[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Sama nie wiem.Czasem szybko i gwałtownie ma swojeplusy.Wiesz, o czym mówię, Clark?Reakcja kolorystyczna.A do tego błysk w oku.Chociaższczerze powiedziawszy, jego oczy nie błyszczały, one płonęły.Hmmm.Wcisnął mi w dłoń broszurkę, wsiadł do auta i odjechał.Byłato ulotka Historycznego Stowarzyszenia Mendocino.Z tyłuwymieniono nazwisko mojego niespodziewanego gościa.Clark Barrow.Historyk.Archiwista.Bibliotekarz.Zapomniał dodać Wielbiciel Aat na Aokciach.Wróciłam do domu, śmiejąc się pod nosem.I byłabymwpadła po raz drugi w dziurę w werandzie.Aapiąc się poręczy,która zachybotała się mocno, wymamrotałam pod nosem: %7ładnych napraw? Jeszcze zobaczymy.* * *Cały dzień ciężko harowałam.Pozwoliłam sobie tylko nakrótką przerwę na zjedzenie resztek pizzy i wypicie piwa.Zrobiłam to, stojąc w kuchni i obrywając papier, którym byływyłożone półki kredensu.Czy ten papier ma wartość historyczną?Czy wolno mi zdzierać go z półek? A może przyszłość całegomiasteczka zależy od pochodzącego z lat siedemdziesiątychpapieru w ślimaki i koniki polne?Po zjedzeniu lunchu na stojąco wróciłam do piwnicy.Tymrazem uzbroiłam się w trzy latarki i pudełko z żarówkami, któreznalazłam pod zlewem.Teraz, kiedy piwnica była oświetlona, niewydawała się już tak przerażająca.Spenetrowałam wnętrzespiżarki i bardzo się ucieszyłam, bo na półkach stały równopoustawiane słoiki z przetworami ciotki Maude.Na wszystkichwidniała zeszłoroczna data.Pyszności.Dżem z jeżyn.Wkładającpościel do pralki, z nieustającym uporem ignorowałam pudełko zgłowami stojące w pralni.Koce wywiesiłam na zewnątrz nasznurku do bielizny, gdzie mocno falowały na wiejącym odzachodu wietrze.Potem postanowiłam przywrócić porządek wsypialni, którą zamierzałam na razie zająć.Szorowałam podłogę.Wynosiłam kolejne wiadra brudnej wody.Zdjęłam stare zasłony,ciężkie od kurzu, i przez chwilę rozważałam ich wyrzucenie, aleskoro muszę brać pod uwagę cholerne historyczne znaczeniekażdego przedmiotu w tym domu&Zrzędząc pod nosem, złożyłam kotary i odłożyłam je na bok.Nadejdzie taki czas, że trzeba będzie w końcu czegoś się pozbyć.Ale wychodzi na to, że będzie musiał być przy tym obecnyarchiwista-bibliotekarz.Następnie zajęłam się łazienką w korytarzu na piętrze.Idzięki wielkiemu wysiłkowi i łasce boskiej doprowadziłam ją dolśnienia.W szafie z pościelą znalazłam opakowanie sodyoczyszczonej i za pomocą wiadra ciepłej wody i szczotkiwyszorowałam na błysk małe ośmioboczne płytki na podłodze.Plamy na żeliwnej wannie nie zniknęły mimo użycia wybielacza.Za to stare chromowane krany świeciły się tak, że mogłam się wnich przejrzeć.Kiedy zapadał zmrok, byłam padnięta i śmierdząca, alemiałam nieskazitelnie czyste sypialnię i łazienkę.Byłam takzmęczona, że nie miałam nawet siły pomyśleć o jedzeniu.Wzięłamprysznic, szybko myjąc głowę w obawie, że skończy się gorącawoda.Po zajęciu się podstawową higieną pozwoliłam sobie nachwilę luksusu pod ciepłym strumieniem.Dłońmi gładziłam skórę,czując każdy mięsień zmęczony ciężką pracą.Wyobrażałam sobie także, jakie to byłoby uczucie poczućpewien szczególny narząd należący do kowboja o imieniu Hank.Już zaczęłam się podniecać, kiedy z prysznica trysnęła zimnawoda, przepędzając mnie i moje erotyczne fantazje z kabiny.Opatuliłam się ręcznikiem, wsłuchując się w wieczorne odgłosydomu.Palcami rozczesałam moje lekko podsuszone loki.Niemiałam siły dłużej utrzymać suszarki.Z Królami czułych słówekpod pachą wdrapałam się na warte grzechu łóżko.Zachwycił mniezapach czystej pościeli i przewianych słońcem koców.Zasnęłam, nie przeczytawszy ani jednej strony. Rozdział czwartyZnił mi się mężczyzna jadący na koniu.Morska wodarozbryzgiwała się spod kopyt rumaka.Jego obecność mnieporuszała.Szłam piaszczystą, zalewaną falami plażą i patrzyłam nakołyszącego się na dorodnym koniu faceta zmierzającego w moimkierunku.Ale w tym samym momencie z toni wynurzył sięmężczyzna z aktówką pełną muszelek, dziwnie podobny doClarka.Stanowczo zakazał mi wyrzucać homary, które mogłydostać się do moich butów. Homary? Jakie homary? spytałam, intonując piosenkę B-52 s Rock Lobster.Mężczyzna wskazał na moje stopy.Przeraziłamsię, bo zamiast nich miałam szczypce homara uderzające o piasek.Przebudziłam się zlana zimnym potem, ale uspokoił mniełagodny szum fal i szybko wróciłam do krainy snu.Obudziłam się dopiero rano, kiedy pierwsze promieniesłońca zaczynały rozświetlać niebo.Mój organizm ciągle byłnastawiony na czas Zachodniego Wybrzeża.Dzisiaj położę sięnieco pózniej, by dostroić się do tutejszej strefy czasowej.Gdybynie ten poruszający sen, mogłabym powiedzieć, że spałam jakkamień.Bez przeciekającego dachu.Naciągnęłam kołdrę na twarz w nadziei, że jeszcze na chwilęuda mi się zdrzemnąć, ale nic z tego.Było po szóstej, a tooznaczało&Kawa!Włożyłam legginsy i polar.Założyłam opaskę na włosy iszybko zeszłam po schodach.Postanowiłam, że do miasta dotrępieszo.Rozprostuję trochę nogi po wczorajszym wycisku,zwłaszcza że dziś też czeka mnie sporo pracy.Ruszyłam długądrogą podjazdową, a potem skręciłam w ulicę prowadzącą domiasteczka.Dystans niecałego kilometra pokonałam w okołodziesięć minut.Dobrze wiedzieć.Przy głównej arterii miastazauważyłam sklep z antykami, gdzie można było kupić przedewszystkim stare obrazy, głównie pejzaże.Kilka z nichprzedstawiało miasteczko.Ciekawe, czy malowidła ciotki są cośwarte.Trzeba zapamiętać to miejsce.Teraz jednak potrzebowałam kawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Sama nie wiem.Czasem szybko i gwałtownie ma swojeplusy.Wiesz, o czym mówię, Clark?Reakcja kolorystyczna.A do tego błysk w oku.Chociaższczerze powiedziawszy, jego oczy nie błyszczały, one płonęły.Hmmm.Wcisnął mi w dłoń broszurkę, wsiadł do auta i odjechał.Byłato ulotka Historycznego Stowarzyszenia Mendocino.Z tyłuwymieniono nazwisko mojego niespodziewanego gościa.Clark Barrow.Historyk.Archiwista.Bibliotekarz.Zapomniał dodać Wielbiciel Aat na Aokciach.Wróciłam do domu, śmiejąc się pod nosem.I byłabymwpadła po raz drugi w dziurę w werandzie.Aapiąc się poręczy,która zachybotała się mocno, wymamrotałam pod nosem: %7ładnych napraw? Jeszcze zobaczymy.* * *Cały dzień ciężko harowałam.Pozwoliłam sobie tylko nakrótką przerwę na zjedzenie resztek pizzy i wypicie piwa.Zrobiłam to, stojąc w kuchni i obrywając papier, którym byływyłożone półki kredensu.Czy ten papier ma wartość historyczną?Czy wolno mi zdzierać go z półek? A może przyszłość całegomiasteczka zależy od pochodzącego z lat siedemdziesiątychpapieru w ślimaki i koniki polne?Po zjedzeniu lunchu na stojąco wróciłam do piwnicy.Tymrazem uzbroiłam się w trzy latarki i pudełko z żarówkami, któreznalazłam pod zlewem.Teraz, kiedy piwnica była oświetlona, niewydawała się już tak przerażająca.Spenetrowałam wnętrzespiżarki i bardzo się ucieszyłam, bo na półkach stały równopoustawiane słoiki z przetworami ciotki Maude.Na wszystkichwidniała zeszłoroczna data.Pyszności.Dżem z jeżyn.Wkładającpościel do pralki, z nieustającym uporem ignorowałam pudełko zgłowami stojące w pralni.Koce wywiesiłam na zewnątrz nasznurku do bielizny, gdzie mocno falowały na wiejącym odzachodu wietrze.Potem postanowiłam przywrócić porządek wsypialni, którą zamierzałam na razie zająć.Szorowałam podłogę.Wynosiłam kolejne wiadra brudnej wody.Zdjęłam stare zasłony,ciężkie od kurzu, i przez chwilę rozważałam ich wyrzucenie, aleskoro muszę brać pod uwagę cholerne historyczne znaczeniekażdego przedmiotu w tym domu&Zrzędząc pod nosem, złożyłam kotary i odłożyłam je na bok.Nadejdzie taki czas, że trzeba będzie w końcu czegoś się pozbyć.Ale wychodzi na to, że będzie musiał być przy tym obecnyarchiwista-bibliotekarz.Następnie zajęłam się łazienką w korytarzu na piętrze.Idzięki wielkiemu wysiłkowi i łasce boskiej doprowadziłam ją dolśnienia.W szafie z pościelą znalazłam opakowanie sodyoczyszczonej i za pomocą wiadra ciepłej wody i szczotkiwyszorowałam na błysk małe ośmioboczne płytki na podłodze.Plamy na żeliwnej wannie nie zniknęły mimo użycia wybielacza.Za to stare chromowane krany świeciły się tak, że mogłam się wnich przejrzeć.Kiedy zapadał zmrok, byłam padnięta i śmierdząca, alemiałam nieskazitelnie czyste sypialnię i łazienkę.Byłam takzmęczona, że nie miałam nawet siły pomyśleć o jedzeniu.Wzięłamprysznic, szybko myjąc głowę w obawie, że skończy się gorącawoda.Po zajęciu się podstawową higieną pozwoliłam sobie nachwilę luksusu pod ciepłym strumieniem.Dłońmi gładziłam skórę,czując każdy mięsień zmęczony ciężką pracą.Wyobrażałam sobie także, jakie to byłoby uczucie poczućpewien szczególny narząd należący do kowboja o imieniu Hank.Już zaczęłam się podniecać, kiedy z prysznica trysnęła zimnawoda, przepędzając mnie i moje erotyczne fantazje z kabiny.Opatuliłam się ręcznikiem, wsłuchując się w wieczorne odgłosydomu.Palcami rozczesałam moje lekko podsuszone loki.Niemiałam siły dłużej utrzymać suszarki.Z Królami czułych słówekpod pachą wdrapałam się na warte grzechu łóżko.Zachwycił mniezapach czystej pościeli i przewianych słońcem koców.Zasnęłam, nie przeczytawszy ani jednej strony. Rozdział czwartyZnił mi się mężczyzna jadący na koniu.Morska wodarozbryzgiwała się spod kopyt rumaka.Jego obecność mnieporuszała.Szłam piaszczystą, zalewaną falami plażą i patrzyłam nakołyszącego się na dorodnym koniu faceta zmierzającego w moimkierunku.Ale w tym samym momencie z toni wynurzył sięmężczyzna z aktówką pełną muszelek, dziwnie podobny doClarka.Stanowczo zakazał mi wyrzucać homary, które mogłydostać się do moich butów. Homary? Jakie homary? spytałam, intonując piosenkę B-52 s Rock Lobster.Mężczyzna wskazał na moje stopy.Przeraziłamsię, bo zamiast nich miałam szczypce homara uderzające o piasek.Przebudziłam się zlana zimnym potem, ale uspokoił mniełagodny szum fal i szybko wróciłam do krainy snu.Obudziłam się dopiero rano, kiedy pierwsze promieniesłońca zaczynały rozświetlać niebo.Mój organizm ciągle byłnastawiony na czas Zachodniego Wybrzeża.Dzisiaj położę sięnieco pózniej, by dostroić się do tutejszej strefy czasowej.Gdybynie ten poruszający sen, mogłabym powiedzieć, że spałam jakkamień.Bez przeciekającego dachu.Naciągnęłam kołdrę na twarz w nadziei, że jeszcze na chwilęuda mi się zdrzemnąć, ale nic z tego.Było po szóstej, a tooznaczało&Kawa!Włożyłam legginsy i polar.Założyłam opaskę na włosy iszybko zeszłam po schodach.Postanowiłam, że do miasta dotrępieszo.Rozprostuję trochę nogi po wczorajszym wycisku,zwłaszcza że dziś też czeka mnie sporo pracy.Ruszyłam długądrogą podjazdową, a potem skręciłam w ulicę prowadzącą domiasteczka.Dystans niecałego kilometra pokonałam w okołodziesięć minut.Dobrze wiedzieć.Przy głównej arterii miastazauważyłam sklep z antykami, gdzie można było kupić przedewszystkim stare obrazy, głównie pejzaże.Kilka z nichprzedstawiało miasteczko.Ciekawe, czy malowidła ciotki są cośwarte.Trzeba zapamiętać to miejsce.Teraz jednak potrzebowałam kawy [ Pobierz całość w formacie PDF ]