[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zabiłam Grahama.– Wiesz, myślę, że w owej chwili, kiedy byliśmy tu razem z Grahamem, wtedy chyba.wtedy chyba rzeczywiście przypomniałam sobie zdarzenie na placu zabaw, mężczyznę w jeepie.Wierzę, że.tak, wierzę, że naprawdę miałam zamiar zrobić użytek z tej potęgi, ale pamiętam jedynie nagle pojawiający się obraz arterii.Widziałam, jak pęka.I wiesz, sądzę, że zabiłam go rozmyślnie.Chciałam, żeby umarł i nie mógł zranić Ellie.Spowodowałam jego śmierć.Przerwała, jakby nie była pewna tego, co przed chwilą powiedziała, lub właśnie zdała sobie sprawę, że to prawda.Jej wzrok poszybował za okno, ponad wody zatoki.Teraz, w promieniach słońca, woda była błękitna i przesycona oślepiającym blaskiem.Na jej powierzchni zjawiło się mnóstwo żagli.Cały dom wypełnił się otaczającymi go widokami ciemnooliwkowych wzgórz nakrapianych białymi domami.Na tle tego wszystkiego Rowan zdawała się Michaelowi jeszcze bardziej samotna i zagubiona.– Kiedy przeczytałam o mocy, jaką masz w rękach, byłam pewna, że jest prawdziwa – powiedziała.– Wiedziałam, przez co przechodzisz.To właśnie owe sekrety oddzielają nas od innych.Nie oczekuj, że ludzie ci uwierzą, choć w twoim wypadku widzieli to.W moim zaś nie wolno im tego ujrzeć, ponieważ to się nie może więcej przydarzyć.– Czy tego właśnie się boisz, że to się powtórzy?– Nie wiem.– Spojrzała na niego.– Gdy myślę o tych zgonach, targa mną ogromne poczucie winy.Nie mam żadnego celu, pomysłu, planu.To stoi pomiędzy mną a życiem.A mimo to żyję, i w dodatku lepiej niż wszyscy, których znam – zaśmiała się cicho i z goryczą.– Każdego dnia wchodzę na salę operacyjną i czuję wielkie podniecenie.Ale nie tego pragnęłabym najbardziej.– Znowu popłynęły łzy; jej wzrok, choć spoczywał na Michaelu, zdawał się przechodzić poprzez niego.Słońce oświetlało ją teraz całą.Tak bardzo pragnął wziąć dziewczynę w ramiona.Cierpienie Rowan było dla niego nie do wytrzymania.Nie mógł znieść widoku tych pięknych, szarych oczu zaczerwienionych i pełnych łez; skóra jej twarzy była bardzo napięta i sprawiała okropne wrażenie, kiedy bolesne zmarszczki pod wpływem płaczu nagle się zaostrzały, uwyraźniały.A potem znów, niby na skutek szoku, twarz Rowan wygładzała się.– Chciałem ci opowiedzieć o tym wszystkim – powiedziała.Była zdezorientowana, niepewna.Głos jej się załamał.– Pragnęłam być z tobą, tobie właśnie się zwierzyć.To uczucie wzięło się zapewne z przekonania, że skoro ocaliłam ci życie, może w jakiś sposób.Tym razem nic nie mogło go powstrzymać przed zbliżeniem się do Rowan.Podniósł się powoli i wziął dziewczynę w ramiona.Tuląc ją, całował jedwabistą szyję i skąpane we łzach policzki.– Miałaś rację – powiedział.Odsunął się i niecierpliwie ściągnąwszy rękawice odrzucił je na bok.Przez chwilę patrzył na swoje dłonie, potem uniósł wzrok na nią.W jej oczach dostrzegł wyraz nieokreślonego zdumienia.Łzy skrzyły się w blasku kominka.Wtedy Michael położył dłonie na jej głowie, potem dotknął włosów, policzków i wyszeptał:– Rowan.Siłą woli powstrzymał wszystkie przypadkowe, zwariowane obrazy; zmusił się do tego, aby widzieć teraz jedynie ją, postrzegać ją dłońmi.Raz jeszcze odniósł urocze wrażenie, jakby go pochłaniała, tak jak wtedy, w samochodzie, zdawało mu się, że otoczyła go ze wszystkich stron.A potem, wśród nagłego, gwałtownego szumu, który niby impuls elektryczny przebiegł przez jego żyły, poznał ją: czuł szczerość i intensywność jej życia, niezaprzeczalną dobroć i odwagę.Bezładne, zmieniające się obrazy nie miały żadnego znaczenia.Zgadzały się z całością jego spostrzeżeń, i właśnie owa całość była istotna.Wsunął dłonie w jej szlafrok, dotknął drobnego, szczupłego ciała, tak gorącego, tak rozkosznego w dotyku.Schyliwszy głowę pocałował czubki jej piersi.Sierota, samotna, przestraszona, a mimo to nieustępliwie silna.– Rowan – wyszeptał raz jeszcze.– Teraz niech tylko to się liczy.Poczuł, jak dziewczyna wzdycha, a potem poddaje się, niby złamana łodyga kładąca się na jego piersi.W narastającym żarze opuszczał ją wszystek ból.* * *Michael leżał na dywaniku z głową opartą na zgiętym lewym ramieniu.W prawej ręce trzymał niedbale nad popielniczką papierosa, u boku stała filiżanka parującej kawy.Jest już pewnie dziewiąta.Dzwonił do biura linii lotniczych.Mogą mu dać miejsce w samolocie, który odlatuje w południe.Jednak kiedy myślał o opuszczeniu Rowan, ogarniał go lęk.Lubił ją bardziej niż większość ludzi, których w życiu poznał, i, co być może ściślej wiąże się ze sprawą, był nią oczarowany, zauroczony jej oczywistą inteligencją i nieomal ponurą wrażliwością nieustannie budzącą w nim rozkoszną opiekuńczość.Delektował się tym uczuciem tak, że prawie się tego wstydził.Skończywszy swą drugą grę miłosną rozmawiali przez wiele godzin.Mówili spokojnie, bez pośpiechu i uniesień, każde o swoim życiu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl