadomy zasadniczych zmian.Właściwie pamiętainne miasto z zupełnie innymi mieszkańcami. Zabiła jeszcze jednego małegopająka, który skradał się ostrożnie.Przez chwilę oglądała jego martwe ciało i do-dała: On jest tego rodzaju człowiekiem, który nie będzie zadowolony, dopókinie zrozumie, o co tu chodzi. On gmatwa całą sytuację pożaliła się pszczoła. Komu? Mnie? Mary wstała wolno i strzepnęła trawę z dżinsów. Ra-czej Peterowi.Miał tak wiele planów.Pszczoła uniosła się z liścia i wylądowała na kołnierzyku koszuli Mary. Pewnie będzie próbował dowiedzieć się czegoś od tego faceta powie-działa.Mary zaśmiała się. Pewnie, że będzie chciał zgodziła się. Tylko że on niewiele się odniego dowie.Jest zbyt skołowany i niepewny. Mimo to Peter będzie próbował.Jest niezmordowany, o czym świadcząjego dążenia do poznania wszystkiego.Niemal jak pszczoła. Tak, jest niezmordowany przytaknęła Mary, idąc w górę zbocza w kie-runku cedrów ale jednocześnie zbyt pewny siebie.Może stracić czujność i zleskończyć.Starając się uzyskać jak najwięcej informacji, może doprowadzić dotego, że ten facet sam więcej odkryje.Sądzę, że tamten jest sprytny.I co najważ-niejsze, musi się dowiedzieć wszystkiego o sobie.Przypuszczam, że będzie górą;chyba o to w tym chodzi.Barton upewnił się, że nikogo nie ma wokoło.Stanął obok staromodnego te-lefonu tak, żeby widzieć cały korytarz, a także wszystkie drzwi i schody po prze-ciwnej stronie; następnie wrzucił do aparatu dziesięciocentówkę.28 Numer, proszę. Usłyszał cienki glos w słuchawce.Poprosił o połączenie z hotelem Calhoun w Martinsville.Po wrzuceniu trzechkolejnych dziesięciocentówek, serii klików i próśb o zaczekanie usłyszał brzę-czący sygnał. Hotel Calhoun odezwał się odległy głos zaspanego mężczyzny wolnocedzącego słowa. Chciałbym rozmawiać z panią Barton.Z pokoju 204.Kolejna przerwa.Kilka następnych klików.A potem. Ted! Usłyszał głos Peg przesiąknięty niecierpliwością i niepokojem.To ty? Tak, to ja.Tak przypuszczam. Gdzie jesteś? Na miłość boską, chcesz mnie tu zostawić, w tym strasz-liwym hotelu? Jej głos stał się histeryczny. Ted, mam już dosyć.Już mamtego powyżej uszu.Zabrałeś samochód.Nic nie mogę zrobić, nie mogę się nigdzieruszyć.Zachowujesz się jak wariat!Barton powiedział stłumionym głosem, przyciskając mikrofon do ust: Pró-bowałem ci wyjaśnić.To miasto.Jest inne, niż je pamiętałem.Podejrzewam, żektoś manipuluje moim umysłem.Przekonało mnie o tym coś, co znalazłem w ga-zetach że nawet moja osoba nie jest. Dobry Boże przerwała mu Peg. Nie mamy czasu na wyjaśnianietwoich dziecinnych iluzji! Jak długo zamierzasz to robić? Nie wiem odrzekł bezradnie Barton. Tak wiele jeszcze nie rozumiem.Gdybym wiedział więcej, mógłbym ci powiedzieć.Zapadła chwila ciszy. Ted powiedziała stanowczym głosem Peg jeśli nie wrócisz tu w cią-gu dwudziestu czterech godzin i nie zabierzesz mnie stąd, rzucę cię.Mam dosyćpieniędzy, aby wrócić do Waszyngtonu.Wiesz, że mam tam przyjaciół.Nie zoba-czysz mnie już nigdy więcej, chyba że w sądzie. Mówisz poważnie? Tak.Barton oblizał wargi końcem języka. Peg, muszę tu zostać.Dowiedziałem się już trochę rzeczy Jeszcze niezbytdużo, ale już trochę.Wystarczająco, by wiedzieć, że jestem na właściwej drodze.Jeśli zostanę odpowiednio długo, będę mógł wyjaśnić wszystko.Działają tu jakieśsiły; siły, które nie ograniczają się do.Barton usłyszał nagle krótkie klik.Peg rozłączyła się.Powiesił słuchawkę.Czuł pustkę w głowie.Odszedł od telefonu i bezwiednieruszył przed siebie, z rękoma w kieszeniach.Cóż, to było właśnie to, czego sięobawiał.Wiedział, że zrobi, jak powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Nie zgadzają się? Oczywiście, że nie.Jest świadomy zasadniczych zmian.Właściwie pamiętainne miasto z zupełnie innymi mieszkańcami. Zabiła jeszcze jednego małegopająka, który skradał się ostrożnie.Przez chwilę oglądała jego martwe ciało i do-dała: On jest tego rodzaju człowiekiem, który nie będzie zadowolony, dopókinie zrozumie, o co tu chodzi. On gmatwa całą sytuację pożaliła się pszczoła. Komu? Mnie? Mary wstała wolno i strzepnęła trawę z dżinsów. Ra-czej Peterowi.Miał tak wiele planów.Pszczoła uniosła się z liścia i wylądowała na kołnierzyku koszuli Mary. Pewnie będzie próbował dowiedzieć się czegoś od tego faceta powie-działa.Mary zaśmiała się. Pewnie, że będzie chciał zgodziła się. Tylko że on niewiele się odniego dowie.Jest zbyt skołowany i niepewny. Mimo to Peter będzie próbował.Jest niezmordowany, o czym świadcząjego dążenia do poznania wszystkiego.Niemal jak pszczoła. Tak, jest niezmordowany przytaknęła Mary, idąc w górę zbocza w kie-runku cedrów ale jednocześnie zbyt pewny siebie.Może stracić czujność i zleskończyć.Starając się uzyskać jak najwięcej informacji, może doprowadzić dotego, że ten facet sam więcej odkryje.Sądzę, że tamten jest sprytny.I co najważ-niejsze, musi się dowiedzieć wszystkiego o sobie.Przypuszczam, że będzie górą;chyba o to w tym chodzi.Barton upewnił się, że nikogo nie ma wokoło.Stanął obok staromodnego te-lefonu tak, żeby widzieć cały korytarz, a także wszystkie drzwi i schody po prze-ciwnej stronie; następnie wrzucił do aparatu dziesięciocentówkę.28 Numer, proszę. Usłyszał cienki glos w słuchawce.Poprosił o połączenie z hotelem Calhoun w Martinsville.Po wrzuceniu trzechkolejnych dziesięciocentówek, serii klików i próśb o zaczekanie usłyszał brzę-czący sygnał. Hotel Calhoun odezwał się odległy głos zaspanego mężczyzny wolnocedzącego słowa. Chciałbym rozmawiać z panią Barton.Z pokoju 204.Kolejna przerwa.Kilka następnych klików.A potem. Ted! Usłyszał głos Peg przesiąknięty niecierpliwością i niepokojem.To ty? Tak, to ja.Tak przypuszczam. Gdzie jesteś? Na miłość boską, chcesz mnie tu zostawić, w tym strasz-liwym hotelu? Jej głos stał się histeryczny. Ted, mam już dosyć.Już mamtego powyżej uszu.Zabrałeś samochód.Nic nie mogę zrobić, nie mogę się nigdzieruszyć.Zachowujesz się jak wariat!Barton powiedział stłumionym głosem, przyciskając mikrofon do ust: Pró-bowałem ci wyjaśnić.To miasto.Jest inne, niż je pamiętałem.Podejrzewam, żektoś manipuluje moim umysłem.Przekonało mnie o tym coś, co znalazłem w ga-zetach że nawet moja osoba nie jest. Dobry Boże przerwała mu Peg. Nie mamy czasu na wyjaśnianietwoich dziecinnych iluzji! Jak długo zamierzasz to robić? Nie wiem odrzekł bezradnie Barton. Tak wiele jeszcze nie rozumiem.Gdybym wiedział więcej, mógłbym ci powiedzieć.Zapadła chwila ciszy. Ted powiedziała stanowczym głosem Peg jeśli nie wrócisz tu w cią-gu dwudziestu czterech godzin i nie zabierzesz mnie stąd, rzucę cię.Mam dosyćpieniędzy, aby wrócić do Waszyngtonu.Wiesz, że mam tam przyjaciół.Nie zoba-czysz mnie już nigdy więcej, chyba że w sądzie. Mówisz poważnie? Tak.Barton oblizał wargi końcem języka. Peg, muszę tu zostać.Dowiedziałem się już trochę rzeczy Jeszcze niezbytdużo, ale już trochę.Wystarczająco, by wiedzieć, że jestem na właściwej drodze.Jeśli zostanę odpowiednio długo, będę mógł wyjaśnić wszystko.Działają tu jakieśsiły; siły, które nie ograniczają się do.Barton usłyszał nagle krótkie klik.Peg rozłączyła się.Powiesił słuchawkę.Czuł pustkę w głowie.Odszedł od telefonu i bezwiednieruszył przed siebie, z rękoma w kieszeniach.Cóż, to było właśnie to, czego sięobawiał.Wiedział, że zrobi, jak powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]