[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkich żołnierzy zaprzysiężonych na natami Petchy należypowiesić.Zostawisz ich szczątki, by sczezły na wietrze i nie zaofiarujesz im schronienia, jakto uczyniłaś z żołnierzami innych podbitych domów.Wszyscy wolni słudzy Petchy są terazniewolnikami i masz ich oddać w służbę cesarzowi.Wszystkie posiadłości Petchy przechodząna własność świątyń.Natami jego rodu należy rozbić młotami i zakopać je w ziemi, by nigdynie oświetlił ich blask słońca i by nie mogły doprowadzić duchów rodu Petchy do Koła %7łycia.Od dzisiejszego wieczoru aż po wieczność ten dom nigdy już nie będzie istniał.Niech to cięprzekona, że nikomu nie wolno sprzeciwiać się woli Zgromadzenia.Nikomu.Mara z najwyższym trudem powstrzymała się, by nie upaść na kolana.Nogi pod niądrżały.Użyła wszystkich sił, jakie jej pozostały, by wziąć oddech i odezwać się:- Twoja wola, Wielki.Skłoniła się.Zbroja ciążyła jej na ramionach, a pióropusz hełmu zdawał się przyginaćjej kark, ale uklękła i przyłożyła czoło do ziemi, aż pióra klanu Hadama zamiotły trawę.Młody mag pochylił głowę, przyjmując do wiadomości jej posłuszeństwo, po czymwyciągnął z fałd szaty okrągły metalowy przedmiot i przesunął po nim kciukiem.Ciszęprzeciął jękliwy dzwięk.Czarna Szata zniknęła w podmuchu powietrza.Mag o imieniu Tapek ociągał się nieco, przypatrując się kobiecie leżącej u jego stóp.Jego usta zadrgały, jakby ten widok sprawił mu przyjemność.- Dopilnuj, by wszyscy członkowie twojego klanu dobrze pojęli tę lekcję, SługoImperium.Każdego, kto będzie się sprzeciwiał Zgromadzeniu, spotka taki los, jak Petchę.-W chwilę pózniej wyjął podobny przedmiot i także zniknął.Pozostali magowie poszli w jegoślady i na szczycie wzgórza pozostał jedynie krąg wstrząśniętych oficerów Mary.Niżej w dolinie rozległy się okrzyki.Oficerowie nawoływali w zamieszaniu swoichżołnierzy.Wojownicy zgromadzili się na stokach wzgórza, niektórzy w pośpiechu, by jaknajprędzej oddalić się od potwornego widoku magicznego ludobójstwa, inni z ociąganiem,niechętnie zwracając się plecami do wroga, który również zbierał siły do wymarszu.Saricpodniósł się z ziemi, a Lujan pomógł wstać swej pani, której przeszkadzała zbroja. - Roześlij więcej posłańców - powiedziała ochryple Mara do Lujana.- Musimy jaknajszybciej rozproszyć klan, by znów jakiś wypadek nie wywołał następnego nieszczęścia.Przełknęła ślinę, nadal czując mdłości, i zwróciła się do Sarica:- I, na miłosierdzie bogów, nakaż zrobić tę okropną rzecz: zniszczyć dom Petcha.Saric skinął głową, niezdolny się odezwać.Miał talent do właściwej oceny ludzkichcharakterów i na wspomnienie intensywnego wzroku Tapeka przeszywały go dreszcze.Marazostała ukarana najgorzej jak można: całkowitą zagładą lojalnego rodu.Dlatego, że jego paniogłosiła wezwanie klanów, młody władca, który zawinił zwykłą młodzieńczą porywczością,zginął w okrutnych mękach; przed zmierzchem jego młoda żona i małe dzieci także będąmartwi, a wraz z nimi kuzyni i krewni, którzy nosili jego nazwisko.W dodatku Mara samamusi stać się wykonawczynią tego niesprawiedliwego wyroku, do którego doprowadziła jejrozpacz z powodu śmierci Ayakiego.Po raz pierwszy od chwili, gdy czarny ogier upadł naciało jej syna, w jej oczach pojawiła się iskra na nowo rozbudzonego współczucia dla innych.Saric zauważył tę iskrę, gdy odchodził, by wykonać okrutne zadanie wyznaczonerodowi Acoma przez Wielkich.Hokanu patrzył za nim, podtrzymując swą panią.Magicznyogień Zgromadzenia wypalił rany z jej duszy.Znikła obsesyjna żądza zemsty na panu Jiro;teraz przepełniał ją wściekły gniew.Mara przezwyciężyła apatię.Hokanu poczuł gorzką ulgę z powodu tej zmiany.Ubolewał nad losem Petchy, lecz kobieta, którą kochał, znów była sobą, najbardziejniebezpiecznym uczestnikiem rozgrywki Rady w całej historii Imperium.Gestem odprawiłasłużących, którzy przybiegli posprzątać namiot.Gdy ostatni z nich oddalił się na dyskretnąodległość, zawołała na Irrilandiego, by zamknął klapy wejścia i zapewnił jej niecoodosobnienia.Gdy ostatnia zasłona opadła, do namiotu wszedł Keyoke.Przejął na siebie obowiązkisłużącego i pozapalał lampy, Mara zaś chodziła od jednej płóciennej ściany do drugiej.Choćdrżała ze zdenerwowania, jednocześnie promieniała energią.Przyjrzała się siedzącym wpółkolu oficerom i powiedziała bezbarwnym tonem:- Ośmielili się.Keyoke zesztywniał i z ukosa zerknął na Hokanu, który podobnie jak wszyscyzaniemówił.Mara dotarła do splątanych zasłon otaczających jej prywatną część namiotu iobróciła się na pięcie.- No cóż, trzeba im dać nauczkę.Irrilandi, nie tak dobrze oswojony z jej nastrojami jak pozostali, przyłożył rękę dopiersi. - Pani, mam nadzieję, że nie mówisz o magach?W świetle lamp, które odsuwały cienie w kąty przepastnego namiotu, Mara wydawałasię niezwykle drobna.Minęła dłuższa chwila wypełniona jedynie stłumionymi krzykamioficerów, którzy nadal porządkowali szeregi wojowników na zewnątrz.Wreszcie paniAcoma, napięta jak struna, odrzekła:- Moi wierni przyjaciele, musimy uczynić coś, czego w całej historii Imperium niktjeszcze nigdy nie próbował.Musimy znalezć sposób, by ominąć wolę Wielkich.Irrilandi wstrzymał oddech.Keyoke, który przez całe burzliwe życie stawiał czołośmierci, wydawał się do głębi wstrząśnięty.Mara jednak ciągnęła posępnie:- Nie mamy wyboru.Pohańbiłam imię Acomy przed Ji-rem z rodu Anasatich.Zabroniono nam odkupienia w walce; nie rzucę się na miecz.Jesteśmy w impasie, dla któregohistoria nie zna rozwiązania.Pan Anasati musi zginąć, a nie zniżę się do tego, bywynajmować zabójców.Jiro już wykorzystał moje poniżenie, by zjednoczyć wrogów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl