[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zbrodniwojennych.Jeszcze nie stanęła przed sądem.Mam zamiar zobaczyć się z nią.Byłasekretarką Babbingtona podczas jego pobytu w Niemczech.Korzystał z jej mieszka-nia jako miejsca spotkań.- Zimmermann nadal mówił, nie przerywając ani na chwilę,jakby jego szybkie, pełne afektacji słowa mogły skupić ich uwagę na treści.294Massinger bez większego zainteresowania patrzył gdzieś w przestrzeń, ponad sto-łem.Margaret, tego Zimmermann był pewien, słuchała z uwagą, ale uparcie usiłowałanie przyjmować do wiadomości wagi omawianego tematu.- I co spodziewa się pan usłyszeć?- Potwierdzenie tego, co mówił Babbington, cóż by innego? - odrzekł Zimmer-mann.Skończył zamówiony na deser sernik i otarł usta serwetką.- Myśli pan, że to Babbington jest poszukiwaną przez nas osobą?- Nie, nie myślę.Jedynie podejrzewam.- Ależ to nonsens! - wybuchnął Massinger; wyglądało na to, że wszystko, co zo-stało do tej pory powiedziane, było sprzeczne z jego rozumowaniem.- To zbyt nie-prawdopodobne, żeby mogło być prawdziwe.Margaret podniosła wzrok i pokręciła głową.- Sam pomysł, że Andrew może być zdrajcą, jest niedorzeczny - powiedziałaspokojnie, z nie znoszącą sprzeciwu pewnością.- To niemożliwe - dodała, kiedy spo-strzegła gniewny wyraz na twarzy Zimmermanna.Zimmermann przypomniał sobie wypowiadane szeptem obietnice i zapewnienia,które Amerykanin po wielekroć powtarzał swojej żonie.Czuł się tak, jakby podsłuchi-wał odgłosy orgazmu, zabłądziwszy przypadkiem do ciemnego pokoju, gdzie dwojeludzi doznawało miłosnych uniesień.Obietnice, słowa uwielbienia, oddania, głębokiejnamiętności.To dlatego uciekł z pokoju.Teraz zrozumiał, że to była prawdziwa przy-czyna ich ślepoty i determinacji.Jutro pojadą do Wiednia, aby zobaczyć się z ClaraElsenreith.Zimmermann nie wysłał tam nikogo.Sam też nie rozmawiał z tą kobietą.Przyzna-wał, że to było tchórzostwo.Wcale nie chciał wiedzieć.Ale oni chcieli.Za wszelką cenę musieli wiedzieć.Nie liczyli się z niebezpieczeń-stwem, przyjaznią i przyszłością.Kto i dlaczego zabił Castleforda?Zimmermann rozumiał tę kobietę.Ona była motorem wszystkiego.Całą duszą od-rzucała myśl o nazistowskiej przeszłości ojca.Nie zastanawiała się nawet, czy było toprawdopodobne.Aby zadać kłam potwornej fikcji, musiała usłyszeć od Clary, że jeślijuż Aubrey zabił jej ojca, to motywem zbrodni była namiętność.Mogła zaakceptowaćwersję o śmierci spowodowanej uwiedzeniem cudzej kochanki, ale nie mieściło jej sięw głowie, że ojciec mógł być nazistą.Jedną z bestii przeszłości.To było beznadziejne.Nigdy nie będzie w stanie ich przekonać.- Czy możecie obiecać, że po rozmowie z Frau Elsenreith wrócicie tutaj i pomo-żecie mi? - zapytał błagalnie.295Nawet teraz zawahali się.Wyglądało to, jakby nie byli w stanie przewidzieć tak od-ległej przyszłości.Ostrożni inwestorzy, niepewni przyszłych zysków.Maszyny zapro-gramowane na wykonanie prostego zadania.Obydwoje byli absolutnie przekonani, żeskończą ostatecznie całą sprawę, kiedy dowiedzą się o wydarzeniach w Berlinie w1946 roku.Zimmermann westchnął w duchu.Złość i frustracja były równie konkretnejak niestrawność.Dlaczego oni niczego nie dostrzegają?- Cóż, nie możemy obiecać, dopóki nie odbędziemy podróży do Wiednia - po-wiedział Massinger po długiej, kłopotliwej ciszy.Margaret dotknęła dłoni męża, chcącwzmocnić jego słabnącą stanowczość.Boże, pomyślał Zimmermann.Dobry Boże!- Rozumiem - powiedział kończąc ostatecznie rozmowę.Położył serwetkę na sto-le.Chciał być okrutny, więc dodał: - Pamiętajcie, że znajdę was w Wiedniu.Bądzcieostrożni.Zdaj się na swój instynkt zawodowy, mój przyjacielu.- Wstał, ukłonił sięsztywno milczącej Margaret i oznajmił na zakończenie: - Pojadę natychmiast do Kolo-nii.Chciałbym usłyszeć opowieść tej kobiety.Dobranoc i powodzenia.Massinger chciał wstać, lecz Zimmermann gestem zachęcił go do pozostania namiejscu, po czym oddalił się sprężystym krokiem.Znieg w ustach i nozdrzach dusił go.Nie stopiony i lodowaty, wpadał mu do gardła.Oczy też miał zalepione śniegiem.Nic nie widział.Otarł je dłonią i kaszlał, wypluwa-jąc z gardła śnieg.Potem usiadł i głośnym dmuchnięciem oczyścił nos.Był jedną białąskorupą.Znieg oblepił go od stóp po czubek głowy.Nad nim stał żołnierz.Kierował lufę kałasznikowa prosto w jego brzuch.Australij-czyk podniósł wzrok, szukając w młodej, bladej twarzy oznak zdenerwowania, obawylub niepewności.Znalazł wszystko, czego szukał.Jęcząc przewrócił się powoli na bok izłączył obie ręce.- Nie ruszaj się - ostrzegł go młody żołnierz.Hyde odwrócił się, by zasłonić cia-łem prawą rękę przed wzrokiem żołnierza.Stopiony śnieg ściekał mu po plecach nibystrużka strachu.Piersi i brzuch miał wewnątrz zlodowaciałe od połkniętego śniegu.Ostrożnie sięgnął ręką i wyciągnął pistolet należący przedtem do młodego porucznika,którego zabił.Usiadł z bronią ukrytą pod udem.Potem dwa razy strzelił do Rosjanina.Po pierwszym strzale w brzuch trafionemu głowa aż odskoczyła do tyłu.Druga kula ugodziła go w czoło tuż nad lewym okiem.Ciało żołnierza niczym ra-żone piorunem runęło na śnieg.Czując się zagrożony, bez chwili namysłu zabił czło-wieka.Spojrzał na bruzdę w śniegu, którą pozostawiło padające ciało.Strzelista296podpora grani biegła w górę.%7łołnierzy nie dostrzegł.Rozdzielili się.Prawdopodobniena rozkaz wydany z najbliższego helikoptera.Po drugiej stronie góry, poniżej miejsca,gdzie się znajdował, słychać było warkot silnika.Niebo było teraz jednolicie szare.Podniósł się i z wysiłkiem zaczął iść pod górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.zbrodniwojennych.Jeszcze nie stanęła przed sądem.Mam zamiar zobaczyć się z nią.Byłasekretarką Babbingtona podczas jego pobytu w Niemczech.Korzystał z jej mieszka-nia jako miejsca spotkań.- Zimmermann nadal mówił, nie przerywając ani na chwilę,jakby jego szybkie, pełne afektacji słowa mogły skupić ich uwagę na treści.294Massinger bez większego zainteresowania patrzył gdzieś w przestrzeń, ponad sto-łem.Margaret, tego Zimmermann był pewien, słuchała z uwagą, ale uparcie usiłowałanie przyjmować do wiadomości wagi omawianego tematu.- I co spodziewa się pan usłyszeć?- Potwierdzenie tego, co mówił Babbington, cóż by innego? - odrzekł Zimmer-mann.Skończył zamówiony na deser sernik i otarł usta serwetką.- Myśli pan, że to Babbington jest poszukiwaną przez nas osobą?- Nie, nie myślę.Jedynie podejrzewam.- Ależ to nonsens! - wybuchnął Massinger; wyglądało na to, że wszystko, co zo-stało do tej pory powiedziane, było sprzeczne z jego rozumowaniem.- To zbyt nie-prawdopodobne, żeby mogło być prawdziwe.Margaret podniosła wzrok i pokręciła głową.- Sam pomysł, że Andrew może być zdrajcą, jest niedorzeczny - powiedziałaspokojnie, z nie znoszącą sprzeciwu pewnością.- To niemożliwe - dodała, kiedy spo-strzegła gniewny wyraz na twarzy Zimmermanna.Zimmermann przypomniał sobie wypowiadane szeptem obietnice i zapewnienia,które Amerykanin po wielekroć powtarzał swojej żonie.Czuł się tak, jakby podsłuchi-wał odgłosy orgazmu, zabłądziwszy przypadkiem do ciemnego pokoju, gdzie dwojeludzi doznawało miłosnych uniesień.Obietnice, słowa uwielbienia, oddania, głębokiejnamiętności.To dlatego uciekł z pokoju.Teraz zrozumiał, że to była prawdziwa przy-czyna ich ślepoty i determinacji.Jutro pojadą do Wiednia, aby zobaczyć się z ClaraElsenreith.Zimmermann nie wysłał tam nikogo.Sam też nie rozmawiał z tą kobietą.Przyzna-wał, że to było tchórzostwo.Wcale nie chciał wiedzieć.Ale oni chcieli.Za wszelką cenę musieli wiedzieć.Nie liczyli się z niebezpieczeń-stwem, przyjaznią i przyszłością.Kto i dlaczego zabił Castleforda?Zimmermann rozumiał tę kobietę.Ona była motorem wszystkiego.Całą duszą od-rzucała myśl o nazistowskiej przeszłości ojca.Nie zastanawiała się nawet, czy było toprawdopodobne.Aby zadać kłam potwornej fikcji, musiała usłyszeć od Clary, że jeślijuż Aubrey zabił jej ojca, to motywem zbrodni była namiętność.Mogła zaakceptowaćwersję o śmierci spowodowanej uwiedzeniem cudzej kochanki, ale nie mieściło jej sięw głowie, że ojciec mógł być nazistą.Jedną z bestii przeszłości.To było beznadziejne.Nigdy nie będzie w stanie ich przekonać.- Czy możecie obiecać, że po rozmowie z Frau Elsenreith wrócicie tutaj i pomo-żecie mi? - zapytał błagalnie.295Nawet teraz zawahali się.Wyglądało to, jakby nie byli w stanie przewidzieć tak od-ległej przyszłości.Ostrożni inwestorzy, niepewni przyszłych zysków.Maszyny zapro-gramowane na wykonanie prostego zadania.Obydwoje byli absolutnie przekonani, żeskończą ostatecznie całą sprawę, kiedy dowiedzą się o wydarzeniach w Berlinie w1946 roku.Zimmermann westchnął w duchu.Złość i frustracja były równie konkretnejak niestrawność.Dlaczego oni niczego nie dostrzegają?- Cóż, nie możemy obiecać, dopóki nie odbędziemy podróży do Wiednia - po-wiedział Massinger po długiej, kłopotliwej ciszy.Margaret dotknęła dłoni męża, chcącwzmocnić jego słabnącą stanowczość.Boże, pomyślał Zimmermann.Dobry Boże!- Rozumiem - powiedział kończąc ostatecznie rozmowę.Położył serwetkę na sto-le.Chciał być okrutny, więc dodał: - Pamiętajcie, że znajdę was w Wiedniu.Bądzcieostrożni.Zdaj się na swój instynkt zawodowy, mój przyjacielu.- Wstał, ukłonił sięsztywno milczącej Margaret i oznajmił na zakończenie: - Pojadę natychmiast do Kolo-nii.Chciałbym usłyszeć opowieść tej kobiety.Dobranoc i powodzenia.Massinger chciał wstać, lecz Zimmermann gestem zachęcił go do pozostania namiejscu, po czym oddalił się sprężystym krokiem.Znieg w ustach i nozdrzach dusił go.Nie stopiony i lodowaty, wpadał mu do gardła.Oczy też miał zalepione śniegiem.Nic nie widział.Otarł je dłonią i kaszlał, wypluwa-jąc z gardła śnieg.Potem usiadł i głośnym dmuchnięciem oczyścił nos.Był jedną białąskorupą.Znieg oblepił go od stóp po czubek głowy.Nad nim stał żołnierz.Kierował lufę kałasznikowa prosto w jego brzuch.Australij-czyk podniósł wzrok, szukając w młodej, bladej twarzy oznak zdenerwowania, obawylub niepewności.Znalazł wszystko, czego szukał.Jęcząc przewrócił się powoli na bok izłączył obie ręce.- Nie ruszaj się - ostrzegł go młody żołnierz.Hyde odwrócił się, by zasłonić cia-łem prawą rękę przed wzrokiem żołnierza.Stopiony śnieg ściekał mu po plecach nibystrużka strachu.Piersi i brzuch miał wewnątrz zlodowaciałe od połkniętego śniegu.Ostrożnie sięgnął ręką i wyciągnął pistolet należący przedtem do młodego porucznika,którego zabił.Usiadł z bronią ukrytą pod udem.Potem dwa razy strzelił do Rosjanina.Po pierwszym strzale w brzuch trafionemu głowa aż odskoczyła do tyłu.Druga kula ugodziła go w czoło tuż nad lewym okiem.Ciało żołnierza niczym ra-żone piorunem runęło na śnieg.Czując się zagrożony, bez chwili namysłu zabił czło-wieka.Spojrzał na bruzdę w śniegu, którą pozostawiło padające ciało.Strzelista296podpora grani biegła w górę.%7łołnierzy nie dostrzegł.Rozdzielili się.Prawdopodobniena rozkaz wydany z najbliższego helikoptera.Po drugiej stronie góry, poniżej miejsca,gdzie się znajdował, słychać było warkot silnika.Niebo było teraz jednolicie szare.Podniósł się i z wysiłkiem zaczął iść pod górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]