[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ama odwróciła głowę: widziała, jak zaczarowana śpiąca rzuca się z boku na bok,zasłania oczy ramieniem.Budziła się!A kobieta nie zwracała na nią uwagi! Na pewno słyszała, ponieważ przelotnie podniosła wzrok, ale zaraz wróciła do swoich ziółi wrzątku.Wlała wywar do dzbanka i odstawiła, a dopiero potem zajęła się dziewczynką.Ama nie rozumiała ani słowa, ale słuchała z rosnącym zdumieniem i podejrzliwością. Sza, kochanie  powiedziała kobieta. Nie martw się.Jesteś bezpieczna. Roger. wymamrotała dziewczynka, na wpół rozbudzona. Serafina! Dokąd odszedłRoger.Gdzie on jest? Nie ma tutaj nikogo oprócz nas  zanuciła śpiewnie jej matka. Podnieś się, żeby mamacię umyła.Do góry, słoneczko.Ama patrzyła, jak dziewczynka, jęcząc, walczy z sennością i próbuje odepchnąć matkę;kobieta zanurzyła gąbkę w misce wody, obmyła twarz i ciało córki, a potem osuszyła.Po chwili dziewczynka rozbudziła się na dobre i kobieta musiała działać szybciej. Gdzie jest Serafina? I Will? Na pomoc, na pomoc! Nie chcę spać.nie, nie! Nie zasnę!Nie!Kobieta trzymała dzbanek silną dłonią, a drugą ręką próbowała unieść głowę Lyry. Spokojnie, kochanie.uspokój się.cicho, sza.wypij herbatę.Ale dziewczynka szarpnęła się, niemal rozlewając napój, i krzyknęła głośniej: Zostaw mnie! Chcę odejść! Puść mnie! Will, Will, pomóż mi.och, pomóż mi.Kobieta mocno trzymała ją za włosy, przechylała jej głowę do tyłu i przysuwała dzbanek doust. Nie chcę! Jeśli mnie tkniesz, Iorek urwie ci głowę! Och, Iorek, gdzie jesteś? IorekByrnison! Pomóż mi, Iorek! Nie chcę.nie.Potem, na jedno słowo kobiety, złota małpa skoczyła na dajmona Lyry i pochwyciła gow twarde czarne palce.Dajmon zmieniał postać tak szybko, że Ama nigdy czegoś takiego niewidziała: kot-wąż-szczur-lis-ptak-wilk-gepard-jaszczurka-tchórz.Lecz uścisk małpy nie osłabł ani na chwilę; a potem Pantalaimon zmienił się w jeżozwierza.Małpa zaskrzeczała i puściła go.Trzy długie drżące igły tkwiły w jej łapie.Pani Coultersyknęła i wolną ręką uderzyła Lyrę po twarzy na odlew, tak mocno, że przewróciła ją na plecy.Zanim Lyra otrząsnęła się z oszołomienia, miała przy ustach dzbanek i musiała przełknąć albo sięzakrztusić.Ama żałowała, że nie może zatkać sobie uszu: krztuszenie się, płacz, kaszel, szlochy,błagania, wymioty  nie mogła tego znieść.Ale stopniowo odgłosy ucichły i tylko czasamidrżący szloch wyrywał się z gardła dziewczynki, która ponownie zapadała w sen  zaczarowanysen? Zatruty sen! Narkotyczny, oszukańczy sen! Ama zobaczyła smugę bieli materializującą sięna szyi Lyry, kiedy jej dajmon z wysiłkiem zmienił się w długie, giętkie stworzonko o śnieżnejsierści, błyszczących czarnych oczach i czarnym koniuszku ogona.A kobieta śpiewała cicho, nuciła dziecięce kołysanki, wygładzała brwi dziewczynki, osuszała jej rozpaloną twarz, chociaż nawet Ama się zorientowała, że pani Coulter nie zna słów tychpiosenek, ponieważ nuciła tylko sylaby bez sensu: la-la-la, ba-ba-bu-bu, bełkocząc bzdurysłodkim głosem.Wreszcie wszystko ucichło, a wtedy kobieta zrobiła coś dziwnego: wyjęła nożyczki i obcięławłosy dziewczynki, przechylając jej uśpioną głowę w różne strony, żeby najlepiej ocenić efekt.Podniosła jeden ciemnozłoty lok i schowała do małego złotego medalionu, który nosiła na szyi.Ama odgadła powód: kobieta zamierzała go wykorzystać do następnych czarów.Ale najpierwpodniosła lok do ust.Och, to było dziwne.Złota małpa wyciągnęła ostatnią igłę jeżozwierza i powiedziała coś do kobiety, która sięgnęław górę i chwyciła nietoperza drzemiącego pod stropem jaskini.Małe czarne stworzonkotrzepotało się i piszczało przeszywająco cienkim głosem, który wwiercał się w uszy Amy.Potemzobaczyła, jak kobieta podaje nietoperza swojemu dajmonowi, i widziała, jak dajmon ciągniei ciągnie za jedno z czarnych skrzydeł, aż oderwało się i wisiało na jednym białym ścięgnie,podczas gdy konający nietoperz piszczał, a jego pobratymcy trzepotali wokół zatrwożeni.Trzask trzask  mlask  złota małpa rozerwała nietoperza na kawałki.Kobieta leżała spokojnie naśpiworze przy ognisku i powoli jadła tabliczkę czekolady.Czas mijał.Zapadła noc i wzeszedł księżyc, a kobieta i jej dajmon zasnęli.Ama, sztywna i obolała, wygramoliła się ze swojej kryjówki, na palcach minęła śpiącychi nie wydała żadnego dzwięku, dopóki nie dotarła do połowy ścieżki.Strach dodawał jej sił, kiedy biegła po wąskim szlaku, a jej dajmon w postaci sowy cichofrunął obok.Czyste, zimne powietrze, kołysanie wierzchołków drzew, lśnienie chmurwysrebrzonych księżycem na ciemnym niebie i miliony gwiazd wreszcie trochę ją uspokoiły.Zatrzymała się przed niewielkim skupiskiem kamiennych domków, a dajmon usiadł na jejpięści. Ona skłamała!  zawołała Ama. Okłamała nas! Co możemy zrobić, Kulang? Czypowiemy tacie? Co możemy zrobić? Nie mów  poradził jej dajmon. Więcej kłopotów.Mamy lekarstwo.Możemy ją obudzić.Możemy tam pójść, kiedy kobieta znowu wyjdzie, obudzić dziewczynkę i ją zabrać.Ta myśl oboje napełniła strachem.Lecz słowo się rzekło, a mała papierowa paczuszkaspoczywała bezpiecznie w kieszeni Amy i wiedzieli, jak jej użyć..obudz się, nie widzę jej.ona chyba jest blisko.skrzywdziła mnie. Och, Lyro, nie bój się! Jeśli ty też się boisz, ja oszaleję.Próbowali objąć się mocno, ale ich ramiona chwytały tylko puste powietrze.Lyra próbowaławyjaśnić, o co jej chodzi, szepcząc tuż przy jego bladej twarzy w ciemnościach: Ja tylko chcę się obudzić.tak się boję, że prześpię całe życie, a potem umrę.chcę najpierw się obudzić! Nawet na godzinę, nieważne, żebym tylko naprawdę żyła, nie wiem nawet,czy to jest prawdziwe.ale pomogę ci, Roger! Przysięgam, że ci pomogę! Ale jeśli ty śnisz, Lyro, możesz w to nie uwierzyć, kiedy się obudzisz.Ja też bym pomyślał,że to tylko sen. Nie!  oświadczyła zapalczywie i. 5.Adamantowa wieża.mając ów cel dumnyRozpoczął wojnę bezbożną w Niebiosach,Przeciw tronowi i królestwu BogaBój tocząc próżny.John MiltonRaj utraconyJezioro roztopionej siarki wypełniało na całej długości ogromny kanion, bulgotało i bekałofalami smrodliwych wyziewów.Blokowało drogę samotnej skrzydlatej postaci stojącej nabrzegu.Gdyby wzleciał w niebo, zwiadowcy wroga, którzy go wyśledzili i zgubili, dostrzegliby goznowu od razu; lecz gdyby wędrował na piechotę, potrzebowałby tyle czasu na obejście tejcuchnącej dziury, że dostarczyłby wiadomość za pózno.Musiał podjąć większe ryzyko.Zaczekał, aż żółta maz wypluła kłąb śmierdzącego dymu,i wzleciał w gęstą chmurę siarki.Cztery pary oczu w różnych częściach nieba dostrzegły drobny ruch i natychmiast czterypary skrzydeł uderzyły mocno w zadymionym powietrzu, niosąc strażników w stronę chmury.Potem rozpoczęło się polowanie, kiedy myśliwi nie widzieli zwierzyny, a zwierzyna w ogólenic nie widziała, pierwszy, kto wyrwie się z chmury po drugiej stronie jeziora, uzyska przewagę,czyli albo przeżyje, albo zdobędzie łup.Pech chciał, że samotny posłaniec wyleciał z chmury kilka sekund po jednymz prześladowców.Natychmiast się zwarli, ciągnąc za sobą smugi dymu, obaj zamroczenitrującymi oparami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl